Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dzieduszycka Ewa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Dzieduszycka Ewa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 marca 2019

Ewa Dzieduszycka - "Podróżniczka"

Ewa Dzieduszycka - "Podróżniczka"

Nie znam większego szczęścia niż wpatrywanie się w arcydzieła

     „Nie znam większego szczęścia niż wpatrywanie się w arcydzieła” oznajmiła Ewa z Koziebrodzkich  Dzieduszycka, porównując tę radość jedynie do euforii  ogarniającej alpinistę po zdobyciu szczytu, z którego roztacza się wyjątkowy widok. Dane jej było doświadczać obydwu tych uczuć eksplorując liczne kraje w Europie, Azji, Afryce z ich muzeami, galeriami, zabytkami, górami, lasami, pustyniami, morzami…
Fascynująca autorka wspomnień była postacią nietuzinkową pod wieloma względami. Wystarczy odnotować jej pionierskie jazdy na rowerze i nartach. Jej swoistym hobby było zażywanie kąpieli we wszelkich akwenach napotykanych na drodze swych wypraw. Spełniając swe nietypowe zachcianki poleciła zbudować „leśną chatkę” służącą za schronisko w jej eskapadach w okolice. Jako czynna uczestniczka polowań, jedno z nich niemal przypłaciła życiem doświadczając śmierci klinicznej.

Ewa Dzieduszycka - początek XX wieku
Ewa Dzieduszycka - początek XX w.
Ewa Dzieduszycka - koniec lat 50. XX wieku
Ewa Dzieduszycka - koniec lat 50. XX w.
Ewa Dzieduszycka - początek. XX wieku
Ewa Dzieduszycka - początek. XX w.


Fotografie, biogramy, przypisy

     Ewa Dzieduszycka była kobietą aktywną, wyzwoloną, wyprzedzającą ludzi sobie współczesnych, chociaż wychowana była w surowej dyscyplinie z poszanowaniem wszelkich zasad życia młodej arystokratki. Dobrze się stało, że pod koniec życia postanowiła spisać swe bogate wspomnienia, a pół wieku później jej potomkinie – Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska i Dominika Dzieduszycka-Sigsworth – zdecydowały opublikować opowieści Babci. Wnuczka i prawnuczka Ewy Dzieduszyckiej opracowały rękopis wspomnień uzupełniając go fotografiami doskonale wpisującymi się w tekst bohaterki, a pochodzącymi z archiwów rodzinnych, muzealnych oraz Narodowego Archiwum Cyfrowego. Przedstawiają one typowe zdjęcia z albumów tworzonych przez kolejne pokolenia ziemian, jak również kopie dokumentów, czy wizerunki odwiedzanych przez Podróżniczkę miejsc. Redaktorki w interesujący sposób wzbogaciły treść książki przytaczając fragmenty opracowań innych autorów, np. Walerego Eljasza, Romana Aftanazego, czy wyjątki z Polskiego Słownika Biograficznego lub dzienników Myszki Bochdan.
     Niekłamane wyrazy uznania kieruję do Pań: Małgorzaty i Dominiki Dzieduszyckich za rzetelne i skrupulatne przygotowanie przypisów, dodatkowo wyjaśniających zagadnienia poruszane w tekście, np. skomplikowane koligacje Dzieduszyckich, pojawiające się postaci, miejsca, fakty.

Ewa Dzieduszycka - połowa XX wieku
Ewa Dzieduszycka - połowa XX w.
Fragment rękopisu wspomnień
Fragment rękopisu wspomnień


 

 

 

 

 

 

 

 

Literackie opisy

     Podróżniczka snuła barwną gawędę o miejscach i ludziach racząc czytelników plastycznymi, sugestywnymi, misternymi opisami atrakcji turystycznych, przyrodniczych, kulturowych. Zaprezentowała się jako wnikliwa obserwatorka zastanej rzeczywistości, obdarzona szeroką wiedzą i wyobraźnią, pozwalającą jej dostrzegać i weryfikować znane jej z lektury Biblii, eposów i mitów miejsca. Uważny czytelnik, przyzwyczajony do lakonicznych informacji dostarczanych przez dzisiejszą Wikipedię, dostrzega wartość przepięknych opisów lokalnych atrakcji położonych na szlakach podróży polskiej globtroterki. Jej relacje przenoszą odbiorców na ulice arabskiego Port Said, hinduskiego Bombaju, Jaipur w Radżastanie, nad brzegi Gangesu, w środek burzy piaskowej w Egipcie, w góry Tybetu, na karnawał do Lwowa. Do krain, "które jak sen się ukazały i jak sen przeminą".
     Ewa Dzieduszycka posiadała cenną umiejętność nakreślania kontekstu historycznego przedstawianych dziejów własnych. Wraz z jej dorastaniem i dojrzewaniem towarzyszymy aktualnym wydarzeniom w Polsce i Europie, szczególnie od wybuchu I wojny światowej. Żałować należy, że kalendarz wspomnień Podróżniczki skończył się około roku 1947, a nie roku 1963. Ale może to kwestia wyboru tekstów przez redaktorki wydania…

Małgorzata i Dominika Dzieduszyckie przed stacją kolejową w Jezupolu - 2009
Małgorzata i Dominika Dzieduszyckie przed stacją kolejową w Jezupolu - 2009

Lato to nie pora roku, to cel podróży

     Pod koniec swych dni sformułowała konkluzję o pozytywnym wydźwięku  „Wszystko mi odebrano, ale cieszę się, że tego jednego odebrać mi nie mogą: niezapomnianych wspomnień”. We wspomnieniach tych znalazły się ukochane przeze mnie i rokrocznie „deptane” Tatry; opowieści o życiu w polskich dworach i pałacach, które sukcesywnie odwiedzam; gawędy, jak to na polskich Kresach Wschodnich drzewiej bywało oraz podróże po świecie, bo podobnie do Ewy Dzieduszyckiej zaczął mnie „korcić widok” z mojego tarasu. Przyswoiłam treść pewnej reklamy z tv „Lato to nie pora roku, to cel podróży” i wybrałam się do Afryki…


Tekst ukazał się na blogu www.CzytamPoPolsku.pl



niedziela, 9 września 2018

Ewa Dzieduszycka, „Podróżniczka” (wspomnienia kresowej arystokratki wyciągnięte z szuflady po pół wieku)





„Podróżniczka” to wspomnienia Ewy z Koziebrodzkich hrabiny Dzieduszyckiej, które przeleżały w szufladzie we Wrocławiu ponad pół wieku, nim wreszcie wypłynęły na światło dzienne.

Autorka tej książki urodziła się w 1878 roku w Chłopicach pod Jarosławiem (zabór austriacki). Rodzice wcześnie ją osierocili, więc wzięła ją na wychowanie (razem z nieco starszą siostrą Anną) ciotka jej matki, Aniela Kielanowska, która wcześniej wychowywała jej matkę. Bogata i bezdzietna ciocia-babcia zapewniła dziewczynkom bajkowe dzieciństwo w pięknym pałacu w Kozłowie pod Lwowem, który był urządzony z ogromnym przepychem i pełen rozmaitych dzieł sztuki i cennych przedmiotów. M. in. były tam dwa rzeźbione sfinksy z kamienia dłuta Canowy i sekretera z Florencji, która podobno miała aż 365 ukrytych szufladek. Opis Kozłowa znajduje się w słynnej książce Romana Aftanazego „Dzieje rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej”. Pałac tamtejszy wzniósł Tytus Kielanowski w latach 1850-1860.

Autorka bardzo wiele podróżowała od dziecka. Bogata ciocia-babcia woziła obie swoje wychowanice na wakacje do różnych krajów, by podziwiały dzieła sztuki i piękne pejzaże. Były dzięki temu w Niemczech, Francji, Włoszech i właściwie wszędzie, gdzie wypadało być w tamtych czasach przedstawicielkom galicyjskiej arystokracji. Jako młoda panienka wyszła za mąż za Władysława Dzieduszyckiego, syna hrabiego Wojciecha Dzieduszyckiego z Jezupola koło Stanisławowa.

„Hrabia Wojtek” – jak go zwano - był wówczas jedną z najbarwniejszych postaci w całej Galicji: polityk, poseł na sejm, filozof, pisarz i spirytysta. Znany był z tego, że w swoim pałacu w Jezupolu urządzał seanse spirytystystyczne, na których wywoływał duchy wraz ze swymi gośćmi (była to mieszkająca przez jakiś czas w Jezupolu rodzina poety Karola Brzozowskiego). „Hrabia Wojtek” to postać nieobca dla mnie, ponieważ tego ekscentrycznego arystokratę i jego zabawy z wirującym talerzykiem opisałam w swojej książce „Duchy kresów wschodnich”. Z przyjemnością więc i ogromnym zainteresowaniem czytałam kolejną relację na ten temat.

Dzieduszycka pisze tak:

„Tu napomknę jeszcze o jednej historii, o której mi mój mąż opowiadał, z czasów, gdy mnie w Jezupolu nie było, a która miała miejsce pod koniec XIX stulecia. Otóż, nie wiem, w którym roku, rodzice męża, będąc w Konstantynopolu, poznali rodzinę polskich emigrantów – Karola Brzozowskiego, bardzo wówczas cenionego poetę, żonę jego, pochodzącą z Syrii, córkę Jadwigę i syna Stanisława. Wkrótce się zaprzyjaźnili, razem zwiedzali osobliwości miasta i Małej Azji. A ponieważ ci państwo nie mieli właściwie stałego miejsca zamieszkania, moi teściowie zaprosili ich do Jezupola i razem wrócili do kraju.
Stary pan Brzozowski pisał wiersze i tłumaczył właśnie z hebrajskiego Pieśń nad Pieśniami (…), a młodzi trzymali się razem i robili konno lub wózkiem wycieczki po okolicy. Wieczorami gromadzili się wszyscy w salonie, a ponieważ pan Brzozowski był mistykiem i wierzył w duchy, które niewidzialne krążą po świecie, namówił obecnych do seansów spirytystycznych. Zaczęły się więc dziać rozmaite dziwa, słoiki pukały, podnosiły się w górę i opadały, ekierki latały po papierze. Stanisław jako medium, przemykał się jako ptak przez mały lufcik w oknie tam i z powrotem, a palcem, który miał kiedyś przestrzelony, chwytał się haka od lampy na suficie i wyczyniał rozmaite sztuki akrobatyczne albo łaził jak pająk na ścianie.
Raz w czasie seansu usłyszeli obok w pustym pokoju, jakby ktoś rozsypywał pieniądze na stole i dzwoniąc nimi, rachował głośno: raz, dwa, trzy, cztery… Gdy doszedł do stu, znów wracał do początku. Mój mąż, który nigdy na serio nie brał tych seansów, zniecierpliwiony chcąc złapać figlarza, wpadł znienacka do tego pokoju. Było tam zupełnie ciemno, pusto, a na stole nic nie było, jednak jakiś tajemniczy głos rachował nadal spokojnie: pięćdziesiąt trzy, pięćdziesiąt cztery, pięćdziesiąt pięć… - słychać przy tym było brzęk przesuwanych monet. Uznał, że to była jakaś zbiorowa halucynacja.”

Ewa Dzieduszycka po ślubie mieszkała wraz z mężem i jego rodzicami w Jezupolu, ale nadal wiele podróżowała. W międzyczasie urodziła dzieci, ale nie musiała się nimi zajmować, gdyż od tego były nianie, opiekunki, służące i guwernantki. Wolała latać po świecie. Niektóre ze swych najbardziej egzotycznych podróży opisała już wcześniej, w książce wydanej w 1912 roku we Lwowie pod tytułem „Indie i Himalaje. Wrażenia z podróży”. Szukałam tej książki w bibliotekach cyfrowych, ale nie znalazłam. Próbowałam jednak czytać opisy podróży zawarte w jej pamiętniku. No i niestety! Mimo bardzo atrakcyjnego tematu, te opisy były dla mnie tak długie, rozwlekłe i nużące, że sobie je podarowałam. Przekartkowałam tylko strony poświęcone tym wojażom. Wiem, że Dzieduszycka wybrała się w egzotyczną podróż z mężem Władysławem, który jechał kupować konie od szejków arabskich. Szejkowie wynajęli wyspę przy brzegach Indii, niedaleko Bombaju i tam zwieźli swoje przepiękne, wyhodowane na pustyni konie arabskie.

W przepychu i dobrobycie przeżyła Ewa Dzieduszycka okres do I wojny światowej. Później rodzina Dzieduszyckich musiała opuścić swój dom (przechodziła tam linia frontu rosyjsko-austriackiego) tułała się po różnych obcych domach i mieszkaniach. Na jakiś czas wrócili do Jezupola, kiedy tereny te zostały odbite przez armię austriacką, ale potem znów musieli się ewakuować. Wtedy wraz ze stadem krów mlecznych zawędrowali aż do Zakopanego, które było najbezpieczniejszym miejscem w czasie wojny. Dom w Jezupolu został spalony, trzeba było w jego miejsce postawić nowy, mniej okazały. Ten drugi dom stoi do tej pory, obecnie mieści się w nim ukraińskie sanatorium psychiatryczne dla dzieci.

Po tym dramatycznym okresie zaczął się dla Dzieduszyckich spokojniejszy czas międzywojnia. I znowu te podróże! I tu również opuszczałam sporo opisów, bo mnie nudziły. Potem znowu zrobiło się ciekawiej, a narracja wyraźnie przyspieszyła, kiedy zaczęła się II wojna światowa. Losy Dzieduszyckich w tym okresie to był standard, opisywany po wielokroć w pamiętnikach kresowych: ucieczka z majątku, pobyt we Lwowie, aresztowanie Władysława Dzieduszyckiego (NKWD zabrało go dosłownie sprzed drzwi mieszkania, kiedy naciskał dzwonek do drzwi, rodzina nigdy potem już go nie widziała, ani też nie miała od niego żadnych wiadomości), wywózka córki autorki i jej dzieci do Kazachstanu (jedna z wnuczek autorki została tam na zawsze, bo zmarła na gruźlicę, reszta rodziny dostała się do armii generała Andersa, potem na Bliski Wschód, po wojnie do Anglii).

W czasie okupacji Ewa Dzieduszycka z sowieckiego Lwowa przedostała się do niemieckiego Krakowa, potem zamieszkała gdzieś u znajomych w majątku na wsi i tam doczekała końca wojny. Po 1945 roku zamieszkała we Wrocławiu z najmłodszym synem Wojciechem Dzieduszyckim i jego rodziną. Syn był znanym śpiewakiem operowym i kabareciarzem, a jednocześnie przez szereg lat współpracował z UB czy SB i pisał donosy na kolegów, co ujawnił IPN w 2007 roku. Sprawa była bardzo głośna, bo wrocławski „hrabia Wojtek” był znanym celebrytą. Podobno tak się przejął tą sprawą, że ze wstydu już do końca życia nie wychodził z domu. Zmarł mając około stu lat.

Ewa Dzieduszycka żyła ponad 80 lat. Pod koniec życia złamała sobie nogę w biodrze. Po tym wypadku, w latach 1961-1963, pisała ten właśnie pamiętnik, który przeleżał szereg lat w archiwum domowym. Na potrzeby wydawnictwa opracowały go Małgorzata Dzieduszycka-Ziemilska i Dominika Dzieduszycka-Sigsworth, wnuczka i prawnuczka autorki.

Jest to bardzo interesujący tekst (za wyjątkiem tych nieszczęsnych, długaśnych opisów podróży), który przynosi wiele ciekawych szczegółów z życia codziennego galicyjskiej arystokracji na przełomie wieków XIX i XX. Szkoda tylko, że autorka rozpisywała się tak obszernie na temat rzeczy nieważnych z punktu widzenia czytelnika („co ja widziałam i gdzie ja byłam” – w czasach Wikipedii takie opisy są zbędne i mało wnoszące), a tak mocno ocenzurowała swoje osobiste życie i wspomnienia. Nie znajdziemy tu opisów członków rodziny, nawet męża (tylko trochę o teściu), nie znajdziemy żadnych refleksji osobistych, jakiś podsumowań życiowych.

Bardzo mi brakowało w tej książce zestawienia życia osobistego autorki z tym, co się wówczas działo w wielkiej polityce. A widziała przecież czasy, kiedy „Polska wybuchła” po latach niewoli, kiedy powstała z kolan po latach zaborów. Nic, nic, nic - na ten temat! Jakby autorka była ślepa na Polskę! Jakby nie zauważała tego, co się dzieje wokół niej w sensie politycznych! A może to „zasługa” współczesnych redaktorek z rodziny? Może panie usunęły uwagi na tematy społeczno-polityczne, nie chcąc zanudzać czytelnika? Może miała to być tylko historia kameralna, rodzinna? Trudno powiedzieć. Mimo wszystko, z przyjemnością i bardzo szybko przeczytałam tę książkę, bo autorka miała naprawdę prawdziwy dar opowiadania.

Jest to jedna z nielicznych moich lektur, jakie przeczytałam dzięki recenzjom na blogach książkowych. Czytałam o tej książce na blogu Montgomery i Izabeli Łęckiej. Dzięki wielkie za informacje! A potem lobbowałam w mojej bibliotece, by to kupili. Wypożyczyłam tę książkę jako pierwsza!

Alicja Łukawska

Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko

sobota, 26 maja 2018

Ewa Dzieduszycka 'Podróżniczka' - kobieta, której losem były podróże, zmiany i pożegnania




Ta opasła książka to prawdziwa gratka dla miłośników Kresów, historii Polski oraz lubiących biografie. Są to wspomnienia Ewy Dzieduszyckiej, Polki, której dane było urodzić się w Cesarstwie Austro-Węgierskim, przeżyć 2 wojny światowe, trzykrotnie tracić dom, doświadczyć cierpienia dzieci, ale i przeżyć bardzo dobrze życie, zobaczyć świat i czerpać z niego garściami.... 
Książkę czyta się z przyjemnością, można by powiedzieć, że jednym tchem gdyby nie jej obszerność! Sprawdziło się na niej przysłowie-przekleństwo: Oby Ci nie było dane żyć w ciekawych czasach. Przeżyła dwie wojny, cierpienia własnych dzieci, trzykrotną stratę domu. Ale w żaden sposób nie jest to opowieść łzawa ani smutna. To pełna radości z poznawania świata opowieść kobiety, która z życia czerpała garściami.


Recenzja pochodzi z bloga Literackie zamieszanie
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...