Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jeżanna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jeżanna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 stycznia 2015

Zofia Kossak, Pożoga




Koniec świata na Kresach

Oceniając (bardzo, nawiasem mówiąc, wartościową) książkę Zofii Kossak „Pożoga”, nie jestem w stanie nie zwrócić uwagi na pewien dysonans, będący wynikiem zestawienia wybujałego słownictwa z przedstawionymi wydarzeniami.

Autorka posługuje się piękną polszczyzną, owszem. Rzadko się dziś taką spotyka. Ale pisanie o grabieżach, rzezi i pogromach w konwencji opowieści z życia wyższych sfer powoduje lekki zgrzyt estetyczny. Być może jest to jednak odczucie wyłącznie jednostkowe, na domiar złego, pochodzące od osoby, która pod względem intelektualnym i genealogicznym pozostaje w stosunku do autorki w tyle o niezmierzone lata świetlne. 

Pomijając jednak pewną egzaltację stylistyczną, „Pożoga” to bardzo dobra książka. Po pierwsze – pokazuje bez skrzywień te wątki dziejowe, które przez lata, przez wzgląd na obowiązujące tendencje w prezentowaniu historii, skrzętnie zamiatano pod dywan.

Po drugie, istotna jest autentyczność obserwacji. Wspomniane już, zahaczające ciut o grafomanię, zabiegi stylistyczne, są niejako dowodem szczerości wyznań pisarki. Swoje odczucia i spostrzeżenia przekazała w sposób sobie właściwy, zachowując chronologię zdarzeń i logikę ciągu przyczynowo-skutkowego.

Zofia Kossak, wywodząca się z TYCH słynnych Kossaków, krewna Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, swe młode lata spędziła na Wołyniu. Z jej osobistej perspektywy „burżujki” obserwujemy kulisy konfliktu z bolszewikami, począwszy od ich zarania aż do finału.

Ponieważ na temat wojny polsko-bolszewickiej ukazało się dotychczas niewiele opracowań, miałam na ten temat raczej mgliste i stereotypowe pojęcie. Tymczasem autorka zaskoczyła mnie własnymi refleksjami. O dziwo, nie epatuje zanadto łzawymi wspomnieniami. Pisząc o rewolucjach (lutowej i październikowej) oraz ich następstwach, nie poprzestaje na opłakiwaniu utraconych wygód i przywilejów. Stopniowo przedstawia zmiany zachodzące w świadomości ukraińskich chłopów oraz metody, jakimi posługiwano się, by rozluźnić (a w rezultacie – zniweczyć), obowiązujące wśród nich przekonania i zasady. To przygotowało grunt do przejęcia władzy przez bolszewików, których Zofia Kossak utożsamia z najgorszą zakałą oraz synonimem chciwości, prostactwa i brutalności.
Opisywane w „Pożodze” zabory mienia miały, początkowo, charakter zwykłych grabieży i daleko im było do narodowych czystek (zdaniem autorki, ich sprawcy byli na to wówczas zbyt prymitywni). Dopiero, wraz z pełnym rozkwitem ideologii, dochodziło do wydarzeń coraz bardziej drastycznych. I - w pewnym sensie - lekko infantylny styl pisarki, na zasadzie konfrontacji przeciwieństw, podkreśla jeszcze ogrom przedstawionego w książce okrucieństwa. Przeciwstawienie idylicznego piękna Kresów z ponurą, bezmyślną hołotą daje efekt prawdziwie wstrząsający.

Razi trochę nadmierne idealizowanie polskiego ziemiaństwa i przypisywanie tamtejszej szlachcie przymiotów iście anielskich. Dwór jest ostoją wszelkich cnót, bezpieczeństwa i harmonii. Ale trudno się dziwić, w zestawieniu z najeźdźcami nawet najczarniejsza owca ze szlacheckiego stada wydać się mogła jagnięciem bez skazy...

Zofia Kossak z sentymentem wspomina pierwszy polski pułk, działający na Wołyniu oraz partyzancką grupę pod wodzą bohaterskiego Feliksa Jaworskiego. Pokazuje Ukrainę, przechodzącą w coraz to inne ręce i opłakuje zniszczenia, jakich tam dokonano. Krytykuje rządy Petlury, który umocnił zapoczątkowaną wcześniej nienawiść pomiędzy narodem polskim a ukraińskim.

Chwile względnego spokoju przeplatane są okresami skrajnej obawy i koszmarnych przeczuć (autorka, w opisywanych przez siebie czasach, miała dwójkę drobnych dzieci). Kolejne przenosiny (ucieczki!), kolejne napady i krwawe mordy na okolicznej ludności oraz pogromy Żydów określają czasy jej młodości i determinują pogląd na ówczesne wydarzenia. 

Zaskakują nieco refleksje autorki na temat komunistycznych rządów, które zastały ją i rodzinę w Starokonstantynowie. Zwraca przede wszystkim uwagę na przejmującą nudę, poczucie bezradności i bezsensu życia, brak perspektyw i jałowości podejmowanych działań. Życie podporządkowane było we wszelkich wymiarach aparatowi władzy. Zjawisko, skądinąd, nieobce...

Dobrze, że ta książka została napisana i dobrze, że została napisana w ten sposób, wbrew aktualnie dominującej poprawności. Szkoda tylko, że (pomimo jej wad) tak niewiele się o niej mówi...


 Tekst oryginalny ukazał się na blogu Legere necesse est
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...