Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kruszona Michał. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kruszona Michał. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 kwietnia 2015

Michał Kruszona, Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna



O HUCULSZCZYŹNIE PONOWOCZEŚNIE

Kiedy we wspomnieniach publikowanych w latach 70. i 80. XX wieku Władysław Krygowski opłakiwał świat „po tamtej stronie gór, a po tej stronie pamięci”, wydawało się, że Karpaty Wschodnie należą do przestrzeni bezpowrotnie dalekiej dla polskich turystów i pisarzy. Nikt nie mógł przypuszczać, że Huculszczyzna w niepodległej Ukrainie stanie otworem przed każdym, komu niestraszne dziurawe drogi i infrastrukturalne zapóźnienie. Osobliwa, prawie wyznawcza recepcja twórczości Stanisława Vincenza wywołała jednocześnie nowy typ zainteresowania „słowiańską Atlantydą”, pozwoliła wytyczyć nowe szlaki w dolinach Prutu i Czeremoszów, postawiła na mapie wielki znak zapytania o Wierchowinę traktowaną jako tekst kultury. Skutkiem ożywionego zaciekawienia Karpatami Wschodnimi, a także zniesienia w Polsce cenzury, są coraz liczniejsze publikacje: wspomnienia z wędrówek, reportaże, opracowania naukowe, a teraz – proza Michała Kruszony, wydana w serii Podróże Retro pod adekwatnym tytułem „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna z czasów elektryfikacji”.

Trudno się oprzeć wrażeniu, że autorowi – abstrahując od jego etnologicznego wykształcenia i czynionych refleksji nad turystyką kulturową – nieobce są dylematy bohatera znanej powieści Jurija Andruchowycza „Dwanaście kręgów”. Ów zastanawiał się, „co zrobić z Huculszczyzną. [...] od czego zacząć i czy w ogóle zaczynać. [...] Bo nikt nigdy nie stworzył jednej wielkiej Księgi, która pomieściłaby wszystko – i język, i owczą wełnę, i siedem sposobów robienia sera, i palbę wokół cerkwi, i pierwszą krew weselną, i złowieszcze kręgi rytualnych tańców, i technikę spławiania drewna” (przekład Katarzyny Kotyńskiej). Jak opowiedzieć o świecie, który już dla Vincenza był skończoną dawnością, a po historycznym zlodowaceniu dopiero odzyskuje prawdziwą miarę rzeczy i kształtuje nową formę? Jaką obrać narrację, żeby nie tworzyć repetycji „Na wysokiej połoninie” albo, co gorsza, nie powielać egzaltacji przedwojennego Ossendowskiego? Jakim medium się podeprzeć, żeby zabrzmiało wystarczająco ponowocześnie?

Odpowiedź znajdujemy w podtytule: metodą, która pozwala mówić i zarazem „nie być Flaubertem” (znowu Andruchowycz), jest opowieść kabalistyczna, czyli dociekanie smaku wina ukrytego wewnątrz dzbana. Powierzchnię naczynia – powłokę świata – rysuje tu 80 mdłych reprodukcji fotografii i popularnych pocztówek sprzed stu lat, inspirujących bardzo swobodną narrację. Jej motywem przewodnim jest zmyślona (całkiem albo trochę) postać matematyka-kabalisty Jaakowa Czerniowca, ozdobnym – krótki romans z jego prawnuczką, pobocznym – Drakula, centralnym – historia Huculszczyzny wieloetnicznej z Zagładą w tle, a naczelnym – antropolog-kabalista imaginacyjny wpatrzony w stare fotografie.

Bądźmy szczerzy: zawieszone na ścianie obrazy albo zamieszczone w książce ilustracje nie tworzą jeszcze historii; wymagają opowieści, w której ten, który „nie chciał być Flaubertem”, obserwatorem ukrytym przed czytelnikiem, co i rusz wysuwa się na plan pierwszy, a z nim jego doświadczenia, znajomi, lektury (Heraklit, Biblia i chyba Paulo Coelho między wierszami), przebyte drogi, a w końcu buty i plecak. Wypisz, wymaluj mamy to, o czym zamyślał bohater Andruchowycza: „jego powieść miała być bardzo fragmentaryczna i ledwie na jakieś sto stron maszynopisu”, lecz – najważniejsze – powinna być Sumą, Księgą, Testamentem. To, co Ukrainiec wykpiwa, Kruszona traktuje z nabożną powagą, podkreślając na okładce, że Huculszczyzna jest „prawdziwą krainą legend”. Gdyby na tym poprzestać, nie byłoby najgorzej. Niestety, autor chce, a nawet musi się kierować „czystą subiektywnością i dowolnością interpretacji” (s. 8). Zmieszanie
prawdy i fałszu (o betonowych blokowiskach w Karpatach Wschodnich nie słyszano), podawanie bałamutnych informacji (że np. w XVIII wieku górale zamieszkiwali głównie lasy i połoniny), dowolność zakresów czasowych i terytorialnych, nieostrość widzenia diachronicznego, wszystko to tworzy mgłę przesłaniającą rzeczywistą, historyczną Huculszczyznę. 
 
„Baśń! Baśń żywa” – pisał Ossendowski. Martwa legenda – twierdzi Kruszona. Ani jedno, ani drugie nie polega na prawdzie. Za narratorem Andruchowycza rzec można: „A do tego nie wiedział nawet, po co to wszystko”.

 JAN A. CHOROSZY
(„Wiedza i Życie” 9/2010)

Michał Kruszona, „Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna z czasów elektryfikacji”,
Zysk i S-ka, Poznań 2010.



piątek, 27 lutego 2015

Huculszczyzna. Opowieść kabalistyczna - Michał Kruszona


Wskutek drugiej wojny światowej i nowego porządku będącego jej konsekwencją w gruzach legł nie tylko świat przedwojennych Żydów, wielokulturowe kresowe miasteczka i warstwa ziemiańska, ale starto w proch i pył (dosłownie) także cygańskie tabory przemierzające w międzywojniu ogromne połacie kraju oraz świat Hucułów. Pierwsza myśl, która może przyjść na wspomnienie o Hucułach to rasa koni. Tymczasem Huculi to grupy górali zamieszkujących w II Rzeczypospolitej pograniczne Polski i Rumunii. Stworzyli barwną kulturę, która odeszła z zapomnienie. Michał Kruszona przy pomocy starych fotografii i wieloletnich poszukiwań próbuje go przywrócić. Stworzył tajemniczą, pełną zagadek i ciekawostek opowieść, która przenosi czytelnika w świat, który odszedł bezpowrotnie.



Huculszczyzna była jedną z najbardziej niezwykłych krain przedwojennej Polski. Dość powiedzieć, że osoby, które stać było na dalekie podróże wybierały zamiast nich pobyt na pograniczu polsko-rumuńskim. Kultura huculska intrygowała i przyciągała łowców oryginalnych tradycji i niezwykłych ludzi. Nie trzeba było wyjeżdżać z kraju, żeby natknąć się na grupę przeniesioną w XX wiek niemal z innego świata.


Huculi zajmowali się przede wszystkim pasterstwem i myślistwem. Dorabiali ścinając drzewa w słynnych huculskich lasach, których zasoby wydawały się nieograniczone. Następnie spławiali je w dół rzeki. Była to praca trudna i niebezpieczna. Wielkie bele często taranowały bezbronnych ludzi stojących w wodzie. Zajęcie do najłatwiejszych nie należało, ale tak wyglądało życie Hucułów. Ciasne chaty i monotonne żywienie było dla nich codziennością. O głodzie jednak nic autor nie wspomina. Nie żyło się więc im tak źle. Może ich kultura materialna nie przedstawiała szczególnie wysokiego poziomu (niestety nie pozostało po niej niemalże nic), ale sfera wiary, zwyczajów, obyczajów i tradycji wyróżniała ich spośród innych grup etnicznych przedwojennej Polski i do dziś budzi zachwyt pomieszany ze zdumieniem.

O oryginalności mieszkańców niech świadczy fakt, że w styczniu 1919 roku ogłosili powstanie... Republiki Huculskiej. Kilkuset górali zebrało się, wymyśliło plan stworzenia własnego kraju, wybrało prezydenta i jakby nigdy nic ogłosiło powstanie nowego państwa. Nie trudno się domyślić, jaka była reakcja wojsk rumuńskich. Na szczęście do rozlewu krwi nie doszło. Huculi poddali się praktycznie bez walki. Przez kolejnych dwadzieścia lat nie snuli marzeń o niepodległości, ale zwyczajnie wrócili do wypasu bydła, hodowli koni i innych codziennych zajęć. Dwudziestolecie międzywojenne to czas ich świetności. Ich kultura osiąga apogeum. Nieźle powodzi się im także pod względem materialnym. W każdy wtorek zabierają wyprodukowane przez swoje rodziny sery i inne produkty i wyruszają na targ. Dlaczego we wtorek? W piątek, dzień śmierci Jezusa, nie wypada handlować. W niedzielę chrześcijanie nie mogą handlować. Odpada też poniedziałek, bo wioski są rozsiane na dużym terenie. Żeby zdążyć dotrzeć na poniedziałkowy poranek trzeba by wyjechać w niedzielę, a przecież to czas święty. Targ nie może też odbyć się w piątek, bo który Żyd się na nim pojawi? Mówi to wiele o kulturze przedwojennej Polski, która szanowała odmienne religie i tradycje. Przejawiało się to choćby w tak błahych sprawach, jak wybór dnia targowego.

Po świecie Hucułów pozostały jedynie fotografie oraz pamięć o dawnej świetności, której fundamentem były osobliwe tradycje i zwyczaje. Im właśnie autor poświęca najwięcej miejsca. Mamy okazję przyjrzeć się pogrzebowi huculskiemu, krzyżom rozsianym po polach i dolinach oraz przebiegowi wesela. Poznamy "bohatera" nie mniej znanego w tamtych stronach od Janosika, który napadał bogatych górali i oddawał biednym. Zajrzymy do huculskiej sypialni i kipiącej kuchni. Będzie też okazja, żeby poobserwować życie starych Hucułek palących przed chatą fajki. Michał Kruszona proponuje podróż w czasie w tak oryginalne miejsce, że aż trudno uwierzyć, że istniało w naszym kraju.


Tekst oryginalny ukazał się na blogu Libri amici, libri magistri
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...