Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lem Stanisław. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Lem Stanisław. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 marca 2017

Ryszard Jan Czarnowski, "Lwów - sacrum et profanum"

https://www.galaktyka.com.pl/product,,555.html


Świętości i nieświętości Lwowa

     Sacrum et profanum, jeśli rozumieć te pojęcia dosłownie, to w książce Ryszarda Jana Czarnowskiego owego sacrum jest tylko ćwierć objętości tomu. Ale może w realnym świecie proporcje te są podobne?
Tekst Ryszarda Jana Czarnowskiego o świętościach i nieświętościach Lwowa uzupełniono wieloma fotografiami ilustrującymi omawiane kwestie. Pięknie zaprojektował okładki pan Piotr Chmura – Cegiełkowski a na wyklejkach umieszczono reprodukcje starego planu Lwowa. Lekkość i wszechstronność narracji Ryszarda Jana Czarnowskiego wynika zapewne z jego umiejętności graficznych, znajomości historii sztuki a może i zamiłowania do literatury i książek. „Lwów - Sacrum et profanum” jest ze wszech miar godną polecenia publikacją o tematyce lwowskiej, a nie tylko jedną z wielu, przede wszystkim dzięki wielostronnemu zilustrowaniu przez autora dewizy „Semper Fidelis” (nadanej miastu Lwów przez papieża Aleksandra VII).

"Między wojnami"

     „Między wojnami” – taki tytuł nosi pierwsza część książki, która  splata nieszablonowo wykreowane kalendarium lwowskiego dwudziestolecia międzywojennego z dogłębną analizą obecności Żydów we Lwowie oraz rozdzialikiem o Lwowskim Instytucie Sztuk Plastycznych. Należy zauważyć, że kompozycja tej części jest osobliwa…


Wielka Synagoga Przedmiejska Lwów
Wielka Synagoga Przedmiejska Lwów
Synagoga Tempel Lwów
Synagoga Tempel Lwów












    Dziwnie znajomo brzmią niektóre wydarzenia z wspomnianego kalendarium. „Z powodu rosnącej lawinowo liczby samochodów w mieście… ograniczono prędkość poruszania się pojazdów do 20 km/h” w 1919 roku, a w lutym 1920 roku „Wydano zakaz otwierania sklepów w niedziele i święta”. „Nadzór budowlany nakazał przeprowadzenie akcji oczyszczania kamienic w centrum ze wszystkich elementów szpecących – głównie reklam” (sic!) już w 1935 roku. 12 listopada 1928 roku aresztowano za podburzanie do napadów Stepana Banderę i jego ojca Andrija”.

"Postacie i miejsca"

     W drugiej części wydawnictwa zatytułowanej „Postacie i miejsca” Ryszard Jan Czarnowski z bogatej plejady lwowskich znakomitości wybrał jedynie kilka, tak jak i  z planu miasta wyselekcjonował nieliczne zakątki, po których oprowadza czytelników. 

Pasaż Mikolascha Lwów
Pasaż Mikolascha Lwów
Pasaż Mikolascha Lwów
Pasaż Mikolascha Lwów














     Jedynym w swoim rodzaju  miejscem w architekturze Lwowa jest Pasaż Mikolascha, który aktualnie określilibyśmy mianem galerii handlowej (nie jest ona zatem wynalazkiem ostatnich czasów). Ryszard Jan Czarnowski przekazuje czytelnikowi nad wyraz plastyczny opis budowli: „Sklepienie nad pasażem nasuwało porównanie do dzieł jakichś wymyślonych pająków czy gigantycznych pszczół…” „jak plątanina traw widziana z żabiej perspektywy”. Powstawały nawet wiersze o krainie  szczęśliwości pod szklanym sklepieniem:
„Pióra Parkera, najnowsze przeboje
Broszki, lusterka, chusteczki, grzebyczki,
I najważniejsze, Państwo moi:
Wystawa cukierni Zalewskiego Lwów
Wystawa cukierni Zalewskiego Lwów
Kamyczki do zapalniczki.”

Hotel George Lwów
Hotel George Lwów















Rozkosze podniebienia

     Profanum w opowieści Ryszarda Jana Czarnowskiego o Lwowie reprezentowane jest m.in. przez kilka przybytków rozkoszy podniebienia, których znaczenia w tworzeniu kolorytu miasta nie można przecenić. Wspomniana została kawiarnia Szkocka z genialnymi polskimi matematykami piszącymi rozwiązania zadań na marmurowych blatach kawiarnianych stolików. Jest w książce mowa o słynnych sezonowych witrynach cukierni Zalewskiego, jego pączkach i pralinkach. Znalazła się też kawiarnia Wiedeńska, gdzie „podawano kawę po wiedeńsku i cappuccino według receptury z Orient Expressu”. A na balkonie apartamentu w hotelu George w 1931 roku tenor Jan Kiepura – chłopak z Sosnowca – śpiewał dla tłumów szlagier „Brunetki, blondynki”. W „Pokoju Śniadańkowym” Zofii Teliczkowej gościli nawet profesorowie uczelni notorycznie poszukiwani przez studentów (również głodnych). I na koniec restauracja „U Atlasa”, w którym bywali wszyscy jako, że „Był to bowiem lokal ponadnarodowy, ponadpolityczny i ponadwyznaniowy; prawie że eksterytorialny…” a posiadał pięć sal: Białą, Zieloną, Szarą, Artystyczną i Beczkową!

Kawiarnia Szkocka Lwów
Kawiarnia Szkocka Lwów
Kawiarnia Wiedeńska Lwów
Kawiarnia Wiedeńska Lwów












     Tej atmosfery, klimatu „knajp” Lwowa już nie znajdziemy. Już ich nie ma i nie będzie! Wszystko zniszczyli barbarzyńscy sowieci podczas inwazji i okupacji Lwowa.


Józef Piłsudski - dekoracja Lwowa krzyżem Virtuti Militari - 1920
Józef Piłsudski - dekoracja Lwowa krzyżem Virtuti Militari
Józef Piłsudski we Lwowie
Józef Piłsudski we Lwowie













Virtuti Militari

     Józef Piłsudski nie był związany ze Lwowem tak, jak z Wilnem ale wielokrotnie bywał w grodzie nad Pełtwią. 20 listopada 1920 roku Naczelny Wódz wypowiedział słowa:
"Za zasługi położone dla polskości tego grodu i jego przynależności do Polski mianuję miasto Lwów kawalerem krzyża Virtuti Militari.” 
Ryszard Jan Czarnowski przytoczył pełen tekst przemówienia Marszałka wygłoszonego z niepospolitej okazji dekorowania miasta – zbiorowego żołnierza – zaszczytnym odznaczeniem wojskowym. Józef Piłsudski zaczął od słów: Lwów! – któreż polskie serce nie drgnie na to miano.” A marszałek Francji Ferdinand Foch nawiązując do ustalania granic w Europie po I wojnie światowej wygłosił zdanie, że „Lwów wielkim głosem odpowiedział: Polska jest tutaj”.

Katedra Łacńska Lwów
Katedra Łacińska Lwów



Katedra Ormiańska Lwów
Katedra Ormiańska Lwów















„W cieniu katedr”

     Część trzecia publikacji nosząca tytuł „W cieniu katedr” jest jej najbardziej spójną częścią, a poświęcona jest najznakomitszym obiektom sakralnym Lwowa, wbrew temu co głosi we wstępie autor, zapraszając „do odwiedzenia miejsc zazwyczaj pomijanych w popularnych opracowaniach…”. Czyż bowiem pomijane są w opracowaniach na temat Lwowa: Kaplica Boimów i  Kościół św. Elżbiety? Dlaczego Ławra Poczajowska znalazła się w drugim tomie lwowskiej trylogii – tego nie wiem. 

Kościół św. Elżbiety Lwów
Kościół św. Elżbiety Lwów
Kaplica Boimów Lwów
Kaplica Boimów Lwów



















Książkę „Lwów - Sacrum et profanum” rozpoczynają słowa lwowiaka, pisarza-futurologa, filozofa Stanisława Lema:
 „Bo ja jestem wypędzony ze Lwowa”.

Stanisław Lem
Stanisław Lem

    Uważam, że należy trawestować tę myśl do postaci:

„Bo my wszyscy zostaliśmy wypędzeni ze Lwowa!”


Tekst ukazał się na blogu CzytamPoPolsku.pl

czwartek, 17 września 2015

Tylko we Lwowie albo o „Wysokim Zamku” S. Lema





Słuchajcie, na samym początku powiem jasno: uważam „Wysoki Zamek” za książkę właściwie znakomitą. To jest świetna powieść – niepowieść o tym, jak działa pamięć, o tym, że to jest strasznie wybiórcza, trudna do okiełznania siła. A przy okazji jest to też studium dzieciństwa w świecie, który się stracił. I chociaż swoje uwagi mam, to „Wysoki Zamek” już teraz od progu polecam wszystkim. A przy okazji dawno się już nie śmiałam tak głośno, jak na początkowych rozdziałów tej skromniutkiej, krótkiej prozy. 

Autobiograficzny „Wysoki Zamek” jest właściwie nie tyle próbą, podjętą przez uznanego już wtedy pisarza – jesteśmy już po „Solaris”, czy po sztandarowych robocich prozach Lema – by przybliżyć czytelnikom własną osobę. To raczej – miejscami frustrująca dla samego narratora – próba opowiedzenia w miarę spójnej historii o dzieciństwie i wczesnej młodości, spędzonej w mieście, do którego nie można się już udać, by coś sobie przypomnieć właśnie tam, bo to miasto, dom rodzinny, koledzy – już nie istnieje. Lem urodził się we Lwowie w 1921 roku – prowadzi nas od najwcześniejszych wspomnień (które czasami mu opowiedziano), przez pierwszą szkołę aż do matury tak właściwie, z przebłyskami późniejszymi.

W cieniu zamku

Muszę powiedzieć, że ta figura zamku królującego nad miastem skojarzyła mi się od razu z co duszniejszymi prozami Kafki, ale „Wysoki Zamek” to jest zupełnie inna para butów. Po pierwsze, Lem na początku bawi czytelnika garściami anegdotek. Dowcip jest zupełnie bezpretensjonalny, jest lekko, trochę nostalgicznie, ale bez przesady. Autor przytacza od czasu do czasu dość kompromitujące szczegóły ze swojego dzieciństwa, przygląda się sobie bezlitośnie, choć – jak zaznacza we wstępie – często kusi go, żeby już w tej miejscami rozpełzającej się na boki w dygresje narracji uwić myśl przewodnią, pokazać, do czego prowadziły już zajęcia dzieciństwa. Ale kiedy konstatuje, że pisać nauczył się w wieku lat czterech, ale nie miał wówczas nic istotnego do zakomunikowania tą drogą, już wiadomo, że jeśli tę myśl wplata, to robi to w sposób nienachalny, a bardzo dla czytelnika zajmujący.

Równocześnie jest to powieść o Lwowie, ale powieść bardzo mało melancholijna. To w istocie nie bardzo nawet jest portret miasta, co pejzaż poskładany z różnych miejsc istotnych dla chłopca i nastolatka: cukierni, targów wystawowych, miejsc, gdzie rozkładało się wesołe miasteczko, rupieciarni, skąd dało się wygrzebać kawałki blach do składania różnych eksperymentalnych konstrukcji, czy drogi ze szkoły do domu i z powrotem. I te miejsca Lem wspomina bez łzy w oku, bez wzdychania, a raczej z taką rozbrajającą konstatacją, że jakimś cudem to wszystko kiedyś istniało, a przestało istnieć i jak to się stało, kiedy, czemu nikt się nie zorientował, że nie przetrwa w takim kształcie – nie wiadomo. Zresztą widać miejscami, że powieść jest z lat 60. Bo kiedy Lem pisze o początku wojny, mówi o roku 1941 – nie ma też mowy o sowieckich żołnierzach, można odnieść wrażenie, że wyłącznie armie niemieckie są tu synonimem wrogiego żołnierza.

Męskie miasto

Jeśli czegoś jeszcze w powieści brakuje – i nie da się tego złożyć na karb jakichkolwiek obaw o ingerencje cenzury (w tekście tak delikatnie poskładanym z zakrętów pamięci byłoby to zupełnie kuriozalne) – to kobiety. Lem wspomina ojca, dokładnie, często, ta figura ojca przewija się w wielu miejscach albo jako ojciec rzeczywisty, albo jako powidok pamięci. Natomiast nic właściwie nie mówi o matce. Matka jest jakby przezroczysta – jeśli się pojawia, to w parze z ojcem albo tylko na mgnienie oka. Jakby nic tej dwójki ze sobą nie łączyło. Muszę przyznać, że w pewnym momencie ta nieobecność robi się naprawdę dojmująca.

Lem omija też wszelkiego rodzaju miłostki szkolne (z niewielkimi, ogólnymi wyjątkami) skupiając się raczej na portretach kolegów ze szkoły i nauczycieli oraz swoim życiu umysłowym. I wiecie, w tym nie ma nic złego, po prostu tak odmalowany Lwów zwraca na siebie uwagę: to jest bardzo męskie, w tych wspomnieniach, miasto. Co przybiera czasami rozmiary dość kuriozalne, bo nawet stara Hucułka z ostatniego rozdziału okazuje się być... żołnierzem w przebraniu, który chce młodzieży zademonstrować podstępy nieprzyjacielskiego wywiadu.

Potem zwyczajnie i po cichu utonąłem sobie w książkach

Ten cytat wyżej – skądinąd uważam, że przepiękny – dobrze też oddaje drugą stronę powieści. Bo jest też „Wysoki Zamek” refleksją o sztuce w ogóle, o tym, jak to jest, że jakaś książka jest genialna, a inna nie. Dostajemy zatem anegdotkę z wystawy sztuki abstrakcyjnej, gdzie Lem kontempluje z rozpędu rzeczy eksponatami nie będące, historię o tym, jak uważał, że natrafiwszy na jego wczesne wiersze gestapo padnie z wrażenia, i o tym, jak prędzej czy później z takich młodzieńczych wydumanych fantazji się wyrasta. Lem jest tu dość bezlitosny, pokazuje, że relatywizm w sztuce prowadzi w gruncie rzeczy do zaniku czegoś takiego jak „dzieło”, przynajmniej w takim sensie, w jakim je kiedyś rozumiano. Ale i wobec przeszłości nie jest bezkrytyczny. Pisze na przykład tak:

Mówiąc o sztuce […] zarówno wychowujemy, jak i wychowywani jesteśmy w przeświadczeniu, jakoby dzieła nieznacznie tylko różniły się od grabi, w półmroku leżących. Ten, kto na nie nastąpi, dostanie w łeb, aż go jasność nagła omroczy, i nie inaczej ma być z dziełem znakomitym: tego, kto się doń weźmie, nagły, choć niespodziewany trafi zachwyt.
[cytuję z wydania Wydawnictwa Literackiego z 2000 roku, s. 114]


Doskonałe, prawda? Na pewno zdarzyło się nam wszystkim nie oberwać takimi grabiami – i co wtedy, zachwycać się, nie zachwycać się? Lem zresztą pokazuje, że w gruncie rzeczy liczy się przy obcowaniu ze sztuką, a konkretnie – z literaturą, nie tylko talent pisarski, ale przede wszystkim talent czytelniczy. Chyba każdy czytelnik poczułby się dowartościowany po takim stwierdzeniu. Lem twierdzi bowiem, że to wielka sztuka, odczytywać z powieści drugie dna, obnażać poukrywane sensy, a czasami czytać dzieło pod włos i zupełnie wbrew autorskim intencjom. Więc nie jest czytanie w żadnym stopniu wyłącznie biernym odbiorem w tej Lemowskiej optyce.


Podsumowując – czy da się odpowiedzieć za Lemem, jak działa pamięć? Nie, nie da się. Jeśli można coś o niej powiedzieć, to na pewno wiemy jedno: nie działa tak, jak chcemy. Wspomnienia nachodzą autora, a on je zapisuje, ale to wcale nie oznacza, że pamięta co by chciał i jak by chciał. I może dlatego „Wysoki Zamek” to taka dobra książka: nieprzegadana, dowcipna, refleksyjna. Nic, tylko czytać!

 Tekst oryginalny ukazał się na blogu Pierogi pruskie
 
 
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...