poniedziałek, 6 maja 2019

Biografia Józefy Szembekowej - czyli koło fortuny i klątwa "Niebezpiecznych związków"




„Listy z Kresów. Opowieść o Józefie z Moszyńskich Szembekowej” - to książka, która oferuje znacznie więcej, niż sugeruje podtytuł. Nie można było przecież skonstruować portretu tak wyjątkowej arystokratki bez wniknięcia w spory kawałek polskiej historii. Jest to biografia fascynującej kobiety, ale także zaduma nad losem powstańców, zesłańców i bohaterów narodowych i opowieść o dziejach wielkich majątków położonych na Wołyniu i Podolu, które dawno już przepadły w odmętach czasu i w zawirowaniach historii. To opowieść, która skupia się na ukazaniu doli Polaków z Kresów Rzeczypospolitej u schyłku barwnej epoki. To wreszcie saga rodu Moszyńskich, ponieważ autorka dociera do źródeł powstania ich legendarnej fortuny i odkrywa jedną z przyczyn jej spektakularnego upadku.

Przez lata dzieje rodu Moszyńskich niemal zupełnie zostały zapomniane, wystarczyło jednak przeprowadzić kwerendę w muzeach, archiwach i bibliotekach, by okazało się, że ich historia jest unieśmiertelniona w dziennikach i wspomnieniach różnych osobistości, w listach, portretach malarzy (w dziełach Jana Matejki), a także w utworach literackich, bo przecież swój prestiż rodzina zawdzięcza mariażowi z córką słynnej hrabiny Cosel ( którą uwiecznił w swej powieści Józef Ignacy Kraszewski), a ważny epizod z życia rodziny natchnął Jarosława Iwaszkiewicza do napisania opowiadania i dramatu.




Bohaterka książki – Józefa z Moszyńskich Szembekowa była córką niedobranej pary. Jej ojciec – Piotr Moszyński, zesłany za działalność konspiracyjną, przez wiele lat rozdzielony z rodziną, cieszył się niezwykłym autorytetem wśród rodaków, w pewnym sensie imponował nawet samemu carowi. Matka – Joanna Moszyńska, a później Jurjewiczowa - była kobietą słabą i podatną na wpływy. Nie zdołała nie tylko wywiązać się z obowiązków matki i żony, ale także nie uniosła presji środowiska, które w żonach zesłanych patriotów (zwłaszcza tak majętnych) szukało wzorów bohaterskiej postawy, oczekiwało trwania przy mężu i roztaczania opieki nad zesłańcami. Taką protektorką okazała się jedna z najbliższych przyjaciółek domu – Róża z Łubieńskich Sobańska, którą nazywano „Różą Sybiru”. Joanna Moszyńska przez kilka lat starała się, co prawda, o wyjazd do męża, ale gdy w końcu taka możliwość się pojawiła – hrabina zmieniła zdanie. Nie tylko nie wyjechała, ale już zdążyła zaplanować sobie życie z innym partnerem, w dodatku - z oficerem rosyjskich huzarów. Istnieją pewne spekulacje dotyczące udziału i manipulacji pani Wesołowskiej (nauczycielki i damy do towarzystwa) w sprawie połączenia hrabiny z oficerem i właśnie ten motyw zainspirował Jarosława Iwaszkiewicza do napisania opowiadania (oraz jego scenicznej przeróbki). „Noc czerwcowa” jest opowieścią (dramatem), który mówi o miłości, powinności i zdradzie, ale Iwaszkiewicz ukrył prawdziwe imiona swych bohaterów, a poza tym udało mu się wyeksponować uniwersalny dramat człowieka. Nie potępił jednoznacznie hrabiny, uczynił z niej również postać tragiczną, dowodząc, że „każdy człowiek ma swój Sybir”.




Wróćmy jednak do naszej bohaterki. Życie Józefy pod wieloma względami układało się dramatycznie. W dzieciństwie została pozbawiona rodziców (matka pochłonięta była sobą), z ojcem mogła kontaktować się jedynie poprzez korespondencję. Zachowane listy z tego okresu zachwycają kaligrafią - zwłaszcza, gdy dociera do nas, że pisało je kilkuletnie/kilkunastoletnie dziecko, a stają się przejmujące - gdy dowiadujemy się, jakim okrucieństwem nauczycielki zostały okupione. Dzieciństwo i młodość Józefy to w dużej mierze walka rodziców o opiekę nad nią, ponieważ po rozwodzie matka nagle uzmysłowiła sobie własne obowiązki. A może raczej dotarło do niej (nie bez udziału jej nowego męża), że córka jest główną właścicielką fortuny? W tej batalii wygrał ojciec, któremu udało się po ośmiu latach rozłąki sprowadzić córkę do siebie. Mieszkali razem aż do jej zamążpójścia.

Przebywając pod dachem ojca Józefa poznała jego ideały (Piotr Moszyński zadbał o odpowiednie wykształcenie, w jego biblioteczce nigdy nie brakowało patriotycznych, nawet zakazanych książek; przekonujemy się także, że był nowoczesnym rodzicem – podarował przecież córce egzemplarz książki „Niebezpieczne związki” Laclosa). Józefę wkrótce połączyła przyjaźń z innym legendarnym patriotą, żołnierzem powstania listopadowego i zesłańcem, dużo starszym od siebie - hrabią Romanem Sanguszką. Za mąż jednak wyszła niefortunnie (to słowo jest zupełnie na miejscu) za Józefa Szembeka. Kandydat odpowiadał zarówno ojcu i córce, o ile jednak Piotr Moszyński szybko dostrzegł wady zięcia i próbował jakoś zaradzić – Józefa nigdy nie przyjęła słów krytyki, a kolejne ciosy przyjmowała ze stoickim spokojem. Jest w tym jakaś przewrotność losu... Być może pozostała do końca oddaną, lojalną żoną, ponieważ podświadomie chciała postępować zupełnie inaczej, niż jej matka?


Przyznaję, że opowieść o Józefie Szembekowej zachwyciła mnie, a jednocześnie głęboko zaintrygowała. Penie trochę inaczej, niż wynikałoby to z intencji autorki. Doceniam pracę Magdaleny Jastrzębskiej, bo nie można nie docenić godzin poświęconych w archiwach, ale także pięknej polszczyzny i jasnego stylu; mam wielkie uznanie dla pasji, której zawdzięczamy wydobycie Józefy z mroków niepamięci. Jednocześnie jednak – (och!, z pewnością to zasługa Jastrzębskiej, ale także Kraszewskiego, Matejki i Iwaszkiewicza, w pewnym sensie także - Agaty Tuszyńskiej, która swego czasu oddała należne miejsce w literaturze innej Józefie) – zaczęła mnie gnębić myśl, że w całej historii, a przede wszystkim w samej bohaterce – tkwią jeszcze nieodkryte pokłady potencjału literackiego. Sama biografia przecież układa się w gotową konstrukcję fabularną, a wszelkie dramatyczne zwroty w życiu bohaterki musiały generować cały szereg rozterek, które Jastrzębska naświetliła na tyle, na ile pozwoliła formuła biografii. Mogłyby one jednak stanowić doskonały punkt wyjścia do psychologicznej rozbudowy postaci i zaowocować stworzeniem złożonej i niejednoznacznej bohaterki. Cóż by to była za bohaterka!



W głowie kłębi się mnóstwo pytań… Jak się czuło dziecko, któremu wmawiano, że jest upośledzone z powodu rudych włosów? Co przeżywało, gdy chciało przelać całą swoją miłość i tęsknotę do ojca, a nauczycielka po raz dwudziesty darła list i kazała przepisywać na nowo? Jak wyglądało powolne dochodzenie do równowagi i odkrywanie własnej wartości? Czy Józefa kiedykolwiek zrozumiała swoje znaczenie i miejsce w świecie? Dręczy mnie też kwestia: czy rzeczywiście tak łatwo mogła przełknąć powtórny ożenek swego ojca ze swoją rówieśnicą i najbliższą przyjaciółką? Ileż musiało kosztować ją udręki w pogodzeniu się z tą decyzją! A sprawa Sanguszki? Czy niechęć starej matki zrujnowanego hrabiego mogła stać się przeszkodą dla gorącego uczucia? I dlaczego matka raczej nie naciskała na mariaż, skoro Józefa była piękną, inteligentną kobietą, a zarazem najpotężniejszą partią w kraju? Czy młoda dziewczyna doprawdy tak łatwo pogodziła się ze szlachetną rezygnacją swego wybranka? A może wcale nie było tak silnego uczucia? Co sprawiło, że mając tyle pięknych patriotycznych przykładów wokół siebie – Józefa oddała serce zwykłemu lekkoduchowi, który dość przewrotnie, na jej zgubę, zmaterializował się chyba wprost z kart książki „Niebezpieczne związki”?

Podczas lektury "Listy z Kresów..." czytelnik musi sobie odpowiedzieć na wiele podobnych pytań i po głębszym namyśle dojdzie do wniosku, że nie da się na nie w sposób łatwy i przyjemny odpowiedzieć. Właśnie w tych pytaniach i kolosalnych dylematach można odnaleźć psychologiczno-literacki potencjał, który być może kiedyś natchnie kogoś do napisania biografii Józefy Szembekowej pod takim właśnie kątem...

Aleksandra Urbańczyk



Tekst oryginalny ukazał się na blogu Książki Oli


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...