wtorek, 30 października 2018

Zobowiązani do pamiętania. ,,Dziewczyny z Wołynia” Anny Herbich



Na okładce najnowszej książki Anny Herbich ,,Dziewczyny z Wołynia” czytamy, że jest to opowieść o ,,kobietach, które przetrwały rzeź, ale nigdy się nie poddały”. Słowa te trzeba potraktować jako motto, które przyświecało autorce  podczas tworzenia kolejnej już pozycji z serii ,,Prawdziwe Historie”. Herbich udowadnia znów, że najważniejsi są ludzie i to, co przeżyli oraz emocje, jakich doświadczali mierząc się z traumą. W historiach z Wołynia nie ma miejsca na poprawność historyczną i cenzurowanie doświadczeń. Jest dokładnie tak, jak zapamiętały to bohaterki. I chwała za to.

Człowiek ważniejszy niż wielka historia

Na rynku wydawniczym co rusz pojawiają się książki, których zamysł konstrukcyjny jest podobny do tego, na jaki zdecydowała się kilka lat temu Herbich – otrzymujemy sprawnie zredagowane relacje kobiet, które były świadkami albo uczestnikami wydarzeń ważnych dla polskiej historii. Nie ujmując innym autorom intencji -  w wielu książkach, w których też chodzi o udokumentowanie zasłyszanych opowieści, można spotkać się z brakiem pomysłu na przekazanie czytelnikom relacji świadków omawianych wydarzeń. Spisanie wspomnień to zdecydowanie za mało, by w pełni pokazać historię danego człowieka. Umysł ludzki płata przecież figle, nie snuje linearnych opowieści, omija to, co boli albo odwrotnie -  z niezwykłą intensywnością wyrzuca to, co uwiera najbardziej. Na szczęście Anna Herbich rozmawia, dopytuje, pozwala na milczenie tam, gdzie trzeba i rozumie, gdy powinna. Podczas konstruowania swoich opowieści autentycznie spotyka się z człowiekiem i jego doświadczeniami, jest otwarta na to, co kryją w sercach bohaterki jej książek. Ta empatia jest szczególnie cenna w zetknięciu z kobietami, które przeżyły rzeź wołyńską i o wielu sprawach wolałyby zapewne zapomnieć. Podczas lektury towarzyszyło mi przekonanie, że bohaterki opowieści, które znalazły się w tomie ,,Dziewczyny z Wołynia” zaufały, chwilami przepytującej, innym razem po prostu słuchającej, je Herbich.

Opowiedzieć, nie zaszokować

Obawa przed realistycznymi opisami jest jednym z najważniejszych powodów powstrzymujących wiele osób, przed sięgnięciem po tę pozycję. Zapewniam jednak, że absolutnie nie ma się czego bać. U Herbich nie znajdziemy szczegółowych opisów okrucieństwa, jakiego dopuszczali się ukraińscy nacjonaliści na naszych rodakach. Nie ma tam starań by zaszokować czytelnika okrucieństwem. Przeciwnie, opisywane wydarzenia są już po tylu latach przefiltrowane przez wrażliwość tych niezwykłych kobiet. Co ciekawe, świetnie tę kwestię oddaje sam tytuł książki Herbich. Autorka opowiada o dziewczynach, które doświadczyły okrucieństwa rzezi wołyńskiej natomiast pozwala na to, by opowieść tę snuły  kobiety, a więc osoby dorosłe, dojrzałe, których relacja pomaga nam pełniej zrozumieć wydarzenia na Wołyniu, oraz ich znaczenie dla dzisiejszej Polski.

Życie bez pamięci?

Kolejnym atutem książki Anny Herbich jest przemyślana konstrukcja poszczególnych rozdziałów, która oparta na różnorodności, pozwala na maksymalne zaangażowanie emocjonalne czytelnika. Dostajemy relacje kobiet, które w mniejszym lub większym stopniu pamiętają rzeź, swoje sielskie życie w rodzinnych majątkach na Kresach , mamę, tatę, rodzeństwo... Najbardziej tragiczna i wpadającą głęboko w serce jest opowieść Pani Janiny, która jako jedyna z całej swojej rodziny przeżyła pogrom wioski. Przeżyła, bo przechował ją sąsiad Ukrainiec, przeżyła bo w czasie, gdy rozstrzeliwano jej rodziców ona straciła przytomność. Miała wtedy najprawdopodobniej cztery lata. Najprawdopodobniej, bo nikt nie był w stanie określić dokładnej daty urodzenia. Miała wrażenie, że nazywała się Janina Sokół. Urodzin po dziś dzień nie obchodzi. Rodziców nie pamięta. Czy można o tragiczniejszą opowieść? Na samą myśl, że na Wołyniu takich, jak pani Sokół były setki, pęka serce. Kto zapamiętał swoich przodków? Kto stracił rodzinę, wspomnienia, przeszłość…? Mnożące się pytania zapewne nigdy nie odnajdą swoich odpowiedzi.



A może będzie inaczej? Może dzięki temu, że zdecydujecie się Państwo na lekturę książki, która powstała dzięki Annie Herbich, pamięć o ludziach przetrwa.
Pewne jest tylko to, że wiosek już nie ma. Nie odnajdziemy ich na mapie, może czasami ukształtowanie terenu podpowie , że tu i ówdzie  ktoś wiódł spokojne (do czasu) życie. 
Są jednak ludzie. To zobowiązuje nas do pamiętania.

Agnieszka Winiarska


poniedziałek, 15 października 2018

Uparty Litwin, czyli Polak z przeszłością. ,,Tchnienie” Wiesława Helaka jako opowieść o rodowodzie patrioty




Wiesława Helaka nie muszę przedstawiać stałym czytelnikom Literackich Kresów. Obszerną recenzję jego najnowszej powieści ,,Nad Zbruczem” mogliście Państwo przeczytać na naszym portalu kilka tygodni temu. Książka ukazała się w wydawnictwie Arcana i niemalże z miejsca została nominowana do Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza. Tymczasem, konia z rzędem temu, kto  będzie w stanie zakupić wcześniejsze powieści tego Autora! Sprawdziłam – dotychczasowy nakład został wyczerpany; wydawnictwo Trio, w którym publikował Helak, zbankrutowało; w bibliotekach występują pojedyncze egzemplarze;  o zakupach w księgarniach stacjonarnych można marzyć; na aukcjach w Internecie, w tak zwanym drugim obiegu, powieści pojawiają się średnio raz w roku, osiągają zawrotne ceny i rozchodzą się na pniu! Ktoś zapyta, jak to możliwe, że w świecie cyfryzacji zbiorów i powszechnego dostępu do literatury, zakup książek prezentujących TAKI poziom artystyczny, jest praktycznie niemożliwy?! Niemniej jednak, żywię nadzieję, że wydawnictwo Arcana zdecyduje się (jak deklarują!) na wznowienie wydania pozostałych dzieł twórcy ,,Nad Zbruczem”.
Tymczasem, mam dla Państwa prawdziwą gratkę - dzięki uprzejmości Autora, w moje ręce trafiły wszystkie jego dotychczasowe powieści. Zapraszam zatem do pełniejszego poznania twórczości Wiesława Helaka. Może dzięki temu zapragniecie doświadczyć jego  dzieł najpełniej, jak to możliwe – przez własne obcowanie z tą niesamowitą literaturą. Zapewniam, że warto!

Budowanie na zgliszczach

O książce ,,Tchnienie” nie napisano wiele -  w Internecie możemy przeczytać raptem kilka zdań. Tymczasem,  jest to powieść diagnozująca polityczno-moralną kondycję Polski po II wojnie światowej. Mnogość metafor, odniesień historycznych i kontekstów literackich sprawia, że odnajdziemy u Helaka bardzo konkretnie osadzony w przestrzeni historycznej obraz zmagań jednostki ze światem po katastrofie.
Głównym bohaterem powieści jest Witold, syn zamordowanego przez bezpiekę żołnierza Armii Krajowej. Razem z matką co niedzielę między ruinami zburzonej Warszawy poszukuje zaginionego ojca. Jest to podróż symboliczna, bowiem ojciec jest dla chłopca ucieleśnieniem starego porządku rzeczy, ukochanego miasta – Wilna, z którego wygnała ich wojenna zawierucha, spokoju, dziecięcej beztroski i szczęścia. Rodzice  mają największy wpływ na życie bohatera – matka wpaja mu bezwzględność wobec wrogów ojczyzny i poczucie konieczności poświęcenia własnego życia dla niepodległości Polski; ojciec – Żołnierz Wyklęty, zamordowany przez bezpiekę, bardziej swoim milczeniem i nie-byciem daje chłopcu lekcję odwagi i niezłomności. Wiadomość o jego śmierci jest punktem zwrotnym życiu bohatera  – to wtedy podejmuje decyzję, że znoszone, szpetne kłapcie, czyli drewniane wiejskie buty, które przywiózł ze sobą z Wilna, należy wyjąć z szafy. Rozpoczyna się w nim bolesny proces uświadamiania sobie, czego oczekuje od niego świat, w którym funkcjonuje i o jaką Polskę przyjdzie mu walczyć przez całe swoje życie. To wewnętrzna niepodległość ojca wpłynęła na to, że Witold postanowił wybrać tę samą trudną i wymagającą drogę. Trochę tak, jakby Helak pokazywał swoim czytelnikom faktyczny, bo niezwykle symboliczny i długofalowy skutek walki Żołnierzy Wyklętych.
Gdzie Kresy? – zapytają czytelnicy. Otóż, w powieści Helaka bardzo mocno zaakcentowane zostały wpływ pochodzenia głównego bohatera na jego wybory. Na forach internetowych i w licznych dyskusjach prowadzonych w mediach społecznościowych natrafiam na termin ,,człowiek kresowy”. Nie jest dalekie od prawdy stwierdzenie, że ludzi urodzonych na Kresach ( w domyśle - czujących poprzez Kresy) łączą pewne cechy charakteru, sposób myślenia i postrzegania świata. Nie chciałabym tutaj definiować tej kwestii, nie jest ona przedmiotem moich rozważań. Niemniej jednak, bohater powieści Wiesława Helaka nosi w sobie pewne cechy charakteru, które każą nam dostrzec w nim owe kresowe, szlacheckie wpływy. Witold jest uparty, odważny, niestrudzony – każdego dnia dokonuje wyboru między pragnieniem spokoju a poświęceniem dla Ojczyzny.  Jednym słowem, bez Kresów nie byłoby takiego Witolda! Bez Kresów, które w powieści stają symbolem wielopokoleniowego dorobku - artystycznego, intelektualnego i moralnego Polaków - różnica między światem sprzed i po katastrofie nie byłaby tak wyraźna, bolesna i nie dawałaby tak dużo do myślenia.

Doświadczenie pokolenia

Wiesław Helak w swojej powieści diagnozuje moralno – polityczną kondycję powojennej Polski. Oto mamy w ,,Tchnieniu” dwa niezwykle symboliczne obrazy – ruiny zniszczonej Warszawy oraz rosnący gmach Pałacu Kultury i Nauki. W ten sposób Autor obrazuje dylemat, przed którym stanęło tysiące Polaków, którzy swoją ojczyznę znali przede wszystkim poprzez postawę rodziców i dopiero mieli wybrać, po której stronie barykady staną.  W ,,Tchnieniu” zgliszcza Warszawy nie wzbudzają specjalnego zainteresowania mieszkańców stolicy, trochę tak, jakby chcieli zapomnieć o tym, co było albo może potrzebują jeszcze czasu, by przeżyć wewnętrzną żałobę i na niej dopiero rozpocząć budowanie swojego świata. Do tego potrzebny jest jednak czas, którego nie otrzymują . Z kolei nowi włodarze Warszawy robią wszystko, by zakłamać rzeczywistość – na piachu i ruinach starego świata budują gmach pałacu (sic!), którego potęga ma przyćmić wszystko, co do tej pory powstało w Polsce. Ich starania mają na celu w młodych, kształtujących swoją postawę względem ojczyzny, wzbudzić zachwyt potęgą i wizjonerstwem nowego porządku.  Bohater ,,Tchnienia” także przeżywa epizod fascynacji  komunizmem. Angażuje się w pochody, ubiera czerwony krawat, coraz częściej spogląda na iglicę wieńczącą pałac. W obrazie tego budynku, sposobie jego oddziaływania na społeczność Warszawy Helak pokazuje niebezpieczeństwo, przed którym stanęła powojenna Polska. Po pierwsze, rozrastający się w zaskakującym tempie budynek sprawia, że uwaga mieszkańców Warszawy zostaje odwrócona od rzeczywistych problemów - braku żywności, perspektyw, utraty niepodległości ojczyzny i wszędobylskiego błota i kurzu. Po drugie,  obraz ,,świecącej” iglicy  wieńczącej gmach pałacu jest doskonałą metaforą fasadowości komunizmu – jej blask oślepia tych, którzy zwiedzeni pięknem brudzą płaszcze i serca  kłamliwą ideologią, bo zapominają, że ta iglica w rzeczywistości jest jedynie szpetnym prętem. Co wybrać? - zdaje się pytać swoich czytelników Helak. Jego bohater odrzuca ułudę ,,świecącej” iglicy, co wiąże się dla niego z koniecznością zauważania i przeciwstawiania się owemu symbolicznemu ,,błotu”.

Droga krzyżowa

Odnalezienie sensu cierpienia Witolda jest jednym z najważniejszych przesłań książki Helaka. Bohater angażuje się w działalność konspiracyjną, kolportaż podziemnej prasy, rezygnuje ze swej prywatności. Decyduje się na cierpienie dla ojczyzny.  Jest świadomy, że walczy o niepodległy kraj, ale z drugiej strony, jako człowiek jest nieszczęśliwy. Zintegrowanie tych dwóch płaszczyzn przychodzi do niego po latach. Udając się w podróż do Jerozolimy, by odnaleźć swego ,,brata” Ziuka, przypadkiem ,,odnajduje” samego siebie. Przechodząc trasę drogi krzyżowej Chrystusa, utwierdza się w przekonaniu, że jego starania i poświęcenia nie były li tylko zmaganiami niewiele znaczącej jednostki, ale stały się przysłowiową kroplą drążącą kamień. Nawiązanie do Mickiewiczowskiego obrazu Polski (w tym przypadku Polaka) jako Chrystusa narodów jest u Helaka oczywiste i rozwiewa wątpliwości, co do zasadności wewnętrznej walki Witolda. Przekonuje się o tym sam bohater, a i czytelnik może wyciągnąć z jego losów odpowiednie, chociaż bolesne, wnioski.

Zapewniam, że powieść ,,Tchnienie” nie jest lekka i porywająca. Nie wciągnie Was w sentymentalny świat Kresów, nie spowoduje, że zrezygnujecie z jakichkolwiek innych lektur. Wręcz przeciwnie! Sprawi, że zapragniecie jak najszybciej uciec od trudów, jakie w was wzbudzi. I dlatego właśnie książka Helaka zasługuje na uwagę – to powieść, która  w zostaje w czytelniku na długo i pomaga spojrzeć na Kresy z nieco innej perspektywy – jako przestrzeń będącą źródłem patriotyzmu nie tylko mieszkających wtedy i tam, przed katastrofą świata.

A dziś? Czy Kresy w jakikolwiek sposób determinują nasze dzisiejsze wybory, czy stały się tylko przestrzenią sentymentalną, owym mitycznym światem, który minął?

Agnieszka Winiarska

sobota, 6 października 2018

Aleksander Piskor, Siedem ekscelencji i jedna dama



Cóż za smakowita książka! Jakie opowieści! Czyta się to niczym najlepszy romans z epoki. Książka jest napisana niezwykle barwnym i obrazowym stylem. Przeczytałam dosłownie jednym tchem!
„Siedem ekscelencji i jedna dama” Aleksandra Piskora to książka wydana po raz pierwszy tuż przed II wojną światową. Jej autor był wtedy dziennikarzem endeckiego tygodnika społeczno-kulturalnego „Prosto z Mostu” (dodatek niedzielny do dziennika „ABC). Po raz drugi wydano ją dopiero w 2013 roku w wydawnictwie LTW, ale jak się zdaje książka cały czas była w obiegu, bowiem ogromne fragmenty z niej pełnymi garściami cytowali różni pamiętnikarze oraz biografowie. Piszę o tym, bo teraz, podczas lektury, ze zdziwieniem rozpoznawałam, że wiele historii z tej książki już po prostu znam. A czytałam ją przecież po raz pierwszy!
Fragmenty tej książki były zresztą publikowane na łamach „Prosto z Mostu”. Parę lat temu znalazłam tam np. kawałek o seansach spirytystycznych w Jezupolu, które organizował tam hrabia „Wojtek” Dzieduszycki.
„Siedem ekscelencji i jedna dama” to publikacja przedstawiająca niezwykłe życiorysy ośmiu osób związanych z dawną Galicją, a zwłaszcza ze Lwowem. Mniej więcej połowa książki poświęcona jest tytułowej damie, a pozostała część „ekscelencjom”, czyli męskim bohaterom.
Owa dama to Katarzyna z Bobronicz-Jaworskich Starzeńska, potem Pawlikowska (1782-1862), skandalistka i awanturnica z epoki, która zasłynęła swoimi małżeństwami, rozwodami i licznymi romansami w całej Europie. Zwano ją „La belle Gabrielle”. Dała się poznać nie tylko w Galicji, ale również w Wiedniu i Paryżu. Najbardziej na świecie kochała seks i bogactwo. Jej świat to byli mężczyźni i wydawanie pieniędzy. 
Pierwszym mężem Katarzyny był Ksawery Starzeński, a drugim Józef Benedykt Pawlikowski z Medyki. Romansowała m. in. z Eugeniuszem de Beauharnais, pasierbem cesarza Napoleona Bonaparte, angielskim dyplomatą w Wiedniu Arturem Pagetem, Stanisławem Prekiem (brat pamiętnikarza Konstantego Preka) i wieloma innymi panami. Miała kilkoro nieślubnych dzieci zapisanych na konto pierwszego małżonka. 
Autor przedstawia ją jako kogoś w rodzaju nimfomanki. A życie jej było naprawdę niezwykle barwne, ciekawe i obfitujące w nieoczekiwane wydarzenia. Oto piękna Katarzyna Starzeńska, na portrecie namalowanym przez znanego francuskiego malarza Francois Gerarda:

Wśród ekscelencji największe moje zainteresowanie wzbudził „Emir” Wacław Rzewuski, słynny arystokrata, hodowca koni i pamiętnikarz, który po konie do hodowli jeździł do Arabii:

Interesujący był także inny galicyjski koniarz, to jest Juliusz Dzieduszycki, jak również słynny malarz koni Juliusz Kossak, pierwszy z dynastii Kossaków-malarzy. Inni bohaterowie tej książki to: Wacław Zaleski, Leopold Starzeński, Włodzimierz Dzieduszycki, Jan Aleksander Fredro (syn komediopisarza) i Wojciech Dzieduszycki (teść Ewy Dzieduszyckiej, której pamiętniki niedawno opisywałam na blogu). 

Zamówiłam tę książkę, bo parę lat temu czytałam o niej na blogu Magdaleny Jastrzębskiej

Źrodła ilustracji: Wikipedia:
1.      File:Lwowska Galeria Sztuki - Francois Gerard - Portrait of Catherine Starzeńska.jpg
2.      File:Żwan Wacław Rzewuski.jpg
 
 
      Alicja Łukawska
      
       Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...