Zapomniana powieść Stanisława Rembeka „W polu” opowiada o epizodzie z wojny polsko-bolszewickiej, kiedy to polskie wojsko pod dowództwem generała Lucjana Żeligowskiego, cofało się, a raczej uciekało przed bolszewikami na zachód, na Warszawę. Akcja utworu rozgrywa się na Białorusi, a dokładnie na obszarze pomiędzy rzekami Berezyna, Auta i Wilia. Fabuła opowiada o losie jednej kompanii strzelców, którą jakieś fatum zaczęło prześladować od momentu śmierci kaprala Górnego poległego podczas patrolu. Ten szereg nieszczęść sprowadził na kompanię przyjaciel zabitego, który rzucił klątwę na kolegów, obwiniając ich o śmierć Górnego. I to życzenie spełniło się.
Rembek, który sam brał udział w tej wojnie, posiadł zdolność niezwykle realistycznego ukazania tego, co dzieje się „w polu”. Mamy tu więc krew, pot, okopy, obolałe od marszu nogi, ludzi zmęczonych do ostatecznych granic i latające nad głową pociski. W powieści nie ma podziału na sceny i bohaterów pierwszo- i drugoplanowych, wszystko jest równie ważne. Całość przypomina raczej reportaż historyczny z pola bitwy niż powieść. Nie ma tu żadnych nawiązań do obecnej w polskiej literaturze tradycji epiki wojennej, ani też do tradycji heroikomicznej w stylu wojaka Szwejka. Wiele jest scen brutalnych, pokazujących wojnę z jej najgorszej strony. Przy tym całym realizmie wojennym, zdarzają się w tym tekście epizody wręcz mistyczne, niczym z tekstów romantyków, np. widzenie żołnierza na polu bitwy, w którym ukazuje mu się zmarły kolega.
Mimo niezaprzeczalnych walorów literackich, powieść ta jest bardzo trudna, wręcz nieprzyjemna w odbiorze. Po cóż więc przez nią brnęłam? Ano dlatego, że jest to jeden z najważniejszych w naszej literaturze tekstów o wojnie polsko-bolszewickie, obok powieści „Lewa wolna” Józefa Mackiewicza. Z tym, że Mackiewicz pisał z tzw. oddechem epickim, rysując szerszą perspektywę wydarzeń, zaś Rembek skupił się na losie prostego żołnierza w okopach i w trakcie odwrotu. Porównywano „W polu” z „Armią konną” Izaaka Babla, który także brał udział w tej samej wojnie, tylko z drugiej strony, czyli jako bolszewicki komisarz.
Sięgnęłam po ten tekst na fali lektur dotyczących Kresów. Akcja powieści Rembeka rozgrywa się bowiem na terenach, z których polska ludność albo uciekła przed bolszewikami, albo była przez nich gnębiona. Nie zaszkodzi także poczytać o tym, co niektórzy z bohaterów „W polu” opowiadają o działaniach Czerwonych w innych, opanowanych przez nich wcześniej rejonach, np. w Kijowie: „Otóż przyjechała do nas, panie święty, żonina siostra, która wyszła za tutejszego obywatela ziemskiego, niejakiego Żyszkiewicza. Ten Żyszkiewicz był oficerem carskim i bolszewicy zakatrupili go zaraz na początku rewolucji. Uważa pan, wracał do domu z Besarabii i w Kijowie zaczepił go, panie święty, jakiś drab i – „Dawaj, panie święty, szyniel!”. A szwagier, że to była odważna bestia, plunął mu, panie święty, w zęby z nagana. Zaraz go zabrali do czerezwyczajki: „Szpion, kontrrewolucjonier!” Głodzili go, panie święty, poniewierali – nic nie wydobyli, chociaż podobno, jak jego żona mówi, był peowiakiem. Więc go w końcu, panie święty, rozstrzelali. Był chory na tyfus tak, że nie mógł ustać na nogach, to się, panie święty, trzymał wagonu, bo go na stacji rozstrzeliwali. To ci dranie, te bolszewiki, co? Podobno (podczas zimy!) wodę ze studni na niego, panie święty pompowali. Od tego dostał tyfusu…”
Po raz pierwszy powieść Rembeka była wydana w 1937 r. Spotkała się wówczas z zachwytami krytyki, a nawet zdobyła dwie nagrody literackie. W okresie PRL-u z była zakazana z powodu tematyki jaką poruszała. Wydawano ją na emigracji, zaś w kraju wznowiono dopiero w latach 90. Jednak nie wywołało to jakiegoś specjalnego zainteresowania twórczością Stanisława Rembeka. Tyle było wówczas tekstów, które przywrócono do obiegu czytelniczego, że ta skromna powieść jakoś nie wybiła się na plan pierwszy. Warto po nią sięgnąć, jeśli ktoś interesuje się kwestią wojny polsko-bolszewickiej na Kresach. Ostrzegam, że to lektura dla odpornych!
Alicja Łukawska
Rembek Stanisław, „W polu”, wyd. Towarzystwo Upowszechniania Czytelnictwa, Warszawa 1996
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko
Mam tę książkę w domu. Czytałam. To trudna lektura, ale chyba warto się przebić.
OdpowiedzUsuńJa sie przebiłam tylko ze względu na udział w tym wyzwaniu kresowym. Inaczej bym nie zmogła. Nieprzyjemne i trudne w odbiorze. Rembek to nie jest "mój" ukochany pisarz kresowy, o, nie!
Usuń