"Czahary" - wydane pierwszy raz w 1905 roku, to powieść bardziej optymistyczna, lżejszego kalibru, wśród innych utworów pisarki. To nie znaczy, że mamy do czynienia z jakąś komedyjką, czy ckliwym romansidłem.Nic z tych rzeczy... to powieść, która tak jak inne utwory Rodziewiczówny, porusza tematy społeczne, problemy rodzinne związane z podziałem ojcowizny, stosunek ziemian do pracy i do własnego majątku. Nie brakuje też wątków uczuciowych. Natomiast nie jest tak mocno widoczny akcent religijny lub patriotyczny, jaki znajdziemy w innych powieściach.
Dlaczego określam powieść jako lżejszą?
Przede wszystkim za sprawą tematyki oraz... humoru, którego w niej nie brakuje. Humoru słownego i humoru sytuacyjnego, który przeplata się z całkowicie poważnymi sprawami. Nie ma ma tu czarnego obrazu świata, goryczy i pesymizmu, z jakim spotykamy się w innych powieściach. Nie ma tak przygniatającej krzywdy, niesprawiedliwości, bezradności w obliczu cynizmu i wyrachowania. Czytelnik nie odbiera tylu złych emocji, jak to ma miejsce nie raz u Rodziewiczówny. Dodatkowo książka jest napisana językiem bardzo czytelnym po latach, a sama akcja wciąga (nie ma zbędnych dłużyzn, zniechęcających do czytania).
W tej powieści problem samodzielności kobiet przed ponad stu laty jest bardzo istotnym motywem, a nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że dominującym.Możliwość samodzielnej egzystencji niezamężnej panny na wsi, pracujących kobiet w mieście, czy pozbawionej opieki męża wdowy z dziećmi to było prawdziwe wyzwanie. Nie pomagało w tym ani prawo, ani tradycja, ani tym bardziej podejście mężczyzn do tego typu babskich fanaberii. Główna bohaterka, Zośka, pragnąca się uczyć by móc później pracować, z polecenia ojca została przez braci siłą zmuszona do rezygnacji z planów i marzeń, przywieziona do domu jak zbiegła kryminalistka.
Umiera bogaty posiadacz ziemski - stary Janicki. Wydawałoby się, że łatwe do przewidzenia jest przejęcie spadku przez dwóch synów. Tymczasem niespodziewanie sensacją staje się odmowa podpisania działów przez jedną z córek - Zofię, która żąda wydzielenia dla siebie części ziemi oraz uwzględnienia jako spadkobiercę trzeciego brata (pominiętego całkowicie przy projektowaniu działu).
"- Woronne, jak pan widzi, jest to stylowy , poleski majątek - dużo wody, błota, wydm, sosnowego boru, wszystko rozrzucone w tysiącach niw, ostrowów, przegrodzone rzekami, rozciągnięte w fantastyczną figurę, wśród łąk chłopskich i nawet kilku sąsiednich dóbr. "
Zofia nie chce nędznej sumy pieniędzy, ani perspektywy życia w domu brata w roli panny na wydaniu. Bycia na łaskawych chlebie u człowieka, który potrafi tylko się bawić i robić kolejne długi.
" [...] oni nie znają - nie mają pojęcia, gdzie i jaka jest ich własna ziemia, ani jej lubią, ani o nią dbają. Jeden i drugi uważa ją za towar, za który można dostać pieniądze. Rolnicy nie są z powołania. Chcą się bawić i używać. Bawią się ciągle, w konie, w karty, w małżeństwo, w miłość, w polowanie, w tańce zimą, w majówki latem, teraz mają się bawić w gospodarstwo. Po śmierci ojca chcieli się też bawić w interesa działu i rozdysponowali między sobą, że Karol zostanie przy całości Woronnego, Lucjanowi da sto tysięcy spłaty, nam siostrom po dziesięć tysięcy - Wacława zupełnie z gry wykreślili. Więc gdym zaprotestowała i zażądała nie jakiejś fikcyjnej sumy, ale części w naturze, potracili głowy, podnieśli na mnie gniew całej rodziny i są teraz bezradni, ale wściekli, bo bawić się wedle swej woli nie mogą, na zabawkę czekać muszą. [...]"
Taka postawa młodej panny jest wielkim zaskoczeniem dla wszystkich. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety pałają świętym oburzeniem:
[...] " - Oto jest rezultat wszystkich emancypacyj i wolności dawanej pannom! - wybuchnęła Wilszycowa. - Sumienia i wstydu nie ma taka dziewczyna. Całą rodzinę gubi! Nic nie uszanuje, nawet ojcowskiej świeżej mogiły. Zgroza!" [...]
W następstwie swojej nieugiętej postawy panna Zofia zostaje sama, bo nikt nie próbuje zastanowić się nad całą sytuacji i zrozumieć dziewczynę.
[...] - Słuchaj no, Zośka - rzekł poważnie Wilszyc - tu nie czas na fantazje i kaprysy kobiece. Tu się toczy kwestia poważna, chodzi o los nas wszystkich, o przyszłość całej rodziny, o opinię ludzką, o honor nazwiska. To, czego pragniesz, jest niesłychane i tego nie dostaniesz. Oni ci tego dać nie mogą, bo obydwa zginą, a przecież ruiny ich na swe sumienie brać nie chcesz ani narazisz siebie na potępienie całej rodziny i zerwanie z nami wszelkich węzłów, gdy oddasz sprawę tę waszą prywatną na sądową drogę. Na to ani pozwalamy, ani ci tego darujemy. Zostaniesz w tej walce sama - zastanów się tedy, czym ci to grozi, i opamiętaj się póki czas." [...]
Rodzina wyrzeka się jej, traktując ostracyzm jako należną karę za buntowniczość i awanturnictwo (w ich rozumieniu oczywiście). W tych pojęciach nie mieściła się samodzielność myślowa panien, które powinny całkowicie podlegać rodzicom, a później mężowi. Oni mieli decydować o całym życiu kobiet, na własne decyzje nie było miejsca.
Rodziewiczówna bezlitośnie rozprawia się w tej powieści z galerią kobiecych typów, w której właściwie tylko Zofia jest postacią pozytywną i budzącą sympatię. Kobiece bohaterki drugiego planu, to bezmyślne i bezwolne puste lalki (wcale nie tak piękne jak Izabela Łęcka) bez wyobraźni i własnych poglądów. I oczywiście bez wykształcenia dającego pracę.
Emilka Suchońska - osiemnastoletnia córka właścicielki zajazdu, w którym Zośka zamieszkała na czas rozwiązania sprawy i której udzielała trochę lekcji. [...] ograniczona zupełnie, nie czuła do wiedzy ani zapału, ani potrzeby i po paru lekcjach Zośka poznała, że jałowy ten grunt próżna praca chcieć uprawić. Zresztą Emilka kategorycznie oświadczyła, że ma narzeczonego, więc już żadnej nauki nie potrzebuje... [...]
Nina Sterdyńska - narzeczona Karola. [...] była to typowa panna z obywatelskiego domu. Miała od dziecka bony, potem nauczycielki, płatne bardzo drogo, wedle pojęć papy Sterdyńskiego, bo aż 400 rubli rocznie, potem została wywieziona na jeden rok do Warszawy dla "talentów". Przez ten rok posiadła śpiew (muzykę uprawiała od dziecka w domu), malarstwo, tańce, salonową ogładę - nawet podobno brała jakieś lekcje literatury - i wróciła do domu jako wykwalifikowana już do wydania za mąż. W domu zajmowała się ścieraniem kurzu w salonie, doglądaniem kwiatków w ogrodzie, robieniem herbaty, czytaniem powieści, bawieniem gości i odwiedzaniem sąsiadów. Wymalowała ekran na atłasie i drewniany stolik upiększyła wypalonym jeleniem, wyszyła na kanwie kilka pasów na meble, bardzo długo proszona, umiała zaśpiewać "salonowy kawałek", tańczyła z gracją, w poważnych kwestiach nie zabierała głosu... [...] itd itd.
W porównaniu z tymi "paniami i panienkami" bohaterki chłopskiego pochodzenia wydają się dużo mądrzejsze.
Podobne kryteria można zastosować do męskich bohaterów, wśród których tylko dwóch - brat Wacław i bogaty przyjaciel Motold, to ludzie zasługujący na szacunek swoją pracą i postawą moralną.
Podobne kryteria można zastosować do męskich bohaterów, wśród których tylko dwóch - brat Wacław i bogaty przyjaciel Motold, to ludzie zasługujący na szacunek swoją pracą i postawą moralną.
Natomiast niewątpliwie najbarwniejszą postacią powieści jest Kasjan. Trudny do jednoznacznego określenia typ wiejskiego zabijaki, terroryzujący od lat okolicznych mieszkańców. Ciągle na bakier z prawem, wyznający własną chłopską filozofię, skory do awantur i kradzieży. Jednocześnie szczerze oddany "panience", nawrócony grzesznik, potrafiący dobrze zarządzać i ludźmi i powierzonymi mu pieniędzmi. Kasjan to postać szczególnie dobrze zarysowana i właśnie jego każdorazowe pojawianie się w akcji to dawka wspomnianego na początku humoru.
Nie można nie lubić Kasjana...
Nie można nie lubić Kasjana...
"Czahary" to obraz minionego świata dalekich polskich Kresów. To nam jak zawsze daje Rodziewiczówna - opis codziennego życia "panów" i życia chłopów, stosunków między nimi. Jest również wątek uczuciowy, chociaż bohaterowie bardzo mało romansowi są na zewnątrz - skrytością przewyższają wszystkich ponad miarę.
Bardzo lubię tę powieść i wracam do niej co jakiś czas.
Kilka lat temu obiła mi się o uszy informacja o rozpoczęciu realizacji filmu, na podstawie powieści. Próbowałam teraz coś znaleźć na ten temat, niestety bez rezultatu.
Tekst oryginalny ukazał się na blogu "Notes czytelniczy"
Nie czytałam jeszcze... Lektura do nadrobienia, w ogóle muszę przypomnieć sobie Rodziewiczówną!
OdpowiedzUsuńDziś otrzymałam pocztą polecana przez Beatę książkę "Od Smoleńska po Dzikie Pola" Teresy Siedlar- Kołyszko.
To była szybka decyzja! :)
UsuńJa do czytania Rodziewiczówny zachęcam zawsze :)
UsuńOczywiście z odpowiednim wcześniejszym podejściem, bo jednak jest to literatura specyficzna.
Muszę przyznać, że nie znam książek Rodziewiczówny. Wieki temu czytałam "Lato leśnych ludzi" i "Macierz", ale na tym poprzestałam. "Czahary" zapowiadają się interesująco. Czy mi się wydaje, że Kasjan - poza tym, że da się lubić - przypomina trochę Heathcliffa z "Wichrowych wzgórz"? :)
OdpowiedzUsuń"Lato leśnych ludzi" to dla mnie były największe nudy z Rodziewiczówną. Dobrze, że nie od tej książki zaczęłam poznawanie dorobku pisarki.
UsuńNatomiast "Macierz" to powieść do której powracam. Lubię ją, bo jest mimo wszystko optymistyczna, ma "coś" w sobie.
Niestety nie mogę się wypowiedzieć na temat "Wichrowych wzgórz" i porównania bohaterów. Książkę czytałam ponad 30 lat temu i niewiele pamiętam. Nie należę do fanek tej literatury - jakoś zupełnie mnie "nie kręci", więc i teraz nie sięgam ponownie.
Dawno nie czytałam powieści tej pisarki.
OdpowiedzUsuńJest ich sporo, więc jest z czego wybierać. :)
Usuń