Melchior Wańkowicz, Szczenięce lata, wstęp Anna Bernat,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 93.
Uwodzicielskim urokiem gawędy i
miłością do tradycji (co wyraża choćby taka inwokacja: O, jakże przedziwnie mocne szpony ma tradycja wieków) tchnie Melchiora
Wańkowicza opowieść o „kraju lat dziecinnych” i jego blaskach. Nie ma bowiem cenniejszej i piękniejszej
książki o Kresach, zwyczajach, minionej epoce niż „Szczenięce lata” - jak
pisze Aleksandra Ziółkowska-Boehm w
swojej książce Na tropach Wańkowicza po
latach, poświęconej pisarzowi rodem z Mińszczyzny. Jej zdaniem piękniejsza
niż Dolina Issy Czesława Miłosza.
Wańkowicz powraca myślą do czasu, gdy
życie w dworku kalużańskim i „majątku babki, matczynych Nowotrzebach”, było dla
niego oazą tradycji, polskości, piękna i dobra. Kultywowany we wspomnieniach
arkadyjski obraz przeszłości ulega mitologizacji, nie brakuje jednak gorzkich
refleksji, np. o tajemnicy istnienia, nieubłaganym upływie czasu lub dramatycznych zakrętach historii, gdy pisze w puencie: Pstrokatemu srokoszowi historii podobało się
przewłóczyć żywe serca ludzkie.
Pisarz odtwarza niewzruszone piękno pejzażu Kowieńszczyzny i Mińszczyzny,
ponadczasowy urok domostw tam położonych oraz pokrytych patyną dziesięcioleci
przedmiotów. Nie stanowią one jedynie tła i odległego echa wspomnień, ale
odżywają na naszych oczach dzięki rzadkiemu talentowi autora, który potrafi
wzbudzić entuzjazm i rozrzewnienie czytelnika odpowiednim budowaniem nastrojów,
sposobem narracji i innymi zabiegami literackimi. Potrafi także rozśmieszyć,
wplatając w swoją opowieść „witaminy humoru”, jak to nazywał, by rozładować
wzniosłość.
Melchior Wańkowicz urodził się 10
stycznia 1892 roku w ziemiańskiej rodzinie herbu „Lis odmieniony”, w rodzinnym
majątku Kalużycach w powiecie ihumeńskim, ziemi mińskiej na Białorusi, jako syn
Melchiora, powstańca 1863 roku i zesłańca na Syberię, i Marii ze Szwoynickich.
Ojciec zmarł, gdy Melchior miał rok, matka - gdy miał trzy lata. Oddany został
na wychowanie do babki, Felicji z Baczyżmalskich. Dzieciństwo spędził we dworze
w Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie. Scenerią różnego rodzaju inicjacji
chłopięcych był krajobraz wielkiej,
szmaragdowej doliny Niewiaży, tej samej, której piękno obserwował w
dzieciństwie, a potem rozsławił, także Czesław Miłosz.
Wańkowicz w swojej gawędzie nie tylko
odmalował i utrwalił duch czasu, bezpowrotnie minionej epoki, której był
świadkiem (jak podkreśli w Przedmowie do wydania z 1958 roku: wtedy, kiedy pisał te wspomnienia, na głębokich Kresach konserwowały się obyczaje z końca XVIII wieku),
ale także wyraził nabytą przez lata spędzone na Kresach pewność przemijania (symboliczna
jest scena zastrzelenia w czasie pierwszego w życiu polowania wiewiórki) i
niedostępność ideałów. Szczenięce lata
to również jedna z najwspanialszych powieści o dzieciństwie i dojrzewaniu.
Książka napisana przez Wańkowicza w Warszawie, gdzie w latach 1930-1933
pracował jako doradca reklamowy Związku Cukrowników, i wydana po raz pierwszy w
1934 roku, ukazuje pasje młodego bohatera, Mela, zdobywającego samotnie wiedzę
o świecie.
Najbarwniejszą część gawędy stanowią
opisy skłonności do hulanek, ukazujące niecierpliwość i bujny temperament
małego Melchiora, którego swoboda i wolność były jak koń bez uprzęży. Nic
dziwnego, że po ukończeniu pisania gawędy Wańkowicz schował ją do szuflady i
nie od razu zdecydował się oddać ją do druku. Jak napisze we wspomnianej już
przedmowie, uląkłem się demonstracji nicnieróbstwa,
rozpusty, obżarstwa i siedmiu grzechów głównych i zatrzasnąłem nad rękopisem
szufladę, jak nad tylu gawędami i diariuszami przede mną. Istotnie,
niektóre fragmenty mogą nawet dziś zaskakiwać śmiałością zachowań. Mowa w nich o dziecięcych figlach diabelskich, zdumiewająco
wyszukanych i niekonwencjonalnych. Nie brakuje fascynujących opisów żmudnej
pracy dorosłych, kulinariów, codziennego, zwyczajnego dnia (sączyła się cicha melodia nowotrzebskiego
dnia), polowań, wizyt różnych oryginałów i osobistości (np. Wandy
Siemaszkowej), „rycerskich” metod wychowawczych (jak stwierdza Wańkowicz - chłopak w Kalużycach rósł, dziwnym rozpędem
tradycji, niby w kasztelu obronnym). Pisarz podąża tropem sytuacji codziennych
i nadzwyczajnych, gdyż życie w tym
bastionie wszeteczeństwa zróżnicowane było. Opowiada o zabawnych
nieporozumieniach wynikających z polszczyzny „kowieńskiej”, poznawaniu tajników
lasu (od lat paliły się dwory kresowe,
[ale] las trwał, las trwał), życiu
panów, którzy byli i pozostali aż do
końca klasą żyjącą z pracy chłopskiej, o bogactwie świątecznych i
codziennych obrzędów i rytuałów…
Wańkowicz barwnie odtwarza niespieszną egzystencję toczącą się w dworkach kresowych (ich babskiej i męskiej, kawalerskiej części) oraz portretuje swoich bliskich, nie ukrywając przy tym swojej nostalgii. W Szczenięcych latach zachował pęk świeżych wspomnień i wylewy żrącej tęsknoty.
Wańkowicz barwnie odtwarza niespieszną egzystencję toczącą się w dworkach kresowych (ich babskiej i męskiej, kawalerskiej części) oraz portretuje swoich bliskich, nie ukrywając przy tym swojej nostalgii. W Szczenięcych latach zachował pęk świeżych wspomnień i wylewy żrącej tęsknoty.
Utwór przepełnia głęboka miłość do
rodzinnych stron - pisarz poświęca wiele miejsca apostrofom do Mińszczyzny i
Kowieńszczyzny oraz przyrodniczych uroków tych krain. Jego wspomnienia są mocno wrośnięte w
rodzinną ziemię. Stworzył przepiękną opowieść o Kresach, w której połączył
formę gawędy z poetyckim refleksjami, liryczny zapis z jędrnym dialogiem, aluzje
literackie (np. do Pana Tadeusza
Mickiewicza) z kolorytem lokalnym. Z upodobaniem malował okolicę w księżycowej
poświacie czy autentyczną szlachecko-sarmacką mentalność i obyczajowość.
Szczenięca lata
zarażają magią słowa, ukazują jego wartość i wielką moc kreacyjną, budującą więź
między ludźmi. Wańkowicz między wierszami wspomnień zastanawia się nad rolą
języka, stawia pytania o wartość kultury, w której słowa straciły wagę. To
słowa nadają znaczenie codziennej mitrędze w walce o życie.
Szczenięce lata
są niezmiernie ciekawym dokumentem romantycznej epoki, mającym duże walory
poznawcze. Pozwalają przenieść się na ziemie kresowe utracone w wyniku krwawej topieli rewolucji, ale nie
tylko. Lektura tego dzieła może mieć również wymiar eskapistyczny. Dzięki niemu
mogłam całkowicie oderwać się od dzisiejszej, przaśnej, rzeczywistości i -
mówiąc słowami pisarza - popięknoduszyć. Sfera językowa, do
pewnego stopnia archaiczna, nie okazała się tak trudną przeszkodą w
odbiorze, czego się obawiałam, choć oczywiście
jest dużym czytelniczym wyzwaniem. Chwilowo raziła mnie pompatyczność,
ale jej
dawki są do zaakceptowania. Narracja ma wiele tonacji, dlatego nie
pozwala
popaść w znużenie czy irytację. Szczenięce
lata porywają bowiem żywiołem kresowej polskości, przyrody, obyczajowości i
języka. Używając słów córki pisarza, Krystyny (zapisanych oczywiście w innym
kontekście i innej kwestii dotyczących), każda
literka napęczniała sercem (z listu do ojca, 2 lipca 1940 r.).
Doprawdy krzepiąca to literatura pod
każdym względem. Wańkowiczowska gawęda, choć stanowi symboliczne i
niepozbawione nutki goryczy pożegnanie ze „zmarłymi dworami kresowymi”, zawiera
balsamiczne tchnienie. Przepojona jest ogromną miłością do życia i świata,
wyrażoną w pamiętnych słowach: źdźbło
każde jego [świata] rośnie ku
lepszemu. Utwierdza w nadziei, że mimo burzliwych i tragicznych wydarzeń,
czy - jak to określił pisarz - dowcipów historii, wieczne pozostają Rozum i
Dobro, które jak słońce przenikają świat.
Nawet po największym kataklizmie zawsze odradza się życie.
Wańkowicz nieraz twierdził, że ogromnie dużo zawdzięczał swemu
pochodzeniu, ziemi, na której się urodził i wychował. Była ona dla niego
źródłem wspomnień, to one dały pierwsze rysy jego bogatej, kolorowej
osobowości, to jej zawdzięcza swą bliskość z ziemią, przyrodą. Z tęsknoty i
miłości do nich powstała najpiękniejsza - moim zdaniem - książka pisarza,
„Szczenięce lata”.
Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Na tropach Wańkowicza po latach,
Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 365.
Recenzja ukazała się na blogu Szczur w antykwariacie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz