piątek, 10 lipca 2015

Powrót Melchiora Wańkowicza do "wielkiej, szmaragdowej doliny Niewiaży"


[...] Rozrachowały się dwie prawdy. Kresom to nie nowina. Szumią sobie lasy dalej, jak przed laty, broczy żywica na wrzosowiska, pachnie ziemia, lśni rzeka, mrówki po lasach odbudowały kopce na wyrąbanych przez wojnę przesiekach i snują się drożynami z igliwia. […] Ziemi tej to nie pierwszyzna i Bogu nie pierwszyzna, pamięci lat kresowych nie pierwszyzna […].
 
Melchior Wańkowicz, Szczenięce lata, wstęp Anna Bernat, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 93.

Uwodzicielskim urokiem gawędy i miłością do tradycji (co wyraża choćby taka inwokacja: O, jakże przedziwnie mocne szpony ma tradycja wieków) tchnie Melchiora Wańkowicza opowieść o „kraju lat dziecinnych” i jego blaskach. Nie ma bowiem cenniejszej i piękniejszej książki o Kresach, zwyczajach, minionej epoce niż „Szczenięce lata” - jak pisze  Aleksandra Ziółkowska-Boehm w swojej książce Na tropach Wańkowicza po latach, poświęconej pisarzowi rodem z Mińszczyzny. Jej zdaniem piękniejsza niż Dolina Issy Czesława Miłosza. 

Wańkowicz powraca myślą do czasu, gdy życie w dworku kalużańskim i „majątku babki, matczynych Nowotrzebach”, było dla niego oazą tradycji, polskości, piękna i dobra. Kultywowany we wspomnieniach arkadyjski obraz przeszłości ulega mitologizacji, nie brakuje jednak gorzkich refleksji, np. o tajemnicy istnienia, nieubłaganym upływie czasu lub dramatycznych zakrętach historii, gdy pisze w puencie: Pstrokatemu srokoszowi historii podobało się przewłóczyć żywe serca ludzkie.

 Pisarz odtwarza niewzruszone piękno pejzażu Kowieńszczyzny i Mińszczyzny, ponadczasowy urok domostw tam położonych oraz pokrytych patyną dziesięcioleci przedmiotów. Nie stanowią one jedynie tła i odległego echa wspomnień, ale odżywają na naszych oczach dzięki rzadkiemu talentowi autora, który potrafi wzbudzić entuzjazm i rozrzewnienie czytelnika odpowiednim budowaniem nastrojów, sposobem narracji i innymi zabiegami literackimi. Potrafi także rozśmieszyć, wplatając w swoją opowieść „witaminy humoru”, jak to nazywał, by rozładować wzniosłość. 

Melchior Wańkowicz urodził się 10 stycznia 1892 roku w ziemiańskiej rodzinie herbu „Lis odmieniony”, w rodzinnym majątku Kalużycach w powiecie ihumeńskim, ziemi mińskiej na Białorusi, jako syn Melchiora, powstańca 1863 roku i zesłańca na Syberię, i Marii ze Szwoynickich. Ojciec zmarł, gdy Melchior miał rok, matka - gdy miał trzy lata. Oddany został na wychowanie do babki, Felicji z Baczyżmalskich. Dzieciństwo spędził we dworze w Nowotrzebach na Kowieńszczyźnie. Scenerią różnego rodzaju inicjacji chłopięcych był krajobraz wielkiej, szmaragdowej doliny Niewiaży, tej samej, której piękno obserwował w dzieciństwie, a potem rozsławił, także Czesław Miłosz.

Wańkowicz w swojej gawędzie nie tylko odmalował i utrwalił duch czasu, bezpowrotnie minionej epoki, której był świadkiem (jak podkreśli w Przedmowie do wydania z 1958 roku: wtedy, kiedy pisał te wspomnienia, na głębokich Kresach konserwowały się obyczaje z końca XVIII wieku), ale także wyraził nabytą przez lata spędzone na Kresach pewność przemijania (symboliczna jest scena zastrzelenia w czasie pierwszego w życiu polowania wiewiórki) i niedostępność ideałów. Szczenięce lata to również jedna z najwspanialszych powieści o dzieciństwie i dojrzewaniu. Książka napisana przez Wańkowicza w Warszawie, gdzie w latach 1930-1933 pracował jako doradca reklamowy Związku Cukrowników, i wydana po raz pierwszy w 1934 roku, ukazuje pasje młodego bohatera, Mela, zdobywającego samotnie wiedzę o świecie.

Najbarwniejszą część gawędy stanowią opisy skłonności do hulanek, ukazujące niecierpliwość i bujny temperament małego Melchiora, którego swoboda i wolność były jak koń bez uprzęży. Nic dziwnego, że po ukończeniu pisania gawędy Wańkowicz schował ją do szuflady i nie od razu zdecydował się oddać ją do druku. Jak napisze we wspomnianej już przedmowie, uląkłem się demonstracji nicnieróbstwa, rozpusty, obżarstwa i siedmiu grzechów głównych i zatrzasnąłem nad rękopisem szufladę, jak nad tylu gawędami i diariuszami przede mną. Istotnie, niektóre fragmenty mogą nawet dziś zaskakiwać śmiałością zachowań. Mowa w nich o dziecięcych figlach diabelskich, zdumiewająco wyszukanych i niekonwencjonalnych. Nie brakuje fascynujących opisów żmudnej pracy dorosłych, kulinariów, codziennego, zwyczajnego dnia (sączyła się cicha melodia nowotrzebskiego dnia), polowań, wizyt różnych oryginałów i osobistości (np. Wandy Siemaszkowej), „rycerskich” metod wychowawczych (jak stwierdza Wańkowicz - chłopak w Kalużycach rósł, dziwnym rozpędem tradycji, niby w kasztelu obronnym). Pisarz podąża tropem sytuacji codziennych i nadzwyczajnych, gdyż życie w tym bastionie wszeteczeństwa zróżnicowane było. Opowiada o zabawnych nieporozumieniach wynikających z polszczyzny „kowieńskiej”, poznawaniu tajników lasu (od lat paliły się dwory kresowe, [ale] las trwał, las trwał), życiu panów, którzy byli i pozostali aż do końca klasą żyjącą z pracy chłopskiej, o bogactwie świątecznych i codziennych obrzędów i rytuałów… 

Wańkowicz barwnie odtwarza niespieszną egzystencję toczącą się w dworkach kresowych (ich babskiej i męskiej, kawalerskiej części) oraz portretuje swoich bliskich, nie ukrywając przy tym swojej nostalgii. W Szczenięcych latach zachował pęk świeżych wspomnień i wylewy żrącej tęsknoty.


Utwór przepełnia głęboka miłość do rodzinnych stron - pisarz poświęca wiele miejsca apostrofom do Mińszczyzny i Kowieńszczyzny oraz przyrodniczych uroków tych krain. Jego wspomnienia są mocno wrośnięte w rodzinną ziemię. Stworzył przepiękną opowieść o Kresach, w której połączył formę gawędy z poetyckim refleksjami, liryczny zapis z jędrnym dialogiem, aluzje literackie (np. do Pana Tadeusza Mickiewicza) z kolorytem lokalnym. Z upodobaniem malował okolicę w księżycowej poświacie czy autentyczną szlachecko-sarmacką mentalność i obyczajowość. 

Szczenięca lata zarażają magią słowa, ukazują jego wartość i wielką moc kreacyjną, budującą więź między ludźmi. Wańkowicz między wierszami wspomnień zastanawia się nad rolą języka, stawia pytania o wartość kultury, w której słowa straciły wagę. To słowa nadają znaczenie codziennej mitrędze w walce o życie.

Szczenięce lata są niezmiernie ciekawym dokumentem romantycznej epoki, mającym duże walory poznawcze. Pozwalają przenieść się na ziemie kresowe utracone w wyniku krwawej topieli rewolucji, ale nie tylko. Lektura tego dzieła może mieć również wymiar eskapistyczny. Dzięki niemu mogłam całkowicie oderwać się od dzisiejszej, przaśnej, rzeczywistości i - mówiąc słowami pisarza - popięknoduszyć. Sfera językowa, do pewnego stopnia archaiczna, nie okazała się tak trudną przeszkodą w odbiorze, czego się obawiałam, choć oczywiście jest dużym czytelniczym wyzwaniem. Chwilowo raziła mnie pompatyczność, ale jej dawki są do zaakceptowania. Narracja ma wiele tonacji, dlatego nie pozwala popaść w znużenie czy irytację. Szczenięce lata porywają bowiem żywiołem kresowej polskości, przyrody, obyczajowości i języka. Używając słów córki pisarza, Krystyny (zapisanych oczywiście w innym kontekście i innej kwestii dotyczących), każda literka napęczniała sercem (z listu do ojca, 2 lipca 1940 r.). 

Doprawdy krzepiąca to literatura pod każdym względem. Wańkowiczowska gawęda, choć stanowi symboliczne i niepozbawione nutki goryczy pożegnanie ze „zmarłymi dworami kresowymi”, zawiera balsamiczne tchnienie. Przepojona jest ogromną miłością do życia i świata, wyrażoną w pamiętnych słowach: źdźbło każde jego [świata] rośnie ku lepszemu. Utwierdza w nadziei, że mimo burzliwych i tragicznych wydarzeń, czy - jak to określił pisarz - dowcipów historii, wieczne pozostają Rozum i Dobro, które jak słońce przenikają świat. Nawet po największym kataklizmie zawsze odradza się życie.



Wańkowicz nieraz twierdził, że ogromnie dużo zawdzięczał swemu pochodzeniu, ziemi, na której się urodził i wychował. Była ona dla niego źródłem wspomnień, to one dały pierwsze rysy jego bogatej, kolorowej osobowości, to jej zawdzięcza swą bliskość z ziemią, przyrodą. Z tęsknoty i miłości do nich powstała najpiękniejsza - moim zdaniem - książka pisarza, „Szczenięce lata”.
 

Aleksandra Ziółkowska-Boehm, Na tropach Wańkowicza po latach, Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 365.

Recenzja ukazała się na blogu Szczur w antykwariacie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...