sobota, 4 kwietnia 2015

Ale moim największym odkryciem stała się Moja Przyjaciółka!



Mam coraz większe problemy z pisaniem opinii o przeczytanych książkach i coraz więcej książek przeczytanych, po czytaniu których chciałabym na blogu pozostawić chociaż niewielki ślad. Toteż, by blog nie umarł jeszcze śmiercią naturalną będę coraz częściej uciekać się do prezentowania fragmentów przeczytanych książek, co nie znaczy jednak, że może kiedyś nie doczekają się one być może mojej opinii. Będą to fragmenty, które mi jakoś szczególnie się spodobały, przypadły do serca, czy też mnie zaintrygowały lub pobudziły do refleksji.
Dzisiaj jest to fragment z przeczytanej jeszcze w ubiegłym roku wspomnieniowej książki "Żniwo gniewu", którą napisała mieszkająca w USA Polka, która urodziła się w 1945 roku w Zielonej Górze, gdzie dotarły w ramach repatriacji po wielu dramatycznych przejściach jej matka i ciotka. Pochodzące z kresowego miasteczka przeżyły sowiecką okupację a od 1942 do 1945 roku wciąż w drodze ze wschodu na zachód uciekały tym razem przed niemieckim najeźdźcą, by znów po czasie bać się sowietów. Tego co spotkało bohaterki książki, Kaszmirę i Maruszkę, w tej drodze pewno wystarczyłoby na niejedną tylko książkę, ale ja nie zacytuję czegoś co świadczyłoby o dramatyczności tych przeżyć, lecz wspomnienie Maruszki o tym co pozostawiła a co też było treścią jej "tamtego" życia.



"Szyję teraz sukienkę dla Kaszmiry, dla mojej ukochanej siostry. Boże, ile my razem przeszłyśmy...Gdybym tu miała swoje czasopisma, wybrałabym dla niej najpiękniejszy projekt. Przed wojną gazety były dla mnie darem niebios. Dostawałam je od kuzynki Julii i hrabiny Okońskiej. W pudełku, w szafie, w pokoju mamy, w naszym rodzinnym domu przy ulicy Grodzkiej, w moim kochanym Mołodecznie mam schowane pojedyncze numery Vogue'a z 1933, z 1934 i nawet z 1937 roku i dwadzieścia pięć numerów angielskiego The Pictorial Magazine z 1903 roku, razem tysiąc czterdzieści stron! Numery The Pictorial Magazine pochodzą sprzed lat, ale przenosiły mnie w czar la belle epoque. Kochałam te dawne suknie z gorsetami, talie osy,cudowne parasolki z koronki i fryzury misternie upinane w potężne koki. Kojarzyły mi się z jakąś krainą baśni i z dzieciństwem. Oczywiście w duchu dziękowałam Panu Bogu, że świat się zmienił, bo przed wojną nie wyobrażałam sobie noszenia długich sukien, sztywnych fiszbin i koafiur! Kochałam krótkie fryzurki, marynarki z baskinkami i wolność bez gorsetów! Fotografie, fotografie, mnóstwo fotografii! I rarytas! Amerykański numer Voque'a z 1926 roku z małą czarną Coco Chanel!. Jezu! Ile bym dała, żeby teraz jeszcze raz go obejrzeć! Ale na tym nie koniec. Hrabina przywoziła mi jeszcze najnowsze numery Świadowida i nowość przed wojną - Moją Przyjaciółkę! Przeglądałam to wszystko z bijącym sercem. Światowida oglądałam zawsze według ustalonego schematu - szybko przewracałam strony z rubrykami " Ze świata, Z Polski, Z teatru, Ze sportu, Film, Balet, Muzyka, Rozmaitości, by w końcu trafić na zdjęcia i rysunki sukien, spódnic, kapelusików, pantofli. Na koniec zawsze analizowałam zdjęcia Rysia i Pawlikowskiego i nigdy nie potrafiłam pojąć fenomenu fotografii. Ale moim największym odkryciem stała się Moja Przyjaciółka! Pierwszy raz czytałam całą gazetę, i to z narastającym zainteresowaniem! Wszystko dla kobiet i o kobietach. Porady! Tysiące porad! Jak urządzić pokój, jak modnie się ubrać, jak zlikwidować piegi, sińce pod oczami, na co stosować okłady z herbaty i co można zrobić z soku z cytryny! I przede wszystkim były tam projekty ubrań oraz nowości z Paryża i wszystko po polsku! Voque'a traktowałam jak relikwię, ale nie znałam francuskiego ani angielskiego, dlatego Moja Przyjaciółka była dla mnie takim cudem! Wszystko to bardzo pomagało mi w mojej pracy. Śmielej doradzałam nowoczesne, krótkie spódnice, rękawy z bufkami, baskinki, materiały w kratkę, paski i groszki, żakiety przypominające męskie marynarki i przede wszystkim namawiałam do porzucenia sukien z obniżonym stanem na rzecz nowoczesnych ubrań podkreślających kobieca sylwetkę i szczupłą talię. Przed wojną prowadziłam z Julią jeden z najlepszych zakładów krawieckich! Jakie ja miałam klientki! Boże drogi! Zygmunt był ze mnie taki dumny".


"Jaka ja jestem głupia...Niczego już nie ma. Niczego. Za moimi plecami tylko zgliszcza i śmierć. Wszystko straciłam. Nic już nie wróci. A jeśli to prawda, że nie ma już Mołodeczna"?
________________________

Lucie Di Angeli-Ilovan,Żniwo gniewu,wyd. Zysk i S-ka,r.2011, str.278-280

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...