Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jamski Piotr. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jamski Piotr. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 maja 2015

Piotr Jacek Jamski, Pocztówki z Kresów przedwojennej Polski




 

Ta książka wzbudziła moje zainteresowanie już w momencie premiery. Zgodnie ze swoim życzeniem dostałam ją w prezencie i…. stała sobie na półce aż do tej pory. Gdy w końcu zaczęłam ją czytać (i oglądać!) nie mogłam się oderwać, co więcej, moi domownicy również zaczęli ją od razu podczytywać. A co jest takiego w tej książce, że wzbudza takie zainteresowanie i mojej mamy, byłej nauczycielki, i mojego męża, eksperta nauk technicznych?

Trzeba zacząć od tego, że książka prezentuje wybór tekstów anonimowego inżyniera z Poznania, który, oddelegowany przez Polskie Koleje Państwowe do wschodnich województw II RP w celu nadzoru i analizy potencjalnych usprawnień funkcjonowania sieci kolejowych, regularnie pisuje do nastoletniej córki kartki i liściki przybliżając jej specyfikę ziem, które odwiedza. Inżynier przemierza Kresy wzdłuż i wszerz opisując miejsca, krajobrazy i ludzi, z którymi się spotkał lub o których słyszał. W jego przekonaniu te informacje mogą stanowić dla córki ciekawy przykład zróżnicowania ziem polskich pod względem geograficznym i obyczajowymi. Zwraca jej także często uwagę, że informacje te mogą być przydatne w jej harcerskiej służbie.

Piotr Jamski dokonał wyboru korespodencji i opatrzył je zdjęciami. Nie zawsze są to rzeczywiste pocztówki wysyłane przez inżyniera. Czasem fotografie są dobrane przez Piotra Jamskiego, głównie ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego. Korespondencja inżyniera pochodzi z lat 1932-39. Ostatni list datowany jest na marzec 1939 r. Ponieważ autor korespondencji dużo podróżował Redakcja tego wydawnictwa musiała sobie postawić pytanie, w jaki sposób zaprezentować ten tekst. Wybrano opcję nie chronologiczną, a geograficzną, tzn. poznajemy poszczególne wschodnie województwa, które odwiedzał inżynier, a więc: wileńskie, nowogródzkie, białostockie, poleskie, wołyńskie, lwowskie, stanisławowskie i tarnopolskie. Kolejne opisywane miejsca w ramach województw umieszczone są w porządku alfabetycznym. Każda notka zawiera list, zdjęcie oraz datę nadania listu w postaci wyraźnego stempla pocztowego z miejscem i datą dzienną. Chronologicznie zamieszczone są jedynie dwa listy: pierwszy i ostatni z kolekcji, które otwierają i zamykają tę publikację.

Przyznam, że taka prezentacja tych listów mi odpowiada, gdyż układa się pewną zamkniętą całość. W listach nie ma istotnych wątków osobistych, które utrudniałyby czytelnikowi lekturę i dlatego można się skupić na treści, czyli relacji z miejsc, które już nie leżą w naszych granicach, a ich odwiedzenie wymaga obecnie pewnego wysiłku. Inżynier relacjonuje córce swoje spostrzeżenia, czasem w formie niemal reportażu, niekiedy z nutką dydaktyzmu. Tym, co mnie jednak najbardziej uderzyło w tej korespondencji to nieposkromiona ciekawość i chęć dowiedzenia się i zobaczenia jak najwięcej. Autor listów był osobą w średnim wieku, skoro miał nastoletnią córkę, ale nie przeszkadza mu to przedsiębrać wycieczek w góry, poza miasto, jechać do miejsc, o których słyszał, że są ciekawe lub, które chciał zobaczyć mając w pamięci lekturę ukochanych książek. Dzięki takiemu podejściu te teksty są autentyczne i naprawdę ciekawe, pokazujące świat, którego już nie ma i do którego nie ma powrotu. Dziś możemy już tylko obejrzeć marne okruchy, gdyż większość z tych miejsc bezpowrotnie straciło swój przedwojenny charakter bądź już ich nie ma.

W pamięci pozostało mi wzruszenie autora, gdy pojechał do Bohatyrowicz śladami „Nad Niemnem” czy na grób Franciszka Karpińskiego w Łyskowie. Dzięki niemu możemy również odwiedzić pracownię Jana Bułhaka, najsłynniejszego przedwojennego fotografika, być niemal świadkiem przewożenia trumny z ciałem króla Stanisława Augusta do Wołczyna, posłuchać relacji z drugiej ręki o sir Antonie Carton de Wiarcie, jednookim i jednorękim generale, który upodobał sobie poleskie mokradła. Inżynier nie uchyla się też od aktywności fizycznej podejmując wypady do kresowych uzdrowisk czy w góry, jak np. kiedy odwiedził obserwatorium meteorologiczno-astronomiczne na górze Pop Iwan w Czarnohorach. W tym przypadku zastrzegł się zresztą, że to ostatnia taka wycieczka, bo zbyt dużo wysiłku go to kosztowało, a przy okazji opisał nam warunki funkcjonowania rodziny dyrektora obserwatorium: „Midowiczowie to najwyżej chyba egzystująca polska rodzina, ponad dwa kilometry od poziomu morza. Pani Antonina wylicza: „Do sklepu mamy dwadzieścia kilometrów, do lekarza pięćdziesiąt, a do stacji kolejowej sto dwadzieścia… Ale za to najbliższy podobny widok z sypialni znajduje się w szwajcarskich Alpach.” (s. 198)


Dla mnie ta książka oznaczała również powrót do miejsc, które poznałam podczas swojego wyjazdu na Białoruś (Budsław, Nowogródek, Grodno, Bohatyrowicze, jezioro Świteź), a także do niedawnych lektur, np.
Nadberezyńców, gdy Autor listów wspomina rozmowę z pewnym dyżurnym pochodzącym znad Berezyny, którego spotkał w Borysławiu: „Ten dyżurny to niezwykle dla mnie miła osoba i zawsze ciekawych rzeczy od niego się dowiaduję o tej części dawnej Rzeczpospolitej, która obecnie nie jest w naszych granicach. Pochodzi on zza Mińska, ale zaraz po wojnie, chcąc pod Polską żyć i pracować, porzucił ojcowiznę. (…) „W roku 1920 jeszcze miałem nadzieję, ale inaczej kordon poprowadzono i dziś sprawa zdaje się całkiem zamkniona.” Lubię te nasze wieczorynki i wartkie opowieści kresowym językiem: o festach w Wończy, o białych procesjach w Bobrujsku, o legionach generała Muśnickiego, o zaściankach po lasach rozsianych, o polskości, która więcej nad wiek się przechowała wolności wyczekując. Zazwyczaj w czasie spotkań wiele się nie odzywam, bo mam niejakie poczucie winy, że rodaków znad Berezyny, Cny, Ptyczy opuściliśmy i zapomnieli…” (s. 156)

Kto z Was czytał książkę Joanny Puchalskiej „Dziedziczki Soplicowa” z chęcią zapozna się z relacją z wizyty inżyniera w dworku w Czombrowie, którą w okresie przedwojennym powszechnie uważano za pierwowzór Soplicowa. Oczywista jest również duma naszego inżyniera z osiągnięć niepodległej ojczyzny, pamięć o ofiarach walki o niepodległość, co widać zwłaszcza podczas odwiedzin cmentarzy wojskowych.

Miejsc, które odwiedził autor listów jest sporo, gdyż w ciągu siedmiu lat pracy przemierzył wschodnie tereny Polski wzdłuż i wszerz. Jego listy napisane są z zacięciem pisarskim i czyta się je z dużą przyjemnością. Forma prezentacji jest również bardzo przystępna w odbiorze, liściki są krótkie, więc nie trzeba czytać „ciurkiem”, można lekturę w każdej chwili przerwać albo czytać „nie po kolei”. W niczym to nie umniejsza przyjemności z tej lektury. Dla mnie te relacje często są również inspiracją do dalszych poszukiwań, co niekiedy znajduje odzwierciedlenie na
facebookowym profilu bloga kresowego. Na pewno będę jeszcze wracać do tej książki, którą polecam Waszej życzliwej uwadze. Jej lektura to okazja do sympatycznej podróży w przeszłość.
 

Tekst oryginalny ukazał się na blogu Notatnik Kaye

czwartek, 2 października 2014

Piotr Jacek Jamski, Pocztówki z kresów przedwojennej Polski





Na książkę złożył się wybór około stu relacji w formie krótkich liścików z dołączonymi do nich pocztówkami pisane przez bliżej nieznanego poznańskiego Inżyniera oddelegowanego przez Polskie Koleje Państwowe do wschodnich województw II Rzeczypospolitej. W tamtych rejonach miał nadzorować prace dotyczące usprawnienia funkcjonowania sieci torów kolejowych. Liściki owe adresowane były do córki Antoniny, prawdopodobnie jedynaczki, która w chwili rozpoczęcia korespondencji miała około dwunastu lat. Były one wysyłane od października 1932 roku do marca 1939 roku. To jej Inżynier donosi o miejscach, jakie odwiedził, często opisując historię danego miejsca, życie codzienne miejscowych ludzi, poznane zjawiska kulturowe.

Do Bohatyrowicz udałem się sentymentem pociągnięty, jaki Twoja matka żywi dla powieści „Nad Niemnem”. Była też w tym i moja przyjemność, bo lubię bardzo sprawdzić pisarza, muzyka, malarza, czy sam coś w danym dziele wymyślił, czy tylko nieudatnie z natury lub dokonań innych przejął. Zabrałem książkę ze sobą, by po drodze przygotować się do śledztwa. (s.78)
 
Inżynier zwraca szczególnie uwagę na miejsca związane z literatura polską. Ma możliwość odwiedzenia Czombrowa, który traktowany był jako pierwowzór Soplicowa i gdzie bywał Adam Mickiewicz. Gościł w dworku Mickiewiczów w Nowogródku, Krzemieniec, gdzie do liceum uczęszczał Juliusz Słowacki, był w majątku w Iszczołnej, który niegdyś należał do rodu Podbipiętów herbu Zerwikaptur znanego z powieści Ogniem i mieczem. Inżynier odwiedził również Bohatyrowicze o których mowa jest w powieści Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem oraz Rudki, z którym związany był Aleksander Fredro. Zachwycał się odlewnią dzwonów w Kałuszu, przytacza historię pałacu Potockich w Krystynopolu czy pałacu Sapiehów w Różanie i zamku Sieniawskich w Brzeżanach. Był w Buczaczu, Stanisławowie, Lwowie, Drohobyczu, Grodnie, Żółkwi i odwiedzał pola bitew. Z drugiej strony inżynier pisze o tym jak był na wykładzie uniwersyteckim we Lwowie o rokokowej rzeźbie regionalnej, pisze o swoich wrażeniach z przedstawienia Damy kameliowej w Dubnie prezentowanym przez teatr objazdowy i o meczu piłki nożnej Zielonych i Czarnych we Lwowie. Dziwi się również nieco kresowej mowie, ubiorowi, nacjom żyjącym obok siebie. Opisuje nie tylko kolejowe podróże, ale również swoje piesze wędrówki.
 
Z Nowogródka prywatnym autobusem linii Kresowianka, przez Korelicze i Turzec, wertepami puściłem się ku Mirowi. Miasteczko niewielkie, ale zróżnicowane nadspodziewanie. Istna Wieża Babel, jednak już na etapie po pomieszaniu języków, bo nacje tutejsze nijak się nie mogą porozumieć. Żydzi, Polacy, Białorusini, Rosjanie, Cyganie, Karaimi, Litwini żyją obok siebie. (s.62)
 
W pozycji pocztówki ułożono według klucza topograficznego, z podziałem na istniejące wówczas województwa i z zastosowaniem kolejności alfabetycznej opisywanych miejscowości. przy każdej pocztowce widnieje data i miejsce nadania. Zostały one dobrane przez redakcję książki. Dodatkowo na końcu książki znajdują się przypisy i objaśnienia ułatwiające czytelnikowi odnalezienie i rozpoznanie danej miejscowości.
 
Ubiór górali zupełnie fanatycznem się jawi, gdyż kolorowy jest i bogato zdobiony. Ma taką ciekawostkę w stroku kobiecym, że nacięcia w serdakach nie są kieszeniami, a jedynie otworami dla trzymania rąk przy samym ciele lub podciągania rąbków ciężkich spódnic. (s. 173- tyczy się Bojków)

W książce odnaleźć można wiele anegdot, ciekawostek, opisów, zasłyszanych legend, przytoczonych rozmów, nawiązań do sztuki, pisarzy i literatury. Poniższe pisane w podobnym tonie sformułowania nie są rzadkością.


Spacerującego pewnego wieczoru po pustawym już deptaku w Truskawcu, spotkała mię historia nieprawdopodobna, którą koniecznie muszę Ci, Curuś, opisać. (s. 181)
 
Inżynier nie zapomina w liścikach dawać też wskazówki życiowe córce, która należała do harcerstwa. Pisze o tym, co ważne, co wartościowe, co godne zapamiętania i poszanowania. Na uwagę czytelnika zasługuje język owych zapisków oraz zachowane ówczesne zasady pisowni. Niewątpliwie wydany materiał posiada wartość wspomnieniową. To książka sentymentalna, nostalgiczna, rejestrująca Polskę, której już nie ma. Można ją czytać w całości lub też wyrywkowo poszczególne listy. Osobiście jestem pod ogromnym jej wrażeniem, ciągle do niej zaglądam, przewracam strony, podczytuję na nowo. Świetna pozycja, w dodatku we wspaniałej oprawie graficznej.


Tekst oryginalny ukazał się na blogu Słowem Malowane

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...