niedziela, 28 maja 2017

Krzesimir Dębski. Nic nie jest w porządku

Krzesimir Dębski 2012



Ta ostatnia niedziela

     Światowej klasy muzyk, Krzesimir Dębski, żywi  przekonanie, że „Nic nie jest w porządku” w jego rodzinnej historii o Wołyniu, wpisanej w tragiczne wydarzenia Rzezi Wołyńskiej tj. "czystki etnicznej o znamionach ludobójstwa". W okresie od lutego 1943 do lutego 1944 roku Ukraińcy wymordowali około 60 000 Polaków zamieszkujących województwo wołyńskie. Kulminacja mordów nastąpiła latem 1943 roku. Z inicjatywy frakcji banderowskiej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN – B) przy udziale jej zbrojnego ramienia - Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) -  11 lipca 1943 roku Ukraińcy zaatakowali 99 polskich miejscowości w bestialski sposób mordując Polaków, grabiąc i paląc ich domostwa. Masakry podczas Krwawej Niedzieli na Wołyniu dokonywano pod hasłem „Śmierć Lachom”. Badacze eksterminacji ludności polskiej na Wołyniu pokusili się o sporządzenie listy kilkuset sposobów torturowania i mordowania kobiet, mężczyzn, dzieci i starców. Jest to lektura dla ludzi o bardzo mocnych nerwach. 

Było sobie miasteczko...

     W miasteczku Kisielin przed wojną żyło 57 polskich rodzin, 61 żydowskich i ponad 48 ukraińskich. W drugą niedzielę lipca 1943 roku banda UPA napadła na Polaków zgromadzonych na niedzielnej mszy w kościele parafialnym i zamordowała 90 Polaków. Zagładę przeżyli m.in. Aniela Sławińska i Włodzimierz Sławosz Dębski. Wyroki losu zobowiązały ich do dawania świadectwa przerażającej prawdzie. „Krwawa Niedziela” w Kisielinie nie ograniczyła się bowiem do jednego dnia. Dwa tygodnie później zginęli rodzice Włodzimierza Dębskiego: Leopold – miejscowy lekarz i jego ukraińska żona Anisja.  Włodzimierz opisał przeżycia owej niedzieli w książce zatytułowanej „Było sobie miasteczko. Opowieść wołyńska”, zaś syn jego i Anieli – Krzesimir - zmierzył się z tematem rodzinnej traumy publikacją pod tytułem „Nic nie jest w porządku. Wołyń – moja rodzinna historia”
     W książce, w której „Nic nie jest w porządku” autor poruszył wiele wątków wspólnych dla losów Wołynian. Krzesimir Dębski poza szczegółową relacją z wydarzeń Krwawej Niedzieli zwrócił uwagę czytelników na mniej znane fakty towarzyszące pogromowi Polaków, jak np. odwołanie mszy w cerkwi 11 lipca czy liczba 102 na domach Ukraińców, która pojawiła się dokładnie 102 dni przed fatalną niedzielą. Oczyszczuwalna akcja w okolicy Kisielina trwała aż do września 1943 roku. Stopniowo wymordowano wszystkich ukrywających się Polaków. Jedyną szansą na przeżycie była ucieczka ze swych stron rodzinnych, często łącząca się z pozostawieniem niepogrzebanych ciał bliskich. Innego wyboru nie było…

Aniela i Włodzimierz Dębscy rok po ślubie
Aniela i Włodzimierz Dębscy rok po ślubie
Krzesimir Dębski w ruinach kościoła w Kisielinie
Krzesimir Dębski w ruinach kościoła w Kisielinie








 

 

 

środa, 24 maja 2017

Kresowiana. Obrazy Napoleona Ordy, czyli polskie dwory, dworki, pałace i kościoły akwarelą i rysunkiem utrwalone





Napoleon Orda (1807-1883) to malarz i rysownik, który stworzył ponad tysiąc akwarel i rysunków przedstawiających polskie zabytki, głównie kresowe, ale nie tylko. 
Rozpoczął swoją wielką pracę w latach 1860., w wieku prawie sześćdziesięciu lat (!), wędrując po ziemiach polskich wszelkimi  dostępnymi wówczas środkami lokomocji, najczęściej wozem i bryczką, ale zdarzało się, że i pieszo.  Zaczął od zaboru rosyjskiego, gdzie odwiedził m. in. Wołyń, Podole, Ukrainę, Litwę, Żmudź, Inflanty i Białoruś. Potem przeniósł się na teren zaborów austriackiego i pruskiego. Malował budynki Galicji, Wielkopolski i Prus Królewskich. Na koniec przebywał w Królestwie Polskim.
Za życia wydał publikację „Album widoków historycznych Polski poświęcony Rodakom” składający się z ośmiu serii rysunków i akwarel. Całość zawierała 27 obrazów wybranych z tysiąca, które namalował. Jego praca jest tym bardziej cenna, że dokumentuje wygląd zabytków, które często już nie istnieją, albo też całkiem zmieniły swój wizerunek.  
Napoleon Orda był z pochodzenia Kresowiakiem. Urodził się w Worocewiczach w okolicy Pińska (obecnie jest to Białoruś, Obwód Brzeski, Rejon Janowski). Jego rodzicami byli Józefa z Butrymowiczów i Michał Ordowie. Worocewicze to stara miejscowość, pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XV wieku.  W XVII wieku stała się własnością rodu Ordów.  Ich rodzinny dwór już nie istnieje, zachował się tylko na litografii autorstwa Ordy. 

Mały Napoleon Orda uczył się w szkole w Świsłoczy. Potem studiował matematykę na Uniwersytecie Wileńskim. W czasie pobytu w Wilnie brał udzial w konspiracji i z tego powodu został aresztowany przez władze carskie.  Rok przesiedział w więzieniu. Nauki już nigdy nie dokończył. Potem brał udział powstaniu listopadowym, w końcu – wzorem innych polskich patriotów – udał się pieszo (!) na emigrację do Paryża. W stolicy Francji uczył się gry na fortepianie oraz kompozycji u najlepszych ówczesnych mistrzów: Fryderyka Chopina i Franciszka Liszta. Studiował też rysunek u pejzażysty Pierre’a Girarda. W poszukiwaniu tematów malarskich odwiedzał liczne miasta zachodniej Europy. W Paryżu pracował m. in. jako dyrektor Opery Włoskiej. Obracał się w kręgach najbardziej znanych paryskich artystów i polskiej emigracji politycznej.  
Dzięki amnestii ogłoszonej przez cara Mikołaja I w 1856 roku mógł wrócić w rodzinne strony. Osiadł w Wierzchowni na Ukrainie, gdzie pracował jako guwerner i nauczyciel muzyki dzieci generała Adama Rzewuskiego.  Później rozpoczął swoje wędrówki po kraju. Zmarł w Warszawie, a pochowano go w Janowie Poleskim koło Kobrynia. 
Oprócz rysunków był autorem wielu utworów muzycznych (głównie mazurków, polonezów, walców, nokturnów),  „Albumu dzieł kompozytorów polskich”, a także podręcznika języka polskiego dla Francuzów. 
Wydaje się, że twórczość i postać Napoleona Ordy jest obecnie bardziej znana na Białorusi, niż w Polsce. Białorusini uznali go za swojego, rodzimego artystę. Jest patronem ulic w Mińsku, Breście i Grodnie, w Janowie Poleskim znajduje się jego pomnik postawiony w 1997 roku, zaś dwusetną rocznicę jego śmierci, to jest 2007 rok, Białorusini uczcili wypuszczeniem znaczka pocztowego z jego podobizną oraz srebrnej monety z jego wizerunkiem. W  tymże roku w Woroncewiczach otwarto muzeum pamięci Napoleona Ordy, które początkowo mieściło się w małym budynku, a obecnie obok powstaje nowa architektoniczna replika nieistniejącego już szlacheckiego dworu Ordów.   
Dokładny adres to: Białoruś, Obwód Brzeski, Rejon Janowski, Woroncewicze, ulica Krupskiej 36. Telefon: +375 1652 9-19-59
To jest strona muzeum:
Obrazy Napoleona Ordy są tak charakterystyczne, że kto raz zobaczył kilka z nich i poznał jego specyficzny styl malarski, nie będzie miał trudności z odróżnieniem kolejnych. Bardzo trudno było mi zdecydować się, które obrazy zaprezentować, bo – co tu ukrywać – wszystkie mi się podobają. Wybrałam więc te kolorowe, bo na nich dawne polskie zabytki wyglądają prawie jak żywe. 
Pałac Komarów w Bejsagole (Litwa)
Kościół bernardynów w Grodnie (Białoruś)


Kościół w Śmiłowiczach (Białoruś)


Uzdrowisko w Druskiennikach (Litwa)

Pałac Chodkiewiczów w Młynowie (Ukraina)


Pałac w Hanuszyszkach (Litwa)


Zbór kalwiński w Kojdanowie (Białoruś)



Źródło zdjęć: Wikipedia

Alicja Łukawska
Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko

niedziela, 21 maja 2017

Barbara Wachowicz, Matki wielkich Polaków







"Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie,

Zapomnij o mnie"


     Barbara Wachowicz, Pisarka losu polskiego, pochyliła się z czcią nad postaciami Matek Wielkich Polaków. Będąc specjalistką w zakresie biografii wybitnych synów Rzeczypospolitej, osią swej książki uczyniła ich Wielkie Matki. Przedstawiła dostojne Macierze w szerokim kontekście rodzinnym wywodząc ich korzenie do kilku pokoleń wstecz, sięgając do przodków i po mieczu i po kądzieli. Z uwagi na powyższe, tytuł publikacji ograniczony tylko do matek wydaje się niepełny. Może należałoby go rozszerzyć na innych członków rodziny?
Autorka gawędy sięgała do licznych materiałów źródłowych: dokumentów, wspomnień, pamiętników. Jednakże większość swych wywodów i wniosków opierała na korespondencji swoich bohaterów – matek i ich dzieci. Niejednokrotnie posiłkowała się najnowszymi wynikami badań historyków literatury. Do literackiego tekstu dołączyła pogrupowaną wg rozdziałów Bibliografię oraz Indeks nazwisk. Całość dopełniono doskonale wkomponowanymi w treść ilustracjami, opatrzonymi opisami zawierającymi fragmenty lektury.

"Jej odwrócona twarz patrzy przez ramię,

I w oczach widać, że patrzy na syna..."

     W swej pracy Barbara Wachowicz wnikliwie przyjrzała się wzajemnym relacjom matek i synów (tylko jeden rozdział dotyczy matki i wybitnej córki – Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) oraz przeanalizowała wpływ tych relacji na twórczość i dokonania latorośli. Posiadając olbrzymią wiedzę w dziedzinie kultywowania pamięci i tożsamości narodowej utworzyła studium znaczenia matek w wyborze drogi życiowej i karierze wybitnych dzieci. Pisarka podkreśliła pierwszorzędną rolę matek w kształtowaniu osobowości i poglądów dzieci poprzez tworzenie atmosfery domu rodzinnego – tej kolebki, która przeobraża dziecko w dorosłego człowieka, obywatela, patriotę.
„Rodzina kochająca, wzorowa w mariażach, dbała o edukację młodzi, patriarchalnie zacna i strzegąca tradycji, z pietyzmem chroniąca pamiątki przeszłości, wpisana świetnymi nazwiskami w historię kraju”.

"Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec"


     Nie do przecenienia, według autorki, był system wartości, jaki wpajano młodym Polakom, skutkujący późniejszymi chwalebnymi czynami. Tworzyły ów zbiór „wiara i patriotyzm, narodowa tradycja i solidarność społeczna, miłość i życie rodzinne, wierność i przywiązanie do kraju, do swej ziemi”. Przykładni rodzice Marka i Jana Sobieskich opracowali dla synów wyjeżdżających na nauki „Instrukcyę przez punkta pisaną” z kilkunastoma wytycznymi uściślającymi całokształt funkcjonowania młodzieńców w Krakowie:
"Nabożeństwo, Zdrowie, Obyczaje, Ochędostwo, Konwersacya, Nauka, Języki, Listy do domu, Powinności tych, co przy nich będą, Stół"
Podobną wymowę nadał „Katechizmowi moralnemu dla uczniów Korpusu Kadetów” książę Adam Krzysztof Czartoryski - komendant Szkoły Rycerskiej”.
Justyna z Krzyżanowskich Chopinowa
Justyna z Krzyżanowskich Chopinowa
Salomea z Januszewskich Słowacka
Salomea z Januszewskich Słowacka


















"Serce mojej ojczyzny, Mamo!"

     Wspomniane systemy, wytyczne, przykazania sprowadzały się do realizacji dewizy zaczerpniętej m.in. z polskich sztandarów, a brzmiącej: „BÓG, HONOR, OJCZYZNA”. Zasady patriotycznego wychowania doskonale ujął Julian Ursyn Niemcewicz: „Wspominać młodzieży o dziejach jej przodków, dać jej poznać najświętsze narodu epoki, stowarzyszyć miłość ojczyzny z najpierwszymi pamięci wrażeniami”. Kształtowaniu umiłowania ojczyzny służyły osobliwe legendy opowiadane dzieciom wieczorową porą, jak ta o ptaku (orle?) osłaniającym od upału, rozpostartymi skrzydłami, Stasia Żółkiewskiego – przyszłego hetmana i zwycięzcę spod Kłuszyna. Albo ulubiona bajka Tadeuszka Kościuszki o kosie – buławie, jako zapowiedź formacji kosynierów. Albo o czarnym psie, który pojawił się, aby pilnować Adasia Mickiewicza, a „Gdy niebezpieczeństwo minęło – pies znikł”.

"O matko Polko! gdy u syna twego

W źrenicach błyszczy genijuszu świetność"

     Dziesięć przedstawionych w tomie Matek Wielkich Polaków, niezależnie od ich bardzo różniących się losów, łączy bezwarunkowa miłość do dzieci, nawet tych, które wybrały drogę swej przyszłości wbrew woli rodzicielki. Owa miłość ponad i mimo wszystko wydaje się być heroiczna szczególnie w przypadku matek, które nie dożyły żadnego triumfu syna. Kochające matki i ich synowie o artystycznych wybitnych osobowościach, darzyli się wyjątkowymi nietuzinkowymi uczuciami, których okruchy czytelnik może znaleźć w płomiennych listach krążących między nimi. Dziś niektóre sformułowania z rzeczonej korespondencji sprawiają wrażenie przerysowanych, a wręcz egzaltowanych. A może powinniśmy patrzeć na te zdania z zazdrością? Może to my nie chcemy i nie potrafimy tak pięknie wyrażać swoich uczuć? A może, o zgrozo!, nie umiemy tak kochać?

"Wydźwigają...runął... runął Twój fortepian"

     Mistrzyni słowa polskiego, Barbara Wachowicz, przytoczyła w książce mnóstwo zdań autorstwa swoich bohaterów, nierzadko posługując się „spatynowaną staropolszczyzną”. Większość tych cytatów autorka zręcznie wplotła w przemyślaną narrację, co jest tym ciekawsze, że książka opowiada o matkach pisarzy, poetów. W nienachalny sposób zacytowano urywki wierszy znanych większości Polaków: „Do Matki Polki”, „Do Matki”, „Testament mój”, "Fortepian Chopina”, „Zwykłe Matczysko”, „Serce mojej ojczyzny”. Częstokroć „Miłość jaką dziecko żywiło do matki przeniesie się na postacie matek duchowych: natury, Ojczyzny, Matki Boskiej”.

Maria z Kisielnickich Kossakowa
Maria z Kisielnickich Kossakowa
Stefania z Zieleńczyków Baczyńska
Stefania z Zieleńczyków Baczyńska

"Ale matka za to wszystko zapłaci,

Jeśli syn jej nie powróci cało..."

     Pomimo tego, że tematyka pracy osadzona jest w przeszłości Rzeczypospolitej, można znaleźć frazy wybornie nadające się do komentowania współczesnych zjawisk społecznych w naszej Ojczyźnie, jak ta o marszałku Sejmu: „gdy usiłował godzić zwaśnionych, każde umiarkowańsze zdanie przyjmowane było wrzaskiem”. Można by zastosować do niego inne zdanie „Nazwano go miłośnikiem wolności, nieprzyjacielem samowoli”. Nie raz bowiem, w przeszłości, sobiepaństwo niektórych rodaków skazywało całe pokolenia na składanie zobowiązania: 
trzeba nam teraz umierać, 
by Polska umiała znów żyć”.

"Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?"

     Ucieszyło mnie zakończenie publikacji, w którym Barbara Wachowicz posłużyła się cytatem z wiersza Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i skomentowała cytat podobnie jak ja w uwagach do Opowieści o batalionach Zośka i Parasol autorstwa Aleksandra Kamińskiego.
kto cię będzie, Polsko, kochał, w sercu niósł?” – odpowiedź młodzieży obecnej na spotkaniu z autorką – MY!

     Najgłębiej jednak utkwiło mi zdanie Marusi Kasprowiczowej, oddające jej stosunek do męża, Jana Kasprowicza. Zdanie, pod którym podpisuję się z radością, adresując je do mojego Męża - Marcina:
„Życie z nim jest odpoczynkiem”.
Tekst ukazał się na blogu Czytam po polsku

środa, 17 maja 2017

"Ścieżki życia" Feliksa Trusiewicza - harcerza, żołnierza wołyńskiej Armii Krajowej i pisarza




Ścieżki mojego życia to napisana przepiękną polszczyzną kresową autobiografia - urodzonego u zarania niepodległości Drugiej Rzeczpospolitej - wybitnego Polaka, przez całe życie wiernego trzem wartościom: Bóg, honor i Ojczyzna, harcerza, kolejnego zasługującego na odznaczenie Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, żołnierza wołyńskiej Armii Krajowej, mechanika samolotowego, mającego na swoim koncie wiele osiągnięć inżyniera, debiutującego w późnym wieku obiecującego pisarza, a także męża, ojca i dziadka.

Ścieżki mojego życia to cenny dokument historyczny, to bowiem charakterystyka kawału polskiej historii rozgrywającej się przez cały XX wiek, ale także zapis obserwacji rzeczywistości dzisiejszej, postnowoczesnej. Jej siłą są rzeczowość, pokora, powściągliwość ocen, szczerość opowiadania. W tej autobiograficznej książce znajdziemy także swego rodzaju pamiętnik z okresu dojrzewania i lat edukacji kolejno w Łucku, Klewaniu, Kołkach i znów w Klewaniu (nie brakuje interesujących anegdot dotyczących szkolnych przygód, kolegów Żydów i Ukraińców oraz nauczycieli), a także subtelną, zapisaną między wierszami historię rodzącego się uczucia do przyszłej żony Wiesławy. Ponadto z ogromnym pietyzmem Feliks Trusiewicz odtworzył topografię swojego domu i gospodarstwa, obyczaje i codzienne życie ludzi zamieszkujących Wołyń przed drugą wojną światową, szczególnie jego rodzinną wieś Obórki i okolice. Z czułością i miłością sportretował swojego przedwcześnie zmarłego ojca, macochę, rodzeństwo i ukochaną babcię Wiktorię Kopij, której zadedykował tę książkę.

Są w autobiografii zachwyty nad pięknem tamtejszej przyrody o każdej porze roku, często groźnej i niedostępnej, jest pamięć o niezwykłych mieszkańcach tej krainy podmokłych łąk, mszarów, lasów, błot i rozlewisk… Jak wspomina autor,

[…] chodziłem z kolegami na długie wycieczki na wschód od Klewania. Tam w okolicy Smorżew były przepastne jary i tajemne, ukryte w zieleni pieczary po wydobyciu kredy. Taka jest rzeźba wyżyny rówieńskiej, pofałdowana i pełna jarów.

Autor zapamiętał również przejażdżki saniami w zimowej scenerii do Łopatnia, wycieczki szkolne, między innymi do Janowej Doliny, na cmentarze legionistów w Koszyszczach i Kostiuchnówce, do Czartoryska nad Styrem, gdzie zwiedził „piękny gotycki kościół i jego rozległe tajemne podziemia”. 

Mapka w Leksykonie zabytków architektury Kresów południowo-wschodnich

Obok reminiscencji znajdziemy w książce wspaniałe, pełne cennych detali przyczynki etnograficzne (np. fascynujące opisy bogatej kultury ludowej Wołynia, jego folkloru, architektury miast i miasteczek, powszednich i świątecznych obyczajów) oraz historyczne. Autor przypomina na przykład, że

Kołki doskonale znał Józef Ignacy Kraszewski, który przez siedem  był zarządcą majątku we wsi Omelno, oddalonej o siedem kilometrów od Kołek. W tym czasie pisarz napisał Wspomnienia Wołynia, Polesia  i Litwy. Według Kraszewskiego to miasteczko nazywało się kiedyś Romanów, ale po pożarze, który je strawił w połowie osiemnastego wieku, nadano mu nazwę Kołki.
Miasteczko to było typowe dla północnego Wołynia. Położone nad rzeką Styr, długim szeregiem parterowych drewnianych budynków ciągnęło się wzdłuż prawego brzegu tej rzeki. Ubogie i cywilizacyjnie zacofane, jak cały otaczający region, nie posiadało kanalizacji, studni głębinowych, porządnych chodników ani utwardzonych ulic […]. Dopiero na przełomie lat 20. i 30. wybrukowano część głównej ulicy biegnącej od mostu. Większe budowle w miasteczku to: kościół, cerkiew, synagoga, młyn, no i most, wszystko drewniane.

Na następnych stronach możemy przeczytać charakterystykę wielonarodowościowego społeczeństwa kołkowskiego. Jak pisze autor, „taka różnorodność występowała też w szkole, zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli”. Nauczycielką polskiego w klasach szóstej i siódmej była Dora Herszkowiczówna - Żydówka. Warto przytoczyć historyjkę związaną z jedną z prowadzonych przez nią lekcji, którą Feliks Trusiewicz zapamiętał szczególnie:

Pewnego razu ćwiczyliśmy inscenizację wiersza Adama Mickiewicza Pani Twardowska. Ja grałem rolę Twardowskiego. W miejscu, gdzie należało mówić: „z bród żydowskich ma być strzecha…”, pani Dora przerwała mi, mówiąc: „Trusiu, powiedz z bród hiszpańskich…”. Byłem zadowolony z tej zmiany, bo wobec moich żydowskich koleżanek i kolegów brzmiało to niezręcznie. Żydzi dobrze postrzegali Mickiewicza, chociażby za Jankiela, ale dzieci i młodzież mogła czuć się urażona zwrotem „z bród żydowskich ma być strzecha…”. Jak wiadomo, w czasach mickiewiczowskich wszyscy Żydzi mieli długie brody, zaś Polacy, Litwini i Rusini - rzadziej.

Autor wspomina z dumą swoją przynależność do harcerstwa, Krucjaty Eucharystycznej, organizacji „Strzelec” w Obórkach, lektury wielu książek, mrożącą krew w żyłach przygodę… z wilkami (tak! tak!) oraz ciężką pracę polową w gospodarstwie, by utrzymać rodzinę po śmierci ojca. Wszystko to ukształtowało silny charakter i zaszczepiło wartości, dzięki którym pokolenie Feliksa Trusiewicza, co on sam podkreśla, zdało egzamin w czasie drugiej wojny światowej.


środa, 10 maja 2017

Nadniemeńska epopeja


Kocham tę epopeję! Ze zdumieniem zauważam za każdym razem, gdy czytam to arcydzieło (zwłaszcza gdy grypa przykuwa do łóżka), nieprzemijalność jej głównej problematyki (szczególny wgląd  w dramat ojczystych dziejów, pamięć o wielkich momentach dziejowych, kult pamiątek przeszłości, opis próby zachowania polskiej tożsamości, poszukiwanie miłości). Owszem sztafaż historyczny, społeczny i obyczajowy znacząco odbiega od tego, co dziś obserwujemy w naszej codzienności na przełomie XX I XX wieku, ale w warstwie wartości, które przemyca, powieść-rzeka Elizy Orzeszkowej pozostaje opoką, kamieniem węgielnym naszej polskości. Dopóki będziemy czytać tę epopeję, duch w narodzie nie zginie!

Pisarka z rozmachem, ale i zarazem ogromnym wyczuciem, ukazała panoramę życia polskiego na kresach dawnej Rzeczypospolitej, nad litewskim Niemnem. Z wielkim znawstwem opisała życie różnych warstw społeczności polskiej doby popowstaniowej: od arystokracji po chłopstwo. Orzeszkowa była znakomitą obserwatorką zarówno świata ludzi, jak i świata natury. Zanim przystąpiła do pisania, starała się poznać specyfikę krajobrazu nadniemeńskiego, ludowe zwyczaje i pieśni oraz codzienność ludzi żyjących nad Niemnem.  O poważnym podejściu do tego problemu świadczy cytat z listu (1886 r.):

 Dla tej powieści odbyłam...formalne studia botaniki miejscowej, tudzież pieśni, bajek, zagadek, podań tutejszego polskiego ludu.

Dzięki temu pisarka mistrzowsko i realistycznie ukazała piękno polskiego pejzażu. Opisy przyrody czyta się więc z zainteresowaniem i bez znudzenia.


Zakładka wykonana przez pisarkę (zbiory Biblioteki Narodowej: Polona.pl)




niedziela, 7 maja 2017

Adrian Grzegorzewski - „Czas burzy”




Wydawnictwo:
ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI
Kraków 2017


Trudno jest myśleć dziś o Wołyniu, nie mając w pamięci bestialskiej rzezi dokonanej na Polakach przez ich sąsiadów Ukraińców. Obecnie ten temat ożywa niemalże przy każdej dyskusji odnośnie do relacji polsko-ukraińskich i przypuszczalnie jeszcze bardzo długo będzie powodem generowania wrogich nastrojów po obydwu stronach. Na pewno nie pomagają tutaj wszelkiego rodzaju wydarzenia, które jednoznacznie świadczą o tym, że w niektórych środowiskach po stronie ukraińskiej wciąż gloryfikuje się osobę Stepana Bandery (1909-1959), natomiast rok 2017 ogłasza się Rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Antypolskie nastroje na Wołyniu miały miejsce już w 1939 roku. Wtedy swoją działalność uaktywniły grupy, w skład których wchodzili Ukraińcy, natomiast po ataku Związku Sowieckiego na Polskę w dniu 17 września 1939 roku, wymierzone przeciw Polakom akcje zaczęły znacznie przybierać na sile. Z kolei ich liczba i zasięg wzrosły jeszcze bardziej po wybuchu wojny pomiędzy Trzecią Rzeszą a Związkiem Sowieckim, a co za tym idzie zajęciu dawnych Kresów Rzeczpospolitej przez nazistowskie Niemcy w 1941 roku.

Jesienią 1942 roku swoją działalność rozpoczęła wspomniana wyżej Ukraińska Powstańcza Armia, czyli innymi słowy formacja zbrojna walcząca o niepodległość Ukrainy. Jej ataki od samego początku miały na celu wymordowanie Polaków mieszkających na Wołyniu. Ukraińska Powstańcza Armia wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) są zatem odpowiedzialne za bestialskie mordowanie polskiej ludności cywilnej. Swoje apogeum te antypolskie działania osiągnęły latem 1943 roku. Ukraińscy nacjonaliści przekonywali wówczas, że właśnie nadszedł czas, aby wreszcie móc wywalczyć niepodległość Ukrainy, lecz zasadniczą przeszkodą ku temu są Polacy. Uważali bowiem, że dopóki na ziemi ukraińskiej będzie żył choćby tylko jeden Polak, nie uda się im stworzyć samodzielnego ukraińskiego państwa.

Tak więc masowa akcja przeciwko polskiej ludności rozpoczęła się w dniu 11 lipca 1943 roku. Z samego rana oddziały UPA otoczyły i zaatakowały dziewięćdziesiąt dziewięć wsi i osad, w których mieszkali Polacy. Miejscowości te były położone w trzech powiatach, czyli kowelskim, horochowskim oraz włodzimierskim. Rzeź wołyńska rozpoczęła się około godziny trzeciej rano atakiem na polską wieś o nazwie Gurów, w której życie zachowało jedynie siedemdziesiąt osób spośród czterystu osiemdziesięciu mieszkańców. W tym samym dniu dwudziestu nacjonalistów wtargnęło do kościała w Porycku podczas mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut zamordowali około stu osób, w tym również kobiety i dzieci, nie oszczędzając także starców. Bandyci wymordowali wtedy wszystkich mieszkańców Porycka. Było to około dwieście osób.


Zamordowani przez UPA Polacy ze wsi Lipniki (1943)


Inne oddziały ukraińskich nacjonalistów zaatakowały między innymi takie miejscowości, jak Nowiny, Wygranka, Romanówka, Orzeszyn oraz Swojczów. Ataki, których dokonano 11 lipca 1943 roku były więc jednymi z najokrutniejszych oraz najbardziej krwawych mordów, jakich dopuścili się ukraińscy nacjonaliści w latach 1942-1944. Rzeź wołyńska oznacza wiele ludobójczych akcji dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscowych chłopów, a wymierzonych w ludność polską i czeską, która zamieszkiwała tereny Wołynia. Trzeba też dodać, że odwet za te brutalne akcje wzięła polska partyzantka. W lipcu 1943 roku oddziały UPA przeprowadziły około pięćset trzydzieści ataków. Towarzyszyło im hasło: Śmierć Lachom!  Wymordowano wtedy kilkanaście tysięcy Polaków.

Oszacowanie dokładnej liczby Polaków, którzy zginęli w czasie rzezi wołyńskiej nie jest łatwe. Ocenia się, że było to około sześćdziesiąt tysięcy pomordowanych. Z kolei Ukraińcy podają, że ofiar po ich stronie było od dziesięciu do dwudziestu tysięcy, w tym część z nich zginęła podczas akcji odwetowych prowadzonych przez polską partyzantkę, natomiast część straciła życie z rąk UPA. Była to kara za pomoc, jakiej udzielali Polakom lub za odmowę przyłączenia się do katów. Ten problem szczegółowo opisałam przy okazji eseju na temat pierwszego tomu dylogii Adriana Grzegorzewskiego zatytułowanego Czas tęsknoty.

Dmytro Klaczkiwski (1911-1945)
Był jednym z inicjatorów rzezi wołyńskiej
i głównym kierującym akcją mordowania
polskiej ludności.
Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku. 
Tym razem swoją opowieść Autor rozpoczyna wydarzeniami mającymi miejsce w 1943 roku. Do domu w rodzinnych Bedryczanach wraca Marta Kosiecka. To, czego była świadkiem w ostatnim czasie nie mieści się w głowie. Kobieta cały czas ma w pamięci akty terroru, jakich Ukraińcy dopuścili się na Polakach. Marta zdążyła już wyjść za mąż i owdowieć. Na chwilę obecną nie potrafi otrząsnąć się z szoku, a tęsknota za zamordowanym mężem wcale nie pomaga jej w odzyskaniu emocjonalnej równowagi. Marta ma jednak nadzieję, że w rodzinnej wsi zastanie matkę, która ukoi jej ból. Niestety, kiedy już dociera do wsi, jej oczom ukazuje się dramatyczny widok. Widzi ogromne spustoszenie, jakiego dokonali jej ukraińscy sąsiedzi, natomiast matki nigdzie nie ma. W domu, który tak bardzo ukochała, mieszka teraz ktoś inny. I choć młodej kobiecie trudno jest uwierzyć i zaakceptować to, co widzi, to jednak mobilizuje w sobie siły i udaje się na poszukiwanie kogoś, kto będzie w stanie udzielić jej informacji na temat tego, co stało się w Bedryczanach.

Tymczasem kościelny Witalij przeżywa najgorsze dni w swoim życiu. Oto bowiem okrutny Jegor i jego bezwzględni kompani mordują mu najbliższych. Najpierw życia pozbawiony zostaje starszy syn kościelnego, a potem żona i drugi z synów. To wszystko dzieje się na oczach Witalija. Jego oszczędzają, bo jest Rusinem, ale żona i dzieci to już przecież polska krew, więc nie mogą pozostać przy życiu. W dodatku Jegor ma właśnie doskonałą okazję do tego, aby zemścić się na starszym mężczyźnie. Przecież to Witalij przyczynił się do tego, że niejaki Piotr Ochocki zabrał mu Swietę, która została Ukraińcowi przeznaczona na żonę. Jegor musi zatem wyrównać rachunki. Lacha też kiedyś dopadnie, lecz najpierw chce załatwić sprawę z tymi, których ma na wyciągnięcie ręki. Ochocki gdzieś zniknął. Swiety również nie ma już w Bedryczanach. Kiedy Marta Kosiecka dociera do domu Witalija jest już po wszystkim, a stary siedzi niczym posąg i pustym wzrokiem jedynie wpatruje się w trzy równo usypane groby, zaś ból rozrywa mu serce na drobne kawałki. Wtedy też Marta dowiaduje się, co tak naprawdę zaszło we wsi podczas jej nieobecności.

Mniej więcej w tym samym czasie w Warszawie swoim szczęściem cieszą się Piotr Ochocki i jego ukochana Swieta. W końcu odnaleźli się po prawie czterech latach, więc nie dziwi fakt, że – na ile to jest tylko możliwe – pragną spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Obydwoje działają w konspiracji. Piotr jest nawet dowódcą i czasami zdarza mu się kierować najbardziej niebezpiecznymi akcjami. Niestety, wojna bardzo go zmieniła. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego Swieta poznała w Bedryczanach. Wtedy chciał zostać architektem, a teraz myśli tylko o tym, jak skutecznie wykończyć okupanta. Zabijanie stało się dla niego chlebem powszednim. Po prostu przyzwyczaił się do tego i nawet ręka mu nie zadrży, kiedy trzeba odebrać wrogowi życie. Niekiedy wręcz przekracza swoje uprawnienia, ale jakoś nie za bardzo go to obchodzi.


Aleje Ujazdowskie przy skrzyżowaniu z ulicą Chopina.
Widok w kierunku placu na Rozdrożu. Po prawej stronie za drzewami widać
pałacyk Rzyszczewskich i kamienicę ufundowaną przez aptekarza oraz działacza społecznego
i gospodarczego żydowskiego pochodzenia Maurycego Spokornego (1859-1917).
To w tym miejscu „Pegaz” dokonał zamachu na Franza Kutscherę w dniu 1 lutego 1944 roku.
Fotografia pochodzi z lat 20. XX wieku. 


Wreszcie przychodzi dzień, na który zaplanowany jest zamach na Franza Kutscherę (1904-1944). To nazistowski zbrodniarz zwany katem Warszawy. Dla takich nie ma litości. Jest to naprawdę niezwykle ryzykowna akcja i trzeba liczyć się z najgorszym. Każdy z tych młodych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że może nie wyjść z akcji żywy. Niemniej dobro ojczyzny jest dla nich znacznie ważniejsze, aniżeli własne życie. Zbyt dużo okrucieństwa na ulicach Warszawy, aby przechodzić obok niego obojętnie i pozwalać hitlerowcom na dalsze egzekucje niewinnych ludzi. Tak się nieszczęśliwie składa, że świadkiem zamachu na Franza Kutscherę jest Swieta. Na jej oczach rozgrywają się naprawdę dramatyczne sceny. I choć gdzieś w głębi duszy doskonale wie, że jej Piotr może nie wyjść cało z tej akcji, to jednak stara się, żeby ta myśl nie zawładnęła nią bez reszty. Niestety, w pewnym momencie dziewczyna widzi, jak Piotr pada na ziemię raniony kulami hitlerowca. Nie jest przecież ani głupia, ani naiwna. Dlatego jest przekonana, że rany, które powaliły jej ukochanego na ziemię są śmiertelne. W dodatku Ukrainka jest pielęgniarką, więc tym bardziej jest świadoma tego, co się właśnie stało. Czy zatem będzie potrafiła żyć bez ukochanego Piotrusia? Jak będzie teraz wyglądać jej życie? Czy jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój? U kogo będzie mogła szukać pocieszenia?

Czas burzy to powieść, w której bohaterowie wciąż muszą dokonywać dramatycznych wyborów. To nie oni kierują swoim życiem, lecz otaczająca ich rzeczywistość. Są od niej uzależnieni i dlatego bardzo trudno jest im podejmować decyzje, które nie miałyby związku z realiami, w jakich zmuszeni są egzystować. Sytuacje, którym trzeba stawić czoło, czasami wymykają się spod kontroli, a wtedy konsekwencje mogą być naprawdę fatalne. W dodatku nie zawsze mają możliwość postępować zgodnie z własnym sumieniem. Czasami dzieje się bowiem tak, że konieczne jest podejmowanie działań, które są wbrew ich przekonaniom, a nawet mogą przysporzyć cierpienia tym, których kochają. Wojna kieruje się zupełnie innymi zasadami, aniżeli czas pokoju. Wojna nie pyta o pozwolenie, tylko robi swoje, nie dbając o ludzkie dobro.



Patrol żołnierzy Armii Krajowej i Armii Czerwonej na ulicy Wielkiej
w Wilnie podczas operacji  „Ostra Brama” (7-15 lipca 1944).
Niektórzy bohaterowie powieści biorą udział w walkach o wyzwolenie Wilna,
a potem przedostają się do Warszawy, aby walczyć w Powstaniu Warszawskim.  


Drugi tom dylogii to także opowieść o wyrównywaniu rachunków. Mówią, że zemsta jest słodka, ale czy zawsze podyktowana właściwymi motywami? To również – a może przede wszystkim – historia o potędze miłości, która jest silniejsza od śmierci. Nawet jeśli można ułożyć sobie życie na nowo, to jednak gdzieś głęboko w sercu i umyśle wciąż drzemie uczucie, którego nikt ani nic nie zdoła wymazać. Na kartach książki czytelnik spotyka także tych, dla których bardzo ważna jest przyjaźń i to bez względu na narodowość. Ci bohaterowie są zatem symbolem tego, że pomimo różnic oraz krwawych podziałów społecznych można szanować drugiego człowieka, a nawet oddać za niego życie.

Pomimo że na kartach książki niezwykle ważni są mężczyźni, to jednak Adrian Grzegorzewski bardzo wyraźnie eksponuje postacie kobiece. Zarówno Marta, jak i Swieta to bohaterki silne i próbujące za wszelką cenę zachować swoją godność, choć warunki wcale temu nie sprzyjają. Nawet w obliczu największego zagrożenia życia, obydwie dziewczyny nie poddają się. Szczególnie w przypadku Marty można wyraźnie zaobserwować jej przemianę wewnętrzną. Pod wpływem doświadczeń, z nieśmiałej i skrytej dziewczyny zmienia się w kobietę, która naprawdę wie, czego chce od życia i przed niczym się nie cofnie, aby osiągnąć swój cel. Wielokrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Marta wie znacznie więcej, niż można byłoby przypuszczać. W dodatku jej miłość wystawiona jest na wielką próbę.

Moim zdaniem Adrian Grzegorzewski stworzył doskonałą opowieść, która czasami mrozi krew w żyłach, a kiedy indziej pozwala mieć nadzieję na pozytywne zakończenie. Na kartach książki Autor nikogo nie ocenia, nie potępia, ani też nie gloryfikuje. Losy swoich bohaterów przedstawia w sposób obiektywny, pozostawiając czytelnikowi ocenę ich postępowania. Ta historia jest tym bardziej wartościowa, bo oparta na prawdziwych wydarzeniach, choć nie bez domieszki fikcji. Myślę, że naprawdę warto sięgnąć zarówno po Czas tęsknoty, jak i po Czas burzy. Choć generalnie dylogia adresowana jest do kobiet, to jednak uważam, że mężczyźni również powinni ją przeczytać. 



Tekst pochodzi z bloga W Krainie Czytania & Historii [klik]





środa, 3 maja 2017

Nieśwież - rodowa siedziba Radziwiłłów


Są takie miejsce na mapie moich podróży z opisem których troszeczkę zwlekam. Nawet więcej niż troszeczkę! Moje opóźnienie nie wynika z lenistwa lub niechęci do pisania, ale jest związane z wielkim wow! ( taki nowomodny wykrzyknik), które zrobiło  na mnie odwiedzenie niektórych zakątków świata. Na ten mój zachwyt składa się wiele czynników, a to przyroda, a to historia miejsca, architektura, entourage i odwzajemniony uśmiech spotkanych ludzi.
Tak było w przypadku Nieświeża, ( praktycznie cała moja wizyta w Białorusi była niezwykle sympatyczna).
NIEŚWIEŻ, to obecnie malutkie senne miasteczko, ale z wielką historią w tle.
To tutaj znajduje się rodowa siedziba jednej z linii Radziwiłłów.


Widok na kościół Bożego Ciała od strony zamku, Nieśwież, Białoruś
 Według legendy początek rodu Radziwiłłów sięga czasów  mitycznego litewskiego wróżbity, wajdeloty i kapłana pogańskiego - Lizdejki. To on właśnie podpowiedział księciu Gedyminowi gdzie należy założyć miasto Wilno, było to opowieść o żelaznym wilku, którego wycie będzie słyszalne na całym świecie ( nie będę tutaj opowiadała tejże przypowieści, bo opiszę to przy mej wędrówce po Wilnie).

Żelazny Wilk z Kiernowa, Litwa
W podzięce Gedymin kazał odmierzyć Lizdejkowi tyle ziemi, aby od krańca do krańca jej granic mógł być słyszalny dźwięk myśliwskiej trąbki.  Stąd też Radziwiłłowie w swoim herbie maja Trąby. Ale to jest tylko legenda.

A wszystko zaczęło się tutaj, w Kiernowie na Litwie, pierwszej stolicy Litwy, zwanej także Litewską Troją. Obecnie, to miejsce jest wpisane na listę UNESCO.



Wzgórza w Kiernowie nad rzeką Willią. Litwa
Grodzisko w Kiernowie na Litwie
Nowy kościół pw. św. Mikołaja z ołtarzem z rozebranego kościoła w Kiernowie, Litwa
Fundamenty starego kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja w Kiernowie, Litwa
Kiernów założył Kiernus w 1040r. W Kiernowie znajdowała się siedziba Wielkich Książąt Litewskich. Jednym z nich był Syrpuć, którego uważa się za protoplastę rodu Radziwiłłów. Syrpuć miał dwóch synów - Krystyna Ościka i Dargisa.


Krystyn Ościk z Kiernowa
Krystyn Ościk ( imię Krystyn przyjął na chrzcie) posiadał czterech synów - Radziwiłła, Stanisława, Mikołaja i Bartłomieja lub siedmiu, jak podają inne źródła- pozostała trójka to Rak Dziewiałtowscy, Tokar Herbutowie i Niewierr.  Krystyn, ok. 1413 r.zgodnie z postanowieniami unii w Horodle,  został przyjęty/adoptowany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Trąbę do herbu Trąby. Unia zrównała w prawach szlachtę litewską z polskimi szlacheckimi rodami, warunkiem było przyjęcie religii chrześcijańskiej. Pierwszy syn Ościka stał się założycielem rodu Radziwiłłów.
O  tej pory Radziwiłowie używali tegoż herbu.


Herb Radziwiłłów
Brama wjazdowa do zamku Radziwiłłów w Nieświeżu, Białoruś

Radziwiłł Ościk ( 1384 -1477) - obraz znajduje się na zamku w Mirze na Białorusi.
Radziwiłł Ościk był jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Wielkim Księstwie Litewskim, zasiadał w Radzie Książąt Litewskich, pretendował także do tronu królewskiego. Jego jedyny syn Mikołaj "Stary", zwany także Matuzalemem (ponoć dożył 111 lat) i jako  pierwszy użył imienia swojego ojca - Radziwiłł za rodowe nazwisko. I tak się zaczęła historia rodu Radziwiłłów.


Mikołaj Stary Radziwiłł
Mikołaj Stary Radziwiłłowicz - Muzeum Narodowe, Mińsk
Mikołaj Radziwiłłowicz miał  czterech synów oraz córkę Annę, która została żoną księcia mazowieckiego Konrada III Rudego. Trzech z nich: Mikołaj II Radziwiłł, Jan Radziwiłł i Jerzy Radziwiłł zwany „Herkulesem”, dali początek trzem liniom rodowym – na Goniądzu i Mendelach, na Ołyce i Nieświeżu, oraz na Birżach i Dubinkach. 25 lutego 1518 roku tytułu księcia Rzeszy  otrzymał Mikołaj II ( tylko jego potomkowie mogli dziedziczyć tytuł książęcy) z rąk  cesarza Maksymiliana I Habsburga, a król Zygmunt I Stary potwierdził ten tytuł.
Niestety linia rodowa , którą zapoczątkował Mikołaj wymarła już w drugim pokoleniu, wobec tego Radziwiłłowie wystarali się o akt prawny potwierdzający tytuł książęcy dla pozostałych linii rodowych. Dyplom został wydany przez cesarza Karola V w Augsburgu 10 grudnia 1547r. dla Mikołaja "Rudego" i jego bratanków - Jana i Mikołaja. Król Czech i Węgier Ferdynand I Habsburg potwierdził nadanie dyplomu dla Mikołaja Czarnego księcia na Ołyce, Nieświeżu i Ołyce. Zygmunt August potwierdził te tytuły 25 stycznia 1549r. Radziwiłłowie byli jedynym rodem książęcym w czasie panowania Jagiellonów, który tytuł uzyskali z nadania. W późniejszym czasie wielokrotnie Radziwiłłowie musieli potwierdzać prawo do używania tyłu książęcego. Prawo do tego tytułu odebrały Radziwiłłom władze komunistyczne po II wojnie światowej.


Mikołaj Radziwiłł "Czarny" odbierający z rąk cesarza Karola V tytuł książęcy

Mikołaj Radziwiłł Czarny otrzymuje z rąk cesarza tytuł książęcy - obraz na zamku w Nieświeżu
Żeby nie zaplątać się w liniach i ordynacjach radziwiłłowskich powrócę do Nieświeża, ale najpierw chcę wspomnieć o książce "Księżna Dominikowa. Opowieść o Teofili z Morawskich Radziwiłłowej"  autorstwa Magdaleny Jastrzębskiej.



Jest to opowieść o kobiecie, która żyła w burzliwych czasach, gdzie historia  i wydarzenia polityczne miały bardzo istotny wpływ na życie prywatne, relacje międzyludzkie i stosunki towarzyskie. Nie chcę pisać recenzji o tej książce ponieważ nie jestem historykiem a tylko zwykłą czytelniczką, poza tym nie byłabym obiektywna … bo autorka „Księżnej Dominikowej” zamieściła kilka moich zdjęć z Nieświeża, z czego bardzo się cieszę. Moje podróżowanie i pstrykanie zdjęć znalazło godne archiwum.


Zamek w Nieświeżu, Białoruś
Zamek w Nieświeżu, Białoruś
Zamek w Nieświeżu, Białoruś
Księżna Dominikowa czyli Teofila z Morawskich, jak napisała we wstępie p. Jastrzębska, była wyjątkową kobietą o oszałamiającej urodzie, oryginalnej i pełnej fantazji osobowości. Szokowała swym swobodnym zachowaniem, paleniem fajki, nie liczyła się z konwenansami i wywoływała towarzyskie skandale, uwielbiała jeździć konno, strzelała celnie z pistoletu, chodziła na polowania, grała namiętnie w karty. Zazdroszczono jej wszystkiego – urody, majątku i powodzenia. Miała trzech mężów, ale wielkim uczuciem i to z wzajemnością, obdarzyła Dominika Radziwiłła -XI ordynata na Nieświeżu i IX ordynata na Ołyce. Została księżną, panią bajkowego zamku w Nieświeżu, w którym było 168 komnat, stajnie wybudowane na 300 arabów było wyłożone marmurami, gobelinami, a na ścianach wisiały zwierciadła z pewnością pochodzące z radziwiłłowskiej Huty Kryształowej w Urzeczu ( Białoruś).


Kielich z radziwiłłowskiej Kryształowej Huty w Urzeczu
Gablota z filiżankami na zamku w Nieświeżu, Białoruś
Z pewnością w dzisiejszych czasach księżna Dominikowa byłaby smakowitym "kąskiem" dla dziennikarzy, którzy parają się sensacyjnymi wyczynami osób z tzw. świecznika. A tematów byłoby niemało - zabawy, uczty, przyjęcia,wojaże, intrygi, kochankowie, małżeństwa, walka o majątek, nieślubne dzieci. Trzeba jeszcze dodać nietuzinkowy charakter Teofili i huśtawkę emocjonalną- zabawa w połączeniu z wyjątkowa ascezą, pielgrzymowanie  pieszo do "cudownych miejsc" aby ponownie rzucać się w wir przyjęć, balów... ( W książce p. Jastrzębska pisze o Żurowicach, ale o tym miejscu nie znalazłam żadnej informacji, a o Żyrowicach tak).
 
Monaster Zaśnięcia Matki Bożej w Żyrowicach, rys. Napoleona Ordy
Żyrowice, sanktuarium z cudowną ikoną na Białorusi
Żyrowice i kolejka do cudownej ikony. To tutaj (?) Księżna Dominikowa, leżąc krzyżem przed ikoną, żałowała za grzechy.
A tak na marginesie, pierwszym królem Polski, który pielgrzymował do Żyrowic był Władysław IV. Później pielgrzymowali tu Jan Kazimierz, Jan III Sobieski z królewiczem Jakubem, którzy ofiarowali tu jako wotum dziękczynne szablę z bitwy pod Wiedniem (1683) oraz August II, August III i Stanisław August Poniatowski.
Wracając do bohaterki książki, Teofila posiadała córkę Stefanię, oficjalną dziedziczkę dóbr radziwiłłowskich ( dwaj synowie księżnej nie mieli prawa do majątku, ale matka zabezpieczyła ich finansowo w swoim testamencie ). Córka Teofili, z chwilą śmierci księżnej stała się jedną z najbogatszych kobiet  ówczesnej Europy. Niestety, jako kobieta nie mogła przejąć ordynacji po swym zmarłym ojcu, wtedy to zaczęły się knowania i walka pozostałych rodów Radziwiłłów, w tym Michała Hieronima Radziwiłła, o schedę po Dominiku. 
 
Stefania , córka Dominika i Teofili Radziwiłłów
Stefania z Radziwiłłów z woli i rozkazu cara,  poślubiła  Ludwika von Wittgensteina. Za siedzibę Wittgensteinowie obrali Werki znajdujące się nieopodal Wilna. Do pałacu przeniesiono zbrojownię z Nieświeża, a także posągi marmurowe i ok. 200 obrazów (m.in. galeria portretów Radziwiłłów, jeden z obrazów "Rozkosz Bachusa" Rubensa a także płótna Rembrandta i  Leonarda da Vinci.
Pałac w Werkach. Rysunek Napoleona Ordy z 1877 r.
Tablica informująca o świetności pałacu w Werkach na Litwie
Pałac w Werkach, Litwa
Werki, Litwa
Obecnie w pałacu mieści się Instytut Botaniki Litewskiej Akademii Nauk.

Ponownie powracam do Nieświeża.
Jak na początku napisałam, jest to teraz senne małe miasteczko na Białorusi. Aż trudno uwierzyć, że kiedyś tu skupiało się życie ówczesnych elit.
Pisząc o tym miejscu trudno pominąć historię  Nieświeża, a jest to historia przebogata.
I tak...
Pierwszym właścicielem Nieświeża był Piotr Montygerdowicz, później Mikołaj Niemirycz, Kiszkowie, a od 1533 należał do Radziwiłłów. Pierwszym właścicielem zamku, za panowania którego Nieśwież rozkwitł był Mikołaj Radziwiłł zwany "Czarnym". Po śmierci Mikołaja „Czarnego” w1565 roku, panem zamku stał się Mikołaj Krzysztof Radziwiłł "Sierotka".

Mikołaj Radziwiłł "Sierotka"
To za jego panowania Nieśwież stał się ordynacją i stał się znaczącym miastem.
Prawa magdeburskie nadał Nieświeżowi król Polski i wielki książę litewski Stefan Batory w przywileju lokacyjnym wydanym w Grodnie 23 kwietnia 1578 r. Dzięki niemu miasto uzyskało samorząd, ulgi podatkowe, immunitet sądowy i korzystne warunki pracy dla rzemieślników i kupców. Razem z tym przywilejem miasto otrzymało także swój herb.
Herb Nieświeża, Białoruś
Drugi przywilej magdeburski — Mikołaj Radziwiłł "Sierotka" własnoręcznie ułożył i na Sejmie Grodzieńskim 24 czerwca 1586 r dokument został podpisany przez Stefana Batorego. W tym samie czasie zostały ustanowione ordynacje radziwiłłowskie - 10 grudnia 1586r,  przez Sejm zatwierdzone w 1589r "na wieki wieków". Od chwili powstania ordynacji znanych jest 17 pokoleń ordynatów.
Wracając do ustaleń prawa  Magdeburskiego miasto Nieśwież było zobowiązane do zbudowania murowanego ratusza. Obecnie jest to najstarszy ratusz na Białorusi, pochodzi z 1596r. W okresie magdeburskim (koniec XVI w.) na parterze ratusza mieściły się sklepy, waga miejska, pokój straży miejskiej, zbrojownia, w której przechowywano broń dla mieszkańców na wypadek zagrożenia, magazyn sprzętu przeciwpożarowego. Na pierwszym piętrze ratusza miał siedzibę magistrat – była tu sala rady, sala sądowa, sala obrad, archiwum, skarbiec, pokoje wójta i burmistrzów. Znajdowało się tu również archiwum miasta z księgami miejskimi i przywilejami nadanymi miastu przez królów i Radziwiłłów.W tym samym stylu wybudowano parterowe hale targowe. W XVII w. liczyły one 52 kramy murowane.
Obecnie także mieszczą się tu sklepy i sklepiki. W księgarni, na parterze Ratusza znalazłam taką oto nietypową pamiątkę- filcowe buty czyli walonki ( szkoda, że nie było mojego rozmiaru).
Ratusz w Nieświeżu, Białoruś
Księgarnia i pamiątki-walonki z Białorusi, Nieśwież
Ratusz w Nieświeżu w nocnej odsłonie, Białoruś
A tak wygląda Nieśwież współcześnie.
Spokojne i ciche uliczki Nieświeża, Białoruś
Obowiązkowy pomnik Lenina ( pomnik znajduje się między Ratuszem a kościołem Bożego Ciała).
Brama Słucka ( w kierunku na Słuck) - dawna brama murów obronnych.
Dom Rzemieślnika z pierwszej połowy XVIII w. - jedyny barokowy dom w Białorusi
Wieża-brama z 1763r. przy byłym klasztorze benedyktynek - Nieśwież, Białoruś
Kadr z życia miasta - Nieśwież, Białoruś
Innym niezmiernie ważnym zabytkiem Nieświeża jest kościół p.w. Bożego Ciała. 
Staraniem księcia Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła "Sierotki"  14 września 1589 roku został wmurowany kamień węgielny pod budowę nowego kościoła (drewniana świątynia została rozebrana)  według projektu włoskiego architekta Giovanniego Marii Bernardoniego. Architekta do Nieświeża zaprosił  Radziwiłł, gdy odbywał pielgrzymkę do Włoch, Egiptu i Ziemi Świętej. Kościół Jezuitów w Nieświeżu był  pierwszym na terytorium Rzeczpospolitej  oraz Europy Wschodniej całkowicie barokowym budynkiem.  Pierwowzorem był  Kościół Najświętszego Imienia Jezus w Rzymie.

Kościół Najświętszego Imienia Jezus w Rzymie- pierwowzór kościoła w Nieświeżu, Białoruś

Kościół p.w. Bożego Ciała w Nieświeżu wg.projektu
Giovanniego Marii Bernardoniego
Kopią nieświeskiego kościoła jest kościół p.w. Piotra i Pawła w Krakowie  wg. projektu także Bernardoniego.
Kościół Piotra i Pawła w Krakowie
Nowo zbudowana świątynia została poświęcona w 1601 r. przez nuncjusza papieskiego Claudio Rangoniego. Zaś pierwsze nabożeństwo odbyło się już 14 września 1593 r. Przez ponad 420 lat świątynia nigdy nie była zamknięta, nawet w czasie reżimu komunistycznego
Wnętrze świątyni pokryte jest freskami wykonanymi w latach 1750–70 przez nadwornego malarza Radziwiłłów D. K. Heskiego i jego syna Józefa Xawerego. Ten sam artysta namalował w 1753 r. obraz „Ostatnia Wieczerza” który znajduje się w ołtarzu głównym.
Ołtarz główny kościoła p.w.Bożego Ciała w Nieświeżu, Białoruś
W świątyni, w podziemiach znajdują się krypty rodu Radziwiłłów. Liczbę trumien i sarkofagów źródła podają różną, od 120 do 72. Dziś krypta liczy 72 trumien w tym jedną pustą, rytualną.  Pozwolenie na budowę rodzinnej krypty Radziwiłł uzyskał od Papieża Klemensa VIII. Krypta  w Nieświeżu była trzecią według ilości kryptą rodzinną w Europie - po kryptach Burbonów we Francji (Bazylika Saint-Denis) oraz Habsburgów w Austrii (Kościół Kapucynów w Wiedniu).
Ostatniego pochówku dokonano w 2000 roku, był nim zmarły w Londynie książę Antoni Radziwiłł, którego urnę z prochami wmurowano w ścianę krypty. Pierwszym Radziwiłłem, który spoczął w krypcie był "Sierotka". To on ustanowił, że mogą tutaj być tylko pochowani członkowie rodu ... i jak okazało się to on pierwszy złamał ten zakaz, bo wraz z nim został także pochowany jego wierny sługa. Trumny miały być skromne i aby zapobiec późniejszym kradzieżom zmarli powinni być pochowani w skromnych strojach i bez kosztownych ozdób.

.






Józef Piłsudski dekoruje orderem Virtuti Militari IV klasy sarkofag ze zwłokami swego adiutanta, majora Stanisława Radziwiłła, poległego w wojnie polsko -bolszewickiej 1920 r., zdj.z 1926 r.
Józef Piłsudski na mszy w kościele p.w. Bożego Ciała w Nieświeżu, 1926 rok

I aby nie kończyć wizyty w Nieświeżu smutną kartą, zapraszam na zamek Radziwiłłów.
Nie będę opisywała szczegółowo dziejów ordynackiej rezydencji Radziwiłłów, bo powstałaby z tego pokaźnych rozmiarów książka. Trudno jest zwięźle i w paru słowach streścić pięć wieków historii.
Jak p.Jastrzębska wspomniała w książce o księżnej Dominikowej- "Wszystko co świat dać może, było w ich ręku"... tak Radziwiłłowie mieli wszystko - władzę, tytuły pieniądze, szaleńcze pomysły, wszystko to za czym ludzie tęsknią i marzą. Taka oto ciekawostka -  książę Karol Stanisław Radziwiłł jeździł po drodze usypanej z soli ( w tamtych czasach sól była niezmiernie cennym towarem) saniami, które ciągnęły niedźwiedzie...
Zamek w Nieświeżu był  symbolem ziemskiego szczęścia i raju.

Dziedziniec zamkowy, Nieśwież, Białoruś
Brama wjazdowa do zamku w Nieświeżu, Białoruś
Brama wjazdowa widziana od strony dziedzińca zamkowego Nieśwież,Białoruś
Radziwiłłowski orzeł z herbem Trąby
Zamek w Nieświeżu widziany nocą od strony parku zamkowego
Bogactwo, bogactwo..., które było wręcz niepoliczalne. Cytując autorkę książki, o której wspomniałam - Rosjanie w 1812r ze skarbca w Nieświeżu wywieźli kilkanaście wozów na których znalazły się brylanty, złoto, srebrne naczynia, złote tabakiery wysadzane klejnotami, wspaniałe obrazy, drogocenne zbroje, stare monety, unikalna biblioteka, rodzinne pamiątki. Wśród nich były pamiątki  po Barbarze Radziwiłłównie, a także miecz ofiarowany Janowi III Sobieskiemu przez papieża Innocentego XI. Dokumenty i księgozbiór służył żołnierzom jako rozpałka do ognisk.
Teraz to co można zobaczyć w salach zamkowych w Nieświeżu jest albo kopią albo namiastką dawnej świetności wystroju zamku.


Ocalały księgozbiór Radziwiłłów w galerii.

Sypialnie księżnej.
Biała Sala balowa.
Sala kominkowa.
Sala łowiecka.
Sala hetmańska.

Złota Sala
Tajemnicze lustra w Złotej Sali
Miniatura teatru w Nieświeżu
Kaplica zamkowa, w której znajdował się obraz Matki Boskiej z czasów Jana III Sobieskiego
Zamek w Nieświeżu doświadczył wiele wzlotów i upadków. Burzony, dewastowany, palony, z trudem oparł się niszczycielskiej sile. "Po II wojnie światowej władze radzieckie zamierzały otworzyć na terenie zamku technikum samochodowe, a ocalałe zbiory zostały podzielone i przekazane różnym instytucjom białoruskim. Bibliotekę i archiwum otrzymała Akademia Nauk, obrazy i rzeźby trafiły do Państwowego Muzeum Sztuki w Mińsku, zbroje rycerskie i inne militaria do Muzeum Historycznego, meble otrzymał Teatr Wielki Opery i Baletu, a kolekcja myśliwska została przekazana muzeum w Białymstoku."( M. Jastrzębska). Zbroi rycerskich na zamku było ponad dwa tysiące, ponad tysiąc obrazów,  niezliczona ilość porcelany, szaty zdobione perłami i diamentami a także „Było tam np. dwunastu apostołów i czterech ewangelistów ze szczerego złota, na dwa łokcie wysokości, lichtarzów kościelnych dwanaście wielkiej miary, miednica i nalewka, mon-strancye, kielichy, patyny, trybularze, ampułki, a wszystko to z najpiękniejszego złota. Był tam za księcia Karola i stół wielki, okrągły, na osób przynajmniej dwanaście, cały srebrny, a nogi nawet i podnóżki sta roświecką robotą jak z żelaza, ze srebra kowany.” Wszystko to gdzieś się rozpłynęło i zniknęło.Część zagrabionych zbiorów można oglądać w salach Ermitażu.
W 1941-44 roku zamek zamieniono na szpital Luftwaffe, później przebywali tu żołnierze radzieccy.  Po zakończeniu II wojny światowej w murach zamkowych mieściła się ekskluzywna lecznica partyjna a później sanatorium dla pracowników okolicznych kołchozów, w tym czasie przebudowano także zamkowe wnętrza. W 2005 roku nieświeską rezydencję (zamek wraz z parkiem i kościołem - nekropolią Radziwiłłów) wpisano na Listę UNESCO na podstawie dokumentacji przygotowanej przez dr. Tadeusza Bernatowicza z Uniwersytetu Warszawskiego. Władza białoruska niezbyt przestrzegała planu rekonstrukcji zamku czym do dziś wzbudza kontrowersje.
Bo czy do rodowej siedziby Radziwiłłów pasuje stojący na podzamczu pomnik żołnierza radzieckiego i czerwona gwiazda Całe szczęście, że stoi pod drzewami i niezbyt mocno swym widokiem kłuje w oczy? A to jest tylko ułamek białoruskiego "widzimisię".


Pomnik Żołnierza Radzieckiego u podnóża zamku w Nieświeżu.
Ważne jednak, że zamek  przypomina dawną siedzibę Radziwiłłów. Posiadłość ordynacka została udostępniona zwiedzającym w lipcu 2012 r. Z każdą chwilą przybywa sal ekspozycyjnych, odbywają się tutaj koncerty, wystawy, sympozja. To miejsce powoli zaczyna tętnić życiem, nawet w 2013 r. odbył się tutaj bal.
Zamek otacza stuhektarowy park i kilka stawów. wygląd parku należy zawdzięczać Marii Dorocie Castellane Radziwiłłowej, żonie  Antoniego Wilhelma Radziwiłła, której staraniem na zamek powróciło część rodowych pamiątek. "Po kilkunastu latach, pod rządami księżnej wszystko chodziło jak w zegarku: “Trzeba tam być, by widzieć, jaki panuje w zamku ład i porządek, jak nikogo nie krępuje uciążliwa gdzie indziej etykieta. Służba dobrze ułożona, wierna, uprzejma dla wszystkich bez wyjątku; wzorowy regulamin życia, wszystko się robi punktualnie podług godzin, a mimo to nikt nie jest skrępowany”. Księżna miała czym meblować zamek, dokonała bowiem małego cudu – udało jej się odzyskać z Ermitażu znaczną część skarbów zrabowanych z Nieświeża w 1812 roku. Były to rzędy rycerskie, rozmaita broń, w tym miecz podarowany przez papieża Innocentego XI, buławy, pierścienie, pieczęcie, mnóstwo biżuterii i wyrobów złotniczych poukładanych w licznych gablotach." (Aleksander Jelski)
 

Bilet do zamku w Nieświeżu

Rzeźba przedstawiająca Barbarę Radziwiłłównę, której duch zaznał spokoju na zamku w Nieświeżu
Pomnik psa, który podczas polowania uratował życie Antoniemu Wilhelmowi Radziwiłłowi
„Na pamiątkę 25-lecia założenia niniejszego parku oraz za dowód uznania za tyleż lat pracy podjętej około upiększenia zamku przez Marię z Castellanów księżnę Radziwiłłową kamień ten w roku 1903 postawił jej wdzięczny małżonek Antoni ksże Radziwiłł XIV Ordynat Nieświeżski”- dotknięcie kamienia sprawi, że nasze marzenia spełnią się (uzupełniłam galerię dot. zaklinania szczęścia w poprzednim mym poście)

Kamień upamiętniający założenie parku przez Marię Dorotę Castellane
Staw Zamkowy utworzony z wód rzeki Uszy
Ławeczka na sztucznej grobli usypanej pomiędzy Stawem Zamkowym i Bernardyńskim
Można w Nieświeżu powrócić do radziwiłłowskich czasów...wypożyczając stylowy strój.
I tak na zakończenie, aby przywołać dobrego ducha Zamku w Nieświeżu może warto "przykuć" go do balustrady ogrodzenia, aby już nigdy nie opuścił tego miejsca? 

Kłódki szczęścia przypięte do balustrady znajdującej się na grobli, prowadzącej do zamku w Nieświeżu.
Życzę miłych spotkań z historią i zabytkami w Nieświeżu.

Wpis ukazał się na blogu Bezbrzeżne myśli
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...