Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej W. Kaczorowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Andrzej W. Kaczorowski. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 lipca 2016

Stanisław Sławomir Nicieja, Kresowe Trójmiasto: Truskawiec, Drohobycz, Borysław





W KRÓLESTWIE NAFTY I „NAFTUSI”

Profesor Stanisław Sławomir Nicieja, historyk, były rektor Uniwersytetu Opolskiego, od 30 lat badacz Kresów Południowo-Wschodnich Rzeczypospolitej (zasłużony zwłaszcza dla upamiętnienia Cmentarza Łyczakowskiego), Truskawiec, Drohobycz i Borysław odkrył dopiero latem 2008 roku. Do książkowego opisu wykorzystał bogatą literaturę oraz relacje byłych mieszkańców i ich potomków.

O burzliwym rozwoju „kresowego trójmiasta” na przełomie XIX i XX wieku przesądziły bogactwa naturalne: nafta, gaz, wosk ziemny i zdroje mineralne ze słynną „Naftusią” na czele. W 1909 roku w Borysławiu wydobyto 2 mln ton ropy naftowej i sprzedano więcej szampana niż w Wiedniu. Tuż przed II wojną światową było to trzecie pod względem obszaru (po Warszawie i Łodzi) miasto w II RP, na jego terenie znajdowało się 1300 szybów wiertniczych. W Drohobyczu, jednym z najbogatszych miast Galicji, pracowała największa rafineria w Europie. A Truskawiec był drugim po Krynicy polskim kurortem. Zagłębie naftowe stało się również prawdziwym „zagłębiem artystycznym” – malarzy, pisarzy, poetów. Tu dojrzewały m.in. talenty Brunona Schulza i Kazimierza Wierzyńskiego.

Profesor Nicieja przypomina barwny klimat tamtej „ziemi obiecanej” i sylwetki najbardziej znanych jej obywateli, zarówno tych, do których należała mityczna „ulica Krokodyli”, jak i tych, którzy ją portretowali piórem, pędzlem czy aparatem fotograficznym. Zdarzało się nawet, że wywodzili się z jednej rodziny, jak zaświadcza przykład wybitnego naftowca Izydora Schulza, rodzonego brata wielkiego pisarza. Szkoda, że zabrakło na kartach książki przedstawicieli Kościoła, a warto by wymienić choćby ks. Władysława Findysza (1907–1964), pierwszego polskiego błogosławionego – ofiarę systemu totalitarnego, który w latach 30. XX wieku był wikarym w Borysławiu i Drohobyczu na terenie ówczesnej diecezji przemyskiej.

Niezwykle cennym elementem tej bardzo elegancko wydanej publikacji jest oryginalna ikonografia, w większości pochodząca ze zbiorów prywatnych. Za celne uważam autorskie obserwacje dotyczące stosunku Ukraińców do polskiego dziedzictwa kulturowego na Kresach. Godna uwagi jest też bardzo rzeczowa polemika z paszkwilem Henryka Grynberga „Drohobycz, Drohobycz” oraz sprostowania niektórych opinii i informacji zawartych we wspomnieniach Andrzeja Chciuka.

Nie obyło się, niestety, bez omyłek. Bitwy pod Rarańczą stoczono w 1915 i 1918 roku, a nie w 1917 (s. 212), popularna audycja Michała Lasoty (Tadeusza Chciuka) w RWE nosiła tytuł „Droga przez wieś”, a nie „Tym, co żywią i bronią...” (s. 108), błędnie podano imię biznesmena Ryszarda Krauzego (s. 194), a Paweł Bryszkowski ma jeszcze dwie inne wersje nazwiska (s. 237, 240), itd. Można mieć spore zastrzeżenia do staranności korekty. Wydaje mi się także, że autor (były senator SLD z Opola) niepotrzebnie wykorzystuje pracę o tej tematyce do współczesnych porachunków politycznych (s. 194) czy do formułowania zgryźliwych uwag pod adresem historyków IPN (s. 257).
Książka została dedykowana pisarzowi i scenarzyście Jerzemu Janickiemu, dr. h.c. Uniwersytetu Opolskiego, który po 1986 roku swą twórczość poświęcił Kresom. „Wygnanemu z Edenu” przyjacielowi prof. Nicieja poświęcił również końcowy rozdział „Zamiast epilogu”.
 
ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” nr 1/2010)

Stanisław Sławomir Nicieja, „Kresowe trójmiasto: Truskawiec, Drohobycz, Borysław”, Wydawnictwo MS, Opole 2009.




poniedziałek, 30 listopada 2015

Stanisław Sławomir Nicieja, Twierdze kresowe Rzeczypospolitej. Historia, legendy, biografie





ZA ROGATKAMI LWOWA

Profesor Stanisław Sławomir Nicieja – historyk, rektor Uniwersytetu Opolskiego i jego współtwórca – przed niespełna 20 laty zasłynął jako autor monumentalnej pracy o Cmentarzu Łyczakowskim (trzy wydania!) i znawca dziejów Lwowa. Tym razem podążył „traktem i bezdrożami Podola i Wołynia”, by dla TVP realizować 10-odcinkowy film dokumentalny o twierdzach kresowych Rzeczypospolitej.

„Dzięki tej wyprawie dane mi było przeżyć jedną z najciekawszych przygód, jaka może zdarzyć się historykowi wędrowcy, który dotychczas rzadko wypuszczał się na Kresach poza rogatki Lwowa” – pisze autor we wstępie do swej najnowszej publikacji, którą traktuje jako „rozbudowany komentarz” do wspomnianego cyklu filmowego. Stąd też zamierzona niejednorodność tej książki, na którą składają się nie tylko opisy sławnych niegdyś twierdz, ale również opowieści o wybitnych postaciach tworzących barwne i burzliwe dzieje naszych południowo-wschodnich Kresów, legendy dotyczące przedstawianych miejsc oraz poszukiwanie śladów polskości zarówno na starych cmentarzach, jak i wśród mieszkańców obecnej Ukrainy, gdzie wciąż jeszcze można znaleźć wielu rodaków trwających na posterunku poza granicami dzisiejszej Polski.

Wykorzystując źródła pisane, a także współczesne tropy rejestrowane kamerą i aparatem fotograficznym Nicieja przybliża historię i dzień dzisiejszy nie tyle 12 twierdz (często od dawna pozostających w ruinie), ile raczej całych miast i miasteczek wyrosłych wokół kresowych fortyfikacji. Efektowna edytorsko książka ma przejrzysty układ, rozdziały biegną w porządku alfabetycznym: Brzeżany, Buczacz, Chocim, Jazłowiec, Kamieniec Podolski, Krzemieniec, Okopy Świętej Trójcy, Olesko, Podhorce, Trembowla, Zbaraż, Żółkiew. Niezwykłą urodę tych ziem dokumentują czarno-białe zdjęcia i ilustracje archiwalne oraz fotografie współczesne. Na końcu mamy zbiór przypisów oraz indeks nazwisk, co znakomicie ułatwia lekturę; jest nawet zakładka! Przydałaby się tylko lepsza korekta.

Z pewnością książka zaciekawi wszystkich, którym Kresy są bliskie; każdy znajdzie tu ścieżki miłe własnemu sercu. Dociekliwych może jednak nieco rozczarować. W rozdziałach dotyczących Buczacza, Jazłowca i Zbaraża znalazłem nieścisłości, błędy i luki tym bardziej przykre, że istnieje odpowiednia literatura przedmiotu, niestety pominięta przez autora (np. świetne przewodniki po Wołyniu i Podolu Grzegorza Rąkowskiego). Wprawdzie „Twierdze...” nie są dziełem naukowym, ale skoro jest więcej przypisów niż stron... to chyba trochę zobowiązuje, zwłaszcza historyka.

ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” 2/2007)

Stanisław Sławomir Nicieja: „Twierdze kresowe Rzeczypospolitej. Historia, legendy, biografie”. Iskry, Warszawa 2006.

 

piątek, 30 października 2015

Martin Pollack, Po Galicji







NA KRESACH CK MONARCHII

Te dawne kresy Rzeczypospolitej dla Martina Pollacka, rodowitego Austriaka (rocznik 1944), znanego dziennikarza zachodniego (specjalisty od Europy Wschodniej), tłumacza Kapuścińskiego na niemiecki i zarazem autora głośnych książek (m.in. „Śmierć w bunkrze” – Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus za 2006 rok) – to przede wszystkim obrzeża upadłej ck monarchii Habsburgów. Gdy spojrzeć z Wiednia na przełomie XIX i XX wieku – po prostu straszne zadupie.

Z jednej strony mamy więc obraz cywilizacyjnej zapaści owej „pół-Azji”; wszędzie brud, smród oraz okropna nędza wsi i miast (w Stanisławowie w rynsztoku utopiła się 8-letnia dziewczynka!). Z drugiej strony niezwykle barwna mieszanina narodowości, języków, wyznań i kultur w pogranicznych prowincjach Austro-Węgier. Ani polski, ani ukraiński Piemont, ale głównie zbiorowisko żydowskich sztetli. Czerniowce, wieloetniczna stolica Księstwa Bukowiny, zasługują na większą nawet uwagę niż Lwów – metropolia Królestwa Galicji i Lodomerii.
Nie brak wprawdzie i wypisów z literatury polskiej (m.in. Artur Sandauer, Bruno Schulz, Stanisław Vincenz, Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin), dominują jednak w większości w ogóle dotąd nietłumaczone – lub zapomniane – źródła niemieckojęzyczne; oprócz Josepha Rotha i Iwana Franki są to zupełnie u nas nieznane nazwiska. Jeden obszerny cytat zamieszczono – nie wiadomo dlaczego, skoro potem pojawia się także polska wersja – w jidysz. Dzięki takiemu wyborowi lektur (plus mozaika prasowa z epoki) powstał oryginalny reportaż historyczny, który czyta się świetnie. Na wewnętrznych okładkach jest mapa ck linii kolejowych, którymi podróżujemy z autorem, ponadto książkę ilustrują stare pocztówki z jego zbiorów.

Niektóre rzeczy w dalszym ciągu (pierwsze wydanie tej publikacji ukazało się w 2000 roku w Olsztynie) wymagają redakcyjnego dopracowania; weryfikacji potrzebują podawane wybiórczo statystyki demograficzne, konieczne jest też zastosowanie prawidłowej terminologii i nazewnictwa, bowiem rażących błędów typu Park Stryjowski (zamiast Stryjski) czy Pełtewy (zamiast Pełtwi) jest stanowczo zbyt dużo. Polskiemu czytelnikowi w XXI wieku warto czasem dać wyjaśniający przypis, np. dotyczący Kakanii (s. 164). Przydałyby się indeksy miejscowości i osób; mamy za to listę cytowanych utworów.


ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” nr 2/2008)
Martin Pollack, „PO GALICJI. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma”, tłum. Andrzej Kopacki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007.

środa, 29 kwietnia 2015

Tadeusz Chrzanowski, Kresy, czyli obszary tęsknot




MISZKULANCJE GAWĘDZIARZA

„Kresy, czyli obszary tęsknot” to zbiór ośmiu gawęd profesora Tadeusza Chrzanowskiego (1926–2006), znanego krakowskiego historyka sztuki. Są to kolejno: „Kresy południowo-wschodnie”, „Góry i pogórza”, „Lwów”, „Województwo ruskie, Podole i Wołyń”, „Białoruś”, „Litwa – czyli sny o potędze”, „Wilno” oraz „Kowno – Inflanty Polskie. Pożegnania”. Przyświeca im zbożne przekonanie autora, że wytyczone po II wojnie światowej granice „nie dzielą, lecz łączą, że nie dzieli, ale łączy historia – jakkolwiek była krwawa i okrutna”. Niestety, opowieści te mogą być interesujące tylko dla kogoś, kto z tematyką kresową styka się po raz pierwszy. Czytelnika bardziej wymagającego zrażą powierzchowność wykładu, liczne dłużyzny, banały i powtórzenia. Autor w znikomym stopniu czerpał swą wiedzę z autopsji, opierając się przeważnie na starej literaturze, niewiele wnosząc nowego, może poza opisami niektórych kresowych zabytków.

Mimo że obecne wydanie ukazało się po ośmiu latach od pierwszego, zabrakło choćby przypisów aktualizujących informacje zawarte w książce, nie poprawiono też wielu błędów rzeczowych. Dalej więc czytamy o odbudowie Cmentarza Orląt i o muzeum religii w kościele Dominikanów we Lwowie, nie odnotowano rekonstrukcji dolnego zamku w Wilnie itd. Grody Czerwieńskie autor lokalizuje koło Tomaszowa Lubelskiego, akcję „Wisła” (której bynajmniej nie potępił żaden rząd RP) wiąże z przemieszczeniami ludności ukraińskiej również na teren Związku Sowieckiego, kodeński obraz Matki Bożej według Chrzanowskiego miał jakoby pochodzić z meksykańskiej Gwadelupy (sic!), błędnie są datowane bitwy pod Kircholmem i Guzowem (s. 112); architekci sowieccy występują jako rosyjscy (s. 182), a słynne wileńskie Żagary jako Zagary (s. 218). Liczne błędy literowe i ortograficzne świadczą, że książka nie miała korekty.

Co zaskakujące, to kolejna publikacja historyczno-geograficzna – w dodatku kresowa – do której nie dołączono żadnej mapy ani indeksu miejscowości.

ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” 11/2009)


Tadeusz Chrzanowski, „Kresy, czyli obszary tęsknot”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009.

 
 

 

sobota, 21 lutego 2015

Zdzisław Skrok, Podolska legenda





ZAGUBIONE TROPY KRESOWEJ ARKADII

„Omijaliśmy z premedytacją miejsca znane, łatwe do odnalezienia, wpisane do marszruty coraz liczniejszych na Podolu polskich wycieczek” – pisze we wstępie Zdzisław Skrok. I zaraz daje opis swoich wrażeń z... Kamieńca Podolskiego. A na okładce mamy oczywiście twierdzę kamieniecką. To zresztą jedyna ilustracja w całej książce, oprócz zdjęcia autora.

Cel był „konkretny i jasno określony: odnaleźć, opisać i sfotografować zabytki tamtejszej architektury (...), której fundatorami i użytkownikami w większej części byli niegdyś Polacy. (...) Przyjechaliśmy, aby zobaczyć, co z tej spuścizny pozostało jeszcze po wojennych zawieruchach i porządkach nowej władzy”. Niestety, na kilku reportażowych wrażeniach opowieść się urywa.

Dalej następuje zbiór kilkunastu esejów na temat geografii, przyrody i historii Podola pod wspólnym hasłem „W kołowrocie dziejów”, co zajmuje większą część całego dzieła. Zadziwia brak jakiejkolwiek mapki przy rozważaniach o położeniu i granicach polskiej ziemi obiecanej (i w ogóle w całej książce). Rezultat łatwo przewidzieć, bo dowiadujemy się na przykład, że Słowacki był „rodowitym Podolaninem” (sic!, s. 27). Chciałoby się krzyknąć: „Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie”, a gdzie Zbrucz?!...

Jak na archeologa przystało, referując powstanie polskiego Podola, Skrok sięga aż do łowców mamutów i ludności ceramiki malowanej. Szczęśliwie opis dalszych, niezwykle burzliwych dziejów ziemi podolskiej – ukraszony mnogimi cytatami kronikarzy, pamiętnikarzy, historyków, poetów, pisarzy (vide Trylogia) – jest bardziej wiarygodny niż tamtejsze wykopaliska, ale widoczna fascynacja przeszłością Podola to mimo wszystko trochę mało.

Deklarowanym celem podróży miało być przecież „odszukiwanie zagubionych śladów”. Na drugą, dużo skromniejszą część książki – z mylącym tytułem „Pamiątki polskiego Podola” – składają się kolejne eseje dostarczające obfitą porcję cytatów z bogatej literatury; wśród licznych ciekawostek nie brak tu rozmaitych nieścisłości (autor nie wie na przykład, że twórca chasydyzmu urodził się w Okopach Świętej Trójcy). Najkrócej autor pisze o wołających o pomstę do nieba losach naszych kresowych nekropolii; jak zauważa, na upamiętnienie wciąż czekają zbiorowe mogiły ofiar ukraińskich nacjonalistów.

Na „Wspomnienia i zabytki”, czyli ocalałą z dziejowej zawieruchy podolską Atlantydę i odkrywanego tu „ducha dawności”, zostało tylko niespełna 30 spośród ponad 200 stron. Skrok wymienia ogółem 29 mniej lub bardziej znanych miejsc z Kamieńcem Podolskim na czele, ale wiedza, którą przekazuje, jest pełna luk, błędów i dezinformacji. Jeden przykład: Jazłowiec. Bynajmniej nie leży ani nad „urwistym zakolem Strypy”, ani „w widłach Dniestru i Jazłowczyka” (obie wersje na s. 178), już od 15 lat nie nosi sowieckiej nazwy Jabłoniwka, również siostry niepokalanki dawno powróciły do historycznej siedziby, prowadząc dom rekolekcyjno-pielgrzymkowy i opiekując się sanktuarium bł. Marceliny Darowskiej (pochowanej w zakonnych katakumbach). Dane, które serwuje swym czytelnikom Skrok, są zwyczajnie i po prostu nieaktualne. Nigdzie w książce nie podaje daty swej podróży, ale na spotkaniu autorskim przyznał, że ostatni raz przebywał na Podolu… 10 lat temu. Brak informacji na ten temat uważam za karygodny, bo te 10 lat na Ukrainie to epoka.

Są jednak w tekście Skroka gorsze rzeczy, których nijak nie da się wytłumaczyć. Pisząc na przykład o Dunajowcach Krasińskich (s. 175), twierdzi, że poeta i dramaturg Zygmunt „podobno tu się urodził”, o czym świadczy podpis Napoleona Ordy pod rysunkiem pałacu, w którym jakoby nasz trzeci wieszcz przyszedł na świat „d. 23 lutego 1811”; również niektórzy obecni mieszkańcy Dunajowiec wiedzą, że urodził się tu „jakiś polski poeta”. Oczywiście, to piramidalna bzdura, co łatwo sprawdzić (Zygmunt Krasiński urodził się 19 lutego 1812 roku w Paryżu). Po raz pierwszy podróżował na Podole w maju 1822 roku z ojcem; generał Wincenty Krasiński pokazał wówczas synowi Kamieniec Podolski i Okopy Świętej Trójcy (w których rozgrywa się akcja „Nie-Boskiej komedii”), a wyjazd ten Skrok pomylił z drugą podróżą Zygmunta na Podole w towarzystwie guwernera jesienią 1825 roku.

Książkę autor poświęcił Romanowi Aftanazemu – „strażnikowi kresowej pamięci Polaków”, a rozmowa z nim (z 1992 roku) stanowi końcowy dodatek do „Podolskiej legendy”; sylwetka tego badacza nie została nawet opatrzona datami życia (1914–2004). Autor monumentalnych „Dziejów rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej” z pewnością przewraca się teraz w grobie.

Brakuje indeksu nazwisk i skorowidza nazw geograficznych. Irytuje niechlujna korekta, a o redakcji lepiej nie wspominać.

Książka otrzymała Nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej za lipiec 2007 roku.


ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” 10/2007)
 

Zdzisław Skrok, „Podolska legenda. Powstanie i pogrzeb polskiego Podola”, Iskry, Warszawa 2007.

 

 

poniedziałek, 16 lutego 2015

Tadeusz Olszański, Kresy kresów. Stanisławów





ULICE PAMIĘCI

Cicha, Pełesza, Kamińskiego, Sapieżyńska – tych i innych ulic już nie ma, bo przecież nie ma już i Stanisławowa, trzeciego po Krakowie i Lwowie miasta w Galicji. Jest wymyślony przez Chruszczowa Iwano-Frankiwsk (chociaż Iwan Franko wcale nie był stanisławowianinem), ale pamięć jest silniejsza niż sztuczna ukraińska nazwa, a zresztą wciąż to, co dawne, pozostaje tam najpiękniejsze.
Tadeusz Olszański (rocznik 1929), który miasto swego urodzenia opuścił pod koniec wojny i po raz pierwszy odwiedził je dopiero w 1998 roku, z nostalgią wędruje śladami dzieciństwa; najpierw sielskiego, a po 1939 roku wpisującego się w dramat polskich losów na kresach Rzeczypospolitej. Wraz z nim poznajemy piękno stolicy Pokucia i odczuwamy grozę kolejnych wojennych okupacji, które udało się przetrwać w dużej mierze tylko dzięki polsko-węgierskim związkom rodzinnym. Aż szkoda, że do tej mapy pamięci wydawca nie dodał planu ulic przedwojennego Stanisławowa, by dzisiejszemu czytelnikowi wspomnień o ołowianych żołnierzykach przybliżyć topografię miasta. Jego opis ilustrują natomiast zdjęcia z prywatnych zbiorów.
 
Ze względu na rodzinę (matka autora była Węgierką) jest to również opowieść o madziarskiej obecności na naszych Kresach – i przy okazji o kresach Królestwa św. Stefana – oraz o przyjaźni polsko-węgierskiej, która wytrzymała wojenną próbę. Pokazanie ogromnej różnorodności narodowościowej i bogactwa kulturowego dawnego województwa stanisławowskiego (Rusini, Żydzi, Ormianie, Huculi, Rumuni, Niemcy, Czesi) stanowi z pewnością jeden z walorów książki.

Jak zawsze przy czytaniu wspomnień warto sprawdzać ludzką pamięć. Odzyskanie Zaolzia przez Polskę nastąpiło w październiku 1938 roku, a nie w listopadzie 1939 (s. 90), błędnie też podano pisownię niektórych nazw osobowych (np. powinno być Stepan, a nie Stiepan Bandera, s. 119) i geograficznych (właściwie Wynohradiw, nie Vinohrady, s. 163). Inaczej też niż przed wojną piszemy dziś słowo „patriarchat” (vide s. 69).

ANDRZEJ W. KACZOROWSKI (recenzja ukazała się w numerze 1/2009 „Wiedza i Życie”)


Tadeusz Olszański, „Kresy Kresów – Stanisławów”, Iskry, Warszawa 2008.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...