piątek, 29 kwietnia 2016

Wspominki nikłe, Maria z Grocholskich Sobańska

Na książkę Marii Sobańskiej "Wspominki nikłe" już od dawna "polowałam". Książka wydana została w 2002 roku i jeśli pojawiała się w antykwariatach lub na aukcjach szybko znikała. Wreszcie udało się. Mam.
Wcześniejsze podczytywanie w czytelniach to jednak nie to samo. Książka na własność, moja, choć już czytana, stwarza pewną więź. Miłośnicy książek na pewno wiedzą o czym piszę...



Kim była Maria z Grocholskich Sobańska? Arystokratką, Kresowianką, autorką wspomnień, dzielną kobietą. Jej życie targane rewolucjami i wojnami to przykład radzenia sobie w skrajnych warunkach, kiedy niejeden raz trzeba było zacząć wszystko od początku. 
Jednak zanim została wygnanką z Kresów żyła na Podolu. Najpierw w domu rodzinnym, w zasobnym pałacu Grocholskich w Pietniczanach, później po ślubie z Hieronimem Sobańskim w Sumówce. Maluje podolskie życie z miłością, szczegółami, które po latach wspomina na kartach swego pamiętnika. Jej ojcem był Stanisław Grocholski, matką Wanda z Zamoyskich. W pierwszych rozdziałach wędruje po domu, przypomina sobie pokoje, malowidła, domowników, nauczycielki, swoje ukochane lalki. Jak na stare domostwo przystało była też fosa, a w niej dwie niedźwiedzice. 

Maria urodzona w 1880 dożyła sędziwego wieku, zmarła bowiem w 1973 roku. Wspomnienia swe pisała już w innej rzeczywistości społecznej i obyczajowej. Dlatego jakże ciekawie brzmią dziś na kartach starego pamiętnika słowa dziewiętnastowiecznej damy:

"Dla zaznaczenia starych zwyczajów, dawno niestety zaginionych, wspomnieć należy, że nikomu z panów do głowy nie przychodziło palić w obecności dam w salonie (...) Jakże to dalekie i inne, odrębne od dzisiejszych zachowań nacechowanych brakiem opanowania..." (s. 43).

Rodzina Grocholskich stała na straży obyczaju, dobrych manier i prawości. Uczciwość, brak egoizmu były wpajane dzieciom od początku. Wychowanie nie było "miękkie", nie przymykano oczu na psoty, nie rozpieszczano, wręcz przeciwnie. Nie było mowy o jedzeniu cukierków przed obiadem, skażeniu się na upał, wszelkim wygodnictwie. 

Gdy podrosła w czasie konnych przejażdżek z ojcem rozmawiali o sprawie jej przyszłego zamążpójścia. Postanowiła, że zostaje na Podolu, kandydat na męża musi być więc z tych stron. 
"Wszelkie rozważania zawsze kończyły się na Hieronimie Sobańskim z Sumówki" pisała po latach. Decyzja zapadła. Wyprawę ślubną rodzice obstalowali (dziś powiedzielibyśmy - zamówili) w Paryżu. Maria wspomina najpiękniejszą część swej ślubnej wyprawy - pelerynę wykonaną przez firmę Mme Frederique, z wyprawionych główek dzikich kaczorów! 

Jej ojciec polował na nie od dwóch lat z myślą o przeznaczeniu ich na wyprawę córki. Ponoć peleryna była zjawiskowa, świeciła się zielononiebieskimi metalicznymi kolorami. Przez pewien czas była wystawiona na wystawie paryskiej firmy i przyciągała oczy licznych klientek, które chciały zamówić podobną. Gdy pewnego dnia Maria założyła ją na spacer wzbudziła wielkie zainteresowanie, do tego stopnia, że przechodnie stawali, a nawet dotykali unikalną pelerynę z podolskich główek dzikich kaczorów. 


Maria osiadła wraz z mężem w Sumówce, był to piękny majątek, położony 18 wiorst od Berszady. Po lewej stronie pałacu były obory, chlewy, mleczarnia, piekarnia (chleb pieczono dwa razy na tydzień), pokoje służby, w tym klucznicy i stróżów. W Sumówce pracował też mechanik i kowal, był furman, kucharz, kozacy domowi, zastęp bon, nauczycielek...

Maria Sobańska opisuje sąsiedztwa Sumówki, uroczystości rodzinne, mniej ważne i istotne wydarzenia z życia rodziny i pałacu. Wszystko to składa się na ciekawą opowieść o życiu codziennym w podolskim majątku arystokratycznym tuż przed rewolucją. 
Jeszcze w 1917 roku nie przypuszczali, że kończy się pewna epoka, pewien model życia... Sumówkę "odwiedzały" mniejsze lub większe bandy, nie jeden raz dochodziło do strzelaniny, mąż i syn "na posterunkach" na piętrze pałacu strzelali do napastników broniąc swego domu. W gazetach coraz więcej było doniesień o rabunkach dworów na Podolu i Wołyniu. Potem nastąpiła tragedia sławucka, która wstrząsnęła wszystkimi. Zamordowano starego księcia, spalono jeden z najsłynniejszych kresowych pałaców. 

Tymczasem Sobańscy wciąż trwali w Sumówce. Maria wspomina, że wieczorem kładła się spać w ubraniu, gotowa na wszystko, co mogła przynieść kolejna noc. Rankiem budziła się pierwsza, a ponieważ większość służby wyjechała, sama szła doić krowy w jednej kieszeni mając różaniec, w drugiej rewolwer, który otrzymała od brata. Pod koniec 1918 roku wiedziała, że pomoc dla polskich dworów nie nadejdzie.

Przeżyła pogrom własnego domu. Słyszała jak banda rozbija meble, jak bębnią po fortepianie, jak wyciągają wszystko z szaf i szuflad, jak zabierają jej rzeczy, bezczelnie, w poczuciu, że to im się należy...


Przeżyła utratę domu, zamordowanie męża i syna. Zmieniła nazwisko, występowała jako Teresa Kwiatkowska, zamieszkała w folwarku Kitajgrodzie. Chciała ratować siebie i trójkę ocalonych dzieci. Wreszcie połączyła się z resztą rodziny, któregoś dnia jej brat zjawił się samochodem i krótko oznajmił "Zbierajcie się prędko, zabieram was do Winnicy i jedziemy do Polski".

Była już wiosna 1919 roku... Jechali pociągiem. Wreszcie granica Galicji, polscy żołnierze.
Ocalona kończy swe wspomnienia "I tak rozpoczęło się nasze wygnanie..."

***

Maria Sobańska dojechała do Warszawy, tu zamieszkała wraz z trójką dzieci. Zaangażowała się w działalność społeczną i charytatywną na rzecz uchodźców z Podola, Wołynia i Kijowszczyzny. W powstaniu warszawskim znów straciła wszystko...

Ostatnie lata spędziła w Milanówku, zmarła w 1973 roku.



"Wspominki nikłe" wydane zostały w miękkiej oprawie, opatrzone czarno-białymi fotografiami z kolekcji Janusza Przewłockiego, Barbary z Sobańskich Moes, córki autorki oraz zbiorów Muzeum Literatury.


Tekst oryginalny na blogu: O biografiach i innych drobiazgach


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Philip Marsden, Dom na Kresach. Powrót





Norman Davis napisał, że Dom na kresach jest znakomitą książką podróżniczą.
Ja mam pewne wątpliwości w odniesieniu do tej definicji. Według mnie jest to bardziej przedstawienie zmagań jednej rodziny z wielką historią. Może po trosze jest to też ucieczka w przeszłość po znalezienie odpowiedzi na ważne pytania, mniej podróż sentymentalna. 

Opowieść o Helenie, której młodość przypadła na początek XX wieku oraz towarzyszące mu zawieruchy, historia jej córki, Zofii, która musiała zmierzyć się z tragedią II wojny światowej, są lejtmotywami książki. Kresowe szlachcianki, w różnych okresach dziejów (Wielka Wojna, rosyjska rewolucja, powstanie II Rzplitej, Piłsudski, wrzesień 1939 roku) doświadczały nastrojów epoki, strachu, bólu, strat, ale też miłości, fascynacji, subtelnych przygód. Marsden fabularyzuje wspomnienia, nadaje im nowe życie, kolory, przybliża trudną polską historię, nie tylko szlachecką.
Atutem jego opowieści jest podejście do tematu. Obyczajowość, tradycja polskich ziemian, czy może szerzej, Polaków w ogóle, jest dla niego tak nowa, frapująca, niemal egzotyczna, że pisząc, wyczuwa się rodzaj entuzjazmu, typowego dla zapalonych odkrywców. Sama zaś historia mnie nie urzekła. Być może przerobienie wielu biografii Polaków początków XX wieku, ich losów, pozbawiło mnie emocji, elementu zaskoczenia?
Ważne, że autor uległ fascynacji, czego dowodem jest ta opowieść.
Philip poznał o czterdzieści lat starszą Zofię, odwiedzając wioskę w Kornwalii, gdzie ta miała swoją willę. Zaintrygowany przyjaciółką, jej szlachetnym smutkiem, a także twórczością (pisała wiersze) stopniowo poznaje historię jej życia, by w końcu wraz z nią wyjechać na dzisiejszą Białoruś, która przed laty była kresową Rzeczpospolitą. Co tam odnajdą, czy cokolwiek zostało do odkrycia? Odpowiedzi na te pytania znajdują się w Domu na kresach.

Tekst ukazał się na blogu BuchBuchBicher

piątek, 22 kwietnia 2016

Michał Kryspin Pawlikowski, Sumienie Polski i inne szkice kresowe







Wilno, Mińsk, łowiectwoZ kilkuset felietonów napisanych ręką przebywającego na emigracji Michała Kryspina Pawlikowskiego, wydawca w osobie Macieja Urbanowskiego, wybrał szkice kresowe dotykające trzech obszarów zainteresowań autora: Wilna, Mińska i łowiectwa.
v
Linia Curzona


Rzecz o Wilnie i kraju wileńskim
Sentyment do Wilna i kraju wileńskiego „który budzi to miasto prędzej czy później w duszy każdego – zarówno Polaka, jak i obcego przybysza”, który „będzie lubił i podziwiał Wilno jako najdalej na wschód wysuniętą ostoję cywilizacji i sztuki łacińskiej”. Bohaterskie dzieje Wilna, znaczone łunami pożarów, dowiodły, że „w okresie studwudziestoletniej niewoli moskiewskiej Wilno trwało wiernie przy Rzeczypospolitej”. Polskość ziemi wileńskiej podtrzymywana była przez heroiczne Matki Polki, kobiety kresowe, których roli w okresie niewoli nie sposób przecenić.


„Kobieta towarzyszyła mężowi… w wędrówce etapem na Sybir. Ona toczyła walkę o byt ekonomiczny… Ona wreszcie… strzegła polskiej mowy i polskiego obyczaju, wychowywała dzieci w duchu wiary w Polskę, czyniła z domu twierdzę polskości… Ona jedna miała odwagę cywilną piętnowania tego, co nędzne i podłe”.

Ostra Brama - Wilno
Ostra Brama - Wilno

Co Polska i świat stracą jeżeli…
Michał Kryspin Pawlikowski romantycznie szacował jaką stratą dla Polski byłoby „Wyrzucić Wilno (no i całe ziemie wschodnie) poza granice Polski, znaczyłoby odciąć się od źródła, z którego pił Mickiewicz”, który wyrył w naszych polskich duszach wezwanie z pierwszego wersu poematu Pan Tadeusz: „Litwo! Ojczyzno moja!”. Następnie literat rozwinął czarny scenariusz poteherańskiej rzeczywistości „Cofnięcie się do nieszczęsnej linii Curzona byłoby jeszcze jednym cofnięciem się w dziejach Polski – cofnięciem się nie przed obcą kulturą, lecz cofnięciem się kultury łacińskiej przed negacją wszelkiej kultury, przed barbarzyństwem, które umie tylko niszczyć i zabierać”.
Pałac Wańkowiczów - Mińsk Litewski
Pałac Wańkowiczów - Mińsk Litewski




Kraj lat dziecinnych
Mińszczyzna, otaczająca Mińsk Litewski, rodzinne miasto Michała Kryspina Pawlikowskiego, przedstawiona została z nutką nostalgii, pomimo, że jest to „Brzydkie miasto”. Autor wraca wspomnieniami do okresu przeistaczania się chłopięcia w młodzieńca, który uczestniczy w stowarzyszeniach samokształceniowych i pierwszych wieczorkach tanecznych. Tematykę części Gawędy mińskie rozwinął pisarz w autobiograficznej powieści „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego”, gdzie z powodzeniem zaprezentował życie i kulturę kresową szlachty polskiej.
Niedostępna puszcza - www.wilki94.forumpolish.com/
Niedostępna puszcza - www.wilki94.forumpolish.com/



Filozofia łowiectwa
Przyroda, ziemia, jeziora, lasy, a szczególnie puszcze, w największym stopniu zaprzątają uwagę Michała Kryspina Pawlikowskiego. Znaczna część szkiców kresowych poświęcona jest realizowanej właśnie w puszczy pasji autora tj. łowiectwu. W Puszczy Rudnickiej, Hołubieckiej, Turowskiej z lasami mieszanymi, borami i starzynami odbywał autor włóczęgi myśliwskie z podobnymi mu pasjonatami. Sugestywne, malownicze opowiadania o polowaniach na niedźwiedzia, polowaniach z prosiakiem na wilki, „łowiectwo z ogary”, wabienie łosi, gony, to tylko niektóre z fascynujących kwestii poruszanych w „Kolorowej baśni leśnej”. Jednakże sielankowy wizerunek łowów w szlacheckich dworkach przeplatany bywa fragmentami tragicznymi. Skrupulatny piewca Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej przypomina, że na rzece Druć biegła granica I rozbioru Polski (1772 rok), którą nazywa osiemnastowieczną Linią Curzona. Wzdłuż innej rzeki puszczańskiej – Berezyny – przebiegał front polsko-sowiecki w 1920 roku, a już kilka lat później sowieci unicestwili wszystkie polskie zaścianki nad Berezyną, a ich właścicieli – polską szlachtę wymordowali lub wywieźli na Syberię.


Powrót z niedźwiedziem - Julian Fałat
Powrót z niedźwiedziem - Julian Fałat


Pejzaże nostalgiczne Niezwykle osobiste zwierzenia „pierwszego pisarza wśród myśliwych” (albo odwrotnie) poruszają czytelnika refleksjami na temat młodzieńczych rozczarowań i straconych złudzeń, którymi nasycone są koleje losu niedorosłego jeszcze człowieka. Michał Kryspin Pawlikowski stworzył pojęcie trajfla (za Karolem Dickensem) – szczegółu, drobiazgu, który zwielokrotniony wypełnia życie człowieka, a który nabiera niebywałego znaczenia dla ludzi odartych z ojczyzny, stając się dla nich „kotwicą spoczynku”.

Pejzaż poleski - www.kresy24.pl
Pejzaż poleski - www.kresy24.pl



Liryka i epika
Tekst szkiców kresowych M. K. Pawlikowskiego okraszony został licznymi cytatami i parafrazami nawiązującymi do strof polskiej epopei „Pan Tadeusz”. Wersy poezji narodowej, umiejętnie wplecione w zdania prozy publicystycznej, dopełniają obrazu utraconej Ojczyzny, a także pejzażu ziemi pozostawionej na Kresach Rzeczypospolitej. I liryk i epik tworzyli na wygnaniu…

Przykłady: „Oto w oddali puka dzięcioł, «jak dziecko, gdy schowane woła, by go szukać»” albo „Puszcza - «…głucha dla mieszczan, mnóstwem głosów szepce mu do ucha»”.


Litewskie zacisze - Henryk Weyssenhoff
Litewskie zacisze - Henryk Weyssenhoff **

Gawęda kresowa

Cenię i podziwiam w lekturze „Sumienia Polski…” liczne odniesienia do pozycji literatury polskiej i obcej (także rosyjskiej), świadczące o znajomości tematu i nieprzeciętnej erudycji autora. Dzięki tym cechom pisarstwa Michała Kryspina Pawlikowskiego, swobodnie toczy się romantyczna gawęda szlachecka polskiego pisarza, który zakończył życie na „nie naszej” ziemi egzotycznych Hawajów. Pisał na emigracji:

„Ziemia, którą opisuję, jest to nasza ziemia. Mamy ją w nozdrzach, oczach i uszach – czujemy ją każdym zmysłem. Czujemy ją w każdym uderzeniu serca, soki bowiem tej ziemi tętnią w naszych żyłach”.


Tekst ukazał się na blogu CzytamPoPolsku 


poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Melchior Wańkowicz, Szczenięce lata




Melchior Wańkowicz jest dziś twórcą w dużej mierze zapomnianym, aczkolwiek może coś się w tej materii zmieni, skoro wydawnictwo Prószyński i S-ka w 2009 roku rozpoczęło wydawanie dzieł wszystkich Autora. Kolejne tomy ukazują się w pięknej szacie graficznej, każdy tom opatrzony jest wstępem specjalisty lub badacza twórczości Wańkowicza. Mamy również możliwość zapoznania się z wydawnictwem Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm „Na tropach Wańkowicza… po latach”, co, miejmy nadzieję, przyniesie owoce w przywróceniu twórczości Melchiora Wańkowicza współczesnemu czytelnikowi.

Muszę przyznać, że nie znam twórczości Wańkowicza tak dobrze jak bym chciała. Czytałam co nieco w dość odległej przeszłości, ale wrażenia mam nieco mgliste. Ponieważ jednak „Szczenięce lata” to - jak by nie było - klasyk literatury odnoszącej się do Kresów Wschodnich, po prostu musiałam sięgnąć po tę książkę. I rzeczywiście warto ją przeczytać i zadumać się…

Melchior Wańkowicz wywodził się ze słynnej kresowej rodziny ziemiańskiej. Wańkowicze żyli na dalekich Kresach, tzw. Mińszczyźnie, a majątkiem rodowym rodziców Melchiora były Kałużyce. Jeden z jego przodków Walenty Wańkowicz, znany malarz, twórca jednego z najbardziej znanych portretów Adama Mickiewicza, promowany jest dziś zresztą przez Białorusinów jako artysta czysto białoruski.

„Po śmierci rodziców opieka, złożona z dwóch poważnych sąsiadów, wysłała mię, jako dwuletniego dzieciaka, z ojcowskich Kalużyc w powiecie ihumeńskim ziemi mińskiej - do majątku babki w Kowieńszczyźnie, bo to, panie, odpowiedzialność chować chłopca przez guwernerów, a do tego jeszcze Melchiorowicza.” [s. 15]

Pisarz został osierocony w wieku zaledwie dwóch lat i wtedy, jak wspomina, został wyekspediowany do majątku babki – Nowotrzeb na Kowieńszczyźnie, gdzie spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Te lata spędzone w otoczeniu kobiet wbiły mu się w pamięć swoim poszanowaniem wielowiekowej tradycji, staroświeckim językiem i zwyczajami. Opowieść o Nowotrzebach to rodzaj nieśpiesznej gawędy przywołującej obrazy, smaki, zapachy i zwyczaje z zamierzchłej epoki. Pisarz przywołuje anegdoty, historie związane z funkcjonowaniem dworu na kresowej prowincji. Te wspomnienia spisane są piękną polszczyzną, pełną archaizmów, określeń, które były już zapomniane w okresie międzywojennym, kiedy książka ukazała się drukiem po raz pierwszy. Autor opisuje etap nowotrzebski z sentymentem, melancholią zdając sobie sprawę, że jest kronikarzem czasów, które już nie wrócą.

„[Służba jadała] `abraduki - kluski z grubej mąki w słoninie, skrydle - z takiejże mąki placki ociekające tłuszczem i twarde jak skóra, szpekuchy - pierogi, których cienką powłokę rozdymała masa gorącej słoniny, szwilpiki - placki z gotowanych kartofli, pieczone w piecu kekory - takież placki nadziewane różnym nadzieniem z mięsa, warzyw i sera - wszystko to pływające w roztopionej słoninie lub zalane sosem, zwanym mizgutia (słonina z podśmietaniem); wreszcie nie wiem czemu z polska zwany maćkiem, ale piekielnie litewski wymysł - łój barani zakrzepły między dwiema warstwami ciasta`.(s. 17)
O ile Kowieńszczyzna była ważna dla dziecka, jakim był Wańkowicz, o tyle Kałużyce, gdzie przeniósł się później pod opiekę braci, były istotne w nastoletnim życiu Autora, gdy zrywał z podległością matriarchatowi babki i kuzynek. :) Jak sam mówi: „(…) spadło ze mnie całe babstwo nowotrzebskie” (s. 61). Mamy okazję dowiedzieć się, jak wyglądały polowania, zabawy z bronią młodzieży męskiej.

Ta książeczka niewielkich rozmiarów to świadectwo dawnych czasów, kiedy polskość dworków przenikała się ze zwyczajami miejscowej ludności; kiedy dwór był centrum świata dla okolicznych mieszkańców. To wszystko zmienił wybuch wojny i rewolucji, ale dzięki talentowi Wańkowicza możemy przenieść się w te dawno nie istniejące miejsca i poznać ludzi, którzy nie przewidzieli dramatycznego końca ich świata. To klasyka literatury kresowej i warto, a nawet trzeba ją znać.


Tekst ukazał się na blogu Notatnik Kaye 


Autor: Melchior Wańkowicz
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 1987
Liczba stron: 142


czwartek, 14 kwietnia 2016

Marek A. Koprowski, Kresy w II Rzeczpospolitej






Polska to obwarzanek: Kresy – urodzajne, centrum – nic.

Tym wyrażeniem zdefiniował Kresy Józef Piłsudski. Polak urodzony na Litwie, który wydobył Polskę z niebytu, nie docenił wartości część środkowej Polski albo przeszacował walory jej Kresów. Ale czy istotnie możliwe jest wyolbrzymienie roli Kresów w podtrzymywaniu naszej tożsamości narodowej, zrozumieniu istoty polskości i wyjątkowego umiłowania Ojczyzny przez nas Polaków?

Nazwę Kresy, dla oznaczenia dawnych ziem polskich na wschodzie, zawdzięczamy Wincentowi Polowi, autorowi m.in. poematu Mohort i Pieśni o ziemi naszej.

„Kształtowanie się Kresów w II Rzeczpospolitej” nie przebiegało bezproblemowo gdyż scalanie Polski z obszarów trzech odrębnych zaborów napotykało wyjątkowe trudności. Terytoria po zaborach austriackim, pruskim i rosyjskim różniło wszystko, jednakże łączył je wspólny naród i jego wola wskrzeszenia Wielkiej Rzeczypospolitej Polskiej.
Naczelnik państwa preferował koncepcję powstania federacji Polski z niepodległą Białorusią, Ukrainą i Litwą, która to federacja miałaby charakter propolski i antyrosyjski. Koncepcja inkorporacyjna, stworzona przez Endecję z Romanem Dmowskim, zakładała wcielenie do Polski dawnych rosyjskich guberni oraz Podola i Wołynia. Obydwie koncepcje miały zwolenników i przeciwników ścierających się na froncie walki o nową Polskę.


Wilno
Wilno
Zbaraż
Zbaraż








 

 





Niezgodność ze źródłami!

Kolejne lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości były jeszcze dalekie od czasów pokoju i wypełnione wojną z Zachodnioukraińską Republiką Ludową (1918-1919) oraz wojną polsko – bolszewicką (1919-1920). Ostateczne granice Polski na wschodzie wyznaczył tzw. Traktat ryski zawarty 18 marca 1921 roku w Rydze (rokowania rozpoczęto już 21 września 1920 roku!). Wcześniej, w październiku 1920 roku, na Litwie miał miejsce tzw. bunt Żeligowskiego, który przywrócił Wilno Polsce.

Niezrozumiałe są zatem zdania ze str. 35 książki „Kresy W II Rzeczpospolitej”:
„Zanim doszło do "buntu Żeligowskiego", traktat ryski wyznaczył ostatecznie polskie granice wschodnie”

I następne zdanie:
„Porozumienie zostało zawarte w Rydze 21 września 1921 roku, po długich negocjacjach.”

Historyczne źródła podają, że podpisanie traktatu ryskiego nastąpiło o godz. 20.30 dnia 18 marca 1921 roku, natomiast Żeligowski prowadził akcję wyzwalania Wilna w 1920 roku. Dwie nieścisłości w jednym akapicie – to nie rokuje książce najlepiej! Odmiana "Rzeczypospolitej" brzmi według mnie lepiej niż stosowana w książce "Rzeczpospolitej".


Trembowla
Trembowla
Wilno - Ostra Brama
Wilno - Ostra Brama









 








Najwyższy CZAS! 





Marek A. Koprowski nazywany niestrudzonym tropicielem polskości na obszarach postsowieckich, jest pisarzem, dziennikarzem i reporterem zajmującym się problematyką Europy Wschodniej. Publikuje artykuły m.in. w polityczno-społecznym tygodniku konserwatywno-liberalnym Najwyższy CZAS! związanym z Kongresem Nowej Prawicy.

Książka „Kresy w II Rzeczpospolitej” autorstwa Marka A. Koprowskiego wydana została nakładem Wydawnictwa SBM w roku 2012 w interesującym albumowym cyklu wydawniczym sygnowanym hasłem Historia. Publikacja zawiera kilkadziesiąt fotografii czarno – białych i kolorowych a wydrukowana została na pięknym kredowym papierze. Szczególnie atrakcyjnie wygląda ostatni rozdział zawierający „Historię pewnego mezaliansu” Janiny Ważyńskiej i Konstantego Kielaka, szukających swego szczęścia na Kresach. 




Bolszewiccy agitatorzy w działaniu! 





W innym rozdziale autor naświetlił sytuację gospodarczą Kresów składających się z województw wschodnich i południowych. Zróżnicowane demograficznie Kresy były zacofane gospodarczo, nie istniał tam żaden przemysł ani infrastruktura komunikacyjna, a rolnictwo przedstawiało nierzadko poziom pierwotny. Wielonarodowościowe, zapóźnione cywilizacyjnie Kresy uzyskiwały ze wszech miar wsparcie od młodego państwa polskiego. Działania te powodowały początkowy wzrost nastrojów polonofilskich na obszarze Białorusi, Ukrainy i Litwy. Bolszewicka Rosja nie chciała się pogodzić z takim stanem rzeczy na zagarniętych przez nią wcześniej obszarach. Na tereny wschodniej Polski przedostawali się komunistyczni dywersanci i bolszewiccy agitatorzy, których zadaniem było uniemożliwienie pozyskiwania przez władze polskie mniejszości narodowych poprzez stosowanie separatystycznych antypolskich podburzań przedstawicieli ludu. Skutkiem bolszewickich bojówek terrorystycznych było zaostrzenie wrogiej (lub tylko nieprzychylnej) postawy Ukraińców, Białorusinów i Litwinów wobec Rzeczypospolitej. Nacjonalistyczne organizacje nie uznawały rządu polskiego, wysuwały żądania terytorialne i wzywały do antypolskiego powstania. Po śmierci Marszałka Piłsudskiego w 1935 roku polityka wobec mniejszości narodowych przybrała bardziej rygorystyczny kierunek i nastąpiło ograniczenie autonomii organizacji białoruskich, ukraińskich i litewskich, co niestety pogłębiło antagonizmy narodowościowe na Kresach Rzeczypospolitej Polskiej.

Kamieniec Podolski
Kamieniec Podolski

Pińsk
Pińsk
Lwów
Lwów











 

 



Walka na rubieżach Rzeczypospolitej

Dużo miejsca w omawianej książce Marek A. Koprowski poświęcił socjologicznym rozważaniom o Kresach w II Rzeczypospolitej. Autor dokonał wnikliwego przeglądu poszczególnych krain na wschodzie Polski pod kątem wyznań, języka, tradycji, świąt, kultury i sztuki, warstw społecznych, sposobów utrzymania rodziny oraz życia codziennego. Akcja osadnictwa wojskowego, unikalna w skali całego kraju, polegała na przydzielaniu zasłużonym żołnierzom ziem zarekwirowanych polskiej szlachcie po powstaniach narodowych przez władze carskie. Wojskowi osadnicy służyli wzmocnieniu polskości na terenach przygranicznych podobnie do Korpusu Ochrony Pogranicza. Żołnierze KOP-u poza zabezpieczaniem wschodniej granicy Polski zajmowali się najszerzej pojętą działalnością społeczną w utrwalaniu polskości Kresów. Tożsamość narodowa Polaków na rubieżach Rzeczypospolitej najlepiej reprezentowana była w dwu największych miastach – Wilnie i Lwowie – będącymi ośrodkami polskiej kultury, sztuki, nauki, oświaty, handlu, rozrywki i kultu religijnego.

Polskie dwory i pałace ostoją patriotyzmu

Doniosłą rolę spełniało na Kresach ziemiaństwo i arystokracja polska. Polskie dwory i pałace stanowiły ostoję patriotyzmu na terenach pozaborowych i tworzyły kuźnie licznych polskich talentów, które do dziś stanowią podstawę naszej narodowej literatury, kultury, sztuki i nauki. Ziemiańskie zwyczaje i tradycje porządkowały egzystencję rodaków, pozwalając im żyć w zgodzie z naturą, z porami roku czy z innymi nacjami. Spośród tych nacji szczególnie licznie reprezentowani byli Żydzi, tworzący wyjątkowo liczne diaspory nie ulegające polonizacji, żyjące swoim własnym odrębnym trybem z zachowaniem praw wiary – judaizmu.

Polskie dwory będące zawsze ośrodkiem gospodarczym całego majątku ziemianina kultywowały tradycje przodków, gdzie oprócz świąt o charakterze religijnym jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc uroczyście celebrowano dożynki, imieniny dziedziców, polowania, karnawał, śluby czy wizyty gości. Ale Kresy to nie tylko polskie ziemiaństwo i arystokracja, Kresy to także Poleszuki i Wołyniacy – chłopi stanowiący większość wśród Kresowiaków. Warunki życia chłopów na Polesiu i Wołyniu były bardzo trudne, panowała wciąż gospodarka naturalna, handel wymienny i olbrzymie zacofanie cywilizacyjne, które młode państwo polskie próbowało nadrobić.
Grodno
Grodno
Bełz
Bełz

 












„Semper Fidelis” Lwów i Virtuti Militari dla Orląt!

Stolicą Kresów południowych i najbardziej polskim z polskich miast był od wieków Lwów, w którym procent ludności polskiej w dwudziestoleciu międzywojennym był nawet większy niż w Warszawie! Lwów, któremu w 1658 roku papież Aleksander VII nadał dewizę łacińską „Semper Fidelis” (zawsze wierny) odznaczony został przez Marszałka Józefa Piłsudskiego orderem Virtuti Militari za bohaterską obronę miasta w 1920 roku przez mieszkańców a szczególnie młodzież tzw. Orlęta. Obydwa te zaszczyty upamiętnione zostały w polskim herbie Lwowa.

W dwudziestoleciu międzywojennym we Lwowie rozwinęła skrzydła tzw. Lwowska szkoła matematyczna, złożona z uczonych tej miary, co Hugo Steinhaus, Stefan Banach, Stanisław Mazur czy Stanisław Ulam, skupionych wokół miejscowego Uniwersytetu Jana Kazimierza.

Wilno i Lwów były miastami polskimi.



IV Rozbiór Polski
IV Rozbiór Polski


IV rozbiór Polski

Koniec Kresów Rzeczypospolitej Polskiej nastąpił 23 sierpnia 1939 roku kiedy to w Moskwie Wiaczesław Mołotow i Joachim von Ribbentrop podpisali pakt o nieagresji między III Rzeszą Niemiecką i Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Do paktu dołączono tajny protokół dodatkowy ustalający warunki IV rozbioru Polski. Ostateczna hekatomba polskich rubieży rozpoczęła się trzy tygodnie później zbezczeszczeniem granic Rzeczypospolitej polskiej przez dzikie hordy Armii Czerwonej Stalina.

"Tylko we Lwowie" (i Wilnie)!

Legenda złotych wspaniałych Kresów przetrwała do chwili obecnej pomimo kilkudziesięciu lat prób wymazania jej z historii Naszej Ojczyzny. Żyjący jeszcze Kresowiacy dają świadectwo polskości Kresów a, co więcej, nawet młodzi Polacy wiedzą, że

Wilno i Lwów były miastami polskimi. 


Tekst ukazał się na blogu Czytam po polsku

wtorek, 12 kwietnia 2016

Henryk Cybulski, „Czerwone noce” – czyli o tym, jak polska wieś na Wołyniu skutecznie obroniła się przed ukraińskimi mordercami



„Czerwone noce” Henryka Cybulskiego to pamiętnik komendanta obrony polskiej wsi Przebraże na Wołyniu, która w okresie 1943 – 1944 była głównym punktem oporu polskiej ludności przez ukraińskimi bandami UPA i oddziałami tzw. „bulbowców” (inna zbrodnicza odmiana ukraińskich nacjonalistów).

Henryk Cybulski sam pochodził z Przebraża. Jego rodzice mieli tam niewielkie, kilkunastohektarowe gospodarstwo. Przed wojną był sportowcem Klubu Sportowego Przysposobienia Wojskowego w Łucku i zdobywał laury na zawodach ogólnopolskich w biegach przełajowych. W 1937 roku rozpoczął pracę w nadleśnictwie Kiwerce. Po wejściu na Kresy Armii Czerwonej, zimą 1939/1940 został aresztowany i wywieziony aż za koło podbiegunowe, skąd udało mu się uciec wiosną 1940 roku, po czym przez osiem tygodni przedzierał się do domu. Nie mógł jednak zostać w Przebrażu, bo właśnie tam przede wszystkim szukałoby go NKWD. Schronił się w innej miejscowości na Wołyniu, ukrywając się przed władzami do wejścia Niemców w 1941 roku. Potem znowu pracował jako leśniczy w Julanie koło Łucka, a potem w nadleśnictwie Głębokie. Miał kontakt z polską organizacją podziemną oraz z działającymi w okolicy partyzantami radzieckimi. Pomagał ukrywać Żydówkę Dwojrę Blank, córkę właściciela kamienicy w Łucku, która uratowała się ze spacyfikowanego przez Niemców żydowskiego miasteczka Zofiówka. Dwojra w przebraniu wołyńskiej chłopki udawała kuzynkę Cybulskiego, Irenkę. 

Wiosną 1943, kiedy zaczęły się napady UPA na polskie wsie, Cybulski porzucił pracę w lesie i wrócił do Przebraża, gdzie został komendantem obrony całej wsi, w której mieszkało wtedy około 25 tysięcy osób z całej okolicy. Komendantem cywilnym był Ludwik Malinowski. 

Zewsząd dochodziły straszliwe historie o wyrzynaniu całych polskich wsi, torturowaniu ich mieszkańców, paleniu domów itd. W samoobronie Przebraża brali udział młodzi mężczyźni ze wsi, którzy złożyli przysięgę wojskową. Byli podzieleni na cztery kompanie i skoszarowani. Było ich ponad 120 pieszych, do tego 40-osobowy zwiad konny. Broń zdobywali różnie, np. poszukiwali karabinów porzuconych we wrześniu 1939 roku przez wojsko polskie, dostali także jakieś od AK działającego w Łucku, pewną partię broni przywieźli im z Warszawy polscy kolejarze ze stacji Kiwerce, którzy działali w konspiracji. Ale największym wsparciem dla Przebraża byli działający w okolicy radzieccy partyzanci pod dowództwem Nikołaja Prokopiuka, z którymi nawet wspólnie przeprowadzili kilka potyczek zbrojnych z Ukraińcami. Odnotowano trzy duże ataki UPA na Przebraże, z których obrońcy wyszli zwycięsko. 

Oto szkic jednej z tych bitew pochodzący z książki Cybulskiego (zaczerpnięty z Wikipedii):



Żołnierze samoobrony pomagali także w ewakuacji mieszkańcom okolicznych miejscowości, np. pojechali osłaniać odwrót Polaków zgromadzonych w zamku Radziwiłłów w pobliskiej Ołyce. Polska ludność przez pewien czas broniła się tam przed Ukraińcami, ale ich siły były przeważające i musiała uciekać. Żołnierze z Przebraża osłaniali ich odwrót.  Prowadzili także walki zaczepne, napadając na miejscowości ukraińskie, w których znajdowały się ośrodki szkoleniowe UPA i dokonując ich likwidacji. Cybulski spełnił też rolę łącznika słynnego radzieckiego agenta, dywersanta z NKWD Nikołaja Kuzniecowa, który w przebraniu niemieckiego oficera, jako oberleutnant Paul Siebert (to był prawdziwy niemiecki oficer, który znajdował się w radzieckiej niewoli, Kuzniecow udawał jego sobowtóra), zabił niemieckiego generała w Łucku. Cybulski odwoził Kuzniecowa do radzieckich partyzantów w lesie niedaleko Przebraża.    

W tym czasie Niemcy przebywali na posterunkach w Łucku, ale nie wtrącali się w to, w jaki sposób Ukraińcy zdobywają „samostijną” Ukrainę. Pewnym wsparciem dla Polaków byli żołnierze węgierscy służący pod niemieckim dowództwem, którzy dawali się przekupić bimbrem i słoniną, i przymykali oczy na różne wyczyny polskiej samoobrony, dzięki czemu Polacy mieli więcej swobody.

Warunki życia w Przebrażu były bardzo ciężkie. Wieś była względnie zabezpieczona przed ukraińskimi atakami, wokół niej rozciągały się zasieki ze ściętych drzew, okopy i system umocnień ziemnych. Problemem jednak było zakwaterowanie uchodźców, dla których nie starczało miejsca w domach. Mieszkali więc w wykopanych naprędce ziemiankach czy byle jak skleconych barakach. Były także problemy z wyżywieniem takiej liczby ludności, zebraniem zboża z pól, a także jego zmieleniem. Najbliższy młyn parowy znajdował się w pobliskiej wsi zamieszkałej przez Ukraińców. 

Mimo tych trudności, Polakom w Przebrażu udało się szczęśliwie doczekać wyzwolenia tych terenów przez Armię Czerwoną. Dalsze ich losy to była już utrata ojczyzny i wypędzenie. Musieli opuścić Wołyń i udać się na tułaczkę w nieznane. Większość wyjechała na Ziemie Odzyskane, w tym przede wszystkim – na Żuławy, m. in. do Malborka. 

Nacjonalizm ukraiński zwyciężył na Wołyniu. Obecnie w Przebrażu nie ma już śladu po Polakach. Ukraińcy zmienili nawet nazwę wioski na Hajowe (Gajowe).  

Autor tej książki, Henryk Cybulski, był żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego i brał udział w forsowaniu niemieckich umocnień na Wale Pomorskim, gdzie toczyły się wyjątkowo ciężkie walki. Po wojnie mieszkał w Lublinie. Swoje wspomnienia wydał po raz pierwszy w 1966 roku, ale tamte wydanie z wiadomych względów nie zawierało tylu informacji, ile można było napisać po 1989 roku. „Czerwone noce” były pierwszą w historii Polski książką o ludobójstwie Polaków na Wołyniu. Książka miała zostać sfilmowana, jednak żaden polski rząd o to nie zadbał, ponieważ wolał przyjaźnić się z potomkami ukraińskich morderców. Taka sytuacja jest nadal. 

Czytajcie więc „Czerwone noce”! 

Poznajcie prawdę o naszych ukraińskich sąsiadach – mordercach, którzy do dzisiaj nie przeprosili nas za swoje zbrodnie!   

Cybulski Henryk, „Czerwone noce”, wyd. Bellona, Warszawa 1990

Alicja Łukawska




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...