środa, 30 sierpnia 2017

Melchior Wańkowicz 'Szczenięce lata' - ten kraj zostanie święty i czysty, jak pierwsze kochanie.... O Kresach i dworku szlacheckim

Audiobook Szczenięce lata  - autor Melchior Wańkowicz   - czyta Michał Breitenwald
Książka mnie mocno wzruszyła, a zarazem w niektórych momentach oburzyła. Jednym słowem, nie słuchałam jej obojętnie, bo to lektura, której nie słucha się obojętnie. Nie jest to pierwsza książka Wańkowicza, którą czytałam, więc jakieś tam porównanie mam. Wydaje mi się, że jest to najwybitniejsze dzieło tego pisarza. W niespełna 150 stronach zawarł on całe piękno kresowego dworku, całą tęsknotę za utraconym dzieciństwem, za światem, którego już nie ma i ludźmi, którzy umarli. Konstrukcja książki jest przemyślana. Składa się z opisu najpierw dworku w Nowotrzebach, a potem dworku w Kałużycach. Opisy życia Kałużyc przeplata z opisami niszczenia tego miejsca w czasie rewolucji, potem znów jest opis życia dworku, tak jakby Wańkowicz próbował słowami przywrócić ten świat do istnienia. 
Wańkowicz rekonstruuje mentalność szlachecką ze wszystkimi jej zaletami: gościnnością, rodzinnością, ukochaniem przyrody, patriotyzmem, ale i wadami: na przykład oburzającym mnie traktatem o tym, że 'pan mógł 'brać' dziewki ze wsi, 'bo to Pan, a ludzie tego oczekiwali od niego'. Nie wiem, czy jakakolwiek kobieta oczekuje gwałtu! Ale taki był ten świat, zchierarchizowany, patriarchalny. I te poglądy na odwieczność przywilejów szlacheckich i położenia chłopów, tego że chcą żyć jak żyją. 
Majstersztykiem pisarstwa jest w tej książce opis polowania na głuszca. Czuje się aż zapach lasu i słyszy ptactwo leśne. Lektor ładnie czytał gwarą białoruską i zaciągał po kresowemu, co jest istotnym elementem tej książki.
Polecam tę książkę. Daję jej 10 gwiazdek 

Recenzja pochodzi z bloga: Literackie zamieszanie 

 

sobota, 19 sierpnia 2017

Jolanta Wachowicz-Makowska, Świat zapamiętany





"Świat zapamiętany to historia miejsc, których już nie ma na żadnej współczesnej mapie. Ich nazwy zachowały się jedynie w nielicznych, starych dokumentach oraz w sercach bardzo już nielicznych i bardzo już starych ludzi. Można by więc historię tę zacząć od słów: "Dawno temu, za górami, za lasami..." I potraktować ją, jakby była tylko mitem, legendą lub baśnią. Aby się nimi nie stała, aby pozostała wciąż i na przyszłe lata ważną częścią polskiej świadomości, polskiej obyczajowości i polskiej kultury, spróbowałam ocalić od zapomnienia te fragmenty kresowego życia, które przenieśli z przeszłości w przyszłość ludzie mi najbliżsi, rodzice i krewni mojego męża."

Pozytywna opinia Magdaleny Jastrzębskiej o tej książce była dla mnie impulsem do wpisania jej na swoją listę lektur do przeczytania. Ponad dwa lata mi to zajęło, ale w końcu zasiadłam do lektury zbierającej wspomnienia rodziny ze strony męża, która wywodzi się z Podola.

Na tę książkę oczekiwali wszyscy członkowie rodziny Makowskich, którzy otrzymali w zamian piękny prezent. Każda chyba rodzina chciałaby mieć podobne wspomnienie o swoich przodkach i powinowatych, o których pamięć zanika, a śladów materialnych pozostało niewiele. Autorka starannie przygotowała się do napisania tej książeczki. Poznajemy prapoczątki rodu Makowskich sięgające bitwy pod Płowcami. Wędrując śladami rodziny poznajemy ich losy na Podlasiu i przyznam, że ten fragment przeczytałam z wielkim zaciekawieniem, a to z uwagi na fakt, że moja rodzina wywodzi się z okolic, które zostały opisane przez Autorkę. A nigdy jakoś nie natknęłam się na choćby pobieżny rys historyczny okolic Łomży (do sprawdzenia!).

Potem historia rodzinna nabiera rozmachu, gdy jedna z gałęzi rodu Makowskich przenosi się na malownicze Podole. Uczestniczymy w budowie rodowych siedzib, poznajemy charakterystycznych członków rodziny, ich współmałżonków, kuzynów, powinowatych. Oprócz Makowskich swoje miejsce na kartach tej książki znaleźli również przedstawiciele Wańkowiczów, Łukaszewiczów, Lubicz-Plejewskich.

Autorka opisuje dzieje rodu, jak toczyły się ich losy w XIX i XX wieku, gdy polskie ziemiaństwo na Kresach walczyło o zachowanie tożsamości i niepoddanie się rosyjskiej dominacji wzmacnianej rozmaitymi zakazami administracyjnymi, konfiskatami majątków czy zachęcaniem do przejścia na prawosławie. Rodzina Makowskich zdała egzamin z patriotyzmu, a ich losy odzwierciedlają losy tych ziem i polskiego żywiołu, który albo został zniszczony albo wypędzony, najpierw z dalekich Kresów (tzw. „ziemie zabrane”), a potem również z tych, które weszły w skład II Rzeczpospolitej. 
Autorka czerpie z wielu tekstów wspomnieniowych, na szczęście kilku członków rodziny pozostawiło po sobie teksty lub nagrania. Przyznać jednak muszę, że największe wrażenie zrobiły na mnie urywki z książki Michała Kryspina Pawlikowskiego ("Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego") i stwierdziłam, że muszę koniecznie ją przeczytać, bo chyba popełniam grzech zaniechania pozwalając tej książce "leżeć odłogiem", podczas gdy zawiera tyle wspaniałych smaczków i ciekawostek.

Jolanta Wachowicz-Makowska napisała książkę, która jest ważna dla rodziny jej męża, ale jest warta przeczytania także dla osoby w żaden sposób niezwiązanej z rodziną Makowskich. Jest to lustro, w którym możemy dojrzeć skrawek naszej narodowej przeszłości, napisana prostym, zrozumiałym językiem, oparta na faktach, zawierająca sporo ciekawych historii i przypadków losowych. Polecam.


Tekst ukazał się na blogu Notatnik Kaye

sobota, 12 sierpnia 2017

Aleksandra Ziółkowska, Na tropach Wańkowicza





Dni, które zmieniły jej życie

     Melchior Wańkowicz dostarczył swym życiem materiału na wiele opracowań i studiów naukowych pokoleniom badaczy historii literatury polskiej. Szczególna rola przypadła absolwentce polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego kończącej edukację złożeniem pracy magisterskiej o twórczości reporterskiej Melchiora Wańkowicza. Zatrudnił on Aleksandrę Ziółkowską jako swą asystentkę i researchera. Zaskarbiła sobie szacunek i zaufanie Mistrza, a ten zadedykował jej drugi tom dzieła, nad którym wspólnie pracowali: „Mojej sekretarce magister Aleksandrze Ziółkowskiej, bez której oddanego współpracownictwa zapewne byłaby to jeszcze gorsza książka’’. Pisarz pozostawił jej w testamencie swoje niezwykle bogate archiwum dokumentarne
Aleksandra Ziółkowska-Boehm jest polską pisarką osiadłą w Stanach Zjednoczonych publikującą zarówno w Polsce jak i w USA oraz w Kanadzie. Spotkanie studentki z jednym z największych ówczesnych pisarzy polskich ukształtowało autorkę i jak sama powiedziała były to „Dwa niezapomniane dni, , które zmieniły moje życie”.

Wańkowicz non-fiction

     Na biografię Melchiora Wańkowicza złożyło się tak wiele wątków, etapów, „klimatów”, że wystarczyłoby na kilka życiorysów. Można domniemywać, że twórczość Wańkowicza charakteryzuje różnorodność i wielowątkowość, gdyż jego życie przebiegało równolegle do wielkich wydarzeń historycznych w dziejach świata i Polski: zabory, dwie rewolucje, dwie wojny światowe. Los pozwolił mu żyć w Polsce przedwojennej, powojennej i na emigracji. Jakaż to była skarbnica tematyki dla Króla reportażu, którego pisarstwo opierało się na faktach – „Fakt jest dla mnie katalizatorem dla wyobraźni”.
     W książce asystentki Króla reportażu dominują kwestie sensu stricto literackie. Dużo uwagi poświęciła autorka przybliżeniu czytelnikowi tajników warsztatu pisarskiego Mistrza, jego sposobom pracy nad nową książką i tworzeniu wyszukanego języka. Niebagatelną rolę pełniło powiększające się z dnia na dzień archiwum pisarza, później odziedziczone przez Aleksandrę Ziółkowską. Podejmowane już za życia Melchiora Wańkowicza próby klasyfikacji jego twórczości sprowadziły się do konstatacji, iż jest on twórcą reportażu literackiego z elementami wspomnień, opowieści, felietonów, gawęd lub, jak sam określił „literatury faktu”, którą dziś funkcjonuje pod nazwą non-fiction.

Roje szerszeni

     Aleksandra Ziółkowska odniosła się w książce nie tylko do czystej literatury wańkowiczowskiej, ale i do jej okolic. A znalazły się w tej przestrzeni reperkusje spowodowane edycją wspominanej, przepięknej pracy, reportażu historyczno-geograficznego, zatytułowanego „Na tropach Smętka”. Edycja tej pozycji w 1936 roku „Wobec jawnej wrogości autora” przyczyniła się do wydania przez Gestapo zakazu rozpowszechniania książki, a już po wybuchu wojny do poszukiwań Melchiora Wańkowicza przez hitlerowców . Na szczęście bezskutecznie!
Materiału literackiego dostarczały też losy rodziny Wańkowicza: wychowywanie córek Krystyny i Marty, niemal dwudziestoletnia emigracja Melchiora i jego żony Zofii, tragiczna śmierć Krystyny podczas Powstania Warszawskiego, osiedlenie się Marty w Stanach Zjednoczonych, PRL-owska egzystencja pisarza z konsekwencjami w postaci np. procesu w związku z podpisaniem Listu 34.
     Rozdział rozpoczynający publikację Aleksandry Ziółkowskiej opowiada o trudnych sprawach emigracyjnej działalności przedwojennego wydawnictwa Rój (Roy Publishers) założonego przez Melchiora Wańkowicza, a funkcjonującego nawet podczas okupacji. Owocem pełnienia przez Melchiora Wańkowicza funkcji reportera wojennego i kronikarza II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie okazało się dzieło „Bitwa o Monte Cassino”. Dzięki lekturze zbiorku Aleksandry Ziółkowskiej czytelnicy poznali perypetie wydawnicze Wokół Monte Cassino”. Wybitna praca Melchiora Wańkowicza, określana jako „majstersztyk reportażu”  czy „dokument epoki”, nie wszystkim się podobała. Skutkiem tego próbowano blokować jej edycję, a autora dyskredytować.
Aleksandra Ziółkowska i Melchior Wańkowicz - http://aleksandraziolkowskaboehm.blogspot.com/
Aleksandra Ziółkowska i Melchior Wańkowicz - http://aleksandraziolkowskaboehm.blogspot.com/

Cukier krzepi, bo Lotem bliżej

   Aleksandra Ziółkowska głęboko wniknęła w sedno pisarstwa Melchiora Wańkowicza, wszak jej praca doktorska również dotyczyła jego postaci. Trafnie zauważyła, że specyfika twórczości Mistrza uwarunkowana została m. in. jego „życiorysem językowym”, w którym ważne miejsce zajmowało wczesne ukształtowanie się stylistyki kresowej oraz eleganckiej szaty językowej. Analiza warstwy leksykalnej dzieł Melchiora Wańkowicza pozwoliła autorce tropiącej jego literackie ślady, odkryć i pokazać, jak bardzo pisarz ukochał tworzenie neologizmów (chciejstwo, dośrodkowanie, kundlizm, międzyepoka) i jak bardzo potrafił korzystać z przebogactwa polszczyzny wybierając słowa-wytrychy, słowa-zaklęcia, słowa-przekleństwa.  Wyprzedzając epokę Wańkowicz doceniał potęgę reklamy i zaistniał w jej świecie jako pierwszy polski copywriter, twórca sloganu „Cukier krzepi”, okrzykniętego najdroższym zdaniem świata. Pod koniec życia osiągnął jeszcze jeden spektakularny sukces reklamowy hasłem „Lotem bliżej”! Ale kto o tym pamięta?...

King na tropach Polski

     Kolejnym i niebagatelnym obszarem zainteresowań Aleksandry Ziółkowskiej jest naturalnie Melchior Wańkowicz jako człowiek. Pisarka przeanalizowała niezwykłe relacje Kinga z córkami oraz jego niekonwencjonalne metody wychowawcze. Córki Króla reportażu były przecież realnymi postaciami, ale również bohaterkami literackimi. Autorka nadzwyczaj otwarcie opowiedziała o różnicach ich charakterów i różnych nadziejach, jakie pokładał w nich ojciec, a które nie miały się nigdy spełnić.
     Melchior Wańkowicz zawsze i wszędzie pozostawał „Na tropach Polski”, nawet gdy trwanie przy Ojczyźnie wymagało poświęceń najwyższej próby, gdy Ojczyzna zabrała mu ukochane dziecko. Bezwarunkową miłość Melchiora Wańkowicza do kraju ojczystego rozumieli współcześni mu koledzy po piórze, nazywając nawet to uczucie obsesją. Pisarz był zafascynowany Polską i Polakami, ale nie był bezkrytyczny wobec rodaków. Pięknie ujął tę bezstronność sądów Mistrza Zygmunt Lichniak „Jeśli gryzie, to gryzie sercem. Sercem, które… bardzo wiernie… patriotyzuje”.

Patrząc na karafkę po latach

     W swoim dorobku literackim Aleksandra Ziółkowska-Boehm posiada kilka pozycji powstałych jako swoista forma spłaty kredytu zaufania, jakim Król reportażu obdarzył adeptkę sztuki pisarskiej oraz spłatą długu wdzięczności wobec niego. Omawiana książka o tytule parafrazującym wańkowiczowski tytuł „Na tropach Smętka”, powstała w kilkanaście lat po śmierci Mistrza. Czasowy dystans nie pozbawił autorkę emocji wyrażonych tekstem kolejnej publikacji o Melchiorze Wańkowiczu. Wręcz przeciwnie – z mnogości tematów rozważanych przez autorkę widać, że nagromadziło się bez liku niejasności, z którymi wierna uczennica Mistrza postanowiła się uporać. Po dwudziestu latach od premiery Aleksandra Ziółkowska poprawiła i uzupełniła swe opracowanie, korzystając m. in. z archiwów IPN i wydała pod rozszerzonym tytułem „Na tropach Wańkowicza po latach”. 
Miałam przyjemność zapoznać się z pierwszym wydaniem tekstu "Na tropach Wańkowicza" i z mieszanymi uczuciami, jako pierwszy czytelnik, porozcinać karty egzemplarza tomu wydanego bez mała trzydzieści lat wcześniej. Ciekawe, jakimi tropami podążała książka Aleksandry Ziółkowskiej nim wreszcie trafiła do kogoś, kto z radością zanurzył się w przyczynek do biografii pisarza oglądającego świat tak, jak bajkopisarz karafkę – ze wszystkich stron.
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Czytam po polsku


sobota, 5 sierpnia 2017

Maria ze Zdziechowskich Sapieżyna, „Moje życie, mój czas. Wspomnienia” (ostatnia taka księżna!)






Słuchajcie ludzie, to jest absolutnie fascynująca książka! Przeczytałam ją, co tam przeczytałam, połknęłam ją dosłownie jednym tchem. Tak mnie wciągnęło, że po prostu nie mogłam przestać czytać! Przygody księżnej Marii nadają się dosłownie na film sensacyjny!

Ale po kolei…

Maria ze Zdziechowskich Sapieżyna (1910-2009), w okresie międzywojennym uważana za jedną z najpiękniejszych panien i najlepszych partii w Warszawie (na okładce jest jej fotografia w wieku dwudziestu paru lat), była żoną księcia Jana Sapiehy i szwagierką księcia Eustachego Sapiehy, autora książki „Tak było. Niedemokratyczne wspomnienia”, o której pisałam tutaj




Ojcem Marii Zdziechowskiej był Jerzy Zdziechowski, bratanek profesora Mariana Zdziechowskiego, przedwojenny polityk i ekonomista, minister skarbu (w latach 1925-1926), członek rady Obozu Wielkiej Polski, przyjaciel Romana Dmowskiego i zaciekły przeciwnik sanacji, współwłaściciel i wydawca takich pism jak „Wieczór Warszawski”, „ABC” i „Prosto z Mostu”. Zasłynął jako autor głośnej książki „Mit złotej waluty”. Chodzą słuchy, że to właśnie on był autorem powieści „Czeki bez pokrycia” przypisywanej Tadeuszowi Dołędze-Mostowiczowi.

Rodzina Zdziechowskich wywodziła się z Podola, ale Maria urodziła się w majątku Suchowola na Podlasiu należącym do rodziny matki Marty z Bławdziewiczów. Najwcześniejsze lata dzieciństwa spędziła z rodzicami w Rosji, gdzie jej ojciec zajmował się polityką (m. in. był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, Związku Wojskowych Polaków i Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego), a ona z matką uciekały przed rewolucją październikową z Petersburga na południe. Jakiś czas mieszkały w Jałcie na Krymie w willi barona Nolkena, a potem u księżnej Marii Bariatyńskiej. Później rodzina Zdziechowskich wyjechała do Polski. W okresie międzywojennym ojciec Marii mieszkał w Warszawie, matka zaś rezydowała w niewielkim, 300-hektarowym mająteczku, na Podlasiu.

Maria najpierw uczyła się w domu, potem została wysłana do szkoły klasztornej w Anglii i zdała polską maturę.

Tu taka barwna anegdota z okresu panieńskiego autorki... Do domu w Gołębiówce na Podlasiu matka Marii spraszała różnych ewentualnych kandydatów na mężów. „Po jakimś czasie okazało się, że większość moich przyjaciół z tamtego okresu nie interesowała się wcale kobietami… Ale tacy właśnie panowie mi się podobali, choć nie wiedziałam dlaczego. Byli niesłychanie zabawni, inteligentni. Odpowiadali również intelektualnie starszym osobom, które przyjeżdżały czasem na weekendy.

Któregoś dnia mama, schodząc ze schodów, zobaczyła Stasia L. w szlafroku, pukającego do drzwi pokoju gościnnego w holu, do mieszkającego tam młodzieńca, ze słowami: „Bonjour cheri…”

 
Mama popędziła na górę do telefony, zadzwoniła do mojego ojca do Warszawy i powiedziała: „Słuchaj, katastrofa, dom roi się od pedziów. A myśmy byli przekonani, że oni do Maryś przyjeżdżają…” (s. 71-72)

W 1934 roku Maria wyszła za mąż za Jana Sapiehę, najstarszego syna księcia Eustachego Sapiehy ze Spuszy, wchodząc tym samym do jednej z najbardziej znanych rodzin arystokratycznych w Polsce. W 1935 roku urodził się ich pierwszy syn Jan Paweł, dwa lata później następny, Jerzy Andrzej. Do wybuchu II wojny światowej Sapiehowie mieszkali w leśniczówce w Różanie, niedaleko ruin wielkiego, starego zamku Sapiehów, który jednak już do nich nie należał, bo był wówczas własnością państwową. Tak wyglądał ten pałac na ilustracji Napoleona Ordy z XIX wieku:


 
 
Spokojne i wygodne rodzinne życie Marii skończyło się wraz z wybuchem wojny. Mąż Jan został powołany do wojska. Pożegnała się z nim na dworcu w Baranowiczach bombardowanym przez niemieckie samoloty, a sama wraz z ojcem, nianią i dwojgiem małych dzieci uciekła samochodem na Litwę, bo ucieczka przez Rumunię była już niemożliwa. Śmierć grodziła im na każdym kroku! Już 17 września, w dniu wkroczenia do Polski wojsk radzieckich, do leśniczówki w Różanie przyszli ludzie z okolicy, by obrabować dom i zabić właścicieli. Byli uzbrojeni, zdaje się, że dostali broń od bolszewickich dywersantów działających na tym terenie jeszcze przed wojną. Strzelali do uciekających, na szczęście, nic im się nie stało.

A potem zaczęła się długa wojenna tułaczka wraz z dziećmi: Litwa, Szwecja, Francja… Po wejściu Niemców do Francji Maria Sapieha i jej rodzice pozostali na miejscu, nie ewakuowali się do Anglii. Jerzy Zdziechowski współpracował z rządem londyńskim. Maria również dostała ważne zlecenie od polskiego wywiadu. Miała zawieźć do Rzymu radiostację i filmy. Zostawiła więc dzieci pod opieką ojca i niani, i pojechała. W Rzymie zatrzymała się w najlepszym hotelu, pełnym Niemców, potem udała się do Watykanu na audiencję do papieża Piusa XII, któremu zwróciła uwagę, że nie interweniował w sprawie Polski.

Potem odszukała w San Remo kontakt wskazany przez polski wywiad, czyli księdza Kwiatkowskiego, i przekazała mu to, co przywiozła z Francji. Ksiądz wydawał się w porządku, znał wszystkie tajne hasła i odpowiedzi na nie. Ale kiedy tylko się rozstali, poszedł na policję i zameldował o jej wizycie. Dostał za to od Włochów tak dużą kwotę pieniędzy, że starczyło mu na wybudowanie małego kościółka… Potem tłumaczył, że najgorszym wrogiem są bolszewicy i on, zdradzając agentkę polskiego wywiadu, walczy z bolszewikami. Jest to jedna z najbardziej szokujących historii szpiegowskich, jakie znam! Wierzyć się nie chce, by polski ksiądz katolicki był zdrajcą i wysłał na pewną śmierć matkę małych dzieci!

W efekcie Maria została aresztowana przez włoską policję i osadzona w więzieniu, najpierw we Włoszech, potem w Niemczech. Siedziała za kratami prawie do końca wojny, została uwolniona staraniem Międzynarodowego Czerwonego Krzyża wiosną 1945 roku, tuż przed upadkiem III Rzeszy. Potem przez Szwecję poleciała do Anglii i wtedy dopiero spotkała się z mężem i dziećmi. Dalsze lata spędziła z rodziną na emigracji w Londynie, a na starość przeniosła się do Polski. Żyła prawie sto lat. Tuż przed śmiercią pojechała jeszcze do Różany, na Białoruś, a także weszła w skład komitetu poparcia kandydatury Lecha Kaczyńskiego na prezydenta Polski. Zmarła w 2009 roku.

Jest to niezwykła historia życia niezwykłej kobiety… Dzięki tej książce poznajemy nie tylko zawiłe koleje losu Marii Sapieżyny, polskiej arystokratki i gorącej patriotki (choć w całej publikacji słowo patriotyzm chyba ani razu nie pada), ale także otrzymujemy całą masę szczegółów z życia codziennego polskich wyższych sfer przed wojną i po wojnie, już na emigracji. Opowieść autorki uzupełniają różne aneksy. Są to m. in. tablice genealogiczne rodu Sapiehów, historie życia Jerzego Zdziechowskiego i Eustachego Sapiehy, teścia autorki.

„Moje życie, mój czas. Wspomnienia” to jedna z najlepszych autobiografii, jakie kiedykolwiek czytałam! Ta historia aż się prosi, by wykorzystać ją jako scenariusz filmu wojennego czy przygodowego.

Jedyna wada tej książki to bardzo wysoka, zaporowa cena. Pamiętam, że chciałam ją kupić, ale kosztowała chyba około 50 złotych! I to kilka lat temu. Taka prośba do wydawcy: nie można by tego wydać w miękkiej oprawie i sprzedawać jakoś taniej? Ja czytałam egzemplarz z biblioteki, bo na kupowanie książek "do czytania" za taką cenę zwyczajnie mnie nie stać.

Sapieżyna Maria, ze Zdziechowskich, „Moje życie, mój czas. Wspomnienia”, Wyd. Literackie, Kraków 2008

Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...