poniedziałek, 24 lipca 2017

Wojciech Wiśniewski, „Pani na Berżenikach. Rozmowy z Heleną z Zanów Stankiewiczową”





„Pani na Berżenikach. Rozmowy z Heleną z Zanów Stankiewiczową” Wojciecha Wiśniewskiego to jakby druga część znakomitej książki tego samego autora „Ostatni z rodu. Rozmowy z Tomaszem Zanem”. 
Helena z Zanów Stankiewiczowa to rodzona siostra Tomasza Zana i – podobnie jak on – potomkini słynnego Tomasza Zana „Promienistego”, przyjaciela Adama Mickiewicza. Te dwie książki razem składają się na tragiczną, barwną i interesującą historię rodziny Zanów. Siostra opowiedziała o tych rzeczach, które Tomaszowi wydawały się nieistotne i mało ważne. Jej wspomnienia to urocza, a miejscami dość dramatyczna opowieść o losach Polaków na kresach wschodnich. 
Zdaniem siostry, Tomasz Zan, zwany przez najbliższych Musiem, interesował się przede wszystkim wojaczką, a sprawy domowe obchodziły go dużo mniej, właściwie prawie wcale. Nie wdawał się więc w opowieści o babkach, ciotkach, krewnych i znajomych, romansach, zwyczajach domowych i zwyczajnym życiu codziennym w polskim dworze na kresach Rzeczpospolitej. O tym właśnie opowiedziała jego młodsza o dwa lata siostra.
Helena z Zanów Stankiewiczowa także urodziła się w pałacu matki w Duksztach, później zaś wyszła za mąż za Kazimierza Stankiewicza, właściciela majątku Berżeniki. Na okładce tej książki jest zaznaczony zielonym punktem, niedaleko granicy z Łotwą. 
Była panną piękną i posażną, pochodziła ze znanej na Kresach rodziny, miała więc wielu starających się. M. in. oświadczył się jej kompozytor Karol Szymanowski, który spędzał wakacje w majątku jej babki w Gierkanach. Muzyk jednak nie był zupełnie w guście młodej dziewczyny. Po pierwsze wydawał się jej za stary, do tego jakiś taki zniewieściały. Wprawdzie ubierał się wytwornie i elegancko, ale na śniadania przychodził w jakiejś jedwabnej piżamie, co właściwie nieco gorszyło młodą panienkę ze dworu. Odmówiła więc Szymanowskiemu, co spotkało się z aprobatą jej ojca, który dobrze wiedział, że muzyk absolutnie nie nadaje się na męża. Pewnie słyszał o jego homoseksualnych skłonnościach… 
„Przemądrzały Muś (brat) wrzasnął:
- Jesteś wariatka. Taką mogłaś zrobić partię. Zobaczysz, zostaniesz starą panną!
Mama płakała, ale nic nie powiedziała.”
Wkrótce potem brat przedstawił jej swojego przyjaciela, to jest mieszkającego w sąsiedztwie Kazimierza Stankiewicza, który po zniszczeniach wojennych odbudowywał właśnie rodowy majątek w położonych niedaleko Dukszt Berżenikach. To było zauroczenie od pierwszego wejrzenia. I to z obu stron!
Mamy więc w książce takie dialogi, niczym z powieści Jane Austen:
„- A ty z czego tak się cieszysz?
- Bo dzisiaj Stankiewicz mi się oświadczy.
- Oj, nie bądź taka pewna.
- Bardzo proszę, możemy się założyć.”
Rzeczywiście, wkrótce Stankiewicz oświadczył się:
„- Może zgodziłaby się pani zostać moją żoną – wydukał wreszcie z ulgą, że zdobył się na taki bohaterski czyn.
- Nie mogę odpowiedzieć od razu, za mało pana znam (…)
Miałam pewną wprawę, bo już kilka razy zdarzyło mi się dać kosza różnym konkurentom. Wówczas jednak używałam banalnych argumentów, że jestem jeszcze za młoda, nie myślałam o małżeństwie, że po prostu nie kocham. Tym razem jednak był to przystojny, przyjemny, kulturalny, pracowity, dobrze jeżdżący na koniu, prawdziwy mężczyzna z pięknym dworkiem, który prosił mnie o łaskę. Powiedziałam mu więc, że porozmawiam z tatusiem i odpowiem na jego propozycję.”  
I dalej:
„- A kiedy mogę spodziewać się odpowiedzi?
- No, dziś.
- Jak to? Dziś? Przyjadę do Dukszt bez zaproszenia? – Kazimierz był wyraźnie niezadowolony z mojej odpowiedzi.
Wpadłam na pomysł, że gdy będziemy wyjeżdżać z Berżenik, rzucę rękawieczki za skrzynię w korytarzu, a wieczorem Kazimierz przyjedzie z nimi do Dukszt.
Kiedy wróciliśmy ze spaceru, całe towarzystwo jeszcze tańczyło. My też ruszyliśmy w tany. Muś tańczył wtedy z siostrą Kazimierza i kiedy go mijałam, pokazałam mu sygnet (prezent od Kazimierza – przypis mój, Mery O.). Zaskoczony, zrobił głupią minę i powiedział bez sensu:
- No, uważaj, uważaj…
Rano odsypialiśmy przebalowaną noc, a po obiedzie poszłam do ojca na rozmowę.”
Ojciec, Tomasz Zan, pochwalił córkę za rozwagę, że wybrała Stankiewicza, mimo, że kręciło się koło niej tylu innych panów.  Uważał go bowiem za dobrą partię. Matka jednak, dziedziczka pałacu w Duktach, nie była zadowolona, liczyła bowiem, że jej córka złapie bogatego męża, np. wyjdzie za Justyna Strumiłłę z kluczem wielkich majątków. Ustalono, że Helena wyjedzie na rok postudiować w Krakowie, by zastanowić się nad swoim pomysłem zamążpójścia. I jeśli nadal będzie go podtrzymywać, to w następnym roku wyjdzie za Kazimierza.
W ten właśnie sposób 22-letnia Helena z Zanów stała się panią na Berżenikach. Ślub odbył się w 1926 roku, ale potem okazało się jednak, że to nie ona rządzi w domu, ale pracująca tam od lat kucharka Stefcia Szwarc, osoba dość obcesowa, która przemawiała do nowej pani w trzeciej osobie. „Nigdy nie zapomnę, jak pierwszego ranka, jako młoda dziedziczka wyszłam z sypialni i zauważyłam na progu zabłocone buty Kazimierza. Wstawał o czwartej, piątej rano i szedł z pracownikami w pole. Wzięłam więc buty do kuchni i nalałam wody do cebra, żeby je obmyć z gliny. A Stefcia jak nie ryknie:
- Zostawić to. Niech nie pokazuje, że taka pracowita. Fora z kuchni!”
Helena i Kazimierz Stankiewiczowie mieli trójkę dzieci: dwie córki i synka. Żyli w Berżenikach, prowadząc tam spore gospodarstwo rolne oraz letni pensjonat dla gości z Wilna i z Warszawy. Zdaje się, że to ich bytowanie przypominało egzystencję bohaterów powieści „Noce i dnie” Marii Dąbrowskiej. Ot, takie życie dworkowe… Wokół mieszkała rodzina i znajomi. Większość osób była ze sobą w taki czy inny sposób spokrewniona. Pielęgnowano nawet bardzo stare więzy rodowe, pamiętano o kuzynach czwartego, piątego czy nawet szóstego stopnia. Takimi dalekimi krewnymi byli np. dla Heleny Stankiewiczowej słynny pisarz Józef Weyssenhof (który napisał swoją najgłośniejszą powieść „Soból i panna” biorąc za wzór ludzi z okolicy) czy ówczesny wysoki urzędnik w Wilnie, a późniejszy pisarz Michał Kryspin Pawlikowski, autor autobiograficznych książek „Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego” oraz „Wojna i sezon”.
A potem nadeszła wojna, wrzesień 1939 roku, i wszystko się skończyło wraz z wejściem Sowietów. Dalsze życie Heleny to już była ciągła, stopniowa utrata. Najpierw straciła dom w Berżenikach, a potem swoją małą, kresową ojczyznę. Po wojnie repatriowała się „do Polski” i zamieszkała z rodziną w Warszawie. Pracowała jako kierowniczka stołówki, a potem magazynierka w szpitalu. Zmarła w 1996 roku. 
Jej córka Krystyna Stankiewiczówna nie tak dawno udzieliła wywiadu, w którym opowiadała o życiu w Berżenikach i pokazywła zdjęcia z rodowego albumu. Te rozmowy, prowadzone w jej warszawskim mieszkaniu, można znaleźć na YT
     
Wiśniewski Wojciech, „Pani na Berżenikach. Rozmowy z Heleną z Zanów Stankiewiczową”, wyd. Polska Fundacja Kulturalna, Londyn 1991

Alicja Łukawska

Tekst oryginalny ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...