Ta ostatnia niedziela
Światowej klasy muzyk, Krzesimir Dębski, żywi przekonanie, że „Nic nie
jest w porządku” w jego rodzinnej historii o Wołyniu, wpisanej w
tragiczne wydarzenia Rzezi Wołyńskiej tj. "czystki etnicznej o znamionach ludobójstwa". W okresie od lutego 1943 do lutego 1944 roku Ukraińcy wymordowali około 60 000 Polaków
zamieszkujących województwo wołyńskie. Kulminacja mordów nastąpiła
latem 1943 roku. Z inicjatywy frakcji banderowskiej Organizacji
Ukraińskich Nacjonalistów (OUN – B) przy udziale jej zbrojnego ramienia - Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) - 11 lipca 1943 roku Ukraińcy zaatakowali 99 polskich miejscowości
w bestialski sposób mordując Polaków, grabiąc i paląc ich domostwa.
Masakry podczas Krwawej Niedzieli na Wołyniu dokonywano pod hasłem „Śmierć Lachom”.
Badacze eksterminacji ludności polskiej na Wołyniu pokusili się o
sporządzenie listy kilkuset sposobów torturowania i mordowania kobiet,
mężczyzn, dzieci i starców. Jest to lektura dla ludzi o bardzo mocnych
nerwach.
Było sobie miasteczko...
W miasteczku Kisielin przed
wojną żyło 57 polskich rodzin, 61 żydowskich i ponad 48 ukraińskich. W
drugą niedzielę lipca 1943 roku banda UPA napadła na Polaków
zgromadzonych na niedzielnej mszy w kościele parafialnym i zamordowała 90 Polaków.
Zagładę przeżyli m.in. Aniela Sławińska i Włodzimierz Sławosz Dębski.
Wyroki losu zobowiązały ich do dawania świadectwa przerażającej
prawdzie. „Krwawa Niedziela” w Kisielinie nie ograniczyła się bowiem do jednego dnia. Dwa tygodnie później zginęli rodzice Włodzimierza Dębskiego: Leopold – miejscowy lekarz i jego ukraińska żona Anisja. Włodzimierz opisał przeżycia owej niedzieli w książce zatytułowanej „Było sobie miasteczko. Opowieść wołyńska”, zaś syn jego i Anieli – Krzesimir - zmierzył się z tematem rodzinnej traumy publikacją pod tytułem „Nic nie jest w porządku. Wołyń – moja rodzinna historia”.
W książce, w której „Nic nie jest w porządku” autor poruszył wiele wątków wspólnych dla losów Wołynian. Krzesimir Dębski poza szczegółową relacją z wydarzeń Krwawej Niedzieli zwrócił uwagę czytelników na mniej znane fakty towarzyszące pogromowi Polaków, jak np. odwołanie mszy w cerkwi 11 lipca czy liczba 102 na domach Ukraińców, która pojawiła się dokładnie 102 dni przed fatalną niedzielą. „Oczyszczuwalna akcja” w okolicy Kisielina trwała aż do września 1943 roku. Stopniowo wymordowano wszystkich ukrywających się Polaków. Jedyną szansą na przeżycie była ucieczka ze swych stron rodzinnych, często łącząca się z pozostawieniem niepogrzebanych ciał bliskich. Innego wyboru nie było…
W książce, w której „Nic nie jest w porządku” autor poruszył wiele wątków wspólnych dla losów Wołynian. Krzesimir Dębski poza szczegółową relacją z wydarzeń Krwawej Niedzieli zwrócił uwagę czytelników na mniej znane fakty towarzyszące pogromowi Polaków, jak np. odwołanie mszy w cerkwi 11 lipca czy liczba 102 na domach Ukraińców, która pojawiła się dokładnie 102 dni przed fatalną niedzielą. „Oczyszczuwalna akcja” w okolicy Kisielina trwała aż do września 1943 roku. Stopniowo wymordowano wszystkich ukrywających się Polaków. Jedyną szansą na przeżycie była ucieczka ze swych stron rodzinnych, często łącząca się z pozostawieniem niepogrzebanych ciał bliskich. Innego wyboru nie było…
Aniela i Włodzimierz Dębscy rok po ślubie |
Krzesimir Dębski w ruinach kościoła w Kisielinie |
Konspiracja po amputacji
Po ocaleniu z zagłady (dzięki kilku Ukraińcom) i opuszczeniu Kisielina
przyszli rodzice Krzesimira Dębskiego wstąpili do konspiracji walcząc w 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej. Włodzimierz, pomimo kalectwa (w wyniku ran otrzymanych podczas obrony w kościele w Kisielinie amputowano mu nogę),
przeszedł cały szlak bojowy Dywizji. Po wojnie państwo Dębscy tułali
się po Polsce próbując znaleźć swoje nowe miejsce na ziemi, ale
bezkompromisowa postawa Włodzimierza tego nie ułatwiała. Niby cierń
tkwiło w nim niewyjaśnione zabójstwo rodziców i nieznane miejsce ich pochówku. Metodą psychoterapii dla Włodzimierza Dębskiego stało się napisanie książki, kroniki Kisielina,
która z czasem stała się rzetelnie udokumentowaną paranaukową pozycją.
Nie udało mu się jednak odnaleźć morderców rodziców. Odszukania i
zdemaskowania oprawcy dokonał wnuk Leopolda Dębskiego, Krzesimir,
urodzony 10 lat po lipcowej rzezi. Mordercą jego dziadków okazał się Ukrainiec mieszkający w Kisielinie.
Dlaczego?! - spadkobiercy Trizuba
Niedawno wzięłam udział w spotkaniu z Krzesimirem Dębskim
w toruńskiej Książnicy, a później przeczytałam jego książkę. Ta
kolejność okazała się właściwa. Książka przestudiowana po spotkaniu z
autorem dostarczyła mi pełniejszego obrazu poruszanego problemu. A
problem, nabrzmiały przez lata niedomówień i kłamstw, odciskał piętno na
kolejnych pokoleniach Polaków – potomków Wołynian. Autor wnikliwie i rzetelnie przeanalizował przyczyny wołyńskiej apokalipsy, a także rozważył współczesne postrzeganie historycznych faktów przez Ukraińców. Usiłował znaleźć odpowiedź na dręczące go pytanie „Dlaczego?”. Próbował tłumaczyć kresową hekatombę cechami ukraińskiego ruchu narodowego,
ideologią z pogranicza faszyzmu i rasizmu. Banderowska propaganda
uprawiana przez skrajnych nacjonalistów ukraińskich doprowadzała nawet
do szowinistycznych mordów własnych dzieci, jeśli ich matka nie była
Ukrainką. My Polacy nie potrafimy tego zrozumieć, gdyż umiłowanie Ojczyzny zakorzenione w naszych sercach, jak nigdzie indziej na świecie, prowadziło naszych przodków do czynów heroicznych a nie barbarzyńskich.
Ruiny kościoła w Kisielinie |
Krwawa Niedziela w Kisielinie 11 lipca 1943 |
Włodzimierz Sławosz Dębski |
Dekalog ukraińskiego nacjonalisty
A do czego doprowadził spadkobierców Trizuba Dekalog ukraińskiego nacjonalisty, a szczególnie jego przykazanie siódme: „Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”? - Przyczynił się do bestialstwa Rzezi
Wołyńskiej, do której nie chcą się przyznać nawet światłe umysły
ukraińskich elit. Świadkowie tragicznych wydarzeń wołyńskich tłumaczyli
dlaczego „Z dwojga złego woleli Niemców, bo ci nie dziurawili ich widłami!”. Podobną opinię wyrażała moja Babcia (rocznik 1905): „Ukraińcy byli gorsi od Niemców”, ale nie chciała opowiedzieć dlaczego…
Pojednanie? Z kim?
Jaki jest współczesny kontekst wydarzeń opisywanych przez Krzesimira Dębskiego? „Zafałszowana historia” uprawiana przez ukraińskich historyków nie prowadzi do poprawy stosunków dobrosąsiedzkich z Polską, a wręcz przeciwnie przyczynia się do eskalacji prowokacyjnych akcji wymierzonych przeciw nam Polakom. Wystarczy wymienić wydarzenia z ostatnich trzech miesięcy 2017 roku:
12.01 – zniszczenie pomnika w Hucie Pieniackiej,
25.01 – dewastacja cmentarza w Bykowni,
08.02 – atak na konsulat we Lwowie,
15.02 – prowokacja przed ambasadą w Kijowie,
12.03 – dewastacja pomnika profesorów pomordowanych we Lwowie,
12.03 – profanacja pomnika w Podkamieniu (w rocznicę zbrodni),
15.03 – ponowna dewastacja pomnika w Hucie Pieniackiej,
28.03 – ostrzelanie konsulatu w Łucku.
12.01 – zniszczenie pomnika w Hucie Pieniackiej,
25.01 – dewastacja cmentarza w Bykowni,
08.02 – atak na konsulat we Lwowie,
15.02 – prowokacja przed ambasadą w Kijowie,
12.03 – dewastacja pomnika profesorów pomordowanych we Lwowie,
12.03 – profanacja pomnika w Podkamieniu (w rocznicę zbrodni),
15.03 – ponowna dewastacja pomnika w Hucie Pieniackiej,
28.03 – ostrzelanie konsulatu w Łucku.
Te specyficzne przejawy ukraińskiej aktywności wywołują dodatkowe antagonizmy między naszymi narodami, od wieków skazanymi na trudne sytuacje z powodu konfliktowego położenia geograficznego. Wobec powyższych faktów wandalizmu staje przed nami kolejna kwestia: „Czy możliwe jest pojednanie między Polakami a Ukraińcami?”. Odpowiedzią na to niewygodne pytanie jest książka, nomen omen, Krzesi_mira - syna Sławosza, ojca Radzimira, Tolisława, Dobromiły i Marii.
„Nic nie jest w porządku” w relacjach polsko-ukraińskich przekonuje „ostatni strażnik pamięci wołyńskiej historii rodziny” i trzeba mu przyznać rację, nawet wbrew poprawności politycznej.
Oglądałam dokument na ten temat na TV Historia. To bardzo ciekawa historia, bo ojciec pana Dębskiego starał się być obiektywny. W każdym razie o książce mówią, że nieciekawie napisana.
OdpowiedzUsuńA strona ukraińska o mordach wołyńskich zdaje się, ze w ogóle nie mówi. A to źle, bo należy mówić. Z drugiej strony Polacy o swoich grzechach narodowych też nie mówią. Pamiętamy szum o Jedwabne.
A to ja też chyba oglądałam ten sam dokument, ale nie na TVP Historia, bo nie mam, ale na innym kanale. Był wywiad z panem Dębskim i jakieś wspominki na temat zbrodni ukrainskich w Kisielinie. Opowiadał b. ciekawie, jak również jego rodzina. Ksiażki nie czytałam jeszcze, ale na pewno zerknę, jak znajdę w bibliotece.
UsuńMyślę, że najlepszym komentarzem do tej smutnej historii ,mogą być tylko ,przynajmniej na razie, wyrazy szacunku,podziwu ,współczucia i sympatii dla Mistrza i Jego Rodziny.Niestety nic nie było i nie jest w porządku.Ale może kiedyś ?Autorce recenzji gratuluję.
OdpowiedzUsuń1. Również oglądałam program - cykl "Niedziela z... Krzesimirem Dębskim" na TVP Kultura.
OdpowiedzUsuń2. Byłam na spotkaniu z Krzesimirem Dębskim w Toruniu, gdzie padały różne komentarze...
3. Dziękuję za gratulacje :)