To moje kolejne spotkanie z literaturą opowiadającą o Kresach II Rzeczpospolitej. W ostatnich latach w polskiej beletrystyce jest to temat mocno eksploatowany. Najczęściej powodem tej eksploatacji jest sentyment, jakim część Polaków darzy kresową przestrzeń. Sentyment jednak nie jest równoznaczny z wiedzą na ów temat. Fascynacja Kresami musi być podparta znajomością tego świata i jego obyczajów. Współczesna literatura porzuca także obraz bohatera kresowego – człowieka posiadającego szczególne cechy charakteru, patrioty, Polaka, na rzecz uniwersalizacji postaci. Czy słusznie? Najważniejsze pytanie brzmi jednak – jak na tle literackiej tradycji prezentuje się najnowsza książka Tomasza Wandzela ,,Chłopiec z Kresów” ?
Z tego, co zdarzyłam się zorientować, Wandzel nie pierwszy raz inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami. W ,,Chłopcu z Kresów” idzie o krok dalej i we wstępie wyraźnie zaznacza, że historię tę niejako ,,ofiarował mu” brat głównego bohatera – tytułowego Chłopca. Pisarz przyjmuje więc rolę ,,pokornego” opowiadającego o wydarzeniach, które zdarzyły się naprawdę. I robi to całkiem nieźle – jego narracja jest wyważona, pisarz nie szarżuje emocjami, nie sili się na patetyczność czy tkliwość. Z pewna dozą powściągliwości snuje historię małego Henryka, który zgubił się swoim rodzicom na…kilkadziesiąt lat!
W jednym z wywiadów Tomasz Wandzel powiedział, że ważniejsza od miejsca akcji jest dla niego fabuła książki. I tak też realizuje swój pomysł na tę opowieść. Siedemdziesiąt lat tułaczki małego dziecka to bez mała materiał na całą serię wydawniczą, której trochę brakuje w polskiej literaturze. Tymczasem w powieści Wandzela niemal błyskawicznie przemieszczamy się z bohaterem zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Życzyłabym sobie więcej przystanków w tej szalonej i ciekawej podróży. Uleganie trendom narracyjnym, w których to dominantą są krótkie zdania, a obrazy z życia bohatera ujęte zostają w formę literackiej ,,stop-klatki”, czy wreszcie zbyt drastyczne przeskoki w czasie akcji, powodują tylko, że czytelnik nie ma szansy na identyfikację z postacią.
Autor zdecydował się poświęcić najwięcej czasu na opowieść o dzieciństwie Henryka i był to trafny wybór, bo ta część jest najciekawsza – wiedząc o korzeniach bohatera, świecie, z którego wyrastał, możemy snuć przypuszczenia na temat jego wyborów. Przyznam szczerze, że do lektury powieści zasiadłam z pewnym założeniem, co do postaci Chłopca, ale przeżyłam ogromne rozczarowanie – spodziewałam się, że Henryk będzie wykazywał pewne cechy zdeterminowane przez wychowanie na Kresach. Tymczasem chwilami miałam wrażenie, że chłopiec swoim zachowaniem zaprzecza wszystkiemu, czego doświadczył w domu i co zostało mu wpojone przez matkę. Mało tego – w chwili, gdy miał możliwość powrotu do rodziny, nie skorzystał z niej. Zastanawiające jest to, że małe dziecko decyduje się (z obawy przed domniemaną karą, jaka czeka na niego od rodziców), pozostać przy obcych ludziach – niemieckich żołnierzach. Naprawdę strach jest mocniejszy niż tęsknota? Trudno mi sobie to wyobrazić. Być może patrzę na tę kwestię przez pryzmat swojego dorosłego serca, które chyba łatwiej komunikuje się z rozumem, niż miało to miejsce w dzieciństwie. Bo czy można obwiniać dziecko o źle podjęte decyzje, które – jak się okazuje – zmieniły jego życie na zawsze? A może literatura utrwaliła już jakiś mit dziecka, które absolutnie zawsze pochłonięte jest tęsknotą za rodzicami, a tymczasem rzeczywistość kolejny raz wyprzedziła fikcję? Ostatecznie bohater postanawia odnaleźć swoich rodziców nie tyle z potrzeby serca – ale w wyniku ciekawości, sentymentu – dopiero, gdy jest dojrzałym człowiekiem, który niewiele pamięta z dzieciństwa.
W książce czytelnik znajdzie mnóstwo pretekstów do refleksji – nierzadko wzbudzają skrajne emocje. Z drugiej strony stajemy przed dylematem – gdyby opisane wydarzenia były jedynie wytworem wyobraźni autora moglibyśmy – ja bym mogła – zakwestionować ich emocjonalną autentyczność (takie rzeczy się nie zdarzają!). Wiedząc jedna
k, że opisywana historia zdarzyła się naprawdę, wielu czytelników będzie poruszonych. Autorka tej recenzji jest pełna determinacji, by dowiedzieć się, gdzie leży prawda o małym Henryczku. To chyba jest najważniejszy dylemat podczas lektury ,,Chłopca z Kresów ” – określenie momentu, gdy fikcja zamienia się w prawdę i odwrotnie – uchwycenie chwili, gdy prawda przechodzi w fikcję.Zastanawia mnie nieco powierzchowność narracji Tomasza Wandzela. Nie wiem jeszcze, czy jest to styl autora, niedoskonałości warsztatowe, nieznajomość realiów kresowych, czy po prostu – tak miało być. Zabrakło mi wgryzania się w świat, o którym jest mowa. W moim przekonaniu nie do końca chodzi o to, by powiedzieć dużo i szybko. Trzeba zerwać z takim modelem budowania fabuły! Życzyłabym sobie, żeby autor na dłużej zatrzymał mnie w tej niesamowitej historii, o której nie sposób zapomnieć. Takie życzenie może być jednocześnie wyrazem tego, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i czytelnicy domagają się od Tomasza Wandzela więcej – bo warto się domagać, czuję to!
Agnieszka Winiarska
6/10
Recenzja ukazała się na łamach portalu https://kulturanacodzien.pl/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz