Nieważne, czy Antoni Ferdynand Ossendowski zmyślał bądź koloryzował w swoich podróżniczych książkach (a takie wątpliwości się pojawiały), czy może jednak pieczołowicie i zgodnie z rzeczywistością przedstawiał zwiedzane przez siebie zakątki Polski i innych państw. Nie ma to dla mnie absolutnie żadnego znaczenia, gdyż niezależnie od tego, jak było naprawdę, Ossendowski zapewnia czytelnikowi niezapomniane przeżycia! Zaprasza bowiem do uczestnictwa we wspaniałej uczcie literackiej! I duchowej! Bogactwo uczuć, jakie mi towarzyszyły w trakcie lektury Polesia, jest nie do opisania. Nie przypominam sobie, jaka książka wywarła na mnie ostatnio tak głębokie wrażenie. Może to były zapiski Kazimierza Nowaka, który między innymi na rowerze przemierzył Afrykę. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Ossendowskiego. Kolejne to będzie powieść Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów, która w latach 20. podobno, jak głosi blurb okładkowy, zatrzęsła światem literackim i naukowym Europy.
Lektura Polesia wzbudza ogromną nostalgię za tym krajem zaczajonym niegdyś między Polską, Litwą a Rusią. Reprintowe wydanie zawiera mapkę ilustrującą jej położenie po 1920 roku. Jak podkreśla pisarz, po wojnie polsko-bolszewickiej kraj ten został prawie w połowie przecięty nową granicą państwową.
Prawdziwie zniewalający jest urok zaklętej w słowach Ossendowskiego poleskiej ziemi! Na marginesie wspomnę, że w folklorze i dzikiej przyrodzie Polesia rozmiłowana była Krystyna Krahelska, autorka najpopularniejszej pieśni Powstania Warszawskiego Hej, chłopcy, bagnet na broń! Warto też podkreślić, że jej piękno sławił między innymi zapomniany dziś poeta Władysław Syrokomla, którego wiersz Ossendowski zresztą przytoczył.
Wyłaniający się z książki kraj przecięty jest licznymi strumykami, roztokami i rzeczułkami. Pełny jest rozległych bagien, lasów i łąk, nie wspominając o bogactwie flory i fauny. Wszystko to pod wpływem pióra Ossendowskiego zamienia się w jakieś absolutnie zaczarowane i pełne nieodgadnionej tajemnicy miejsce.
Począwszy od XIII wieku, olbrzymi wpływ - moralno-polityczny i etniczny - wywierały na ten kraj Ruś Nowogrodzka, Kijowska i Moskiewska, Litwa ościenna i Polska, o czym najlepiej świadczy mowa poleska.
Posłuchajcie sami zresztą:
Cerez pole szyrókieje,
Cerez mor hłybókieje,
Stojać stołuby zołotyje,
Mościać mosty srebranyje
Taką obrzędową pieśń śpiewali, jak pisze Ossendowski, Poleszucy po Wielkiej Nocy. A skoro już o Poleszukach mowa... Jawią się oni jako małomówni, uparci i nieufni, ale zaprawieni w bojach z dziką przyrodą i żyjący zgodnie z rytmem pór roku. Poleszuk to odwieczny łowca i niepoprawny kłusownik, walczący, a właściwie lepiej powiedzieć, i wcale nie będzie w tym żadnej przesady, że tańczący z wilkami.
A co śpiewały dziewczyny wiejskie, witając z utęsknieniem wiosnę?
Oj, wiesna krasna!
Da sztoż ty nam uniosła?
Oj, uniosła, uniosła
Try koryści radości [...]
Kobiety musiały się natrudzić, by mieć, co włożyć do garnka i wyżywić rodzinę. Sprytu im nie brakowało. Nie mogę nie wspomnieć, iż pojawia się wzmianka o szczawiu... Skojarzenie, wiadomo jakie. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że tropię w literaturze polskiej wątki dotyczące tej rośliny zielnej, która od wieków stanowiła podstawę jadła dla ubogich i obrotnych zarazem ludzi. Poseł, wiedział, co godo.
Oto, co pisał Ossendowski na temat położenie kobiet poleskich:
Poleszuckie baby znają swój kraj i biorą zeń wszystko, co zdatne jest do zjedzenia: krupy z manny - majny rosnącej po łąkach, korzenie wodnych lilii, młode pędy tataraków i szczaw i cebulę polną; zbijają dzikie gruszki i robią z nich ulęgałki; mrożą czerwoną kalinę, sporządzają z owsa żur i tołokno, a z gryki lemieszkę i setki innych pożywnych rzeczy
Barwnie i żywo nakreślone przez Ossendowskiego zwyczaje, prace, wierzenia i obrzędy Poleszuków uświadamiają, jak bardzo uduchowione i bogate, mimo materialnego niedostatku, można wieść życie, pod warunkiem, że człowiek nauczy się odczytywać znaki przyrody i liczyć z siłami natury;
Starcy wiedzą dokładnie, że gdy pofrunie wpierw biała babka - rok będzie mleczny, jeżeli żółta - należy się spodziewać miodowego.
Poleszucy po ruchach szczupaka umieli rozpoznać, że ryby iduć i że można zacząć przygotowania do połowów. Musieli bacznie obserwować florę i faunę, by obficie czerpać z ich darów i nie zginąć. Mieli swoje tajemne modły, zaklęcia i wieszczby.
Pełna nieprzemijającego i zniewalającego uroku jest opowieść Ossendowskiego. I jeszcze ta polszczyzna! Wyśmienita i pełna poezji. Ponadto z edytorskim kunsztem opublikowana przez Zysk i S-kę literacka gawęda Ossendowskiego wzbogacona jest o mocno przemawiające do wyobraźni zdjęcia Jana Bułhaka, zwanego ojcem polskiej fotografii. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał Polesia, niechaj nie zwleka. Idealna lektura na pojawiającą się bardzo nieśmiało wiosnę.
Tekst oryginalnie ukazał się na blogu Szczur w antykwariacie
W tej książce można się zakochać! Pięknie napisana i pięknie wydana. Cieszę się, że Ossendowski wraca do polskiej świadomości czytelniczej po latach zapomnienia, bo warto!
OdpowiedzUsuńOj, jak chciałabym z tą książkę w ręku pozwiedzać opisane w niej miejsce:)
UsuńCzuję się zachęcony do przeczytania tej książki :) Po raz pierwszy usłyszałem Ossendowskim, gdy moja biblioteka organizowała konkurs czytelniczy. Wygrałem wtedy kolekcjonerską monetę z jego podobizną ;)
OdpowiedzUsuńA możesz zrobisz fotkę i pokażesz nam w ten sposób na swoim blogu tę monetę? :) Gratulacje!
UsuńMogę :) Zajmę się tym jutro. Ale to nie jest wartościowa moneta (2 zł).
UsuńPiękna recenzja... Nie oprę się jej, chętnie poszukam książki. Obiecuję sobie prawdziwą ucztę:)
OdpowiedzUsuńI ja też gdzieś znajdę tę książkę. Już sama okładka przyciąga. A tak w ogóle, to znalazłam dziś pamiętniki Kraszewskiego, które pisał będąc na Wołyniu i na Polesiu. To dopiero będzie dla mnie uczta! :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam wspomnienia Kraszewskiego z podróży do Odessy i muszę przyznać, że lepiej się czyta Ossendowskiego. :) Ale warto porównać ich spostrzeżenia.
UsuńW moim przypadku to będzie lektura na nieśmiało, a może raczej coraz śmielej, pojawiającą się jesień.
OdpowiedzUsuń