Na okładce najnowszej książki Anny Herbich
,,Dziewczyny z Wołynia” czytamy, że jest to opowieść o ,,kobietach, które
przetrwały rzeź, ale nigdy się nie poddały”. Słowa te trzeba potraktować jako
motto, które przyświecało autorce
podczas tworzenia kolejnej już pozycji z serii ,,Prawdziwe Historie”. Herbich
udowadnia znów, że najważniejsi są ludzie i to, co przeżyli oraz emocje, jakich
doświadczali mierząc się z traumą. W historiach z Wołynia nie ma miejsca na
poprawność historyczną i cenzurowanie doświadczeń. Jest dokładnie tak, jak
zapamiętały to bohaterki. I chwała za to.
Człowiek ważniejszy
niż wielka historia
Na rynku wydawniczym co rusz pojawiają się
książki, których zamysł konstrukcyjny jest podobny do tego, na jaki zdecydowała
się kilka lat temu Herbich – otrzymujemy sprawnie zredagowane relacje kobiet, które były świadkami albo uczestnikami wydarzeń
ważnych dla polskiej historii. Nie ujmując innym autorom intencji - w wielu książkach, w których też chodzi o udokumentowanie
zasłyszanych opowieści, można spotkać się z brakiem pomysłu na przekazanie
czytelnikom relacji świadków omawianych wydarzeń. Spisanie wspomnień to
zdecydowanie za mało, by w pełni pokazać historię danego człowieka. Umysł
ludzki płata przecież figle, nie snuje linearnych opowieści, omija to, co boli
albo odwrotnie - z niezwykłą
intensywnością wyrzuca to, co uwiera najbardziej. Na szczęście Anna Herbich
rozmawia, dopytuje, pozwala na milczenie tam, gdzie trzeba i rozumie, gdy
powinna. Podczas konstruowania swoich opowieści autentycznie spotyka się z
człowiekiem i jego doświadczeniami, jest otwarta na to, co kryją w sercach
bohaterki jej książek. Ta empatia jest szczególnie cenna w zetknięciu z
kobietami, które przeżyły rzeź wołyńską i o wielu sprawach wolałyby zapewne
zapomnieć. Podczas lektury towarzyszyło mi przekonanie, że bohaterki
opowieści, które znalazły się w tomie ,,Dziewczyny z Wołynia” zaufały, chwilami
przepytującej, innym razem po prostu słuchającej, je Herbich.
Opowiedzieć,
nie zaszokować
Obawa przed realistycznymi opisami jest jednym z najważniejszych powodów
powstrzymujących wiele osób, przed sięgnięciem po tę pozycję. Zapewniam jednak,
że absolutnie nie ma się czego bać. U Herbich nie znajdziemy szczegółowych
opisów okrucieństwa, jakiego dopuszczali się ukraińscy nacjonaliści na naszych
rodakach. Nie ma tam starań by zaszokować czytelnika okrucieństwem. Przeciwnie,
opisywane wydarzenia są już po tylu latach przefiltrowane przez wrażliwość tych
niezwykłych kobiet. Co ciekawe, świetnie tę kwestię oddaje sam tytuł książki
Herbich. Autorka opowiada o dziewczynach, które doświadczyły okrucieństwa rzezi wołyńskiej
natomiast pozwala na to, by opowieść tę snuły
kobiety, a więc osoby dorosłe, dojrzałe, których relacja pomaga nam
pełniej zrozumieć wydarzenia na Wołyniu, oraz ich znaczenie dla dzisiejszej Polski.
Życie bez pamięci?
Kolejnym atutem książki Anny Herbich jest
przemyślana konstrukcja poszczególnych rozdziałów, która oparta na różnorodności, pozwala na maksymalne zaangażowanie emocjonalne czytelnika. Dostajemy relacje kobiet, które w mniejszym
lub większym stopniu pamiętają rzeź, swoje sielskie życie w rodzinnych
majątkach na Kresach , mamę, tatę, rodzeństwo... Najbardziej tragiczna i
wpadającą głęboko w serce jest opowieść Pani Janiny, która jako jedyna z całej
swojej rodziny przeżyła pogrom wioski. Przeżyła, bo przechował ją sąsiad
Ukrainiec, przeżyła bo w czasie, gdy rozstrzeliwano jej rodziców ona straciła
przytomność. Miała wtedy najprawdopodobniej cztery lata. Najprawdopodobniej, bo
nikt nie był w stanie określić dokładnej daty urodzenia. Miała wrażenie, że nazywała
się Janina Sokół. Urodzin po dziś dzień nie obchodzi. Rodziców nie pamięta. Czy
można o tragiczniejszą opowieść? Na samą myśl, że na Wołyniu
takich, jak pani Sokół były setki, pęka serce. Kto zapamiętał swoich przodków?
Kto stracił rodzinę, wspomnienia, przeszłość…? Mnożące się pytania zapewne
nigdy nie odnajdą swoich odpowiedzi.
A może będzie inaczej? Może dzięki temu, że
zdecydujecie się Państwo na lekturę książki, która powstała dzięki Annie
Herbich, pamięć o ludziach przetrwa.
Pewne
jest tylko to, że wiosek już nie ma. Nie odnajdziemy ich na mapie, może czasami
ukształtowanie terenu podpowie , że tu i ówdzie ktoś wiódł spokojne (do czasu) życie.
Są jednak ludzie. To zobowiązuje nas do pamiętania.
Agnieszka Winiarska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz