piątek, 15 marca 2019

A co, jeśli happy end nie nadejdzie? ,,Lwowska noc” Wiesława Helaka jako pretekst do rozważań o cierpieniu



O ,,Lwowskiej nocy” Wiesława Helaka mogliście Państwo przeczytać na łamach ,,Literackich Kresów” już w 2015 roku. Autorka wpisu nakreśliła wówczas zarys problematyki zawartej w książce oraz bardzo dokładnie scharakteryzowała postać głównego bohatera– Józefa Szendry. Na początek, zachęcam do przypomnienia sobie tego artykułu (klik)
Nasi czytelnicy doskonale wiedzą, o czym wspominałam już kilkakrotnie, że z dostępnością książek Wiesława Helaka jest spory problem – poza ,,Nad Zbruczem”, które zostało uhonorowane Literacką Nagrodą im. Józefa Mackiewicza, wcześniejsze dzieła tego autora były nie do kupienia zarówno stacjonarnie jak i przez Internet. Na szczęście, wraz z wiosną czeka nas miła odmiana w tej materii – wydawnictwo Arcana zdecydowało się na ponowne wydanie ,,Lwowskiej nocy”. Ma to nastąpić już w kwietniu. Czekamy😊
Zatem, jeszcze przed oficjalną premierą nowego wydania powieści Wiesława Helaka, zapraszam na lekturę refleksji, jaka pojawiła się we mnie po spotkaniu z tą ważną książką i jeszcze ważniejszą historią.

W artykule dotyczącym obrazu Kresów we współczesnej beletrystyce (klik) rozważałam kwestię odnalezienia przez autora idealnej metody opisu rzeczywistości, której czytelnik ma doświadczyć. Powieść jako ,,lustro przechadzające się po gościńcu” to zdecydowanie za mało by zachwycić. Z drugiej strony, popadanie w pseudopsychologiczne rozważania potrafią zdominować narrację, rozmyć prawdziwy sens dzieła, utrudnić jego percepcję i przyczynić się do zmarnowania pomysłu na książkę. Konieczność ,,dogonienia” słowami opisywanego świata wymaga od autora doskonałego warsztatu, wyobraźni i wrażliwości.  Gdy wszystkie te komponenty zagrają w jednej literackiej orkiestrze, możemy mówić o sukcesie – idealnej współpracy między autorem a opisaną przestrzenią.

Wyobraźnia pisarza kontra rzeczywistość

We ,,Lwowskiej nocy” Wiesław Helak zdecydował się na nieco inne podejście do relacji autor-rzeczywistość. Przede wszystkim pisarz nie podejmuje próby okiełznania świata, o którym pisze. Obraz Lwowa, który przeżywa swoją agonię, a który otrzymujemy we ,,Lwowskiej nocy”, jest uzależniony od wrażliwości autora. Helak przyjmuje postawę obserwatora albo filmowca, który towarzyszy wydarzeniom, ale jednocześnie bardzo skrupulatnie dokonuje wyboru obrazów, które trzeba zobaczyć. W tej prezentacji kluczowa jest jego wrażliwość – to on decyduje o tym, co warto zobaczyć, a co przemilczane, oddziaływać będzie na czytelnika z jeszcze większą mocą. Zupełnie inne podejście znajdziemy na przykład u Stanisława Srokowskiego w zbiorze opowiadań ,,Strach”. U Srokowskiego nie ma literackiej estetyzacji apokalipsy Kresów (w tamtym przypadku ludobójstwa), przez co czytelnik może zupełnie odrzucić wiedzę i emocje towarzyszące lekturze ,,Strachu” – jego wrażliwość przestanie przyjmować kolejne obrazy, przez co nastąpi odrętwienie, a w końcu obojętność (co będzie wszystkim mechanizmem obronnym).

U Helaka rzecz ma się zgoła inaczej – obraz Lwowa, miasta pogrążonego w nieprzeniknionym mroku wojny, w którym zmieniają się okupanci, wróg okazuje się gorszy niż zakładano, a odnaleziony przyjaciel jest na wagę złota, jest wielowymiarowy a przy tym mocno estetyzowany. To Helak zdecydował, którą cześć nocy mamy zobaczyć. I ja się na to zgadzam. I ja temu ufam. Wyobraźnia i wrażliwość autora bardzo współgrają mi z pewną fotografią, o której jeszcze opowiem. Podziwiam pokorę autora wobec historii i doceniam fakt, że wytrzymuje ciężar wiedzy o mroku, jaki dosięgnął Lwów, a nam, czytelnikom, pokazuje to, co trzeba koniecznie zobaczyć.

W poszukiwaniu światła

Jako czytelnicy spragnieni jesteśmy szczęśliwych zakończeń. Podświadomie chcemy doświadczyć ulgi i pocieszenia. Z tego względu zauważam pewną tendencyjność w budowaniu w sobie obrazu Lwowa. Idealizujemy jego historię, skupiamy się tylko na jego jasnych dniach i tym samym, ze szkodą dla pamięci o mieście, w naszym umyśle tworzy się obraz nieco odrealniony. Trochę tak, jakbyśmy byli w stanie zaakceptować historię Lwowa tylko bez wyrwy, jaką były lata wojny i wszystko to, co po niej nastąpiło. Trochę tak, jakbyśmy za cenę zbudowania w sobie sentymentalnego obrazu Lwowa, zdecydowali się na pominięcie tych pięciu lat mroku. Coś na kształt zgody na tęsknotę przy jednoczesnej rezygnacji z poszukiwania prawdy o tamtej przestrzeni.
A co, jeśli mrok był nie taki, jak sobie dzisiaj wyobrażamy, lecz dużo bardziej przerażający i wszechogarniający? Jeśli paraliżował nie tylko ciało, a także umysł i serce? Jeśli zmuszał do pogrzebania w sobie zasad moralnych i marzeń w imię przetrwania?! Czy w świecie, który rozpada się na drobne możliwe jest ocalenie w sobie światła?


Józef Sztendera, bohater powieści Helaka, mimo że traci absolutnie wszystko, co do tej pory posiadał, podejmuje kolejne próby odbudowania świata, choćby to miał być najmniejszy fragment przypominający dotychczasowe życie. Jego działania mogą początkowo kojarzyć się z budowaniem na piasku – czytelnik ma poczucie obcowania ze światem pogrążonym w chaosie; obcowania z losem, który co rusz wytrąca bohaterowi szczęście i spokój z rąk. Ale to nieprawda. Świat Józefa Sztendery osadzony jest na solidnych fundamentach. Przede wszystkim bohater powieści Helaka nigdy nie odwraca się od własnych przekonań. Nie poszukuje wymówek, nie interesuje go jedynie przetrwanie. Wręcz przeciwnie, poszukuje w sobie światła i obdarowuje nim innych. Aż do końca. Skąd taka siła w bohaterze ,,Lwowskiej nocy”? Odpowiedzi jest kilka. Może kilkanaście.


Mój Przyjaciel ma w zwyczaju przytaczać w określonych momentach pewną anegdotę. Zapytany o to, na czym polega fenomen filmu ,,Potop” w reżyserii Jerzego Hoffmana, zawsze odpowiada, że na ukochaniu ojczyzny, emocjach, wierze i przekonaniach, które nie zostały zagrane, ale prawdziwie były w ludziach, którzy zostali pokazani na ekranie.
Z bohaterem ,,Lwowskiej nocy” jest trochę tak, jak z tymi statystami w ,,Potopie”. Wszystko to, czego broni bohater – honor i godność, jest w nim. Najważniejsze pytanie, które płynie z powieści Helaka – co z nami? Czy jest w nas to, co powstrzyma mrok, gdy on nadejdzie?

Fotografia, czyli pstryczek w nos dla znawców

Przeczytałam ,,Lwowską noc” i dopiero później zauważyłam adnotację na ostatniej stronie - ,, na fotografii matka autora Elżbieta na kolanach u ojca...”. Wróciłam do zdjęcia na okładce. Nie poświęciłam mu wcześniej za wiele czasu. To był błąd – bardzo zmienia się poziom percepcji dzieła, gdy mamy świadomość, że opowiadana historia może nie być li tylko wytworem wyobraźni autora. Skoro więc autor poświęca się dla opowiadanej historii, wykazuje pokorę wobec ludzi, o których opowiada, dlaczego nie powinien robić tego czytelnik? Otóż, drodzy Państwo – powinien. Nie zapominajmy o tym każdorazowo biorąc do ręki książkę. Tę książkę w szczególności.

Agnieszka Winiarska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...