wtorek, 29 września 2015

Martin Pollack, Po Galicji





Uczta czytelnicza! Sugestywna, czasem reporterska, czasem poetycka podróż po krainie, której już nie ma.

I tu następuje miejsce na dygresję.
Momentami bywa tak, że tęsknię za poprzednimi epokami i żałuję, że nie przyszło mi żyć w XVII wieku (występującym u mnie zamiennie z fin de siècle'm). Wyobrażenie tamtych czasów, obyczajów, historii, panujących zasad oraz zupełnie innym niż dziś świat uruchamia wyobraźnię i marzenia. Wzdychając w skrytości do czasów Wittelsbachów, czy też do dusznych kawiarni pełnych artystycznej cyganerii, myślę sobie o Martinie Pollacku, który tą książką przeniósł się do XIX wiecznej Galicji, na czas lektury wskrzesił ją znów do życia, pisząc ten zbiór wrócił do opisywanych czasów, był ich uczestnikiem. Koniec dygresji.
Przekopując się przez przepastne austriackie archiwa odnajdywał pocztówki z Pokucia, lokalne gazety z rejonów Czerniowic, Drohobycza czy Stanisławowa. Czytając ówczesne aktualności odtwarzał atmosferę miasteczek, nastroje społeczne, opisywał wiodące profesje, zwyczajne dni, troski tamtejszych ludzi. Bez ubarwień i optymistycznych naleciałości, z reporterską wnikliwością przemierza zabłocone rynki miast, odwiedza biednych Żydów pracujących w fabrykach zapałek, czy też zagląda na targ, gdzie biedacy handlują starzyzną, Hucułowie przybywają z owcami i bydłem, pomniejsi gospodarze kupują grzebienie dla narzeczonych.
Ta wschodnia rubież CK Monarchii była zapadłą, dość zapomnianą i biedną prowincją, posiadającą jednak duże aspiracje, stąd w miastach pyszniły się dworce kolejowe, a w kawiarniach abonowano dziesiątki pism, Wielkim bogactwem tamtych czasów była wieloetniczność, wielonarodowość mieszkańców: Żydzi zarówno postępowi, jak i malowniczy tradycjonaliści chasydzi, Rusini, Niemcy, Hucułowie, Polacy, Potrafili koegzystować na jednej ziemi, potrafili być sąsiadami, nie szkodząc sobie nawzajem.

Opisy codziennych zmagań, wnioski dotyczące zawirowań gospodarczych (złote czasy wydobywcze - w rejonie Drohobycza pozyskiwano ropę, był to też czas budowania tras kolejowych), a także wypisy z sytuacji społecznych, dają spójny i wielobarwny obraz tej właśnie prowincji.
Wielką przyjemnością było czytanie pośród zapisków autora fragmentów Sklepów cynamonowych, które odnosił Polack do topografii miasta.
Osobną przyjemnością jest poznawanie artykułów z lokalnych pism, które na bieżąco relacjonowały zdarzenia z okolicy. Najbardziej jaskrawy przykład doniesienia z życia codziennego (który to przemienił się w tym wypadku w literacki felieton) to artykuł z Czernowitzer Allgemeine Zeitung, zatytułowany Samobójstwo w wannie. Ten fragment zdecydowanie zrobi wrażenie na czytelniku!
Gdy skończyłam dziś czytać tę książkę poczułam zawód, że to już, że kończy się poznawanie przywołanej przez Pollacka krainy. Choć brudna, biedna, prowincjonalna, to jednak fascynująca, momentami egzotyczna, a na pewno pełna życia była wschodnia Galicja.
Ta lektura była dla mnie wielką przyjemnością!



Tekst oryginalny ukazał się na blogu BuchBuchBicher

4 komentarze:

  1. Mam ogromną ochotę na przeczytanie tej książki. Skutecznie mnie zachęciłaś! Jestem wdzięczna, bo nie wiedziałam o niej. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam tę książkę kilka lat temu i mogę się tylko podpisać pod tą pozytywną opinią. Polecam!

      Usuń
  2. NA KRESACH CK MONARCHII
    Te dawne kresy Rzeczypospolitej dla Martina Pollacka, rodowitego Austriaka (rocznik 1944), znanego dziennikarza zachodniego (specjalisty od Europy Wschodniej), tłumacza Kapuścińskiego na niemiecki i zarazem autora głośnych książek (m.in. „Śmierć w bunkrze” – Literacka Nagroda Europy Środkowej Angelus za 2006 rok) – to przede wszystkim obrzeża upadłej ck monarchii Habsburgów. Gdy spojrzeć z Wiednia na przełomie XIX i XX wieku – po prostu straszne zadupie.
    Z jednej strony mamy więc obraz cywilizacyjnej zapaści owej „pół-Azji”; wszędzie brud, smród oraz okropna nędza wsi i miast (w Stanisławowie w rynsztoku utopiła się 8-letnia dziewczynka!). Z drugiej strony niezwykle barwna mieszanina narodowości, języków, wyznań i kultur w pogranicznych prowincjach Austro-Węgier. Ani polski, ani ukraiński Piemont, ale głównie zbiorowisko żydowskich sztetli. Czerniowce, wieloetniczna stolica Księstwa Bukowiny, zasługują na większą nawet uwagę niż Lwów – metropolia Królestwa Galicji i Lodomerii.
    Nie brak wprawdzie i wypisów z literatury polskiej (m.in. Artur Sandauer, Bruno Schulz, Stanisław Vincenz, Kazimierz Wierzyński, Józef Wittlin), dominują jednak w większości w ogóle dotąd nietłumaczone – lub zapomniane – źródła niemieckojęzyczne; oprócz Josepha Rotha i Iwana Franki są to zupełnie u nas nieznane nazwiska. Jeden obszerny cytat zamieszczono – nie wiadomo dlaczego, skoro potem pojawia się także polska wersja – w jidysz. Dzięki takiemu wyborowi lektur (plus mozaika prasowa z epoki) powstał oryginalny reportaż historyczny, który czyta się świetnie. Na wewnętrznych okładkach jest mapa ck linii kolejowych, którymi podróżujemy z autorem, ponadto książkę ilustrują stare pocztówki z jego zbiorów.
    Niektóre rzeczy w dalszym ciągu (pierwsze wydanie tej publikacji ukazało się w 2000 roku w Olsztynie) wymagają redakcyjnego dopracowania; weryfikacji potrzebują podawane wybiórczo statystyki demograficzne, konieczne jest też zastosowanie prawidłowej terminologii i nazewnictwa, bowiem rażących błędów typu Park Stryjowski (zamiast Stryjski) czy Pełtewy (zamiast Pełtwi) jest stanowczo zbyt dużo. Polskiemu czytelnikowi w XXI wieku warto czasem dać wyjaśniający przypis, np. dotyczący Kakanii (s. 164). Przydałyby się indeksy miejscowości i osób; mamy za to listę cytowanych utworów.
    ANDRZEJ W. KACZOROWSKI

    Martin Pollack, „PO GALICJI. O chasydach, Hucułach, Polakach i Rusinach. Imaginacyjna podróż po Galicji Wschodniej i Bukowinie, czyli wyprawa w świat, którego nie ma”, tłum. Andrzej Kopacki, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2007.

    (recenzja ukazała się w miesięczniku „Wiedza i Życie” nr 2/2008)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...