poniedziałek, 5 września 2016

Marcin Więckowski, Mlekiem, miodem i krwią





Czy aby nie za młody? 

11 lipca 2016 roku czyniąc zadość pamięci o Rzezi Wołyńskiej zasiadłam do książki autorstwa Marcina Więckowskiego z mieszanymi uczuciami, bo autor taki młody (rocznik 1995), co on tam może wiedzieć o tamtych czasach i ziemiach. A przecież kilkanaście lat temu jeszcze nie umiał pisać, a teraz książka i to na taki poważny temat? Z drugiej strony, autor nadał książce fenomenalnie prosty i adekwatny do treści tytuł, grafik rewelacyjnie skomponował okładkę oraz wzbogacono tekst o fotografie z rodzinnego archiwum i inne ilustracje. Więc może jednak warto?
Buńczuczny wstęp Marcina Więckowskiego zawiera obietnice trudne do zrealizowania: „Nie spocznę, dopóki każdy polski dwudziestolatek nie otrzyma choćby podstawowych informacji o Kresach, a każde polskie miasto nie będzie miało ulicy Ofiar ludobójstwa wołyńsko-galicyjskiego”. Autorowi przyświecały szczytne idee potrzeby „przypomnienia współczesnym Polakom, a szczególnie młodzieży, o tradycjach polskich Kresów Wschodnich”. Miał do tego pełne prawo posiadając kresowe korzenie. Mimo młodego wieku zdążył zrealizować film dokumentalny zatytułowany „Z siekierą na brata” oraz poprowadzić Konferencję o ludobójstwach ormiańskim i wołyńskim. Więc może jednak warto?


Ile w tym prawdy? 

Bohaterem powieści historycznej Marcin Więckowski uczynił Ziemię Sokalską, będącą w zamyśle autora reprezentantem całych Kresów Wschodnich. Aby choć po części zrozumieć, czym przez wieki i ostatnie dziesięciolecia była Sokalszczyzna, trzeba przeczytać książkę „Mlekiem, miodem i krwią”, rozpoczynając od Prologu opowiadającego „Dawne dzieje Ziemi Sokalskiej”, a kończąc na Epilogu zawierającym „Artykuł ze strony internetowej Rejonu Sokalskiego” o obchodach rocznicy utworzenia UPA! Powieść Marcina Więckowskiego opiera się na prawdziwych wydarzeniach i losach prawdziwych ludzi, ale w swej warstwie literackiej jest wytworem wyobraźni pisarskiej autora „Oddzielenie tego, co w sferze fabuły należy do historii, od tego, co jest fikcją literacką, to już zadanie czytelnika”. Więc chyba jednak warto!

Sokal - Kasa oszczędności
Sokal - Kasa oszczędności
Sokal - Dworzec kolejowy
Sokal - Dworzec kolejowy













 

 

 

 

 

 


Większe zło: UPA czy OUN - B? 

Dobrze się stało, że Marcin Więckowski zdecydował się na próbę edukowania młodego pokolenia – swoich rówieśników – w przedmiocie losów cząstki naszych Kresów Wschodnich – Ziemi Sokalskiej. Ze sporą wprawą, bez natarczywości nakreślił skomplikowane tło historyczne XX-wiecznej Sokalszczyzny, gnębionej przez hitlerowską, ukraińską i sowiecką okupację. Autor przekazał czytelnikom pokaźną porcję informacji geograficznych, historycznych i liczbowych pozwalających zorientować się w skali i zakresie mordów dokonanych na wspomnianych terenach przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA) i inne organizacje nacjonalistyczne, jak np. Ukraińska Policja Pomocnicza czy OUN-B tj. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów – banderowców. Młody propagator kresowej tematyki podsumowując badania owych mordów stwierdził: „Celem morderców nie było wypędzenie polskiej ludności z tych terenów, co jest charakterystyczne dla czystek etnicznych, tylko całkowite jej unicestwienie. To było ludobójstwo”.


Dlaczego dobrze się czyta? 

Dobrze skonstruowana fabuła powieści „Mlekiem, miodem i krwią” trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony. Miejscami autor przerywał narrację, aby wtrącić kilkuzdaniową notatkę na temat kontekstu historycznego wydarzeń lub przedstawić czytelnikowi pojawiające się postaci. Wtrącenia te bezspornie stanowią o wyjątkowej wartości dokumentalnej książki. Kolejnym jej atutem są tworzone ze swadą dialogi, zapisane dialektem południowokresowym, które dodały opowieści nerwu i uatrakcyjniły czytanie książki powodując u czytelnika niepohamowaną chęć podążania za fabułą. Niekiedy w dążeniu tym przeszkadzał nierówny język książki, gdzie obok mniej udanych akapitów pojawiały się znakomite fragmenty, w których autor czerpał inspirację z bogactwa języka ojczystego.
 
„Pole porośnięte pszenicą wyglądało niczym wielki gwarny stragan pełen rozmawiających ludzi, którzy nachylali się do siebie, aby lepiej się słyszeć, zupełnie jak te kłosy opadające jeden do drugiego pod ciężarem pięknych, dorodnych ziaren”.

„Polska…, o jakiej opowiadały im starsze pokolenia, nie w Polsce urodzone i bez Polski umierające”
 
„Historia to tożsamość – dzięki niej wiemy, kim jesteśmy i co mamy do zrobienia na tym świecie”.
 
„Wychodzili na zewnątrz, bo ich emocje nie mieściły się w małym zamkniętym pomieszczeniu”.
 
„Kraina mlekiem i miodem płynąca miała teraz spłynąć krwią”.

Sokal - Cerkiew św. Piotra i Pawła
Sokal - Cerkiew św. Piotra i Pawła
Sokal - Szkoły Powszechne i Gimnazjum
Sokal - Szkoły Powszechne i Gimnazjum













 

 

 

 

 

 


Rzeź czy ludobójstwo?


W ostatnim zdaniu poprzedniego akapitu akcent padł na końcowe słowo. Owo spływanie krwią stanowiło niemalże „dzień powszedni” życia mieszkańców Sokala i okolic. Bezsensownie ginęły bestialsko mordowane całe polskie rodziny, płonęły dopiero co odbudowane domostwa, niszczały plony tratowane końskimi kopytami, wozami, czołgami. Autor nie epatował na kartach książki brutalnymi opisami rzezi, jakie chore z nienawiści banderowskie sotnie, dokonywały na rubieżach Rzeczypospolitej. Przeciwnie, mając na uwadze młodych odbiorców swej opowieści, zredukował relacje z przerażających wydarzeń do nieodzownego minimum.
Szeroko pojęty realizm historyczny rzeczonej powieści wprowadzał czytelnika w realia czasów i miejsc, w których z pewnością nikt nie chciałby się znaleźć. Autor zobrazował szerokie spektrum różnych postaw członków społeczeństwa wobec problemu, po której stronie konfliktu stanąć. Pytanie to wiązało się z poszukiwaniem własnej tożsamości, zwłaszcza wśród członków rodzin wielonarodowych. Wybrzmiało ono na scenie amatorskiego teatru słowami: „I kimże ja jestem?... Spokoju szukam… nie znajduję. Pragnę, ach, jak pragnę żyć spokojnie! Znaleźć swój kąt na ziemi… Ale im bardziej szukam, tym bardziej nie znajduję”.


Gdzie jest sokalski węgiel? 


Marcin Więckowski przypomina, że gdy „w Nowym Jorku dawno już zapomniano, że kiedyś była wojna, Londyn robił interesy, a w Paryżu trwał niekończący się bal” w południo-wschodniej Polsce banderowcy wciąż mordowali, gwałcili, rabowali, palili – dwa lata po zakończeniu wojny. Sokalanie przetrzymali i te lata, odbudowując zagrody i próbując normalnego wreszcie życia w „wolnej” Polsce. Aż nastał luty 1951 roku, a z nim tzw. korekta granic Polski i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, w wyniku której kraje zamieniły między sobą po 480 kilometrów kwadratowych powierzchni, co skutkowało przesiedleniem ludności sokalskiej i utratą przez Polskę terenów bogatych w węgiel. Większość wypędzonych w ramach tzw. Akcji H – T (Hrubieszów – Tomaszów) osiedliła się w Bieszczadach, m.in. w Ustrzykach Dolnych, gdzie czterdzieści cztery lata później urodził się autor powieści.


Korekta graniczna między Polską a ZSRR - luty 1951
Korekta graniczna między Polską a ZSRR - luty 1951
Franciszek i Anna Więckowscy - Ustrzyki Dolne
Franciszek i Anna Więckowscy - Ustrzyki Dolne


     A dziś – czy przesiedlone rodziny mogą już żyć spokojnie w tej ziemi nieobiecanej?

Marcin Więckowski kończy książkę mocnym akordem – relacją z sokalskich obchodów kolejnej 71 rocznicy utworzenia UPA, gdzie przedstawiciele władz państwowych honorowali żołnierzy UPA i składali hołdy pod pomnikiem Stefana Bandery, zapewne z nacjonalistycznym okrzykiem, którego nie chcę przytaczać. 
Tekst ukazał się na blogu Czytam po polsku

1 komentarz:

  1. Autor faktycznie bardzo młody, ale może pochodzi z kresowej rodziny i te opowieści wyssał z mlekiem matki? W rodzinach, które cudem uratowały się spod ukrainskiej siekiery takie historie są pieczołowicie przekazywane, stale, czasem nawet obsesyjnie, mówi sie o nich i młode pokolenie ma je w jednym paluszku. Dzięki za info. Zainteresuję się tym tytułem!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...