wtorek, 30 sierpnia 2016

Józef Sobiesiak, „Przebraże”





Ta historia pokazuje dobitnie, że w dziejach narodów nie ma sytuacji czarno-białych. Mordowanym Polakom na Wołyniu nie pomogli polscy żołnierze z AK, bo ich tam po prostu nie było. Słynna akcja dywersyjna o kryptonimie „Wachlarz” związana była tylko z liniami kolejowymi. Nieco AK-owców było podobno w tym czasie w Łucku, jacyś kolejarze przywieźli obrońcom Przebraża trochę broni z Warszawy (wspomina o tym Cybulski w swojej książce), ale to wszystko. Wołyń był praktycznie bezbronny wobec ukraińskiej agresji. W tej sytuacji nie było innego ratunku jak tylko komunistyczni partyzanci. Jestem pewna, że ta informacja wywołać może pewien dysonans poznawczy u współczesnej patriotycznie nastawionej gimbazy, która wszystko co złe, chciałaby zrzucić na Ruskich. Jednak na Wołyniu mordowanym Polakom pomagali właśnie owi „ruscy” partyzanci i współpracujący z nimi polscy komuniści. Oni to właśnie byli największymi wrogami UPA. A przecież na wojnie i w polityce obowiązuje zasada „wróg mojego wroga jest moim przyjacielem”.


Przebraże to polska wieś na Wołyniu, która skutecznie broniła się przed napaściami ukraińskich nacjonalistów w okresie od wiosny 1943 roku aż do końca II wojny światowej. Był to główny punkt oporu Polaków z całej okolicy przed bandami UPA i oddziałami tzw. bulbowców. Chronili się tam mieszkańcy sąsiednich miejscowości, w szczytowym okresie w Przebrażu przebywało aż 20 tysięcy osób mieszkających w budynkach, ziemiankach i szałasach.
Komendantem obrony Przebraża był Henryk Cybulski (autor wspomnień pt. „Czerwone noce”, pisałam o nich na blogu – post z 22 marca 2016), zaś komendantem cywilnym wsi został Ludwik Malinowski, dawny podoficer z armii austriackiej. Obrońcy Przebraża w walce z Ukraińcami mogli liczyć tylko na siebie, a także na pomoc działających w sąsiedztwie partyzantów komunistycznych, z których najważniejszym był oddział pod dowództwem Józefa Sobiesiaka, pseudonim „Maks”. I właśnie ta niewielka książeczka to jest kolejna wersja obrony Przebraża widziana jego oczyma. Niektóre fakty mogą być znajome czytelnikom książki Cybulskiego (Sobiesiak przypomina przedwojenną karierę sportową Cybulskiego, jego pracę w leśnictwie, aresztowanie przez NKWD i ucieczkę piechotą z arktycznych łagrów z powrotem na Ukrainę, pomoc w ukrywaniu przed Niemcami Żydówki z getta w Łucku i objęcie przez niego stanowiska komendanta obrony Przebraża). Wcześniej Sobiesiak dogadał się z Cybulskim, że ten – jako dobrze wyszkolony w przedwojennym polskim wojsku – przyjdzie walczyć z Niemcami do jego oddziału partyzanckiego, ale zmienił zdanie, kiedy okazało się, że Cybulski jest bardziej potrzebny w rodzinnej wsi.


W książce czytamy nie tylko o obronie wsi przed Ukraińcami, ale też o sposobach zdobywania broni i amunicji, o sprytnych metodach ukrywania realnej sytuacji w Przebrażu przed Niemcami, a także o brawurowej ewakuacji Polaków z zamku Radziwiłłów w Ołyce oblężonych przez bandy UPA:



„Któregoś z pierwszych dni nowego tysiąc dziewięćset czterdziestego czwartego roku do Przebraża przybyło trzech ludzi aż z Ołyki. Byli bardzo wyczerpani.
- Ratujcie, bracia! – jęknęli odsapnąwszy. – Od dłuższego już czasu tkwimy w zamku księcia Radziwiłła, oblegani przez bandę. Bronimy się ostatkiem sił, brak amunicji, brak żywności, choroby sieją spustoszenie. Zginiemy, jeśli nie przyjdziecie nam z pomocą.
Zabrzmiało to tak, jakby żywcem zostało wyjęte z kart Sienkiewiczowskiej powieści. Miasteczko padło łupem najeźdźcy, mieszkańcy schronili się za wysokimi murami książęcego zamku. (…) Półtora tysiąca ludzi, w tym starcy, kobiety i dzieci, przeżywało tragedię lęku, głodu i chorób. Ściśnięci na małej powierzchni zamku oczekiwali śmierci zewsząd – od wewnątrz i od zewnątrz.”
Książka Sobiesiaka nie jest powieścią. Nie są to też typowe wspomnienia. Jest to raczej utrzymana w gawędowym tonie opowieść naświetlająca najbardziej dramatyczne obrazy i sytuacje z dziejów oblężenia Przebraża przez bandy UPA. W pamięć zapada przewijająca się przez cały tekst dramatyczna historia polsko-ukraińskiego małżeństwa Hreczków, którzy także schronili się w Przebrażu przed śmiercią z rąk UPA. Ukrainiec Iwan Hreczko i Polka o imieniu Maria pobrali się w 1923 roku. Prowadzili gospodarstwo rolne. Mieszkali w dużej polsko-ukraińskiej wsi. Mieli syna jedynaka o imieniu Wołodia. I ten właśnie syn w wieku kilkunastu lat znalazł się pod wpływem bandy UPA. Nasłuchawszy się o tym, że Lachów trzeba za wszelką cenę wypędzić z Ukrainy, usiłował zabić nożem własną matkę. Iwan bronił swej żony i zabił syna siekierą. Potem oboje z Marią uciekli z domu. Mężczyzna miał straszne wyrzuty sumienia, że własnymi rękami zamordował syna. Sobiesiak pisze, że starali się mu wytłumaczyć, że to nie on jest winien lecz ukraińscy nacjonaliści.


Mimo trzech poważnych ataków UPA Przebraże nigdy się nie poddało. Jego obrońcy nie zgodzili się także na ewakuację i wywózkę Polaków do Niemiec na roboty (tak się działo, kiedy mieszkańcy opuszczali swoje wsie i uciekali do miasteczek, gdzie stacjonowały niemieckie posterunki, dotyczy to m. in. mieszkańców Huty Stepańskiej). Wytrzymali do końca, to jest do wejścia na te tereny oddziałów Armii Czerwonej. Do wyjazdu z Przebraża zmusiły ich dopiero zmiany granic wymuszone na Polsce po II wojnie światowej.
Autor tej książki, Józef Sobiesiak (rocznik 1914) pochodził z Lubelszczyzny, przed wojną pracował jako robotnik i był członkiem Komunistycznej Partii Polski. We wrześniu 1939 roku brał udział jako polski żołnierz w kampanii wrześniowej, walcząc z Niemcami, a potem uciekł na wschód. Mało kto wtedy uciekał w tamtym kierunku, więc musiał być szczerze wierzącym komunistą, skoro wybrał Związek Radziecki. Po wejściu Niemców organizował odziały partyzanckie na Wołyniu i Polesiu. I właśnie wtedy nawiązał współpracę z Henrykiem Cybulskim pracującym wówczas jako leśniczy. W 1944 roku został dowódcą Brygady Polskiego Sztabu Partyzanckiego „Grunwald”, która została przerzucona na teren Kielecczyzny i tam, wspólnie z Armią Ludową, walczyła z Niemcami, prowadząc działania dywersyjne, niszcząc tory kolejowe i szlaki komunikacyjne oraz atakując niemieckie garnizony. Po wojnie Sobiesiak został generałem brygady Ludowego Wojska Polskiego. Był także kontradmirałem, zastępcą dowódcy Marynarki Wojennej i zastępcą komendanta Wojskowej Akademii Politycznej im. Feliksa Dzierżyńskiego w Warszawie. Zmarł w 1971 roku. Jest patronem Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Rybczewicach w województwie lubelskim. Pozostawił po sobie nie tylko legendę nieuchwytnego ludowego partyzanta, ale także kilka książek wspomnieniowych („Burzany”, „Brygada „Grunwald””, „Ziemia płonie”).


Na koniec chciałabym dodać, że to nieprawda, że w czasach PRL-u zacierano pamięć o zbrodniach UPA na Wołyniu. Książka Sobiesiaka o Przebrażu miała kilka wydań (moje wydanie jest trzecie z kolei). Na końcu posiada informację tej treści:



„Książka zatwierdzona przez Ministerstwo Oświaty pismem z dnia 14 IV 1963 r., Nr P4 – 357/65 do bibliotek liceów ogólnokształcących, zakładów kształcenia nauczycieli, zasadniczych szkół zawodowych i techników.”
Zdziwieni, co?

Tak, tak, nawet „za komuny” kto chciał, ten mógł dowiedzieć się o tym, co Ukraińcy wyczyniali z Polakami na Ukrainie! I za tej strasznej komuny Sobiesiak mógł napisać w tej książce otwartym tekstem o tym, że Sowieci aresztowali Cybulskiego, zesłali go do łagrów, a on stamtąd uciekł. Cenzura to przepuściła, proszę państwa! A książka miała przeszło 20 tysięcy egzemplarzy nakładu!

Jestem ciekawa, czy również dzisiaj Ministerstwo Oświaty w Polsce rządzonej przez PiS zadba o to, by podsuwać uczniom w szkołach wartościowe pozycje historyczne, w tym także książki na temat ludobójstwa na Wołyniu? Mam nadzieję, że tak!

Niech zbrodnie UPA nigdy więcej nie będą zmiatane pod dywan!
 
Sobiesiak Józef, „Przebraże”, Wyd. Lubelskie, Lublin 1973


Wykorzystane zdjęcia pochodzą z zasobów Wikipedii 


Alicja Łukawska

Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko

2 komentarze:

  1. Kaye, dzięki za wstawienie okładki!
    Ja miałam egzemplarz z taką strasznie zniszczoną okładką, bez obwoluty...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...