Huculszczyzna – kraina piękna i dzika. Co do jej urody nie ma wątpliwości, dzikość już dawno temu została jednak częściowo oswojona przez inżynierów i to w sposób bardzo imponujący. Kamienne wiadukty kolejowe w Worochcie powstały w XIX wieku, jak nam opowiadał nasz przewodnik, w ich budowie brał udział jakiś Włoch, który później, wzorując się na swoich karpackich doświadczeniach, wzniósł kilka podobnych i bardzo ważnych konstrukcji w Italii. Nie zanotowałem sobie nazwiska budowniczego pewny, że znajdę je w przewodnikach, bądź moim opublikowanym przed wojną przez Wydawnictwo Tadeusza Złotnickiego papierowym oknie na tamten świat. Teraz przekopałem zatem wszystkie dostępne źródła i co? I nic. Przewodniki mówią tylko, że wiadukty trzeba zobaczyć, a „Polska w krajobrazie i zabytkach”, w części dotyczącej opisu zdjęć, tłumaczy tylko piórem Antoniego Karczewskiego (inżyniera architekta), że: Wiadukt kolejowy, zbudowany na potężnych arkadach kamiennych, których ideję (trzymam się pisowni z 1930 roku, przyp. – ja) zapoczątkowali starożytni Rzymianie w słynnych wodociągach. Ten kamienny system budownictwa dopiero obecnie ustępuje konstrukcjom żelbetonowym (oj, w tym wypadku bardzo im ustąpił, ale o tym dalej – znów ja), jakkolwiek już od drugiej połowy XIX w. w budownictwie mostowem pojawiły się konstrukcje żelazne, rozwijając się równolegle z systemem kamiennych arkad.
W czasach austriackich linia kolejowa, której elementem były te wiadukty, zaczynała się w Stanisławowe i biegła dalej na Sziget. W II RP jej polski odcinek kończył się na Woronience, gdzie, za tunelem ponad kilometrowej długości, rozpoczynała się Rumunia.
W Worochcie znajdują się trzy wiadukty. Największe wrażenie robił oczywiście ten ogromny, zniszczony podczas I wojny i odbudowany, ostatecznie dobity w trakcie drugiego konfliktu światowego. Sowieci nie podjęli się reanimacji kamiennej wybudowali obok niej potworka z betonu.
Tak słynny wiadukt prezentuje się na zdjęciu pochodzącym z wydanej w 1930 roku „Polski w krajobrazie i zabytkach”. Fotografię, jak widać, wykonał Henryk Gąsiorowski, autor zamieszczonej w tym dziele notki o atrakcjach województwa stanisławowskiego, bardzo również zasłużony dla Pomorza.
Zrujnowany budynek na pierwszym planie był wybudowanym przed wojną sanatorium kolejowym. Spłonął kilka lat temu i jakoś nie zanosi się na to, by ktokolwiek planował go odbudować.
Hm, jak wszystkie znane mi sanatoria kolejowe, także i to zostało zbudowane niedaleko torów. Ja rozumiem, że hałas przejeżdżających pociągów może być dla wielu muzyką bardzo przyjemną dla ucha, czy jednak spracowany kolejarz, który wybiera się na wczasy, by podreperować zdrowie i od pracy odpocząć, nie czułby się lepiej gdzieś daleko od torów?;)
Ciekawostką na tej linii są nie tylko wiadukty, ale i tunele. Sił ich! Jeszcze niedawno były też one dość silnie bronione. Ta budka u wylotu służyła (a może nadal jeszcze służy?) wartownikowi z kałachem. Fotka trochę niewyraźna, ale robiłem ją z jadącego autobusu.
Tak słynny wiadukt prezentuje się na zdjęciu pochodzącym z wydanej w 1930 roku „Polski w krajobrazie i zabytkach”. Fotografię, jak widać, wykonał Henryk Gąsiorowski, autor zamieszczonej w tym dziele notki o atrakcjach województwa stanisławowskiego, bardzo również zasłużony dla Pomorza.
Zrujnowany budynek na pierwszym planie był wybudowanym przed wojną sanatorium kolejowym. Spłonął kilka lat temu i jakoś nie zanosi się na to, by ktokolwiek planował go odbudować.
Hm, jak wszystkie znane mi sanatoria kolejowe, także i to zostało zbudowane niedaleko torów. Ja rozumiem, że hałas przejeżdżających pociągów może być dla wielu muzyką bardzo przyjemną dla ucha, czy jednak spracowany kolejarz, który wybiera się na wczasy, by podreperować zdrowie i od pracy odpocząć, nie czułby się lepiej gdzieś daleko od torów?;)
Ciekawostką na tej linii są nie tylko wiadukty, ale i tunele. Sił ich! Jeszcze niedawno były też one dość silnie bronione. Ta budka u wylotu służyła (a może nadal jeszcze służy?) wartownikowi z kałachem. Fotka trochę niewyraźna, ale robiłem ją z jadącego autobusu.
Na koniec kilka słów o egzemplarzu „Polski w krajobrazach i zabytkach”, dzięki któremu zafascynowałem się kiedyś Huculszczyzną. Ta moja przedwojenna biblia krajoznawcza musiała mieć dość ciekawą i burzliwą historię i wcale nie chodzi mi o to, że tyle razy kartkowane przeze mnie tomiszcze, jest nieco sfatygowane. Znalazłem w nim kilka ciekawych pieczątek informujących o księgozbiorze, którego przed 1939 rokiem musiał być on częścią. Oto jedna z nich... Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić skrót PKS?
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Piąta strona świata
Wspaniały, wakacyjny temat i jakże interesująco opowiedziany! Trzeba przyznać, że jest coś fascynującego w kolejowych tunelach, wiaduktach, dworcach i małych stacjach, jakaś nostalgia, nutka romantyzmu oraz mnóstwo wspomnień. Przybyło kolejne miejsce na mapie, które chciałabym zobaczyć!
OdpowiedzUsuń