„Zapisane
w gwiazdach” Lucie di Angeli-Ilovan to prequel „Żniwa gniewu” tej samej
autorki. Jest to fabularyzowana opowieść Autorki o jej ciotce i matce, które
naprawdę nazywały się Kazimiera i Maria Ganeckie. Ich nazwisko zostało w
powieści zmienione na Góreckie.
Pierwsza
powieść Lucie di Angeli-Ilovan opowiadała o tragicznych wojennych losach
Kaszmiry i Maruszki (tak zdrobniale nazywano Kazimierę i Marię). Tamta powieść
była wydana w 2011 roku, ja ją kupiłam jesienią 2014 roku przypadkiem z jakimś
babskim pismem. Pamiętam, że jak zaczęłam czytać, to wpadłam po uszy, tak była
wciągająca. Czytałam i płakałam, płakałam i czytałam dalej. Jest to niezwykle
chwytliwa i trzymająca w napięciu historia. Czytałam tę książkę aż dwa razy,
raz za razem, by lepiej wszystko zrozumieć i zapamiętać.
Lucie di
Angeli-Ilovan, mimo egzotycznie brzmiącego imienia i nazwiska, jest Polką,
urodziła się w Zielonej Górze, a potem wyemigrowała z Polski, najpierw do
Francji, a potem do USA. „Żniwo gniewu”
to jej debiut literacki.
W
2014 roku pisałam o tej powieści na blogu. Przytoczę tutaj fragment tamtej
recenzji:
„Dwie
kobiety, dwoje dzieci i dwa totalitaryzmy XX wieku... Przejmująca opowieść o
trudnej, wojennej wędrówce dwóch sióstr z Mołodeczna (dzisiaj to Białoruś) na
Ziemie Odzyskane pod zachodnią granicą Polski. Czytałam i płakałam, płakałam i
czytałam… „Żniwo gniewu” Lucie di Angeli-Ilovan to świetnie napisana i
trzymająca w napięciu książka, czyta się ją jednym tchem!
Latem
1939 r. Kaszmira i Maruszka miały po dwadzieścia parę lat i były świeżo
poślubionymi żonami. Tuż przed wojną Kaszmira wyszła za żydowskiego komunistę
Szuryka i zamieszkała w Nowojelni koło
Grodna, gdzie oddziedziczyła dom po ciotce. Pracowała tam jako kucharka w
sanatorium. Maruszka (krawcowa) wyszła za przystojnego ułana z pułku w
Mołodecznie, właściciela majątku ziemskiego koło Tarnowa. We wrześniu 1939 r.
zaczęła się wojna. Najpierw na Kresy zaczęli przyjeżdżać uchodźcy z
bombardowanej przez Niemców centralnej Polski, a 17 września weszli Sowieci.
Mąż Kaszmiry powiesił w kuchni portret Stalina i zaczął pracować dla
bolszewików. Mąż Maruszki ukrywał się w Puszczy Nalibockiej wraz z innymi
partyzantami i odwiedzał żonę po kryjomu.
Maruszka
urodziła najpierw jedno, potem drugie dziecko. W 1941 r. weszli Niemcy. W
czasie bombardowania szpitala przez niemieckie lotnictwo zginęła matka sióstr,
która leżała tam po operacji biodra. Potem Niemcy złapali i wywieźli Żyda
Szuryka. Niemiecki patrol zastrzelił w lesie męża Maruszki. Siostry postanowiły
wyjechać z Kresów w bezpieczniejsze miejsce. I tak zaczęła się ich kilkuletnia
wojenna wędrówka, w trakcie której pechowym zbiegiem okoliczności trafiły wraz z dziećmi na roboty przymusowe w
niemieckich majątkach w Prusach Wschodnich. Potem było „wyzwolenie” przez Armię
Czerwoną, obóz przejściowy NKWD w Działdowie, krótki pobyt w Nasielsku i
Krakowie, a także krótkie odwiedziny w znacjonalizowanym już przez władzę
ludową i zrujnowanym dworze męża Maruszki pod Tarnowem. Włosy stają dęba na
głowie, jak się czyta, co te kobiety przeszły! Została im wprawdzie oszczędzona
wywózka na Sybir czy do Kazachstanu, jaka była udziałem wielu Polaków z Kresów,
ale za to spotkał je szereg innych nieszczęść, jakie mogą spotkać kobietę w
czasie wojny.”
To
jest okładka „Żniwa gniewu”:
„Zapisane
w gwiazdach” to opowieść o wcześniejszych losach sióstr Ganeckich. O ich babce pochodzącej
z bogatego ziemiańskiego rodu, która zakochała się w stajennym i uciekła z
domu, a rodzina ją wyklęła. O ich matce, która wyszła za stolarza-alkoholika,
który popijał z Żydem Mośkiem i robił z nim interesy, o braciach, starszym
Aleksandrze i młodszym Józiu, o koleżankach i znajomych z Mołodeczna i
Nowojelni, o I wojnie światowej, wojnie z bolszewikami w 1920 roku, o ciężkim bytowaniu
Polaków w okresie międzywojennym, o ówczesnym kryzysie gospodarczym i
wszechobecnej biedzie. No i kresach wschodnich, oczywiście, bo to wszystko
dzieje się na Kresach, za wyjątkiem krótkich epizodów fabularnych (pobyt brata
Józia w wojsku w Twierdzy Modlin i w niemieckiej niewoli, pobyt Szuryka, męża
Kaszmiry, w więzieniu w Białymstoku).
To
się czyta, proszę państwa, to się czyta! Autorka ma ogromny dar snucia ciekawych
opowieści o szarym dniu codziennym ówczesnej Polski. Z detalami opisuje różne
zwyczajne sytuacje, a przede wszystkim ciężką walkę rodziny Ganeckich o byt, o
przeżycie w czasach, kiedy stale brakuje na wszystko pieniędzy. Przyznam, że w
pewnym momencie byłam już tym trochę znużona tą codziennością, jednak akcja wyraźnie
przyspieszyła, gdy doszło do wybuchu II wojny światowej. Wtedy zrobiło się
naprawdę dramatycznie! W pewnym sensie Autorka powtórzyła tu niektóre
informacje zawarte w pierwszej książce, z tym że rozszerzyła je i opisała
dokładniej. Czytamy więc o napaści Niemiec hitlerowskich na Polskę, o kampanii
wrześniowej, o tym jak Józio Ganecki dostał się do niemieckich niewoli, a
Niemcy w ramach przyjaźni ze Związkiem Radzieckim przekazali polskich jeńców
wojennych Sowietom, o rządach Sowietów na kresach, o napadach UPA na Polaków na
Wołyniu, o partyzance polskiej w lasach pod Mołodecznem, do której należał mąż
Maruszki i o partyzance żydowskiej w lasach pod Nowojelnią, do których należał
mąż Kaszmiry. Autorka wprowadziła do swej powieści nawet kontrowersyjne postaci
braci Bielskich, komunistów i partyzantów żydowskich, którzy przez jednym
uważani są za bohaterów ratujących Żydów, a przez innych za rzeźników polskiej
ludności, bo napadali na polskie miejscowości na Kresach, zamordowali np.
przeszło stu mieszkańców polskiej wioski Naliboki, a potem całą ją spalili.
Cała
powieść jest zgodna z przekazami historycznymi i bardzo realistyczna. Ale,
niestety, mimo wielkiej sympatii do tego tekstu i podziwu dla literackiego talentu Autorki muszę powiedzieć tutaj o
pewnych rażących błędach, jakie zauważyłam.
Po
pierwsze – Mińsk.
W
powieści jest wątek wyjazdów bohaterek do Mińska na zakupy, bo tam są większe,
lepiej zaopatrzone sklepy. Jadą sobie do tego Mińska, obkupują się tam i
wracają. Podkreślam, że rzecz dzieje się w dwudziestoleciu międzywojennym. A ja
się pytam, jak, na Boga, siostry Ganeckie mogły sobie tam pojechać, skoro w
tamtym okresie Mińsk już był za kordonem? W tym czasie Mińsk nie należał do
Polski, ale do Związku Radzieckiego. Maruszka i Kaszmira w żadnym wypadku nie
mogły pojechać tam, ot, tak sobie, na zakupy, bo musiałyby przekraczać granicę
ze Związkiem Radzieckim. Wątpię także, by w Sowietach mogły kupić lepsze ciuchy
i buty, niż w Polsce. Nie wiem, być może w rodzinnej tradycji ustnej zachowało
się wspomnienie takiej wyprawy i Autorka ją opisała. Ale to na pewno było
jeszcze w czasach carskich, a nie po 1920 roku!
Zdziwił
mnie ten błąd, ponieważ, jak wcześniej pisałam, w sensie faktograficznym
powieść jest zgodna z tym, co można przeczytać w różnych dokumentalnych
tekstach z epoki, różnych wspomnieniach i pamiętnikach. A ja przecież czytam
tego na kopy!
Druga
sprawa, niemniej szokująca. Autorka pisze, że po napaści Niemiec hitlerowskich
na Związek Radziecki niektórzy Polacy, wcześniej wywiezieni przez Sowietów,
zaczęli wracać do domu, to jest na kresy wschodnie. Według niej tak miało być jeszcze
w czasie działań wojennych. I tu powstaje pytanie, jak to było możliwe? Wędrowali
przez fronty, czy jak? Jak sobie Autorka wyobraża powrót do Mołodeczna jednej
bohaterek z Kazachstanu w 1941 roku? Przepuścili ją przez front radziecki, a
potem przez front niemiecki? Przeszła sobie tamtędy piechotą czy przejechała
czołgiem? To samo dotyczy innego bohatera, który rzekomo w tym samym czasie miał
wrócić z wywózki na Syberię. To nie było możliwe, droga pani! W żadnym wypadku!
Dziwię się, że Autorka zrobiła takie pomyłki. Dziwię się, że nie wyłapał ich
nikt w wydawnictwie, bo przecież ta książka miała chyba jakiegoś redaktora.
Chyba, że się mylę?
A
jeśli się mylę, to chętnie wysłuchałabym wyjaśnień Autorki w sprawie tego
Mińska i tych niezwykłych powrotów Polaków z wywózek.
A
poza tym, książka jest świetna i warta czytania. A ja czepiam się, bo jestem
dociekliwa!
Więcej
o siostrach Góreckich/Ganeckich znajdziecie tutaj:
Dwie
siostry z Wilna i ich mężowie | - Kresy24.pl kresy24.pl/33450/dwie-siostry-z-wilna-i-ich-mezowie/
Alicja Łukawska
Tekst ukazał się na blogu Archiwum Mery Orzeszko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz