czwartek, 13 listopada 2014

Beata Obertyńska, W domu niewoli








Patrzę na zaokienny termometr. Minus dziesięć. Tylko...

Od głodu,
od pochodów,
od deszczu, od wszy, od powietrza na wietrze w skos prutego twarzą,
od ognia - kiedy nocą odejść ci go każą,
od tajgi, co do kolan moczarem namaka,
od urwanej podeszwy, od skradzionego chlebaka - wybaw nas Panie!
Od tundry, twarzą w niebo leżącej na wznak,
od zmory białych nocy,
od komarzych młak,
od nagłych a niespodzianych wymarszów ponocnych,
od świtów ołowianych
i zmroków popielnych 
- Święty Boże,
- Święty Mocny
- Święty a Nieśmiertelny
- wybaw nas Panie! [...]

Czytam od kilkunastu godzin, rozglądam się nieprzytomnym wzrokiem, pochylam się znowu. Jaką drogę przebyła polska arystokratka w ciągu kilku miesięcy, zanim stała się świerzbowatą łachmaniarą pod biegunem? O książce Beaty Obertyńskiej W domu niewoli słyszałam już na studiach, ale tyle ważnych spraw mnie pochłaniało, tyle niepotrzebnych książek po drodze przeczytałam! W końcu jest i uderza z siłą niespotykaną. Siłą jest spokojna narracja, relacjonowanie wydarzeń, miejsc, spotkań i doświadczeń. Losy tych, których autorka spotyka, mówią o milionach represjonowanych przez sowiecki ustrój. Bolszewicki system miażdżył wrogów i swoich, więc mam przed sobą obraz życia w kolejnych więzieniach - lwowskie Brygidki, potem Kijów, Charków, Chersań, znów Charków i ostatni przed łagrem, budzący grozę Starobielsk. Bo tiurmy są wszędzie! Jak Rosja długa i szeroka, wzdłuż linii kolejowych, czyhają na ludzi te wrogie, nienawistne, nienasycone mury, łykając swój żer dniem i nocą jak rok długi. [...] Cóż to za straszny młyn - taka tiurma! Miele ludzką plewę, przesypuje, zgarnia znów, miażdży, rozciera. Każdy ślad zostawiony po sobie był zacierany, a jednak w Charkowie z niewiadomych powodów ocalała ściana z tysiącami napisów. Dziwny, upiorny zgiełk tych ścian, niemy, splątany ich krzyk, ten rozpaczliwy wysiłek zostawienia po sobie śladu, znaku... 
Dlatego czytam, choć co rusz muszę wycierać okulary.

Nie da się streścić tej książki. Żadne słowa - moje przynajmniej - nie oddadzą grozy tych chwil. Choć prawie nie ma tu wycia katowanych, egzekucji. Są cele, walka o godność, konflikty, bo depczą po sobie kobiety z tak różnych światów, są opowiadania, nauka, humor często rozładowujący chwile napięcia. Są też modlitwy. Tu upatruję jednej z przyczyn, dla której książka nie jest promowana (na ilu blogach pojawiła się recenzja?). Póki Polski, póki z Bogiem! - mawiał dziadek jednego z bohaterów i choć Jędrek po kościołach nie latał, bo milsze mu były panny od sutanny, bez wieczornego pacierza się nie położył. Sama autorka stwierdza, że trzymała ją często przy życiu ślepa wiara w miłosierdzie Boże i niezachwiana pewność, że nas Pan Bóg woli od bolszewików. Zaszyty w obrąbku krzyżyk przetrwał wiele rewizji. Za posiadanie różańca z chleba groził karcer. Nic nie powstrzymywało więźniarek przed wspólnym odmawianiem litanii. 

Druga przyczyna niepopularności książki to ogromne poczucie polskiej narodowości. Przedwojenne sympatie endeckie dają o sobie znać. W wielu miejscach Obertyńska pisze, kto stał murem za systemem i jak więźniarki innych narodowości i wyznań odnosiły się do Polek. Mówi o jednej współwięźniarce: Polski nienawidzi całą duszą. Opowiada - gdzie może - różnym rosyjskim Żydówkom i babom, jak to u nas źle i ciężko było Żydom, jak byli prześladowani, jaką cierpieli nędzę i inne tego rodzaju bzdury. 

Bezwzględnie powinna być to szkolna lektura. Pierwsza, przed Czapskim czy Herlingiem - Grudzińskim. Tak przejmującej relacji i zamkniętego obrazu życia łagierniczek w literaturze nie spotkałam. Rangę świadectwa podnosi fakt, że przedstawia je przedwojenna poetka. I w grozie białych dni potrafi przysiąść i zachwycić się Uralem czy polarną zorzą. Język! Język jest niesamowity.

(Niebo)... zaczęło oddychać kolorami. [...] Tak. Płynny dreszcz kolorowego ruchu, dyszący faliście w pustce między ziemią a gwiazdami - oto zorza polarna.

I już krótko. Cudem odratowana przez lekarza dowiaduje się o amnestii. Ta dziwna amnestia od win nigdy nie popełnionych nie jest jednoznaczna z uwolnieniem. Do Buchary droga daleka. O tym traktuje druga część książki "Na tak zwanej wolności". Ostatnie karty to wiersze z łagrów, a fragment jednego z nich - powyżej.


Tekst oryginalny ukazał się na blogu Dom z papieru 



5 komentarzy:

  1. Czytałam wspomnienia Obertyńskiej już dość dawno,ale do dzisiaj pamiętam,że byłam pod wrażeniem,dosłownie pochłaniałam nocami:-),zachwycił mnie poetycki język poetki.Trudno jest uwierzyć,ile człowiek zniesie,ile kobieta udźwignie tragedii...ale,jak podkreślono w recenzji,siły dodawała jej głęboka wiara!
    Polecam z czystym sercem każdemu,kto interesuje się tą tematyką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele książek łagrowych ma wartość wspomnieniową. Obertyńska dodała wartość literacką. Książka warta każdej minuty. Wypisy kobiet (Obertyńska, Naglerowa) odbieram ze zwielokrotnioną siłą. Czytać i już:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książkowcu, ale już chyba nie narzekasz na brak blogerskich opinii o tego typu literaturze? Książka Beaty Obertyńskiej (wspaniała i wstrząsająca, bez dwóch zdań) jest pierwszą na tym blogu, która ma aż trzy recenzje. :)

      Usuń
    2. Literatura Kresów to najpiękniejszy dar, jaki możemy złożyć Kresowiakom i pamięci:)

      Usuń
    3. Zaczynam się mocno wstydzić, że jeszcze nie przeczytałam Obertyńskiej... Muszę poszukać w bibliotece.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...