wtorek, 18 listopada 2014

Anna Bolecka, Biały kamień




„Biały kamień” to powieść, która przywiewa dawno zapomniane zapachy siana skoszonego na łące, rosy tuż o poranku, przypomina smak prostych, smacznych potraw, takich, jakie pamięta się z dzieciństwa. To wspomnienie mojego ojca, który uwielbia pokrojoną cebulę na pajdzie świeżego, wiejskiego chleba. Teraz już wiem dlaczego. To także moje wspomnienia, niektóre mgliste, ale przynoszące mi uczucie szczęścia i bezpieczeństwa. Mój dziadek siedzący przed domem na ławce, zawsze w towarzystwie kota, który nie opuszczał go na krok. To dźwięk piosenek, które często śpiewał mnie i mojemu kuzynowi lub przy pracy. To wiatr we włosach podczas przejażdżek bryczką, jego śmiech i ogromne poczucie humoru.

„Gdy się nie wie, co nastąpi później, i jak ważne jest to, co właśnie nas spotyka, pamięć działa kapryśnie, pozostawiając na przyszłość zaledwie okruchy rzeczywistości.”
Później moje wspomnienia są już bardziej wyraziste. Dziadek na wózku, częściowo sparaliżowany, gra ze mną w warcaby i karty oraz opowiada historie o wojnie. Nie pamiętam już ich i nikt mi ich nie przypomni, bo dziadek zmarł, gdy miałam 9 lat.

Wiem jednak, że w domu rodzinnym mojego Taty czułam się zawsze bezpieczna, zawsze szczęśliwa i kochana. Tam zawsze dawano nam odczuć, że dzieci, wnuki są największym dobrem i szczęściem, a każda nasza wizyta w ich domu była dla nich świętem i ogromną radością. Te cukierki czekoladowe na kartki, które babcia zawsze dla nas miała. I irysy maczki. Skąd je brała? Wiem, że dzieliła zawsze sprawiedliwie i nikogo nie wyróżniała. Pamiętam, że godzinami mogłam przesiadywać w ich kuchni patrząc na krzątającą się Babcię, słuchając jej opowieści o marach i strzygach. Nigdy jej nie przeszkadzałam, zawsze czułam się ważna i potrzebna. Pamiętam, że raz byłam u nich gdy miałam ospę, bo moi rodzice bawili się na weselu kuzynki Mamy. Wyglądałam okropnie i kiedy tylko widziałam się w lustrze, to bardzo płakałam. Moi Dziadkowie pozasłaniali wszystkie lustra w domu, bo serce im pękało, kiedy tak rozpaczałam. Nigdy tego nie zapomnę, tyle to dla mnie wtedy znaczyło,

Kiedy zmarł mój Dziadek, mój bezpieczny świat runął, miesiącami potrafiłam ronić łzy w drodze do szkoły, to był mój czas, kiedy go wspominałam. Toteż kiedy urodził się mój Syn wiedziałam już jak go chcę nazwać. Mam więc Antosia, który idzie przez życie z uśmiechem na buzi lub śpiewając, sprawiając wrażenie wiecznie zadowolonego. Zupełnie, jak Jego Pradziadek.

Takie właśnie duchy przeszłości przywołała ta magiczna książka. Cokolwiek chciałabym o niej napisać wiem, że będzie zaledwie dotknięciem tego, o czym właściwie jest, zaledwie wierzchołkiem wulkanu emocji, który we mnie wywołała.

Pradziadka, głównego bohatera książki, poznajemy u schyłku jego życia, a potem wracamy do jego dzieciństwa, do czasu, kiedy po wstrząsającej nocy na cmentarzu narodził się ponownie. Czas w „Białym kamieniu” zatacza krąg, bo rodząc się zaczynamy umierać, a umierając dajemy nowe życie. Bo czas nie ma początku, ani końca. „>>To jest doskonałe – powiedział Benko Lubin i podniósł rękę. Kciukiem i palcem wskazującym zamknął kółko powietrza. Jego tajemnicza żydowska twarz zastygła na ułamek sekundy w wyrazie zdumienia i podziwu. – Ale to cierpki owoc<<.

O czym on mówi? – pomyślał Pradziadek i ujrzał nagle wielką białą skałę, na której wiatr szarpie kępki suchej trawy wrośniętej w szczeliny. >>Połóżcie księgę na wzgórzu. Wiatr będzie przewracał jej kartki, od początku do końca, od końca do początku i z powrotem. Połóżcie ją na wzgórzu i spójrzcie: wasz los jest jak księga, którą czyta wiatr<<”.

Franek, Mały Pradziadek, od początku jest inny, nie tylko dlatego, że odstaje od miejsca, w którym żyje, ale także inaczej widzi świat. Docenia wszystko, co go otacza, cieszy go jadło na stole, kuchnia, w której śpi na sienniku z braćmi, świat wokół. To, czego zazwyczaj nie dostrzegamy, nie doceniamy, Pradziadkowi daje ogrom wrażeń. On czuje intensywniej, słucha kropli deszczu, wącha ziemię, dotyka napotkane po drodze rośliny. Otwiera przed nami swoje wnętrze, pozwala czuć nam wszystko tak, jak on to czuje i spojrzeć na świat tak, jak on go dostrzega. Widzimy to kłębowisko myśli, odczuć, spostrzeżeń, wątpliwości. Tam pomiędzy ciszą są przecież smaki, zapachy, obrazy, wspomnienia. To czasami także wybór pomiędzy śmiercią zwierzęcia a nakarmieniem siebie czy ocaleniem drugiego człowieka, wybór pomiędzy miłością Adama i Ewy, która zaczęła się podczas obrzędu turlania, a obowiązkiem.

„Na Podolu biały kamień
Podolanka siedzi na nim
Przyszedł do niej Podolanek...”
Miłość trudna, ale jakże wielka.

Świat z przełomu XIX i XX wieku. Świat, którego już nie ma. Świat, który został utrwalony w opowieściach i wspomnieniach. Kuromęki, wieś na Podolu.

“To był świat na pograniczu zaborów, rosyjskiego i austriackiego. Katolicy, luteranie i kalwini szli z zachodu, prawosławni, unici, muzułmanie ze wschodu. Żydzi byli pośrodku, odrębni przez swe zwyczaje”. Wszyscy oni byli tak różni, z Chawą pędzącą przez łąkę i wykami mieszkającymi pod belką stropową, czy chociażby z wierzeniami chasydzkimi. Ale mimo wszystko podobni.

Tam wszystko dzieje się z rytmem przyrody, pomiędzy roślinami, zwierzętami i ludźmi istnieje ścisła zależność, powiązanie, a życie jest wypełnione sensem istnienia. Nikt jeszcze tak pięknie, według mnie, nie opisał więzi człowieka z przyrodą, chociażby z tego powodu warto przeczytać książkę.

„Biały kamień”, to powieść, która niezwykle subtelnie mówi o sprawach trudnych, bolesnych, czasami niezrozumiałych. Te splecione ze sobą symbole, obrazy, myśli tworzą książkę, którą czyta się z zachwytem podziwiając pióro Autorki, docenia się celowość zadawanych pytań, szczególnie tych przemilczanych, czuje się wrzenie emocji ukrytych pod spokojnym słowem. „Biały kamień” rozjaśnia mrok i powoduje, że można okiełznać strach i obawy. Dla mnie to nie tylko biały kamień, ale diament, który migocze tysiącem barw na mojej ścieżce w świecie literatury.

 
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Myśli Czytelnika

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...