Ulana Honczarowa miała wyjątkowego pecha w życiu. Nie dlatego, że uwikłała się w romans z dziedzicem - wiejska społeczność nie takie rzeczy toleruje, jeśli musi. Także nie z powodu zazdrosnego męża, który zareagował na całą sytuację ze skumulowaną energią kilku zazdrosnych mężów razem wziętych.
Pech Ulany polegał na tym, że się zakochała...
Opowieść o miłości niemożliwej mogłabym spuentować co najwyżej linkiem do pewnej piosenki grupy Die Ärzte (klip tu, tekst tu), gdyby nie pewna rozmowa (pierwsza rozmowa Ulany i jej loverboya):
"-A zwitki ty?- spytał Tadeusz. - Z seła. - Z Ozera?..."[1]
Akcja większości dotychczas przez mnie przeczytanych książek JIK-a rozgrywa się (przynajmniej częściowo) na kresach. Jedynym wyjątkiem jest tu Stara Baśń, tu żadnym sposobem nie dało się wprowadzić do akcji choćby kilku Poleszuków bądź Wołyniaków. Wszystkie poprzednie książki traktowały jednak o ludziach z warstwy średniej czy wyższej, mimo rusińskich korzeni zazwyczaj od pokoleń spolonizowanych i odcinających się od ludu. Odrębność tych terenów wypływała na powierzchnię rzadko, np. w "U babuni" jeden z bohaterów stwierdza, że jedzie "do Lachów" - miał na myśli sandomierszczyznę. Mimo jednak tej odrębności - kresy były cześcią Polski, być może najważniejszą dla określenia jej unikalności. Porównując świat JIK-a i dzisiejszy, fakt, że zniknęły nie tylko z mapy, ale ze świadomości Polaków, wygląda na amputację.
Mamy jednak drugą stronę tego obrazu. Polskie (bądź spolonizowane) były tylko warstwy "trzymające władzę", u ludu wprawdzie jeszcze w momencie pisania książki (1842), jeszcze nie zaczęła się kształtować odrębna świadomość narodowa (w tym przypadku ukraińska, Polesie, gdzie rozgrywa się akcja książki, leży w tym momencie na pograniczu Ukrainy i Białorusi).
"Ulanę", właśnie dlatego, że próbuje pokazać pełniejszy obraz społeczeństwa i zwraca uwagę na specyfikę kulturową, zaliczyłabym do nurtu powieści kresowej (obok "Nad Niemnem" i "Zasypie wszystko, zawieje"). Nie wiem, czy sięgnę po raz kolejny po kolejną powieść ludową Kraszewskiego. Na pewno jednak "Ulana" zaostrzyła mój apetyt na kolejna literacką podróż na kresy. Choćby na Polesie. Spójrzcie jak tam pięknie....
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Filety z Izydora
To prawda, że zniknięcie Kresów z naszej szeroko pojętej świadomości jest wielką stratą. Bardzo dobrze to ujęłaś. "Ulany" nie czytałam, choć tytuł nie jest mi obcy. Kraszewski, jak zauważyłam w jego "Wspomnieniach z podróży do Odessy...", miał żyłkę etnografa i zwracał uwagę na charakterystyczne cechy strojów ludności zamieszkałej na odwiedzanych terenach.
OdpowiedzUsuń