Z
całej plejady poetów dwudziestolecia międzywojennego Józef Łobodowski
pozostaje najmniej znanym, a nawet zapomnianym twórcą. A przecież jego
biografia i dorobek są równie barwne i imponujące, warte uwagi i
ponownego odkrycia. W antologii poezji polskiej doby międzywojennej,
wydanej w 1997 roku, są zamieszczone trzy wiersze jednego z najbardziej utalentowanych poetów dwudziestolecia międzywojennego, a związanego
z II Awangardą i kręgiem pisarzy ideowo lewicowych. Zatem lekturę
spisanych przez Józefa Łobodowskiego w Madrycie wspomnień połączyłam z
lekturą jego wierszy. Nielicznych wprawdzie, ale dających jako takie
pojęcie o jego nieprzeciętnych zdolnościach twórczych oraz o tym, że
tworzona przez niego w latach trzydziestych liryka była przesycona
tragicznym patosem.
We wstępie Jacek Trznadel napisał:
Droga życiowa i artystyczna Łobodowskiego ukazuje zwątpienie, rozterki, rozpacz, ale i ocalenie niezależnych, wolnych wyborów ideowych i artystycznych w polskiej literaturze ostatniego stulecia. Jego wspomnienia są istotnym przyczynkiem do rozpoznania perypetii ideowych i biograficznych tej literatury w latach trzydziestych, a zwłaszcza przeżyć i postaw młodziutkiej wtedy generacji "katastroficznej".
Książka zawiera opis niezwykle burzliwego życia, od patriotycznej i "kozackiej" zarazem atmosfery domu rodzinnego po lata trzydzieste, kiedy to kiełkowały się i kształtowały poetycki talent i światopogląd Józefa Łobodowskiego. Jest to głos świadka doniosłych wydarzeń z historii, począwszy od rewolucji rosyjskiej w latach 1915-1916, a potem bolszewickiej (oglądał jej krwawe epizody, w tym pogrom ludności niemieckiego pochodzenia, oraz doświadczył głodu), poprzez odradzające się państwo polskie po I wojnie światowej, po lata trzydzieste, kiedy to pojawiało się coraz więcej złowieszczych znaków, że może wybuchnąć kolejna, jeszcze straszniejsza wojna. Głos człowieka dziś może nieco zapomnianego, ale jakże dla polskiej literatury i historii znaczącego. Książka wnosi nowe akcenty do tego, co już wiemy o literackim środowisku dwudziestolecia międzywojennego. Wspomnienia ukazują bowiem w nieznanym dotąd i wiarygodnym (Łobodowski doskonale znał literatów, których opisuje, z większością się przyjaźnił) świetle największe osobistości poetyckiego parnasu doby międzywojennej: Józefa Czechowicza i zgromadzonych wokół niego w Lublinie kolegów po piórze, Juliana Tuwima, Mieczysława Grydzewskiego, Kazimierza Wierzyńskiego, Zuzannę Ginczankę. Przedstawia także ze swojej perspektywy losy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego i Władysława Broniewskiego. Ponieważ przywołane przez Łobodowskiego historie dotyczą pokolenia, które zostało przetrzebione przez wojnę, a potem komunizm, poeta nazwał swoje wspomnienia "przechadzkami po cmentarzu".
Łobodowski urodził się w 1909 roku w Purwiszkach na Suwalszczyźnie. W okresie międzywojennym Purwiszki znajdowały się w Polsce (była to Litwa Górna, zwana dawniej Auksztotą, i takiego określenia użył we wspomnieniu Łobodowski), obecnie są poza jej granicami. Poeta rozpoczął swoje malownicze wspomnienia od podszytych autoironią i humorem opowieści o swoim kresowym dzieciństwie, charakterystycznym dla dziecka ze średniozamożnej rodziny ziemiańskiej, a spędzonym kolejno w Lublinie, Moskwie, Jejsku (portowym mieście położonym przy Morzu Azowskim) i z powrotem w Lublinie. Uprzedzając ewentualne pytania ciekawych czytelników, poeta wyjaśnia, dlaczego, urodzony w Auksztocie, znalazł się tak szybko w Lublinie;
Po
powrocie z wojny japońskiej - mieliśmy w domu liczne chińskie parawany i
wachlarze, porozwieszane na ścianach; ojciec przywiózł je z Mandżurii -
stary podał się do dymisji i kupił niewielki mająteczek w Purwiszkach,
od rosyjskiego właściciela. Dał zadatek, reszta miała być wpłacana w
dogodnych ratach. Aliści wkrótce potem córka poprzedniego właściciela
zapadła na gruźlicę i lekarze dla jej ratowania nakazali wyjazd do
południowych Włoch. Ojciec gruźliczki napisał do mego ojca błagalny list
z prośbą o przyśpieszenie spłat. Nie było rady, po daremnym
poszukiwaniu pożyczki ojciec sprzedał mająteczek z poważną stratą i
wrócił do służby wojskowej. To wtedy właśnie otrzymał ponownie przydział
do 8. batalionu saperów w garnizonie lubelskim.
Do najciekawszych fragmentów jego reminiscencji należą opisy: dramatycznego powrotu w 1922 roku do Polski, w czasie którego umrze na tyfus jego młodsza siostra (przez Rostów nad Donem, Połtawę, Kijów, Berdyczów, Sławutę, Szepietówkę i Zdołbunów do Równego), lubelskich perypetii gimnazjalnych i studenckich, początków działalności kulturalnej (w tym prokuratorskiej konfiskaty tomiku za obrazę moralno-religijną), służby wojskowej przy 44. Pułku Strzelców Kresowych w Równem i próbie samobójczej, a także definitywnego zerwania z ideologią komunistyczną i związanej z tym próby naocznego przekonania się o tym, o czym już wiedział, czyli głodzie na Ukrainie i jak wygląda "słoneczna rzeczywistość" w Związku Sowieckim. Postanowił to sprawdzić inaczej niż Władysław Broniewski dwa lata wcześniej. Łobodowski bowiem pieszo i nielegalnie przekroczył granicę z Rosją Sowiecką. Naprawdę warto przeczytać o tej graniczącej o szaleństwo wędrówce po Wołyniu i Ukrainie! Oto krótki fragment:
Pierwsze spotkanie z miejscowymi miało swój wdzięk: wczesnym rankiem następnego dnia spotykam na skraju lasu młodą dziewczynę, zbierającą do kobiałki grzyby lub jagody. Podchodzę bliżej: - 'Sława Bohu!' - co zastępuje polskie 'Niech będzie pochwalony!' Nie usłyszałem normalnego 'Na wiki wikiw', dziewczyna popatrzyła na mnie osłupiałym wzrokiem, rzuciła koszyk i w nogi.
Jak doda poeta:
To pierwsze doświadczenie było dostatecznie wymowne, aby zrezygnować z dalszej podróży.
Ignacy
Matuszewski poradzi mu: "Niech Pan to wykorzysta w przyszłości. Teraz
lepiej o tym nie pisać". O tej przygodzie napisze więc dopiero
pięćdziesiąt lat później.
Nie
brakuje poza tym w książce innych fascynujących historii o
tajemniczych czy niezwykłych sytuacjach lub epizodach, choćby o
jasnowidzeniu Cyganki, które się sprawdziło, o tym, jak się
przygotowywał do matury, ucząc się... na cmentarzu, czy nielegalnym
handlowaniu samogonem i samodiełkami w ogarniętej głodem Moskwie i pobycie w związku z tym w celi.
Józef Łobodowski, który sam siebie nazywał "atamanem Łoboda", to niewątpliwie barwna i warta bliższego poznania postać polskiej literatury współczesnej. Należy żałować, że tak późno zaczął spisywać wspomnienia i że urwały się one na przedwojennym okresie jego "kozackiego" żywota. Poeta odniósł się po latach do wielu stereotypowych przekonań na jego temat, w tym do fałszywie wykreowanego, jak sam pisze, "przez oszczercze pióro nieboszczyka Gralewskiego", wizerunku skandalisty, gdyż podobno miał inicjować liczne awantury towarzyskie. Łobodowski stanowczo temu zaprzeczy, stwierdzając, że "skandali obyczajowych prawie nie było" i że teksty jego kolegów po piórze zawierają liczne fantazje i zmyślone wersje. Poeta dosyć skrupulatnie rozprawia się z krążącymi o nim legendami, choćby wokół mieszkańców (uwiecznionego w literaturze za sprawą powieści Zbigniewa Uniłowskiego ) "wspólnego pokoju" przy ulicy Dobrej w Warszawie. Demaskuje kłamstwa na swój temat. Ponadto demistyfikuje utarte sądy na przykład o "sanacyjnym "terrorze w stosunku do lewicowych pisarzy", opisując wielce interesujące sytuacje temu zaprzeczające, albo o niektórych epizodach życiorysów Tuwima, Gałczyńskiego i Broniewskiego. Kto wie, czy autorzy niedawno wydanych biografii tych poetów (Urbanek i Arno) nie będą musieli ich poprawić albo uzupełnić o poglądy Łobodowskiego na ich temat. Wystarczy wspomnieć, iż Łobodowski był przekonany, że Gałczyński popełnił samobójstwo.
Nie sposób wymienić wszystkich intrygujących wątków, jakie pojawiają się w Żywocie człowieka gwałtownego.
Trzeba przeczytać! Prezentację wspomnień,, aby jeszcze bardziej
zachęcić do sięgnięcia po nie, zakończę zapisaną w nich anegdotą
dotyczącą Broniewskiego, a właściwie jego trzeciej żony:
Znałem
pierwsze dwie; Janina, czynna komunistka, wsławiona słynnym strajkiem
razem z Wandą Wasilewską, była bardzo ładna i sprytna, druga, doskonała
aktorka, była wybitnie inteligentna, trzeciej nie znam, opowiadano mi o
niej, że łączy wybitną urodę z nie mniejszą głupotą. Kiedyś wychodząc z
teatru, zdenerwowała się zbyt długim oczekiwaniem na futro i zwróciła
szatniarzowi uwagę: "- Panie, to pan nie wie, że jestem żoną
najwybitniejszego polskiego poety?!".
Szatniarz przyjrzał się jej uważnie, po czym zawołał do swego pomocnika: "- Felek, futro dla pani Słowackiej!'.
**********************************************************************
Wspomnienia Żywot człowieka gwałtownego zostały spisane przez Józefa Łobodowskiego na zamówienie wydawnictwa Editions Spotkania. Pisane były do ostatnich chwil życia. Ostatnie fragmenty zostały wyjęte z maszyny do pisania dzień po śmierci autora. Wspomnienia uzupełnione są o wstęp Jacka Trznadla, kalendarium oraz aneks składający się z tekstów publicystycznych Józefa Łobodowskiego napisanych w przedwojennej Polsce.
Słyszałam charakterystyczną anegdotkę opowiedzianą przez Jana Kotta (człowieka partii i jednego z filarów umysłowych ustroju). Na jakimś odczycie w Żaganiu czy w innym miasteczku w dyskusji ktoś ze słuchaczy zapytał, co dzieje się z poetą Łobodowskim. „Przypadkiem wiem - odpowiedział Kott. - Jest w Hiszpanii frankistowskiej i przez radio wygłasza paszkwil na Polskę demokratyczną”. Na to w sali odezwały się dwa głosy pytając: „O której godzinie?”.
Maria Dąbrowska, Dzienniki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz