poniedziałek, 15 czerwca 2015

"Postąpiłbym tak samo". Wspomnienia "Zośkowca"

Dwudziestowieczna historia Polski obfituje w mnóstwo dramatycznych momentów, w których naród wykazał się heroizmem (tylko pojedyncze jednostki lub grupy się zhańbiły). Często zapominamy, że odnieśliśmy również wiele zwycięstw, np. pokonaliśmy bolszewię. 

Dziś jakieś paskudne epizody dokonane przez motłoch próbuje się przypisywać całemu narodowi. Prawda jest taka, że największym motłochem w ostatnim wieku były motłoch niemiecki i rosyjski. One miały rangę oraz kaliber państwowych armii, to byli bandyci ubrani w mundury pod dowództwem paranoidalnych wodzów, ludobójców, i dokonywali straszliwych rzeczy, gorszych niż niejeden przestępca nazywany zwyrodnialcem (Jan Pietrzak, "W Sieci" 2015, nr 19).

Jestem pasjonatką polskiej historii, która jest niewyczerpanym zasobem dumy i piękna. Dlatego lubię czytać książki opowiadające o tej tematyce, szczególnie wspomnieniowe, w których głos oddaje się świadkom dwudziestowiecznej historii. Do takich publikacji należy świetnie edytorsko przygotowane opracowanie Jarosława Wróblewskiego. Zacytowane wyżej słowa Jana Pietrzaka, który promuje ideę wybudowania Łuku Triumfalnego Bitwy Warszawskiej, dobrze oddają istotę tego, z czym przyszło zmierzyć się w czasie drugiej wojny światowej Henrykowi Kończykowskiemu ps. "Halicz" oraz całemu jego pokoleniu. On jest symbolem swojej generacji i jednym z ostatnich CZTERDZIESTU CZTERECH. Bo tylu jeszcze żyje żołnierzy elitarnego Harcerskiego Batalionu AK „Zośka”. 

Henryk Kończykowski, ps. „Halicz”,członek plutonu „Felek”, wraca wspomnieniami do okresu szczęśliwego dzieciństwa i młodości, spędzonego w przedwojennej Warszawie, przerwanego wkroczeniem do Polski Niemiec i Rosjan we wrześniu 1939 roku. Książka przybliża pełną poświęcenia walkę, odwagę i niezwykle trudne doświadczenia głównego bohatera - "Halicz" opowiedział autorowi o swoich działaniach w Małym Sabotażu oraz walce w okrytej chwałą żołnierską batalionie "Zośka". Następnie poznajemy jego powstańczy szlak, który przemierzył w trakcie sierpniowego zrywu. Tracił wówczas kolejnych przyjaciół, został ranny i przeżywał klaustrofobiczne piekło kanałów ("Halicz" walczył na Woli, Starym Mieście i na Czerniakowie). Po wojnie był represjonowany przez komunistów. Spędził kilka lat w więzieniu (w celi siedział z Niemcami!). Udało mu się uniknąć kary śmierci dzięki ojcu, który sprzedał działkę i zapłacił adwokatowi ogromną sumę, około 100 tysięcy złotych. Dowiadujemy się więc, jak PRL wykańczał w więzieniach bohaterów (wylewanie pełnego kibla i zmuszanie rękami do sprzątania to tylko jedna z licznie stosowanych przez strażników metod zeszmacenia człowieka). Przedstawione przez Henryka Kończykowskiego sposoby upodlenia mogą wstrząsnąć mocno, nawet gdy temat okresu stalinowskiego zna się już z wielu innych książek czy, mniej licznych, sztuk teatralnych i filmów.

Wspomnienia wojenne i z pobytu w stalinowskich więzieniach, którymi 'Halicz" z nikim innym wcześniej się nie dzielił, nawet z żoną i dziećmi, dalekie są od kreowania siebie na bohatera czy męczennika, wręcz przeciwnie. Można odnieść wrażenie, że Henryk Kończykowski umniejsza wymiar swojej pełnej heroizmu postawy. Gdy opowiada o tych fragmentach swojego życiorysu, próbuje przekazać, że robił to, co powinno być obowiązkiem każdego Polaka.

Natomiast wspomnienia z dzieciństwa i młodości to fascynująca podróż do przedwojennej Polski. Poznajemy jej uwarunkowania polityczne oraz społeczno-gospodarcze na przykładzie jednej rodziny inteligenckiej. W rodzinnych opowieściach dużo miejsca zajmuje sylwetka ojca "Halicza", prof. dr inż Stanisława Kończykowskiego i jego kariera naukowa. Stanisław Kończykowski był, jak podkreśla jego syn, czołową postacią wpływającą na gospodarkę elektroenergetyki. W okresie czarnej okupacji niemieckiej z całą energią zaangażował się w pracę konspiracyjną Polskiego Państwa Podziemnego, działając w Delegaturze Rządu na Kraj. Pochodził z zamożnej rodziny, natomiast matka z ubogiej i wielodzietnej. Ojciec Henryka był człowiekiem bardzo pracowitym i przedsiębiorczym, który lubił inwestować (kupować ziemię albo nieruchomości). "Zośkowiec" przypomina warszawiakom, że centrum Warszawy to był wtedy Zamek Królewski i Krakowskie Przedmieście i to centrum kończyło się na Marszałkowskiej. Jak ojciec powiedział babci, że buduje dom przy ul. Dantyszka, to ona się zdziwiła, że buduje go... poza Warszawą. Tam były wtedy pola. Kolej jeździła obecną Filtrową - z jednej strony szerokotorowa, a z drugiej wąskotorowa.

Rodzinie Kończykowskich wiodło się w II Rzeczpospolitej dobrze, więc nie brakowało wyjazdów w góry i nad morze. "Halicz" opisał niezwykłą wycieczkę po Kresach, jaką główny bohater publikacji odbył wraz z rodzicami i bratem latem 1939 roku. Nie przypuszczali, że to będą ich ostatnie beztroskie i szczęśliwe chwile, choć nie brakowało złowieszczych zwiastunów wojny. Jarosław Wróblewski wydobył od Henryka Kończykowskiego wspomnienia, które odzwierciedlają codzienność i urodę choćby Buczacza, Beremian, Dniestru. Wzruszająca jest dla współczesnego czytelnika relacja z wakacji w Rumunii, wzbogacona zdjęciami z podróży. Opis wyprawy kolejno: do Lwowa, "leżącego w głębokim i wąskim parowie na wysokim brzegu Strypy" Buczacza, znajdujących się u ujścia Strypy do Dniestru Beremian - "raju na Podolu", okolic Czortkowa, Okopów św. Trójcy, granicy polsko-sowieckiej na brzegu jaru Zbrucza, Zaleszczyk, a następnie udamy się mostem zaleszczyckim do Rumunii - ziemi mołdawskiej, należy do cennych annałów cyklu, który dziś zwiemy "kresową atlantydą".





Wspomnienia wzbogacone są o fotografie z rodzinnych zbiorów „Halicza”, po raz pierwszy publikowane zdjęcia ze Starego Miasta z okresu Powstania Warszawskiego czy satyryczne wierszyki i obrazki Jana Rodowicza – Anody”, nieznane dotychczas dokumenty z archiwum IPN oraz rozmowę z synem głównego bohatera. Ponadto znajdziemy w książce ogromnie przejmujące kazanie trzykrotnie wygłoszone do różnych oddziałów powstańczych w różnych miejscach przez kapelana zgrupowania "Radosław", ks. Józefa Warszawskiego - „ojca Pawła” . W niedzielę 13 sierpnia w kaplicy urządzonej w szkole przy ulicy Barokowej na Starym Mieście obecny był cały sztab z gen. 'Borem" na czele, a w trakcie kazania spadła cała seria pocisków, tzw. szaf.... Lektura tego kazania aż za gardło ściska! Warto je mieć i znać. 

Mamy do czynienia z książką o dużych walorach dokumentu historycznego, pięknie wydaną i do głębi poruszającą. To publikacja, od której trudno było się oderwać. Jedyny minus to brak indeksu nazwisk. Za to na końcu zamieszczone są słowa dowódcy "Zośki", Ryszarda Białousa, wymownie dziś brzmiące w kontekście dzisiejszych bezcelowych dyskusji o sensie czy bezsensie Powstania Warszawskiego:

Prawo do istnienia ma tylko ten naród, który dla obrony zasad wolności i sprawiedliwości poświęcić umie najlepszych swoich synów. Zadaniem naszym jest nie pozwolić, aby ich prochy rozrzucił wiatr pustych dyskusji, by świadomego ich czynu nie sprowadzano do ram bezmyślnego szaleństwa […].



Recenzja pierwotnie ukazała się na blogu Szczur w antykwariacie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...