Reportaże to dla mnie gratka. Spragniona obrazów, opowieści o ludziach ,,tu i
teraz”, chociaż wypada raczej powiedzieć ,,tam i teraz”, szukam i tropię Kresy,
które dla jednych stanowią przeszłość, a dla innych są ich słodko-gorzką (dziś
z naciskiem na gorzką) teraźniejszością. Sięgając po książkę Teresy Siedlar- Kołyszko
,,Przecież tu Polska kiedyś była...Reportaże Kresowe” liczyłam na to, że dostanę
opowieść o ludziach, którzy żyją i trwają na Kresach mimo przeciwności losu, mają swoją codzienność, dylematy, tęsknoty i wspomnienia. Chciałam odwiedzić małe wioski położone
gdzieś z daleka od głównych traktów, dotknąć różnorodności tamtej przestrzeni, poczuć tę emocję, którą tak sentymentalnie w tytule zapowiada autorka...
Nie, nie
spodziewałam się opowieści o idyllicznej krainie, w której przeszłość
przechadza się dziarskim i równym krokiem. Wręcz przeciwnie – chyba każdy, kto
choć odrobinę wie, co towarzyszy naszym rodakom żyjącym na swej ojcowiźnie
(a tym samym po II wojnie światowej poza granicami Polski), ma świadomość, że
każdego dnia walczą oni o zachowanie tradycji, kultury, wiary i języka. Nie
jest to rzecz jasna walka zbrojna, ale bój ten odbywa się na płaszczyźnie
symbolicznej, dużo trudniejszej do zdefiniowania.
Sięgnęłam po
książkę Teresy Siedlar – Kołyszko z nadzieją, że otrzymam obraz Kresów z całą ich okazałością i różnorodnością. Niestety, zawiodłam się.
Autorka kocha i
zna tamtą przestrzeń – to pewne. W swej książce z ogromną
swobodą i lekkością porusza się po
maleńkich wioskach. Snuje opowieści o swoich wcześniejszych wizytach, pokazuje,
jak zmieniła się przestrzeń pomiędzy kolejnymi odwiedzinami, pobieżnie też
przytacza tło historyczno – polityczne danego regionu. Niemniej jednak, w swej
literackiej podróży skupia się tylko na jednym aspekcie kresowej przestrzeni – wszystkie
reportaże dotyczą sytuacji kościoła, tego, jak się kształtował na danym terenie, jak
opierał się szykanom, próbom stłamszenia i zniszczenia. To rzecz arcyciekawa i
niezwykle cenna - świadectwo nierozerwalnej więzi polskości i chrześcijaństwa.
Dla Polaków na tamtych terenach Rzeczpospolitej kościół był i
jest nośnikiem polskości. Wszelkie próby dekonstrukcji są nieprawdziwe w
zetknięciu z relacjami świadków i autentyczną wiarą tamtejszych mieszkańców. Z drugiej strony, w moim przekonaniu tworzenie cyklu report p. Siedlar – Kołyszko nie mogłam wyzbyć
się przekonania, że autorka właściwie nie miała pomysłu na te reportaże a
jedynie spisała wspomnienia i zasłyszane opowieści. Gdyby zastosowała pewien klucz narracyjny, skupiła się nieco bardziej na formie i
wyborze historii, które warto opowiedzieć (mam świadomość tego, że absolutnie
każde wspomnienie trzeba zarejestrować i utrwalić, ale nie każde nadaje się na
publikację), otrzymalibyśmy porywającą historię o tym, czym NAPRAWDĘ są Kresy.
Tymczasem lektura reportaży pozostawia lekki niedosyt. Brak zróżnicowania tematycznego sprawia,
że czytelnik mimowolnie wyłącza swoją uwagę – dostaje niemal identyczną
opowieść o problemach polskiego kościoła na dzisiejszej Ukrainie i Białorusi, o
zmaganiach Polaków, o tym, jak
cierpieli. Monotonia tematyczna sprawia , że nie jestem w
stanie (chociaż bardzo chcę) podążyć za autorką opowieści. A przecież warto i
trzeba wędrować po ścieżkach, o których niewiele osób już pamięta. Tam jest
Polska.
Agnieszka Winiarska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz