środa, 11 lutego 2015

Wacław Gąsiorowski, Emilia Plater



Uczyliście się w szkole o Łatgalii? Nie? Ja też nie! A o Inflantach Polskich? Bo właśnie dawne polskie Inflanty nazywają się obecnie Łatgalią.

Parę wieków temu kraina ta była zamieszkana głównie przez Polaków. Stolicą Inflant Polskich był Dyneburg. O tym właśnie skrawku dawnej Polski traktuje powieść Wacława Gąsiorowskiego „Emilia Plater”. Największą jej wartością jest prawie dokumentalny opis tej krainy i jej mieszkańców. Utwór zaczyna się od opisu jarmarku w miasteczku Iłłukszta: „Iłlukszta od wieków szczerze polską była. Na półtora tysiąca mieszkańców, szaraków i majsterków ledwie z mendel Łotyszy liczyła, z kopę Niemców, a Żydków aby tylu, bez ilu herbowi posesorowi okoliczni obejść się nie mogli.” W okresie jarmarku Iłłukszta „zamieniała się w ciżbę tak różnojęzyczną a zmieszaną, jakby wszystkie nacje tu, na granicy Inflant Polskich spotkanie sobie wyznaczyły.”

Mieszkańcy Polskich Inflantów połączeni byli skomplikowaną siecią pokrewieństwa i powinowactwa. Każdy nieznajomy spotkany w karczmie bywał dokładnie wypytany, skąd pochodzi i jak nazywała się jego matka z domu, a jak jej matka i tak dalej. Dochodzenie trwało tak długo, aż została znaleziona niteczka wspólnej krwi łączącej rozmówców.

Inflanty Polskie to kraina dworów i rezydencji szlacheckich i magnackich. Tam i lud był polski, i szlachta, i magnaci. Tam właśnie również kwitły fortuny spolszczonych i służących Polsce potomków dawnych Kawalerów Mieczowych, a więc rody Rejtanów (Tadeusz Rejtan!), Tyzenhauzów, Denhoffów, Romerów, Mohlów, Manteufflów i Platerów. Rody te miały olbrzymi wpływ na naszą historię, ich członkowie wchodzili w związki małżeńskie z Polakami, pełnili ważne urzędy na dworze królewskim w Warszawie.

Z takiego właśnie spolszczonego rodu arystokratycznego o niemieckich korzeniach pochodziła tytułowa bohaterka tej książki, Emilia Broel-Plater, córka hrabiego Franciszka Ksawerego i Anny z Mohlów. Z Emilią jest trochę kłopot, bo ta polska Joanna d’Arc należy do naszych postaci mitycznych i nie wiadomo właściwie, co w jej życiu było prawdą, a co legendą. W sferę wiecznych polskich mitów przeniósł ją słynny wiersz Adama Mickiewicza „Śmierć pułkownika”. Gąsiorowski natomiast starał się nieco zdjąć Emilię z piedestału. Jego bohaterka to nie anioł zemsty z mieczem w ręku, lecz ładna, zdrowa, żywa i samodzielna dziewczyna z krwi i kości, co to i w salonie umie się zachować i rzekę Dźwinę wpław wraz z koniem przepłynie.

Powieść zaczyna się latem 1830 r. Emilia mieszka z ciotką w pałacu w Liksnie, jeździ konno, na własną rękę studiuje nauki ścisłe oraz taktykę wojskową, za mąż się raczej nie wybiera, choć wszyscy wokół mówią o tym, że potrafi zawrócić mężczyznom w głowie. „Panna Emilia Plater, oficerska żmijka! Czterech poruczników ususzyła, generała, komendanta fortecy trubadurem zrobiła, cały sztab drugiej dywizji rozkochała, a teraz artyleryjskiego kapitana, baronka, piecze sobie gołąbeczka na męża.”

Kiedy jesienią 1830 roku w Warszawie wybucha powstanie listopadowe, Emilia zaczyna jeździć po okolicy i odwiedzać rezydencje zaprzyjaźnionych i spokrewnionych rodzin. Prowadzi potajemne narady z kuzynami służącymi w Szkole Podchorążych w Dyneburgu. Przygotowuje plan odbicia z rąk Rosjan twierdzy w Dyneburgu.




Na początku 1831 r. hrabianka obcina długie włosy, zakłada męski strój, formuje własny oddział i przyłącza się do powstańców. Towarzyszy jej Anetka Prószyńska, córka jednego z pracowników w majątku w Liksnie. Żołnierze Emilii zajmują kilka miejscowości, w tym Dusiaty, Dangiele i Jeziorosy. Atak na Dyneburg nie udaje się.

Równolegle do wątku Emilii przedstawił Gąsiorowski wątek fabularny związany z Juliuszem Grużewskim, którego serce jest rozdarte pomiędzy młodzieńczym afektem do Marii Raszanowiczówny a podziwem dla efektownej i mądrej hrabianki Plater. Grużewski także walczy w powstaniu, do oddziału powstańczego wstępuje również Raszanowiczówna, która później stanie się nieodłączną towarzyszką broni Emilii.

W powieści mamy pokazany przebieg powstania listopadowego w Polskich Inflantach, początkowe sukcesy, w tym wciągnięcie do powstania chłopstwa, i późniejsze represje carskich władz wobec Polaków. Rosjanie stosowali tam sprawdzoną taktykę spalonej ziemi, pacyfikowali dwory i wsie. „Imbrody legły w gruzy, Marynia Mohlówna z bratem i jego drobiazgiem ledwie uszła do Antuzowa, do Gasparów. W Dusiatach kamień nie został na kamieniu. Rakiszki, Porakiszki, Dowgiele, Sołoki… Zgroza wspomnieć… Morykoni, dziedzic Sół, magnat nad magnaty, tuła się na sędziwe lata w puszczy świadoskiej… Co w Antuzowie? Żyją pod grozą jutra. Kabłukow przechodził z dywizją, ale nie pozwolil tknąć pałacu. (…) Litwinow dotąd omija Antuzowo. Ten najgorszy. On i Werculin. Z Liksny wszystkie zapasy zabrano do Dyneburga. Lud głodem przymiera na przednówku. Ba, i nowego nie będzie, bo nie ma komu zebrać. W Szlosbergu połowę ludzi wytrzebiła zaraza.”

Powstanie listopadowe w Inflantach Polskich zostało przegrane, tak jak wszędzie. Jego uczestników i ich rodziny spotkał smutny los. Wielu zostało wywiezionych na Sybir. Niektórzy szczęśliwcy umknęli do Prus. Polskie dwory i majątki w tej okolicy zniszczono. W czasie konnych wędrówek i ucieczki przed rosyjskimi żołnierzami Emilia Plater przeziębiła się, rozchorowała i zmarła z wyczerpania. Jej śmierć wyglądała inaczej, niż to opisał Mickiewicz. Zmarła zwyczajnie, w jednym z dworów, gdzie udzielono jej schronienia. Ukrywano ją przed Rosjanami, w czasie kontroli wmawiano carskim urzędnikom, że to chora nauczycielka dzieci leży w bocznym pokoiku. Jej ciało zostało chyłkiem przewiezione do Kopciowa, gdzie do dziś znajduje się jej grób. Juliusz Grużewski uciekł przed carskimi represjami do Szwajcarii, gdzie został wspólnikiem w firmie produkującej słynne później zegarki Patek.

Polacy w dawnych Inflantach zostali ostatecznie spacyfikowani przez władze radzieckie w latach 40. XX wieku. Wielu z nich spotkały wywózki i śmierć. Ale jeszcze trochę ich zostało w okolicy Dyneburga. Największe skupisko polskie jest właśnie w Iłłukszcie. Poznałam kiedyś starszego Łotysza z tamtych stron, który nazywał się Dąbrowski. Rozmawiałam z nim po rosyjsku, mówił, że dziadkowie i rodzice byli Polakami. Nie uczyli go naszego języka, bo się bali władzy radzieckiej. W Liksnie, w dawnej rezydencji hrabianki Plater, znajduje się piękny park krajobrazowy z interesującymi, nietypowymi rzeźbami plenerowymi. Zdjęcia są w sieci, łatwo więc o wirtualną wycieczkę.
Powieść Wacława Gąsiorowskiego o Emilii Plater została wydana po raz pierwszy w 1910 roku. Wznowiono ją w wydaniu zeszytowym (3 zeszyty na marnym papierze gazetowym) na fali odwilży pod koniec lat 80. zeszłego wieku. Może jakiś wydawca się zlituje i wyda ją ponownie? Jest to tekst wciąż żywy i nadający się do czytania. Ma duże walory poznawcze i edukacyjne. Może ktoś się odważy? 

Alicja Łukawska

Gąsiorowski Wacław, „Emilia Plater”, Krajowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1987

Tekst oryginalny ukazał się na blogu: archiwum mery orzeszko

 

2 komentarze:

  1. Ciekawe czy będzie wznowienie? Nawet jeśli nie, to ważne, że Mery przypomniała o tej powieści.
    Na allegro 3 tomy w cenie 4 zł!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Sprawdziłam, że książka jest w dwóch bibliotekach w mojej dzielnicy, nie tych najbliższych, niestety. Zapisuję sobie tytuł, bo opinia Mery jest bardzo zachęcająca. Niektórzy wydawcy przypominają teraz klasykę, może i na książki Gąsiorowskiego przyjdzie czas?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...