niedziela, 19 kwietnia 2015

Podróż na Kresy



Twierdza w Chocimiu
fot. Mariusz Świerczyński


Podróż na Kresy była dla mnie wielką niespodzianką. Może powinienem napisać, że spełnieniem marzeń, ale w czasach mojej młodości, jeszcze za PRL, taka wyprawa wydawała się niemożliwa. Pozostawała raczej podróż w wymiarze baśniowym, mitycznym, napędzana wyobrażeniami zaczerpniętymi z literatury i filmu. I nagle legenda, rzeczywistość historyczna, odgrodzona i zapomniana, stała się historią wskrzeszoną, podróżą do miejsc, które ożyły, a które przecież były tam i są cały czas. Pisząc o Kresach, mam świadomość jak bardzo przybliżyły się do nas. To nie jest tylko Sicz, Zaporoże, ujście Dniepru, bezkres. Z dzisiejszej perspektywy to także bezpośrednie sąsiedztwo, to Żółkiew i Lwów, skąd kiedyś dopiero ruszało się na Kresy.


„Kto by myślał, kto by się spodziewał,
Że gdzieś za światem w bodziakach czehryńskich,
Że gdzieś na kresach niegdyś ukraińskich
Taki świat dzielny i uroczy bywał ?”


Wincenty Pol

Największym zaskoczeniem było to, iż zachowały się całe założenia urbanistyczne, krajobraz historyczny. Obraz, który ukazał się naszym oczom to sylwetki miast jak dawniej z Kościołem, z basztą zamkową górującą nad otoczeniem, z kilometrami wolnej przestrzeni pomiędzy nimi. To nie pojedyncze obiekty zabudowane współczesnością. Przyjmowaliśmy to z niedowierzaniem … z przyspieszonym biciem serca i ściśniętym gardłem. To, co miało być podróżą do miejsc, w których być może są jakieś ślady dawnej historii, dawnej wielkości, okazało się wspaniałą niezapomnianą przygodą, podróżą do miejsc, w których jest tak jak dawniej, w których nic się nie zmieniło.

Poza cerkwiami i drewnianymi pomalowanymi na biało i niebiesko chałupami, dominuje typowo polska architektura, a jej natężenie jest ogromne. Co się na to złożyło? Brak modernizacji, inwestycji przez całe lata, zapomnienie? Nie tylko wartościowa, ale bliska sercu architektura. Powstawała z inspiracji włoskiej, czerpiąc z naszego ducha, w czasach szczytowych możliwości, wielkości państwa, z rozmachem. To tam hetmani, kanclerze, książęta wznosili swoje siedziby, rezydencje, tam osiedlał się odważny żywioł Rzeczypospolitej. Stawiane przed zamkami i pałacami pomniki czerwonoarmistów, a teraz kozaków, tylko ten charakter podkreślają. Są tam po prostu elementami obcymi, takimi, jakimi byłyby np. pomniki Kim Ir Sena na Wawelu czy na Jasnej Górze.

Widać gołym okiem, jakie to ziemie. Pamiętajmy, że ta historia nie rozpoczęła się za Jagiellonów, ale wcześniej (Ruś Czerwona za Kazimierza Wielkiego), czy na samym początku, co najmniej od pierwszych Piastów (Grody Czerwieńskie). Gdyby zlikwidować wszystkie znaki, tablice informacyjne i poruszać się bez mapy, to bez trudności można by wskazać, gdzie była Rzeczpospolita, gdzie jej granice, jeszcze te sprzed pierwszego rozbioru. Taka jest siła, taka moc, takie oddziaływanie. Zdałem sobie z tego sprawę w Winnicy i Humaniu, w drodze powrotnej przez Cherson z Krymu. Bez żadnej przesady możemy powiedzieć, że to nie tylko polska kultura materialna, także niematerialna, która pozostała w zwyczajach, zachowaniach, ale to cywilizacja założona przez naszych przodków. Nawet nazwa Ukraina, która ma się odróżniać państwowo od Rzeczypospolitej jest polska i oznacza właśnie Kresy (u kraia to na Kresach przecież). Prawdy nie da się oszukać.

Pierwszy raz wybraliśmy się tam kilkanaście lat temu z grupą przyjaciół z Zamościa i Biłgoraja. Jednego roku przez Lwów do Kamieńca, a rok później ponownie aż na Krym przez Mołdawię, Odessę. I tak to się zaczęło. Przejechaliśmy Kresy latem dwoma busami w grupie dwunastu osób, podróżując przez całą mityczną Krainę. Każdy miał jakieś zadanie. Było dwóch kierowców zawodowych, dwóch silnych twardzieli, pani doktor z apteczką dużą jak walizka, w której to walizce znajdował się nawet zestaw chirurgiczny do zszywania ran. Ja miałem robić zdjęcia.

Przed wyjazdem na Krym w antykwariacie w Alejach Ujazdowskich w Warszawie udało mi się zdobyć „Sonety Krymskie”, specjalnie stare wydanie, oprawione, wytarte … żeby poczuć przy lekturze, trzymając w ręku tomik, jak to jest „sunąć przez suchego przestwór oceanu, gdzie łódź nurza się w zieloność i jak łódka brodzi, śród fali łąk szumiących, śród kwiatów powodzi, omijać koralowe ostrowy burzanu …”. Sięgnąłem po nie w drodze z Odessy na Krym… Mickiewicz miał rację, to morze, to ocean, ogromna, przestrzeń, zdaje się nieograniczona, bezkres… I wszystko czekało na nas, Akerman, Bakczysaraj z pałacem Chanów Krymskich, sławnych Gerejów, Ałuszta, Bałakława, Ajudah, Czatyrdah.

Kresy to raj dla miłośników fotografii. Kolory, barwy natury: czerń, brązy i beże ziemi, kamienia, drewna…, lazury rzek i nieba…, zielenie drzew, lasów…, biel, siwe szarości murów i czerwień ceramiki…, rozmaitości pagórków i dolin, przyrody, krajobrazów, a wszystko rozgrzane, rozświetlone południowym słońcem…, światło i cień, światłocień…. Bez sztucznych, zabawkowych, intensywnych kolorów nowoczesności, przejaskrawień, blichtru, tandety, plastiku. Pokryte patyną czasu, starzejące się ze znakiem wielkości, z godnością i dumą, nabierające urody, piękne, szlachetne wiekiem, niepokonane przez czas i modę. Zamki, pałace, Kościoły, mury, ruiny, detale, freski, portale, ołtarze. Świadectwo potęgi i chwały, najlepsza wizytówka, signum temporis, powód do dumy, źródło wzruszeń, pokrzepienie serc.

Co zapamiętałem z tych kilku podróży? Lwów europejskie miasto z prawdziwą substancją, prawdziwe, niemakietowe kamienice, mury, prawdziwy bruk. We Lwowie Kościoły różnych obrządków wszystkie pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP jako symbol zgody między ludźmi. Polkę sprzedającą własnego wypieku bułki z winogronami (takie jak znane nam jagodzianki). Rodaka ofiarującego nam zrobione przez siebie pamiątki, kartki, mapki, pocztówki. Naszą Katedrę, od której i wokół której aż bije od polskości i „Boże coś Polskę” śpiewane w Niej 15 sierpnia. Rozmowę z opiekującymi się cmentarzem Łyczakowskim rodakami i wstążeczki, tasiemki biało-czerwone na pomnikach na Cmentarzu Orląt nakładane co roku w listopadzie. Język polski wyryty w kamieniu i mowę polską słyszaną na ulicy we Lwowie, w Kamieńcu, w Winnicy… Zachwycające wnętrze Katedry Ormiańskiej z malowidłami, freskami Mehoffera i Rosena. Potęgę niedużej dziś Żółkwi, krajobraz Oleska, usytuowanie Zamku w Podhorcach, wąwóz Krzemieńca i górę Zamkową Królowej Bony, senny spokój Trembowli, ruiny w Skale, uginające się pod ciężarem owoców gałęzie dorodnych, soczystych grusz i śliw na Podolu, a w Kamieńcu uśmiechniętych ormiańskich chłopców i targ w środku nocy i suszone ryby. Meandry Dniestru i jar Smotrycza, Naddniestrze i samozwańczy uzbrojony po zęby oddział, żądający okupu za przeprawę przez most. I wreszcie Morze Czarne, szerokie na kilka kilometrów rozlewisko ujścia Dniepru i Krym…, i klimat coraz cieplejszy i łagodniejszy…

Tu było to, a tu było to… Wielka historia jest na każdym kroku, bo Kresy były teatrem, miejscem, gdzie rozgrywały się największe wydarzenia tamtych czasów. Przemierzając je, możemy wymieniać jednym ciągiem: tu składał Śluby Jan Kazimierz, a tu urodził się król, który ocalił Europę przed islamską potęgą, tu spoczywa hetman, jedyny Europejczyk, który podbił i okupował Moskwę, a tu rozegrała się największa bitwa ówczesnego świata. To największy ogród w Europie założony dla najpiękniejszej kobiety tamtej epoki. Tu urodził się Juliusz Słowacki, a tu spoczywa Maria Konopnicka i Gabriela Zapolska. Tu kręcono „Potop”, a tu „Pana Wołodyjowskiego”. A to są takie zamki i takie twierdze, które i dzisiaj niełatwo byłoby zdobyć.

Patrząc przed odjazdem na Zamek w Kamieńcu, miałem nieodparte wrażenie, że trzeba tu wracać, przyjeżdżać jak najczęściej. Widoki, krajobrazy, ludzie, zdarzenia, sytuacje, wspomnienia i marzenia. Dokumentujmy, opisujmy, dzielmy się z innymi i pamiętajmy, bo to nasza historia, nasze dzieje …

Mariusz Świerczyński

Tekst był publikowany na tej stronie oraz w „Polskich Kresach” z marca 2015 r., dodatku do "Polski Niepodległej”. Jest to jedyny stały dodatek tematyczny w polskich tygodnikach poświęcony Kresom.


6 komentarzy:

  1. Jak piękna relacja! I znów to samo marzenie, by kiedyś zobaczyć, bo udało się pojechać. Może kiedyś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy i nostalgiczny opis wyprawy. Marzy mi się...
    W swoją wyprawę na Krym także zabrałam "Sonety krymskie". Włożyłam pomiędzy kartki rośliny zerwane w Czufut-Kale na pamiątkę. Trzymam je jak relikwie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny opis, aż tęskno na duszy się zrobiło. Nie byłam, ale marzenia są po to, żeby je spełniać. Może za chwilę...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ładna relacja, dzięki! Wrzucę linka do grupy kresowej na FB.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękna relacja i mądry tekst. Mam pytanie, czy ta podróż odbyła się niedawno? Jeszcze przed Majdanem przeglądałam oferty biur podróży wycieczki po zamkach dawnej Rzeczypospolitej, ale teraz? A chciałabym zobaczyć Wiśniowiec i Lwów.
    Pozdrawiam
    Nowa czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że tekst jest owocem kilku podróży. Najłatwiej chyba się z nim skontaktować na tym profilu FB: https://www.facebook.com/fundacjaarsauroprior?fref=photo gdzie prezentuje m.in. swoje zdjęcia.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...