wtorek, 20 grudnia 2016

Jan Gawroński, Moje wspomnienia 1892-1919

Dziś o książce, a raczej imponującym tomie (707 stron w twardej oprawie) pod tytułem "Moje wspomnienia 1892-1919", które spisał późniejszy dyplomata Jan Gawroński. 
Cóż to za pyszna (z małym zastrzeżeniem, o którym poniżej) książka! Jak to się czyta! To wspaniały przykład pamiętnikarstwa - inteligentnego, niezwykle interesującego już od pierwszych stron, gdzie poznajemy całą galerię postaci znamienitych, ważnych dla naszej historii, a także zupełnie nieznanych postaci ciotek, kuzynek, sąsiadek, panienek z dworków galopujących na rasowych arabach z rodzinnych stajni, a także dostojnych matron pamiętających jeszcze powstania narodowe, stojących na straży obyczaju.


Po wspomnienia Gawrońskiego sięgnęłam przygotowując własną książkę. Autor był bowiem praprawnukiem bohaterki mojej nowej publikacji. Ukazanie się więc rodzinnych wspomnień - nie ukrywam - było dla mnie pozyskaniem kolejnego, ciekawego źródła.
Gawroński urodził się na Litwie w rodzinie ziemiańskiej, a przez matkę - Lubomirską z domu - skoligacony był z najpierwszymi polskimi rodami. Jego dziadkiem był Jan Tadeusz Lubomirski - wielki społecznik i Maria z Zamoyskich, właściciele Małej Wsi pod Grójcem, domu w Warszawie przy Wareckiej, a także wołyńskiego Ławrowa. 


Są więc to wspomnienia ziemiańskiego syna, który urodził się jeszcze w czasach, gdy świat ten istniał, niezmienny od stuleci, ze swymi tradycjami, poszanowaniem wartości, ale i ze swymi przywarami. Wraca do czasów dzieciństwa i młodości spędzonych na Litwie, ale nie z poczuciem nostalgii za utraconym rajem, ale z wyrazem szczęścia, że dane mu było to wszystko przeżyć. Zobaczyć i uczestniczyć w świecie, w którym istniały starodawne hierarchie wartości, choćby w czasie siadania przy stole, gdy odwiedziny sędziwego dziadka leżącego w łóżku i czytającego nowy numer "Timesa" robiły na nim niesamowite wrażenie, gdy na jego drodze stawały "straszne ciotki" przy których bał się nawet odzywać. 
Wspomina stary litewski obyczaj trzymania we dworach oswojonych niedźwiedzi. Mały Jaś niekiedy trzymając się bujnego futra zwierza siadał na niego i starał się nieco "pojeździć". Miś bywał czasem w dworskiej kuchni, gdzie potrafił obracać rożen, a zdarzało się, że wchodził do salonu pełnego gości, bo potrafił też otwierać klamki, czasem znikał w dworskich zagajnikach wybierając się na maliny lub czając się na dziewczynę, która nosiła mleko z rannego udoju.
Mnóstwo tu anegdotek, zabawnych historyjek, dialogów, spostrzeżeń. Co ważne, Gawroński, który zmarł w 1983 roku, spisywał swe wspomnienia z młodości w latach jakże już innych obyczajowo, społecznie, pisał z innej perspektywy, mając ogromny bagaż doświadczeń i poczucie zarówno życiowych strat jak i zysków. 
Jak na dyplomatę przystało, pisze z pełną elegancją, jeśli pojawiają się ploteczki to raczej jako pogodne anegdoty, bez złośliwości. Poczucie humoru, umiejętność analizy i czynienia ciekawych refleksji są na pewno atutem tych wspomnień. 



Dzieciństwo, szkoły (w Zakopanem i w Anglii), czas rodzenia się niepodległości, wojna, rewolucja. To wszystko opisuje Gawroński powracając z perspektywy czasu do dawnych lat. Lat młodości. 
Pisząc o tych bardzo ciekawych wspomnieniach muszę napisać o sprawie, która mnie zaskoczyła, a nawet zdumiała, gdy czytałam książkę. Po raz pierwszy spotkałam się z tym, by autor pamiętnika o ziemiańskim (przez matkę arystokratycznym) pochodzeniu miał taki stosunek do Kresów. Stosunek, który dla mnie jest szokujący! Dokładnie do Wołynia i Ukrainy, bo Litwę (z której pochodził) widzi już łagodniejszym, innym okiem. Na 3 czy 4 stronach Gawroński przeprowadza swój wywód na temat sytuacji Wołynia i Ukrainy, gdzie Polaków widzi jako obcych okupantów traktujących te ziemie jak kolonie! 
Przyznam szczerze czytałam te strony z prawdziwym niesmakiem, bo jest to analiza absolutnie obca mojemu pojmowaniu Kresów. Spotkałam się z takim widzeniem Kresów w opracowaniach niektórych historyków lub w artykułach prasowych, ale absolutnie tego rodzaju przedstawienie historii tamtych ziem i ludzi nie znajduje u mnie zrozumienia. 
Dwieście pierwszych stron książki, które mnie oczarowały nagle przy tych kresowych wywodach, uległy zatarciu. Skutecznie zmniejszyło to mój początkowy entuzjazm, z jakim czytałam pierwsze karty. Nawet 100, 200 stron dalej, przy innych wątkach i opisach nie mogłam wciąż pozbyć się niesmaku. Nie chciałabym jednak - bo byłoby to niesprawiedliwe - by wymowa kilku stron (ale jak ważnych ze względu na poruszony problem!) miała znaczenie przy całościowej ocenie tej książki. 


***
Książka jest bardzo starannie wydana - twarda okładka, wyklejka z "Mapą Ziem Polskich od Odry do Dniepru, od Karpat po Morze Bałtyckie i Dźwinę" z 1914 roku. Fotografie z rodzinnych albumów są znakomitym uzupełnieniem treści. Książkę kończy posłowie Tomasza Gąsowskiego, jest także dokładny wykaz ilustracji, wywód przodków Jana Gawrońskiego w postaci drzewa genealogicznego, który rozpoczyna się między innymi od Klementyny Kozietulskiej, siostry słynnego szwoleżera. Mamy też indeks osób i noty biograficzne najważniejszych postaci pojawiających się na kartach tych wspomnień, co na pewno ułatwia lekturę, bo wyjaśnia, że dana postać to stryjeczny dziad autora lub siostra jego babki. 

Podsumowując - Wydawnictwo Literackie serwuje nam wyjątkową perłę pamiętnikarską nieocenioną dla badaczy jako źródło i wspaniałą lekturę dla tych wszystkich, którzy lubią czytać o czasach i ludziach, którzy przeminęli. Będę do niej wracać niejednokrotnie, omijając jedynie kilka stron, z których wymową nie mogę się zgodzić.

Tekst oryginalny na blogu: O biografiach i innych drobiazgach


2 komentarze:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...