Wydawnictwo: ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI Kraków 2017 |
Trudno
jest myśleć dziś o Wołyniu, nie mając w pamięci bestialskiej rzezi dokonanej na
Polakach przez ich sąsiadów Ukraińców. Obecnie ten temat ożywa niemalże przy każdej
dyskusji odnośnie do relacji polsko-ukraińskich i przypuszczalnie jeszcze
bardzo długo będzie powodem generowania wrogich nastrojów po obydwu stronach. Na
pewno nie pomagają tutaj wszelkiego rodzaju wydarzenia, które jednoznacznie świadczą
o tym, że w niektórych środowiskach po stronie ukraińskiej wciąż gloryfikuje się
osobę Stepana Bandery (1909-1959), natomiast rok 2017 ogłasza się Rokiem Ukraińskiej
Powstańczej Armii (UPA). Antypolskie nastroje na Wołyniu miały miejsce już w 1939
roku. Wtedy swoją działalność uaktywniły grupy, w skład których wchodzili Ukraińcy,
natomiast po ataku Związku Sowieckiego na Polskę w dniu 17 września 1939 roku,
wymierzone przeciw Polakom akcje zaczęły znacznie przybierać na sile. Z kolei
ich liczba i zasięg wzrosły jeszcze bardziej po wybuchu wojny pomiędzy Trzecią Rzeszą
a Związkiem Sowieckim, a co za tym idzie zajęciu dawnych Kresów Rzeczpospolitej
przez nazistowskie Niemcy w 1941 roku.
Jesienią
1942 roku swoją działalność rozpoczęła wspomniana wyżej Ukraińska Powstańcza
Armia, czyli innymi słowy formacja zbrojna walcząca o niepodległość Ukrainy. Jej
ataki od samego początku miały na celu wymordowanie Polaków mieszkających na Wołyniu.
Ukraińska Powstańcza Armia wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) są
zatem odpowiedzialne za bestialskie mordowanie polskiej ludności cywilnej. Swoje
apogeum te antypolskie działania osiągnęły latem 1943 roku. Ukraińscy nacjonaliści
przekonywali wówczas, że właśnie nadszedł czas, aby wreszcie móc wywalczyć niepodległość
Ukrainy, lecz zasadniczą przeszkodą ku temu są Polacy. Uważali bowiem, że dopóki
na ziemi ukraińskiej będzie żył choćby tylko jeden Polak, nie uda się im
stworzyć samodzielnego ukraińskiego państwa.
Tak
więc masowa akcja przeciwko polskiej ludności rozpoczęła się w dniu 11 lipca 1943
roku. Z samego rana oddziały UPA otoczyły i zaatakowały dziewięćdziesiąt dziewięć
wsi i osad, w których mieszkali Polacy. Miejscowości te były położone w trzech
powiatach, czyli kowelskim, horochowskim oraz włodzimierskim. Rzeź wołyńska
rozpoczęła się około godziny trzeciej rano atakiem na polską wieś o nazwie Gurów,
w której życie zachowało jedynie siedemdziesiąt osób spośród czterystu osiemdziesięciu
mieszkańców. W tym samym dniu dwudziestu nacjonalistów wtargnęło do kościała w
Porycku podczas mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut zamordowali około stu
osób, w tym również kobiety i dzieci, nie oszczędzając także starców. Bandyci
wymordowali wtedy wszystkich mieszkańców Porycka. Było to około dwieście osób.
Zamordowani przez UPA Polacy ze wsi Lipniki (1943) |
Inne oddziały ukraińskich nacjonalistów zaatakowały między
innymi takie miejscowości, jak Nowiny, Wygranka, Romanówka, Orzeszyn oraz
Swojczów. Ataki, których dokonano 11 lipca 1943 roku były więc jednymi z
najokrutniejszych oraz najbardziej krwawych mordów, jakich dopuścili się
ukraińscy nacjonaliści w latach 1942-1944. Rzeź wołyńska oznacza wiele
ludobójczych akcji dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscowych
chłopów, a wymierzonych w ludność polską i czeską, która zamieszkiwała tereny
Wołynia. Trzeba też dodać, że odwet za te brutalne akcje wzięła polska
partyzantka. W lipcu 1943 roku oddziały UPA przeprowadziły około pięćset
trzydzieści ataków. Towarzyszyło im hasło: Śmierć
Lachom! Wymordowano wtedy kilkanaście tysięcy Polaków.
Oszacowanie dokładnej liczby Polaków, którzy zginęli w
czasie rzezi wołyńskiej nie jest łatwe. Ocenia się, że było to około
sześćdziesiąt tysięcy pomordowanych. Z kolei Ukraińcy podają, że ofiar po ich
stronie było od dziesięciu do dwudziestu tysięcy, w tym część z nich zginęła
podczas akcji odwetowych prowadzonych przez polską partyzantkę, natomiast część
straciła życie z rąk UPA. Była to kara za pomoc, jakiej udzielali Polakom lub
za odmowę przyłączenia się do katów. Ten problem szczegółowo opisałam przy
okazji eseju na temat pierwszego tomu dylogii Adriana Grzegorzewskiego
zatytułowanego Czas tęsknoty.
Dmytro Klaczkiwski (1911-1945)
Był jednym z inicjatorów rzezi wołyńskiej
i głównym kierującym akcją mordowania
polskiej ludności.
Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku.
|
Tym
razem swoją opowieść Autor rozpoczyna wydarzeniami mającymi miejsce w 1943 roku.
Do domu w rodzinnych Bedryczanach wraca Marta Kosiecka. To, czego była świadkiem
w ostatnim czasie nie mieści się w głowie. Kobieta cały czas ma w pamięci akty
terroru, jakich Ukraińcy dopuścili się na Polakach. Marta zdążyła już wyjść za
mąż i owdowieć. Na chwilę obecną nie potrafi otrząsnąć się z szoku, a tęsknota
za zamordowanym mężem wcale nie pomaga jej w odzyskaniu emocjonalnej równowagi.
Marta ma jednak nadzieję, że w rodzinnej wsi zastanie matkę, która ukoi jej ból.
Niestety, kiedy już dociera do wsi, jej oczom ukazuje się dramatyczny widok. Widzi
ogromne spustoszenie, jakiego dokonali jej ukraińscy sąsiedzi, natomiast matki
nigdzie nie ma. W domu, który tak bardzo ukochała, mieszka teraz ktoś inny. I
choć młodej kobiecie trudno jest uwierzyć i zaakceptować to, co widzi, to
jednak mobilizuje w sobie siły i udaje się na poszukiwanie kogoś, kto będzie w
stanie udzielić jej informacji na temat tego, co stało się w Bedryczanach.
Tymczasem
kościelny Witalij przeżywa najgorsze dni w swoim życiu. Oto bowiem okrutny
Jegor i jego bezwzględni kompani mordują mu najbliższych. Najpierw życia
pozbawiony zostaje starszy syn kościelnego, a potem żona i drugi z synów. To
wszystko dzieje się na oczach Witalija. Jego oszczędzają, bo jest Rusinem, ale żona
i dzieci to już przecież polska krew, więc nie mogą pozostać przy życiu. W
dodatku Jegor ma właśnie doskonałą okazję do tego, aby zemścić się na starszym
mężczyźnie. Przecież to Witalij przyczynił się do tego, że niejaki Piotr
Ochocki zabrał mu Swietę, która została Ukraińcowi przeznaczona na żonę. Jegor
musi zatem wyrównać rachunki. Lacha też kiedyś dopadnie, lecz najpierw chce załatwić
sprawę z tymi, których ma na wyciągnięcie ręki. Ochocki gdzieś zniknął. Swiety
również nie ma już w Bedryczanach. Kiedy Marta Kosiecka dociera do domu
Witalija jest już po wszystkim, a stary siedzi niczym posąg i pustym wzrokiem
jedynie wpatruje się w trzy równo usypane groby, zaś ból rozrywa mu serce na
drobne kawałki. Wtedy też Marta dowiaduje się, co tak naprawdę zaszło we wsi
podczas jej nieobecności.
Mniej
więcej w tym samym czasie w Warszawie swoim szczęściem cieszą się Piotr Ochocki
i jego ukochana Swieta. W końcu odnaleźli się po prawie czterech latach, więc
nie dziwi fakt, że – na ile to jest tylko możliwe – pragną spędzać ze sobą jak
najwięcej czasu. Obydwoje działają w konspiracji. Piotr jest nawet dowódcą i
czasami zdarza mu się kierować najbardziej niebezpiecznymi akcjami. Niestety,
wojna bardzo go zmieniła. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego Swieta
poznała w Bedryczanach. Wtedy chciał zostać architektem, a teraz myśli tylko o
tym, jak skutecznie wykończyć okupanta. Zabijanie stało się dla niego chlebem
powszednim. Po prostu przyzwyczaił się do tego i nawet ręka mu nie zadrży,
kiedy trzeba odebrać wrogowi życie. Niekiedy wręcz przekracza swoje
uprawnienia, ale jakoś nie za bardzo go to obchodzi.
Wreszcie
przychodzi dzień, na który zaplanowany jest zamach na Franza Kutscherę (1904-1944).
To nazistowski zbrodniarz zwany katem Warszawy. Dla takich nie ma litości. Jest
to naprawdę niezwykle ryzykowna akcja i trzeba liczyć się z najgorszym. Każdy z
tych młodych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że może nie wyjść z akcji żywy. Niemniej dobro ojczyzny jest dla
nich znacznie ważniejsze, aniżeli własne życie. Zbyt dużo okrucieństwa na
ulicach Warszawy, aby przechodzić obok niego obojętnie i pozwalać hitlerowcom
na dalsze egzekucje niewinnych ludzi. Tak się nieszczęśliwie składa, że świadkiem
zamachu na Franza Kutscherę jest Swieta. Na jej oczach rozgrywają się naprawdę dramatyczne
sceny. I choć gdzieś w głębi duszy doskonale wie, że jej Piotr może nie wyjść cało
z tej akcji, to jednak stara się, żeby ta myśl nie zawładnęła nią bez reszty. Niestety,
w pewnym momencie dziewczyna widzi, jak Piotr pada na ziemię raniony kulami
hitlerowca. Nie jest przecież ani głupia, ani naiwna. Dlatego jest przekonana, że
rany, które powaliły jej ukochanego na ziemię są śmiertelne. W dodatku Ukrainka
jest pielęgniarką, więc tym bardziej jest świadoma tego, co się właśnie stało. Czy
zatem będzie potrafiła żyć bez ukochanego Piotrusia? Jak będzie teraz wyglądać jej
życie? Czy jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój? U
kogo będzie mogła szukać pocieszenia?
Czas
burzy to powieść, w której bohaterowie wciąż muszą dokonywać dramatycznych
wyborów. To nie oni kierują swoim życiem, lecz otaczająca ich rzeczywistość. Są
od niej uzależnieni i dlatego bardzo trudno jest im podejmować decyzje, które
nie miałyby związku z realiami, w jakich zmuszeni są egzystować. Sytuacje, którym
trzeba stawić czoło, czasami wymykają się spod kontroli, a wtedy konsekwencje
mogą być naprawdę fatalne. W dodatku nie zawsze mają możliwość postępować zgodnie
z własnym sumieniem. Czasami dzieje się bowiem tak, że konieczne jest
podejmowanie działań, które są wbrew ich przekonaniom, a nawet mogą przysporzyć
cierpienia tym, których kochają. Wojna kieruje się zupełnie innymi zasadami,
aniżeli czas pokoju. Wojna nie pyta o pozwolenie, tylko robi swoje, nie dbając
o ludzkie dobro.
Drugi tom dylogii to także opowieść o wyrównywaniu
rachunków. Mówią, że zemsta jest słodka, ale czy zawsze podyktowana właściwymi
motywami? To również – a może przede wszystkim – historia o potędze miłości,
która jest silniejsza od śmierci. Nawet jeśli można ułożyć sobie życie na nowo,
to jednak gdzieś głęboko w sercu i umyśle wciąż drzemie uczucie, którego nikt
ani nic nie zdoła wymazać. Na kartach książki czytelnik spotyka także tych, dla
których bardzo ważna jest przyjaźń i to bez względu na narodowość. Ci
bohaterowie są zatem symbolem tego, że pomimo różnic oraz krwawych podziałów
społecznych można szanować drugiego człowieka, a nawet oddać za niego życie.
Pomimo że na kartach książki niezwykle ważni są mężczyźni,
to jednak Adrian Grzegorzewski bardzo wyraźnie eksponuje postacie kobiece.
Zarówno Marta, jak i Swieta to bohaterki silne i próbujące za wszelką cenę
zachować swoją godność, choć warunki wcale temu nie sprzyjają. Nawet w obliczu
największego zagrożenia życia, obydwie dziewczyny nie poddają się. Szczególnie
w przypadku Marty można wyraźnie zaobserwować jej przemianę wewnętrzną. Pod wpływem
doświadczeń, z nieśmiałej i skrytej dziewczyny zmienia się w kobietę, która
naprawdę wie, czego chce od życia i przed niczym się nie cofnie, aby osiągnąć
swój cel. Wielokrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Marta wie znacznie więcej,
niż można byłoby przypuszczać. W dodatku jej miłość wystawiona jest na wielką
próbę.
Moim zdaniem Adrian Grzegorzewski stworzył doskonałą
opowieść, która czasami mrozi krew w żyłach, a kiedy indziej pozwala mieć
nadzieję na pozytywne zakończenie. Na kartach książki Autor nikogo nie ocenia,
nie potępia, ani też nie gloryfikuje. Losy swoich bohaterów przedstawia w
sposób obiektywny, pozostawiając czytelnikowi ocenę ich postępowania. Ta
historia jest tym bardziej wartościowa, bo oparta na prawdziwych wydarzeniach,
choć nie bez domieszki fikcji. Myślę, że naprawdę warto sięgnąć zarówno po Czas tęsknoty, jak i po Czas burzy. Choć generalnie
dylogia adresowana jest do kobiet, to jednak uważam, że mężczyźni również
powinni ją przeczytać.
Tekst pochodzi z bloga W Krainie Czytania & Historii [klik]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz