środa, 10 maja 2017

Nadniemeńska epopeja


Kocham tę epopeję! Ze zdumieniem zauważam za każdym razem, gdy czytam to arcydzieło (zwłaszcza gdy grypa przykuwa do łóżka), nieprzemijalność jej głównej problematyki (szczególny wgląd  w dramat ojczystych dziejów, pamięć o wielkich momentach dziejowych, kult pamiątek przeszłości, opis próby zachowania polskiej tożsamości, poszukiwanie miłości). Owszem sztafaż historyczny, społeczny i obyczajowy znacząco odbiega od tego, co dziś obserwujemy w naszej codzienności na przełomie XX I XX wieku, ale w warstwie wartości, które przemyca, powieść-rzeka Elizy Orzeszkowej pozostaje opoką, kamieniem węgielnym naszej polskości. Dopóki będziemy czytać tę epopeję, duch w narodzie nie zginie!

Pisarka z rozmachem, ale i zarazem ogromnym wyczuciem, ukazała panoramę życia polskiego na kresach dawnej Rzeczypospolitej, nad litewskim Niemnem. Z wielkim znawstwem opisała życie różnych warstw społeczności polskiej doby popowstaniowej: od arystokracji po chłopstwo. Orzeszkowa była znakomitą obserwatorką zarówno świata ludzi, jak i świata natury. Zanim przystąpiła do pisania, starała się poznać specyfikę krajobrazu nadniemeńskiego, ludowe zwyczaje i pieśni oraz codzienność ludzi żyjących nad Niemnem.  O poważnym podejściu do tego problemu świadczy cytat z listu (1886 r.):

 Dla tej powieści odbyłam...formalne studia botaniki miejscowej, tudzież pieśni, bajek, zagadek, podań tutejszego polskiego ludu.

Dzięki temu pisarka mistrzowsko i realistycznie ukazała piękno polskiego pejzażu. Opisy przyrody czyta się więc z zainteresowaniem i bez znudzenia.


Zakładka wykonana przez pisarkę (zbiory Biblioteki Narodowej: Polona.pl)





Pisarka osią akcji uczyniła zatarg między dworem Korczyńskich a zaściankiem Bohatyrowiczów. Przed powstaniem styczniowym dwór i zaścianek łączyła silna więź, tradycja wspólnych walk niepodległościowych, sięgających epoki napoleońskiej, o której w powieści opowiada starzec Jakub.


Niemen, L. Baranowski, 1920 (Biblioteka Narodowa)

Za oknami na błękitnym Niemnie ciężkie rudle wciąż uderzały w wodę, wywołując
pluski perlistych kaskad; lekki wiatr szumiał w klonach i mieszały się z nim fruwania
ptasich skrzydeł. Na przeciwległym wybrzeżu, w ciemnym borze, ludność wiejska zbierała
pewno poziomki lub zioła, bo w głębi boru odzywały się nawoływania:
— Hu! ho! hej! hop! hop!



Andrzej Korczyński, brat obecnego gospodarza Korczyna, Benedykta, walczył u boku Bohatyrowiczów w zrywie styczniowym i w pobliskim lesie kryje się ich wspólna powstańcza mogiła.



[...] w powietrzu jak w kadzielnicy olbrzymiej, głuszone zapachem pleśni,
kipiały wonie jadłowca, smoły i cząbru, kiedy Jan i Justyna stanęli u Mogiły, na której
gdzieniegdzie bujały proste i wysokie łodygi kampanuli, mające, zda się, tuż, tuż, przy
najlżejszym powiewie, w delikatne liliowe dzwonki uderzyć [...].



Teraz Benedykt i Bohatyrowicze prowadzą ze sobą spór sądowy o szkody w uprawach. Rzecznikiem pojednania dworu i zaścianka zostaje syn Benedykta, student agronomii Witold. Entuzjasta, wychowany na pozytywistycznych (ale i romantycznych) ideałach, oddany pracy i nieustannie myślący o tym, jak przyczynić się do ulżenia ludowi wiejskiego bytu. 



[...] młodzieniec ze zwykłą sobie zapalnością zajęty losami, charakterami, obyczajami ludzi, których przed chwilą opuścił, po raz pierwszy mówił do młodej swojej krewnej o myślach i celach, którym własną przyszłość poświęcić przyrzekał. [...]

Na tle stosunku do schłopiałych Bohatyrowiczów powstaje konflikt między ojcem i synem. Rozmowa między nimi, do której dochodzi w dniu wesela Elżusi, córki Fabiana Bohatyrowicza, należy do jednego z najbardziej wymownych i przejmujących fragmentów powieści (a także filmu!).




Mieszkańcy zaścianka są dumni ze swojej genealogii i tradycji. Tę tradycję z ust Anzelma Bohatyrowicza i dzięki spacerom z Janem Bohatyrowiczem poznaje piękna panna Justyna Orzelska, uboga krewna Korczyńskich, która po bankructwie hulaszczego ojca osiadła jako rezydentka w Korczynie. 



Ani sztuka muzyczna, w której od dzieciństwa ćwiczył ją ojciec, ani lekcje udzielane jej przez nauczycielki, ani tyczące się obejścia i układu wskazówki i przestrogi, których często udzielała jej pani Emilia, ani czytywane wspólnie z kochanym człowiekiem poezje Musseta i Feuilletowskie powieści — nie podjęły przed nią zasłony, która tu i w tym momencie opadła na rzeczy wielkie, ważne i wysokie. Nieszczęście rzadko bywa mistrzem dobrym, a pognębienie, jak olbrzymia tłocznia, szczyty nawet kruszy i wtłacza w padoły. W życiu jednostek i narodów bywają momenty taką miarą nieszczęść napełnione, że nic już w nich więcej zmieścić się nie może. Takiego momentu dzieckiem była Justyna i dlatego z tej mogiły uderzyły w nią strumienie uczuć i myśli, jeżeli niezupełnie dla niej nowych, to nigdy dotąd silnie nie zaznanych i wyraźnie nie określonych.

Pogrążyła się w nich tak, że całkiem zapomniała o sobie. Pierwszy może raz w życiu, zupełnie, absolutnie o sobie zapomniała, i tylko tego nie czuć nie mogła, że serce jej stawało się większe, jakby nabrzmiewało jakąś z tonów bez słów uplecioną pieśnią, i gorętsze, jakby spod tej trawy, do której piersią lgnęła, wydobywał się i w nią wnikał niewidzialny płomień. Byłyżby zaraźliwym żarem spoczywające w samotnych mogiłach prochy zapomnianych? Albo w zamian nie otrzymanych wawrzynów otrzymywałyżby ich kości dar wiecznego pod ziemią gorzenia i wyrzucania na świat niewidzialnych iskier?




Gnana ciekawością, po części nudą, a potem kiełkującym stopniowo uczuciem do młodego, jasnowłosego, pełnego energii, pracowitego i uczciwego Jana Bohatyrowicza, pewnego dnia w jego towarzystwie i starego stryja Anzelma udaje się na mogiłę Jana i Cecylii, symbolizującą wzniosłe więzy miłości silnej bez względu na różnice w pochodzeniu. 

 Kochać to ufać i w dwa serca na raz spoglądać jak w czyste zwierciadła, razem iść drogą długą i czystą, a u jej końca móc dwa swe imiona wypisać złotem przywiązania niezłomnego i zwyciężonych wspólnie postrachów życia…

Wybierając Jana za męża, a odrzucając ofertę małżeńską arystokraty Różyca, Justyna nawiązuje do dziejów Jana i Cecylii. 



Czy podobna, aby ten słuszny, zgrabny chłopak z błękitnymi jak turkusy oczami, który, gdy nadchodziła, wiązał w snopy zżęte zboże, mógł czegokolwiek ją nauczyć? Jednak nauczył.



Za sprawą tego wyboru Justyny i za pośrednictwem Witolda dochodzi do pojednania dworu z zaściankiem.


Poszli drogą sunącą białym szlakiem u spłowiałego kobierca pól. Niebo było białe od okrywających je obłoków, pod nim leciały stada jaskółek i gdzieniegdzie kołysały się jastrzębie. W powietrzu panowała chłodna, smętna, łagodna cisza jesieni.








Orzeszkowa powieść przesyciła bliskimi jej ideami pracy organicznej i pracy u podstaw. Poddała krytyce obojętność arystokracji i części szlachty na sprawy ludu, a bohaterami pozytywnymi uczyniła ludzi mężnej pracy. Jej epopeja nadniemeńska tchnie patriotyzmem oraz przywiązaniem do ziemi i tradycji. 

Powieść to także wspaniała galeria znakomicie nakreślonych (momentami dowcipnie) i pogłębionych psychologicznie postaci kobiet różnego statusu i pochodzenia. Justyna jest ni to myszą przy samej ziemi biegającą, ni to ptakiem kołyszącym się pod obłokami, Emilia to kobieta biała, cicha, cierpiąca, Marta to... cholera, Teresa to... synogarlica, Klotylda to, w opinii jej męża Zygmunta, dziecko, które uszczęśliwić można cackami, a oślepić drobną monetą czułości, Pani Andrzejowa to wieczna wdowa. I jeszcze bogata aktorka (sukcesorka; jedyna dziedziczka majątku), panna Jadwiga Domuntówna - dumna i charakterna kobita. Zakochana w Janie, bez wzajemności.


Łza stoczyła się po rozognionym jej policzku i na wiszące u szyi końce żałobnej wstążeczki spadła, ale z głową spokojnie i trochę dumnie podniesioną Jadwiga powtórzyła:





— Spodziewam się, spodziewam się, że tego dostąpię. Kiedy już takie przeznaczenie kobiety, żeby jak tyka sama w świecie nie tkwiła, to i mnie go nie ominąć…





— Tedy i ja z gruntu serca pannie Jadwidze wszystkiego dobrego życzę, a proszę, żeby do mnie nijakiego gniewu nie miała…





— A ja pana Jana o dobre wspominanie proszę…


— A jakże! Całe życie przyjacielem pani ostanę…






                                                  ORZESZKOVIANA

Wszystkie poniższe zdjęcia ze zbiorów BN (Polona.pl)





A. Regulski, 1876


Zdjęcie domu Orzeszkowej w Grodnie w książce Przewóskiej

Stronica książki Przewóskiej o Orzeszkowej

Wpis ukazał się pierwotnie na blogu Szczur w antykwariacie

8 komentarzy:

  1. Jak ja się cieszę, że napisałaś ten tekst!
    Mimo wielu krytycznych opinii i narzekań na tę lekturę, ja ją zawsze bardzo lubiłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mój wpis was ucieszył:) Pomyślałam, że nie może tak być, aby na naszym blogu kresowym nie było nic o nadniemeńskiej epopei Orzeszkowej:)
      Moim skromnym zdaniem "Nad Niemnem" to najbardziej pogodna i kojąca polska powieść!

      Usuń
  2. Ja też bardzo lubię wracać do tej powieści, pomimo że to w szkole przerabiałam ponad 20 lat temu. Mam nadzieję że moje dzieci też docenią ten rodzaj literatury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto polecać lekturę tej powieści młodzieży, trzeba szukać atrakcyjnych sposobów, by ją zachęcić do czytania:)
      Biblioteka Narodowa zapowiedziała, że szykuje wydanie "Zielnika" Orzeszkowej. Nie mogę się doczekać.

      Usuń
  3. Moja ulubiona powieść! Czytałam po raz pierwszy jeszcze w podstawówce, z własnej woli i nie pomijałam opisów przyrody. Potem wiele razy do niej wracałam. Ekranizacja niezbyt udana, nie podobała mi się za pierwszym razem (nawet wyszłam z kina, bo tak mnie nudzilo), ale się ładnie starzeje i teraz podoba mi się bardziej.
    I jest to jedyny utwór Orzeszkowej, jaki naprawdę lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie jakbym czytała o swoich doświadczeniach z "Nad Niemnem". Również przeczytałam ją w podstawówce, zanim książka była przerabiana w szkole jako lektura i może to jest właśnie powód, dla którego ją lubię. ;)

      Usuń
    2. Mario, wyszłaś z kina w trakcie seansu "Nad Niemnem"? Nie może być! Kocham ten film!

      Usuń
    3. Tak jest, wyszłam z kina w czasie pierwszego oglądania tego filmu! Biję się w piersi. Ale potem w telewizji oglądałam go wielokrotnie. Najlepsza jest pani Emilia z globusem! Kocham!
      Co do "Nad Niemnem" to jeszcze dopowiem, że mój pierwszy egzemplarz tej powieści wygrałam w konkursie radiowym, trzeba było zgadnąć, co czytają w radiu. A czytali fragment wspomnień Magdaleny Samozwaniec, które już wtedy znałam prawie na pamięć. Napisałam do radia i przysłali mi nagrodę. To był chyba jedyny raz, kiedy wzięłam udział w takim konkursie.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...