sobota, 15 listopada 2014

Józef Ignacy Kraszewski, Całe życie biedna




Stare powieści współczesne można czytać nie tylko dla ich walorów literackich, ale także jako dokument dawnych czasów. Właśnie w taki sposób przeczytałam wczoraj niewielki (tylko 127 stron), wczesny utwór Józefa Ignacego Kraszewskiego pt. „Całe życie biedna”, który jest doskonałym obrazkiem z życia szlachty wołyńskiej w I połowie XIX wieku. Mieszkający w Omelnie na Wołyniu pisarz stworzył ją na bazie autentycznych wydarzeń z sąsiedztwa.

Anna, 16-letnia córka zubożałych rodziców (wcześniej byli zamożni, ale przehulali majątek), dostaje się pod opiekę bogatej ciotki Doroty (wdowa po podkomorzym), która zmusza ją do absolutnego posłuszeństwa, nie pozwala nawet grać na fortepianie i czytać książek, jak to miały w zwyczaju ówczesne panny na wydaniu. Dziewczyna musi towarzyszyć ciotce przez cały dzień, czasem tylko może wyjść do ogrodu. Do jej obowiązków należy bieganie z pieskami ciotki po salonie, by się zwierzęta trochę rozruszały. Ciotka obiecuje, że po jej śmierci Anna odziedziczy cały majątek, to jest posiadłość o nazwie Złota Wola i należące do niej ziemie.

Na tak dobrze rokującą pannę na wydaniu czyha tłum konkurentów, jednak ciotka jest ostrożna i wszystkich odrzuca, terroryzując przy okazji wychowankę: „Któż to widział kiedy, z pierwszą wizytą i zaraz do panny w konwersacje! Proszę, żebyś mi waćpanna drugi raz to pamiętała: udawać, że się nie słyszy. To wcale nie uchodzi, żeby młoda panienka gadała z kawalerami. Powiedz, aspanna, niech Jan tu pościera; podaj mi mój różaniec. Idź precz, Amor! Idź precz! Jaki impertynent! A, bo i ten sędzia; po co go było tu przywozić? Na poduszkę, Żolka, na poduszkę! W Imię Ojca i Syna - idź aspanna do ogrodu, a okryj się ciepło; niechaj Aniela przyjdzie z pończochą do przedpokoju! W Imię Ojca i – a nie pójdziesz precz z krzesła! Weź aspanna chustkę od nosa i trzewiki ciepłe! A która tam godzina? Po szóstej, późno! Dajże aspanna pokój, już nie chodź do ogrodu, bo rosa pada.” W końcu jeden z konkurentów, sprytniejszy od innych, postanawia podejść starszą damę sposobem i zaczyna „zalecać się” w sposób bardzo przemyślany, zaczynając od pozyskania zaufania plenipotenta ciotki.

Najważniejsze w tej powieści jest pokazanie trudnej sytuacji życiowej niezamożnych dziewcząt zależnych od bogatych krewnych, a także walki o zapisy pieniężne związane z intercyzą i spadkiem. Fabuła utworu jest dość prosta, a postać głównej bohaterki Anny - mdła i bezkrwista, utrzymana w stylu płaczliwych heroin powieści sentymentalnych. Ale za to wspaniale i z poczuciem humoru zostały sportretowane postaci drugoplanowe: despotyczna wdowa po podkomorzym Dorota z Dylągowskich Sumińska i jej plenipotent Bałabanowicz, a także inni przedstawiciele wołyńskiej szlachty. Mamy tu również całą masę, uchwyconych z fotograficzną dokładnością, szczegółów dotyczących życia codziennego w polskim dworze kresowym.

Powieść rozpoczyna się opisem posiadłości Doroty Sumińskiej w Złotej Woli: "Wśród rozległej równiny, którą gaje brzóz i sosen zamykały w oddaleniu, wznosił się stary wysoki dom drewniany otoczony obszernym sadem i zabudowaniami gospodarskimi. Do niego wiodła droga wysadzana starymi lipami, wśród których bielała kaplica św. Jana Nepomucena u źródła. Dziedziniec był obszerny i przerznięty kilkakroć ścieżkami wydeptanymi do tak zwanego pałacu, do oficyn i stajen.”

We dworze panował porządek staroświecki, patriarchalny, wszystko szło jednym, raz na zawsze wyznaczonym torem. Dzień podobny był do dnia i codziennie o tej samej porze należało wykonywać te same czynności. „Każdy z ludzi był na swoim miejscu, przy swoim zatrudnieniu: mops nawet używał świeżego powietrza z przekonania o potrzebie i z nałogu, nie z żadnej przypadkowej fantazji; była to jego gankowa godzina.”

Nie mogę przestać myśleć o tym, że to właśnie potomków mieszkańców tych wołyńskich dworów sto lat później zarezali kosami i siekierami potomkowie ich spokojnych, nisko czapkujących rusińskich chłopów. Zarezali, ciała wrzucili do studni, a domy spalili. Kraszewskiemu coś takiemu pewnie nie przyszło do głowy, że ten potulny lud może być tak okrutny. O wiele bardziej okrutny niż despotyczna ciotka Sumińska. 

Alicja Łukawska

Kraszewski Józef Ignacy, „Całe życie biedna”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1956

Tekst oryginalny ukazał się na blogu
archiwum mery orzeszko


3 komentarze:

  1. Mery Orzeszko potrafi odszukiwać zapomniane książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I na dodatek wspaniale je zaprezentować!

      Bardzo ważny i smutny jest ostatni akapit jej recenzji...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...