czwartek, 28 maja 2015

Franciszek Wysłouch, Echa Polesia

Barbarzyńskie zmiany na mapie Europy powstałe wskutek drugiej wojny światowej pozbawiły nas niejednego miejsca, które nie pasowało do ówczesnej cywilizacji i nie pasuje do niej do dziś. Jednym z takich regionów była Huculszczyzna, drugim Polesie. Co prawda część tej krainy znajduje się obecnie w granicach państwa polskiego, ale lwia część przypadła Białorusi. Pierwsze moje skojarzenia z przedwojennym Polesiem to bagna, nieprzejezdne drogi, niski poziom wykształcenia i brak świadomości narodowej u większości mieszkańców. Zawsze jednak czułem, że miejsce to ma jakąś swoją drugą naturę. Inną od tej przedstawianej w spisach i oficjalnych sprawozdaniach międzywojennej Polski. Franciszek Wysłouch w "Echach Polesia" przedstawia krainę, w której człowiek żyje z zgodzie z przyrodą, a to przynosi mu satysfakcję i szczęście. Coś w tym musi być. W końcu motyw ten pojawia się w literaturze już od starożytności...

Franciszek Wysłouch należy rzecz jasna do warstwy szlacheckiej. Nie natknąłem się jeszcze na jakąkolwiek informację o wspomnieniach z Polesia wydanych przez "tutejszego" (z oczywistych względów). W relacji uderza bliskość dworu z miejscową ludnością. Autor wielokrotnie wyruszał na polowania z chłopami, prowadził z nimi rozmowy podczas wspólnych wyjazdów i utrzymywał kontakty nazwijmy to "gospodarcze". Polescy tubylcy byli dość specyficzną grupą. Nie rozumieli oni do końca terminu "własność". Nigdy nie uważali lasów czy łąk za dobra, które mogą być przypisane do kogoś. Nie respektując obowiązujących zasad dowolnie korzystali z zasobów leśnych. Oczywiście nie można obarczać ich winą. Pamiętajmy, że naprawdę niewielki procent z nich był objęty choćby podstawowym kształceniem. Warto podkreślić, że rodzina Wysłouchów nigdy nie robiła w związku z tym żadnych problemów i tolerowała korzystanie przez miejscową ludność z ich lasów.

Obraz Polesia, który wyłania się z książki jest niezwykły. Pola i lasy otoczone ogromnymi połaciami bagien, które dają schronienie wielu gatunkom zwierząt. Część z rozlewisk i torfowisk dostępna była tylko zimą, kiedy wszystko skuwał lód. Do części w ogóle nie można było dotrzeć. Należało wszakże uważać na zapadliny, które niejednego śmiertelnika wciągnęły do, jak to się mówiło, otchłani piekielnej. W pewne miejsca nie zapuszczały się nawet wilki...

Widać, że autor niesamowicie tęskni za Polesiem. W końcu to jego rodzinne strony, gdzie się wychował. Ale mam wrażenie, że nie tylko o to chodzi. Franciszek Wysłouch jest bardzo wrażliwy na przyrodę. Odnajduje w niej spokój. Obcowanie z nią przynosi mu radość i stabilizację. Nagła wyprowadzka zniszczyła cały jego świat. Świat, w którym głuszce i cietrzewie nie znajdowały się w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych, ale były dość pospolitymi mieszkańcami poleskich lasów. Świat, w którym ogromne obszary kraju nigdy nie zostały dotknięte ręką ludzką. Świat, w którym łódź jest podstawowym środkiem transportu. Świat, w którym życie zaczyna się od niczym niezmąconej ciszy poranka i kończy mieniącym się na rozlewiskach słońcem. Świat, który nie jest jedynie środkiem do zaspokajania materialnych korzyści, ale źródłem zadumy, refleksji i wyższych uczuć.

"Echa Polesia" to jedne z ciekawszych wspomnień z życia w przedwojennej Polsce, które czytałem. Trochę irytowały mnie zbyt częste opisy polowań. Naprawdę nie rozumiem, co jest ciekawego w tarzaniu się w bruździe ziemi o świcie tylko po to, żeby strzelić do kaczki... Cudowne opisy przyrody rekompensują jednak tę niedogodność. Poza oczywistymi walorami historycznymi i przyjemnością z lektury (autor posługuję się pięknym językiem) książka pokazuje, jaką rolę odgrywa przyroda w równowadze wewnętrznej człowieka. Franciszek Wysłouch nie jest, rzecz jasna, pionierem w takim podejściu. Literatura od najdawniejszych czasów zna ten wzorzec i chętnie się nim posługuje. "Echa Polesia" dotyczą jednak świata relatywnie bliskiego nam i czasowo, i przestrzennie.





 Tekst oryginalny ukazał się na blogu
Libri amici, libri magistri


3 komentarze:

  1. Ja też nie rozumiem istoty polowań i nazywanie tego barbarzyństwa "sportem". Ale książka wydaje się ciekawa, zainteresowała mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomnienia Franciszka Wysłoucha o Polesiu zwróciły moją uwagę i mam już w domu jedną z tych książek. Dobrze wiedzieć, że warto się z nią zapoznać, choć przyznaję, że również nie popieram polowań.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tej książce i jej autorowi (jego całej rodzinie) poświęca sporą uwagę Magdalena Szejnert w swojej książce "Usypać góry. Historie z Polesia".

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...