„Maria” to dalszy ciąg powieści „Czerwone niebo nad Wołyniem” Barbary Iskry-Kozińskiej. Pierwsza część to opowieść o rodzinie ze strony ojca autorki, czyli Kozińskich ze wsi Okopy na Wołyniu, którzy cudem uratowali się przed śmiercią z rąk Ukraińców. Kozińscy w porę uciekli przed żądnymi krwi wieśniakami ukraińskimi i schronili się w pobliskim lesie, gdzie pod opieką partyzantów przeczekali do końca wojny. Potem wyjechali na Ziemie Odzyskane.
Z kolei „Maria” to historia Zawadzkich, czyli rodziny matki autorki. Zawadzcy mieszkali na Wileńszczyźnie, tam przeżyli okupację niemiecką, a po wejściu Sowietów zdecydowali się na wyjazd „do Polski”.
Tytułowa Maria to matka Barbary Iskry-Kozińskiej. W tej opowieści jest młodą dziewczyną, która pomaga niemłodym już rodzicom, a do tego matkuje powierzonym jej opiece trzem małym chłopcom, sierotom po starszej siostrze. Czytamy o tym, jak Maria wraz z kuzynką wyprawiły się saniami przez las do miasta powiatowego, by uzyskać papiery repatriacyjne, jak było to trudne i najeżone rozlicznymi przeciwnościami. Ale to nie był koniec, gdyż aby uzyskać zgodę władz radzieckich na wyjazd, Maria wraz z ojcem musi jeszcze zimą, w trzaskający mróz, wyrąbać narzuconą wcześniej ilość drzew w lesie.
Dalej – mamy pożegnanie na zawsze z domem na Kresach, długą podróż do Polski i w końcu osiedlenie się Zawadzkich w Kosarzynie pod niemiecką granicą. Jest to historia, która nieodparcie nasuwa skojarzenia z kultowym filmem „Sami swoi”, z tym, że „Maria” jest utrzymana raczej w tonie poważnym, a nie komediowym. Znajdziemy tu jednak niektóre filmowe motywy, takie jak: wyszukiwanie domów po Niemcach do zamieszkania, dzielenie ziemi między mieszkańców wsi i radość z koni podarowanych przez amerykańską „ciocię Unrrę”. Są też opisane trudne początki na nowym miejscu, kiedy najważniejsze było zapewnienie rodzinie podstawowej egzystencji, by było co włożyć na grzbiet i do garnka.
Po jakimś czasie do Kosarzyna zjeżdżają także Kozińscy, którzy zostali wyproszeni z poprzedniego miejsca osiedlenia się (na Opolszczyźnie), bo tam, do swoich domów wrócili ich niemieccy właściciele, a polskie władze zgodziły się na ich powrót. Kozińscy musieli więc szukać nowego miejsca na ziemi. Znaleźli je w Kosarzynie, za płotem Zawadzkich.
Maria dorasta, ale ma bardzo wiele obowiązków. W rodzinie zaczyna gościć choroba i śmierć. Maria ma adoratora, wojskowego, który chce ją porwać ze wsi do miasta, a ona nie potrafi się zdobyć na to, by zostawić rodzinę na pastwę losu. Wybiera życie na wsi. Wkrótce wyjdzie za mąż za zakochanego w niej najmłodszego syna Kozińskich, Zdzisława.
Autorka odmalowała w tej książce kawał historii swojej rodziny i rodzinnej wsi, a poprzez to, takze kawal historii Polski. Jest to bardzo plastyczna opowieść, pełna ciepła i drobiazgowych opisów życia codziennego na Ziemiach Odzyskanych w późnych latach 40., 50 i wczesnych 60. Mimo rozmaitych trudności (np. z powstałym we wsi kołchozem, czyli spółdzielnią produkcyjną) życie toczy się dość spokojnie, bez wcześniejszych, wojennych emocji, które obie rodziny, Kozińskich i Zawadzkich, przeżyły na Kresach. „Maria” pozbawiona jest dramatyzmu, jakim charakteryzuje się część pierwsza. Ale może i dobrze. Życie w czasie pokoju też bywa ciekawe.
Dla mnie lektura tej książki była trochę podróżą w czasie, mogłam dzięki niej przenieść się do wsi sprzed kilkudziesieciu lat, jaką pamiętam z dzieciństwa. Z czułym zainteresowaniem czytałam o rozmaitych, dawno już zapomnianych zwyczajach i obrzędach typowych dla polskiej wsi kilkadziesiąt lat temu.
Alicja Łukawska
Kozińska-Iskra Barbara, „Maria”, wyd. Bellona, Warszawa 2013
Tekst oryginalny na blogu: archiwum mery orzeszko
Recenzje Mery zachęcają do lektury. Ta książka jest na mojej kresowej liście.
OdpowiedzUsuńTak, Mery potrafi zachęcić. :)
UsuńBo się zarumienię ;)))
Usuń