Stefan Banach, Hugo Steinhaus, Stanisław Ulam, Stanisław Mazur, Antoni Łomnicki i wielu innych uczonych tworzyło w latach międzywojennych tzw. lwowską szkołę matematyczną. Współpracując ze sobą, bądź rywalizując, przeciwstawiając matematykom z Warszawy i Krakowa, dokonali wielu odkryć, zdobyli sławę, zaszczyty i zrobili międzynarodowe kariery wykładowców, a Ulam został współtwórcą pierwszej bomby atomowej. Ich burzliwe losy, osiągnięcia, kariery naukowe i pozanaukowe, dramatyczne dzieje kończące się w wielu przypadkach śmiercią od kul hitlerowskich okupantów, opisuje Urbanek na tle zmieniającego się życia politycznego i kulturalnego Polski w czasie dwudziestolecia międzywojennego, w trakcie i po II wojnie światowej.
Jestem mieszkanką historycznego regionu Polski – Galicji. Oczywiście z racji swojego wieku nie pamiętam czasów, gdy Lwów był w granicach RP. Chociaż moja rodzina jest bardziej związana z Rzeszowem, to jednak serce oddałam właśnie miastu lwów i ciągle ono krwawi na wspomnienie powojennej grabieży. Tylko raz – jak na razie – miałam okazję być we Lwowie, na wiosnę 2002 roku, to był piękny dzień, a Lwów skradł mi serce do reszty. Podczas wizyty na Cmentarzu Łyczakowskim odwiedziłam grób Stefana Banacha i coś pyknęło. Nigdy wybitnym matematykiem nie byłam i nie będę, ale mająca niedawno premierę książka bardzo mnie zainteresowała. Wprawdzie z dużej chmury mały deszcz, ale i ryzyk fizyk.
Odwiedzając z wycieczką Cmentarz Łyczakowski przewodniczka opowiadała nam również o Stefanie Banachu, wzbudził ogólną wesołość, bowiem chodził do naszej klasy chłopiec o tym samym nazwisku, ale szło mu kiepsko z matmy. Tymczasem usłyszeliśmy, że Banach był samoukiem, dopiero później dowiedziałam się, że przewodniczka podkolorowała rzeczywistość. A zaczęło się dawno, dawno temu w…Krakowie, matematyk Hugo Steinhaus przechodził przez Planty i usłyszał, że ktoś dyskutuje o mierze Lebesgue`a, pojęciu ze zbioru wyższej matematyki, jednym z dyskutantów był Stefan Banach, o pięć lat młodszy od Steinhausa, którego Hugo wiele lat później nazwie swoim największym odkryciem matematycznym. Łączyło ich umiłowanie matematyki, różniło wszystko inne. Steinhaus pochodził z zamożnej rodziny(w PRL, w ankiecie napisze arystokracja plus burżuazja), był uporządkowany, systematyczny, studiował za granicą, a Banach był nieślubnym dzieckiem, szybko się nudził, mawiał „wykład zaczął się z opóźnieniem, ale za to skończymy wcześniej”, miał ledwie półdyplom, chociaż miał zostać nawet dziekanem, nigdy nie skończył studiów. Dzieliło ich wiele, ale to oni stworzyli lwowską szkołę matematyczną, gdy Steinhaus dostał pracę we Lwowie, zabrał ze sobą Banacha, później przyszli inni. Pomyślicie zapewne, że dumne mury uniwersytetu Jana Kazimierza musiały mieć w sobie coś inspirującego – a skądże! Uczeni najczęściej przesiadywali w kawiarniach, ich ulubionym lokalem była Kawiarnia Szkocka, od nazwy której wziął się tytuł Księgi Szkockiej w której zapisywano zadania i problematy matematyczne, wraz z obiecanymi nagrodami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz