Melchior Wańkowicz jest dziś twórcą w dużej mierze zapomnianym, aczkolwiek może coś się w tej materii zmieni, skoro wydawnictwo Prószyński i S-ka w 2009 roku rozpoczęło wydawanie dzieł wszystkich Autora. Kolejne tomy ukazują się w pięknej szacie graficznej, każdy tom opatrzony jest wstępem specjalisty lub badacza twórczości Wańkowicza. Mamy również możliwość zapoznania się z wydawnictwem Aleksandry Ziółkowskiej-Boehm „Na tropach Wańkowicza… po latach”, co, miejmy nadzieję, przyniesie owoce w przywróceniu twórczości Melchiora Wańkowicza współczesnemu czytelnikowi.
Muszę przyznać, że nie znam twórczości Wańkowicza tak dobrze jak bym chciała. Czytałam co nieco w dość odległej przeszłości, ale wrażenia mam nieco mgliste. Ponieważ jednak „Szczenięce lata” to - jak by nie było - klasyk literatury odnoszącej się do Kresów Wschodnich, po prostu musiałam sięgnąć po tę książkę. I rzeczywiście warto ją przeczytać i zadumać się…
Melchior Wańkowicz wywodził się ze słynnej kresowej rodziny ziemiańskiej. Wańkowicze żyli na dalekich Kresach, tzw. Mińszczyźnie, a majątkiem rodowym rodziców Melchiora były Kałużyce. Jeden z jego przodków Walenty Wańkowicz, znany malarz, twórca jednego z najbardziej znanych portretów Adama Mickiewicza, promowany jest dziś zresztą przez Białorusinów jako artysta czysto białoruski.
„Po śmierci rodziców opieka, złożona z dwóch poważnych sąsiadów, wysłała mię, jako dwuletniego dzieciaka, z ojcowskich Kalużyc w powiecie ihumeńskim ziemi mińskiej - do majątku babki w Kowieńszczyźnie, bo to, panie, odpowiedzialność chować chłopca przez guwernerów, a do tego jeszcze Melchiorowicza.” [s. 15]
Pisarz został osierocony w wieku zaledwie dwóch lat i wtedy, jak wspomina, został wyekspediowany do majątku babki – Nowotrzeb na Kowieńszczyźnie, gdzie spędził dzieciństwo i wczesną młodość. Te lata spędzone w otoczeniu kobiet wbiły mu się w pamięć swoim poszanowaniem wielowiekowej tradycji, staroświeckim językiem i zwyczajami. Opowieść o Nowotrzebach to rodzaj nieśpiesznej gawędy przywołującej obrazy, smaki, zapachy i zwyczaje z zamierzchłej epoki. Pisarz przywołuje anegdoty, historie związane z funkcjonowaniem dworu na kresowej prowincji. Te wspomnienia spisane są piękną polszczyzną, pełną archaizmów, określeń, które były już zapomniane w okresie międzywojennym, kiedy książka ukazała się drukiem po raz pierwszy. Autor opisuje etap nowotrzebski z sentymentem, melancholią zdając sobie sprawę, że jest kronikarzem czasów, które już nie wrócą.
„[Służba jadała] `abraduki - kluski z grubej mąki w słoninie, skrydle - z takiejże mąki placki ociekające tłuszczem i twarde jak skóra, szpekuchy - pierogi, których cienką powłokę rozdymała masa gorącej słoniny, szwilpiki - placki z gotowanych kartofli, pieczone w piecu kekory - takież placki nadziewane różnym nadzieniem z mięsa, warzyw i sera - wszystko to pływające w roztopionej słoninie lub zalane sosem, zwanym mizgutia (słonina z podśmietaniem); wreszcie nie wiem czemu z polska zwany maćkiem, ale piekielnie litewski wymysł - łój barani zakrzepły między dwiema warstwami ciasta`.(s. 17)
O ile Kowieńszczyzna była ważna dla dziecka, jakim był Wańkowicz, o tyle Kałużyce, gdzie przeniósł się później pod opiekę braci, były istotne w nastoletnim życiu Autora, gdy zrywał z podległością matriarchatowi babki i kuzynek. :) Jak sam mówi: „(…) spadło ze mnie całe babstwo nowotrzebskie” (s. 61). Mamy okazję dowiedzieć się, jak wyglądały polowania, zabawy z bronią młodzieży męskiej.
Ta książeczka niewielkich rozmiarów to świadectwo dawnych czasów, kiedy polskość dworków przenikała się ze zwyczajami miejscowej ludności; kiedy dwór był centrum świata dla okolicznych mieszkańców. To wszystko zmienił wybuch wojny i rewolucji, ale dzięki talentowi Wańkowicza możemy przenieść się w te dawno nie istniejące miejsca i poznać ludzi, którzy nie przewidzieli dramatycznego końca ich świata. To klasyka literatury kresowej i warto, a nawet trzeba ją znać.
Ta książeczka niewielkich rozmiarów to świadectwo dawnych czasów, kiedy polskość dworków przenikała się ze zwyczajami miejscowej ludności; kiedy dwór był centrum świata dla okolicznych mieszkańców. To wszystko zmienił wybuch wojny i rewolucji, ale dzięki talentowi Wańkowicza możemy przenieść się w te dawno nie istniejące miejsca i poznać ludzi, którzy nie przewidzieli dramatycznego końca ich świata. To klasyka literatury kresowej i warto, a nawet trzeba ją znać.
Tekst ukazał się na blogu Notatnik Kaye
Autor: Melchior Wańkowicz
Wydawnictwo: Literackie
Rok wydania: 1987
Liczba stron: 142
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz