Zanim zagłębię się w temat Wędziagolskiego i jego pamiętników, a także na użytek tych, którzy czytają tylko pierwszy akapit - ta książka to mój prywatny hit lata. Wiem, że te sepiowe okładki zlewają się człowiekowi w jedno, ale gdyby ta jedna kiedyś rzuciła się Wam w oczy, zachęcam, żeby się nią zainteresować.
Urodzony na Wileńszczyźnie w 1886 Karol Wędziagolski był carskim urzędnikiem i absolwentem elitarnego Korpusu Kadetów. Po wybuchu I Wojny Światowej oczywiście został powołany do wojska, gdzie mógł wykorzystać swoje talenta organizacyjne i interpersonalne i szybko stał się osobą niezastąpioną w tzw. zaopatrzeniu. Po rewolucji lutowej siłą rozpędu zaangażował się w politykę i został wybrany na komisarza politycznego 8. Armii. No i wtedy się się zaczęło...
Przeciętny żołnierz został grubą rybą czasów kiereńszczyzny, razem z Borysem Sawinkowem bezskutecznie próbowali zorganizowac zdławienie rewolucji pażdziernikowej. Potem walczył z jedną z armii kontrrewolucyjnych, konspirowal na Ukrainie, siedział w niemieckim więzieniu, wreszcie, jako członek POW zaczął współpracować z Piłsudskim i pomógł mu wraz z Sawinkowem zorganizować rosyjskie oddziały walczące po stronie polskiej przeciw bolszewikom (min. Bułaka-Bałachowicza).
Przy okazji poznał wszystkich wielkich polskich i rosyjskich tamtych czasów (z wyjątkiem chyba Lenina).
Po politycznej zdradzie Piłsudskiego i deportacji Sawinkowa wycofał się jednak Wędziagolski z działalności publicznej i zajął unowocześnianiem swojego podwileńskiego majątku.
Ciekawe są jego decyzje z Drugiej Wojny Światowej. Po jej wybuchu uznał, że Europa nie jest już bezpiecznym miejscem i tak szybko, jak się dało, ewakuował całą swoją rodzinę do Brazylii.
Trudno zresztą właśnie takim decyzjom się dziwić. Czytając książkę widac, że wojna, a juz zwłaszcza obydwie rewolucje zepchnęły Rosję do stanu wielkiej rozpierduchy, która została wykorzystana przez garstkę zdeterminowanych do bolszewickiego zamachu stanu. Wędziagolski miał prawo bać się, że ten stan, gdzie jednostka kompletnie się nie liczy, powtórzy się w jakimś stopniu także w trakcie kolejnej wojny.
Ciekawe są także losy samych 'Pamiętników". Ponieważ Wędziagolski sprawniej posługiwał się literackim rosyjskim niż polskim fragmenty jego pamiętników ukazywały się najpierw w rosyjskiej prasie emigracyjnej. Tam też zwróciła na nie uwagę Barbara Toporska (żona Józefa Mackiewicza) i podjęła się przykrojenia rękopisu mamuta napisanego w mieszance kilku języków do formy nadającej się do wydania.
Efekt jest piorunujący i nie jest to raczej tylko zasługa redaktorki, gdyż mam wrażenie, że "Pamiętniki" napisane są lepiej niż własne dzieła Toporskiej (nie, żeby ta miała się czego wstydzić, jeśli chodzi o umiejętności literackie). Całość jest "po amerykańsku" podzielona na krótkie rozdziały, co dodatkowo ułatwia i przyspiesza czytanie.
Książka byla sensacją literacką poczatku lat 70-tych, zgarnęła kilka nagród (w tym nagrodę Kościelskich). Sędziwy autor zabrał się nawet za pisanie ciągu dalszego, tyle, że ten ... przepadł. Teoretycznie powinien znajdowac sie w archiwum Mackiewiczów w Rapperswilu, tyle, ze nikt go tam jak dotąd nie odnalazł. Być może więc kolejny rękopis mamut czeka nie tylko na redaktora, ale także na swojego odkrywcę. Oby kiedyś znalazł obydwu.
Ponieważ notka w Wikipedii o Sawinkowie pozostawia wiele do życzenia, tutaj odrobina lektury uzupełniającej.
Trudno zresztą właśnie takim decyzjom się dziwić. Czytając książkę widac, że wojna, a juz zwłaszcza obydwie rewolucje zepchnęły Rosję do stanu wielkiej rozpierduchy, która została wykorzystana przez garstkę zdeterminowanych do bolszewickiego zamachu stanu. Wędziagolski miał prawo bać się, że ten stan, gdzie jednostka kompletnie się nie liczy, powtórzy się w jakimś stopniu także w trakcie kolejnej wojny.
Ciekawe są także losy samych 'Pamiętników". Ponieważ Wędziagolski sprawniej posługiwał się literackim rosyjskim niż polskim fragmenty jego pamiętników ukazywały się najpierw w rosyjskiej prasie emigracyjnej. Tam też zwróciła na nie uwagę Barbara Toporska (żona Józefa Mackiewicza) i podjęła się przykrojenia rękopisu mamuta napisanego w mieszance kilku języków do formy nadającej się do wydania.
Efekt jest piorunujący i nie jest to raczej tylko zasługa redaktorki, gdyż mam wrażenie, że "Pamiętniki" napisane są lepiej niż własne dzieła Toporskiej (nie, żeby ta miała się czego wstydzić, jeśli chodzi o umiejętności literackie). Całość jest "po amerykańsku" podzielona na krótkie rozdziały, co dodatkowo ułatwia i przyspiesza czytanie.
Książka byla sensacją literacką poczatku lat 70-tych, zgarnęła kilka nagród (w tym nagrodę Kościelskich). Sędziwy autor zabrał się nawet za pisanie ciągu dalszego, tyle, że ten ... przepadł. Teoretycznie powinien znajdowac sie w archiwum Mackiewiczów w Rapperswilu, tyle, ze nikt go tam jak dotąd nie odnalazł. Być może więc kolejny rękopis mamut czeka nie tylko na redaktora, ale także na swojego odkrywcę. Oby kiedyś znalazł obydwu.
Ponieważ notka w Wikipedii o Sawinkowie pozostawia wiele do życzenia, tutaj odrobina lektury uzupełniającej.
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Filety z Izydora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz