Wskutek drugiej wojny światowej i nowego porządku będącego jej konsekwencją w gruzach legł nie tylko świat przedwojennych Żydów, wielokulturowe kresowe miasteczka i warstwa ziemiańska, ale starto w proch i pył (dosłownie) także cygańskie tabory przemierzające w międzywojniu ogromne połacie kraju oraz świat Hucułów. Pierwsza myśl, która może przyjść na wspomnienie o Hucułach to rasa koni. Tymczasem Huculi to grupy górali zamieszkujących w II Rzeczypospolitej pograniczne Polski i Rumunii. Stworzyli barwną kulturę, która odeszła z zapomnienie. Michał Kruszona przy pomocy starych fotografii i wieloletnich poszukiwań próbuje go przywrócić. Stworzył tajemniczą, pełną zagadek i ciekawostek opowieść, która przenosi czytelnika w świat, który odszedł bezpowrotnie.
Huculszczyzna była jedną z najbardziej niezwykłych krain przedwojennej Polski. Dość powiedzieć, że osoby, które stać było na dalekie podróże wybierały zamiast nich pobyt na pograniczu polsko-rumuńskim. Kultura huculska intrygowała i przyciągała łowców oryginalnych tradycji i niezwykłych ludzi. Nie trzeba było wyjeżdżać z kraju, żeby natknąć się na grupę przeniesioną w XX wiek niemal z innego świata.
Huculi zajmowali się przede wszystkim pasterstwem i myślistwem. Dorabiali ścinając drzewa w słynnych huculskich lasach, których zasoby wydawały się nieograniczone. Następnie spławiali je w dół rzeki. Była to praca trudna i niebezpieczna. Wielkie bele często taranowały bezbronnych ludzi stojących w wodzie. Zajęcie do najłatwiejszych nie należało, ale tak wyglądało życie Hucułów. Ciasne chaty i monotonne żywienie było dla nich codziennością. O głodzie jednak nic autor nie wspomina. Nie żyło się więc im tak źle. Może ich kultura materialna nie przedstawiała szczególnie wysokiego poziomu (niestety nie pozostało po niej niemalże nic), ale sfera wiary, zwyczajów, obyczajów i tradycji wyróżniała ich spośród innych grup etnicznych przedwojennej Polski i do dziś budzi zachwyt pomieszany ze zdumieniem.
O oryginalności mieszkańców niech świadczy fakt, że w styczniu 1919 roku ogłosili powstanie... Republiki Huculskiej. Kilkuset górali zebrało się, wymyśliło plan stworzenia własnego kraju, wybrało prezydenta i jakby nigdy nic ogłosiło powstanie nowego państwa. Nie trudno się domyślić, jaka była reakcja wojsk rumuńskich. Na szczęście do rozlewu krwi nie doszło. Huculi poddali się praktycznie bez walki. Przez kolejnych dwadzieścia lat nie snuli marzeń o niepodległości, ale zwyczajnie wrócili do wypasu bydła, hodowli koni i innych codziennych zajęć. Dwudziestolecie międzywojenne to czas ich świetności. Ich kultura osiąga apogeum. Nieźle powodzi się im także pod względem materialnym. W każdy wtorek zabierają wyprodukowane przez swoje rodziny sery i inne produkty i wyruszają na targ. Dlaczego we wtorek? W piątek, dzień śmierci Jezusa, nie wypada handlować. W niedzielę chrześcijanie nie mogą handlować. Odpada też poniedziałek, bo wioski są rozsiane na dużym terenie. Żeby zdążyć dotrzeć na poniedziałkowy poranek trzeba by wyjechać w niedzielę, a przecież to czas święty. Targ nie może też odbyć się w piątek, bo który Żyd się na nim pojawi? Mówi to wiele o kulturze przedwojennej Polski, która szanowała odmienne religie i tradycje. Przejawiało się to choćby w tak błahych sprawach, jak wybór dnia targowego.
Po świecie Hucułów pozostały jedynie fotografie oraz pamięć o dawnej świetności, której fundamentem były osobliwe tradycje i zwyczaje. Im właśnie autor poświęca najwięcej miejsca. Mamy okazję przyjrzeć się pogrzebowi huculskiemu, krzyżom rozsianym po polach i dolinach oraz przebiegowi wesela. Poznamy "bohatera" nie mniej znanego w tamtych stronach od Janosika, który napadał bogatych górali i oddawał biednym. Zajrzymy do huculskiej sypialni i kipiącej kuchni. Będzie też okazja, żeby poobserwować życie starych Hucułek palących przed chatą fajki. Michał Kruszona proponuje podróż w czasie w tak oryginalne miejsce, że aż trudno uwierzyć, że istniało w naszym kraju.
Huculszczyzna była jedną z najbardziej niezwykłych krain przedwojennej Polski. Dość powiedzieć, że osoby, które stać było na dalekie podróże wybierały zamiast nich pobyt na pograniczu polsko-rumuńskim. Kultura huculska intrygowała i przyciągała łowców oryginalnych tradycji i niezwykłych ludzi. Nie trzeba było wyjeżdżać z kraju, żeby natknąć się na grupę przeniesioną w XX wiek niemal z innego świata.
Huculi zajmowali się przede wszystkim pasterstwem i myślistwem. Dorabiali ścinając drzewa w słynnych huculskich lasach, których zasoby wydawały się nieograniczone. Następnie spławiali je w dół rzeki. Była to praca trudna i niebezpieczna. Wielkie bele często taranowały bezbronnych ludzi stojących w wodzie. Zajęcie do najłatwiejszych nie należało, ale tak wyglądało życie Hucułów. Ciasne chaty i monotonne żywienie było dla nich codziennością. O głodzie jednak nic autor nie wspomina. Nie żyło się więc im tak źle. Może ich kultura materialna nie przedstawiała szczególnie wysokiego poziomu (niestety nie pozostało po niej niemalże nic), ale sfera wiary, zwyczajów, obyczajów i tradycji wyróżniała ich spośród innych grup etnicznych przedwojennej Polski i do dziś budzi zachwyt pomieszany ze zdumieniem.
O oryginalności mieszkańców niech świadczy fakt, że w styczniu 1919 roku ogłosili powstanie... Republiki Huculskiej. Kilkuset górali zebrało się, wymyśliło plan stworzenia własnego kraju, wybrało prezydenta i jakby nigdy nic ogłosiło powstanie nowego państwa. Nie trudno się domyślić, jaka była reakcja wojsk rumuńskich. Na szczęście do rozlewu krwi nie doszło. Huculi poddali się praktycznie bez walki. Przez kolejnych dwadzieścia lat nie snuli marzeń o niepodległości, ale zwyczajnie wrócili do wypasu bydła, hodowli koni i innych codziennych zajęć. Dwudziestolecie międzywojenne to czas ich świetności. Ich kultura osiąga apogeum. Nieźle powodzi się im także pod względem materialnym. W każdy wtorek zabierają wyprodukowane przez swoje rodziny sery i inne produkty i wyruszają na targ. Dlaczego we wtorek? W piątek, dzień śmierci Jezusa, nie wypada handlować. W niedzielę chrześcijanie nie mogą handlować. Odpada też poniedziałek, bo wioski są rozsiane na dużym terenie. Żeby zdążyć dotrzeć na poniedziałkowy poranek trzeba by wyjechać w niedzielę, a przecież to czas święty. Targ nie może też odbyć się w piątek, bo który Żyd się na nim pojawi? Mówi to wiele o kulturze przedwojennej Polski, która szanowała odmienne religie i tradycje. Przejawiało się to choćby w tak błahych sprawach, jak wybór dnia targowego.
Po świecie Hucułów pozostały jedynie fotografie oraz pamięć o dawnej świetności, której fundamentem były osobliwe tradycje i zwyczaje. Im właśnie autor poświęca najwięcej miejsca. Mamy okazję przyjrzeć się pogrzebowi huculskiemu, krzyżom rozsianym po polach i dolinach oraz przebiegowi wesela. Poznamy "bohatera" nie mniej znanego w tamtych stronach od Janosika, który napadał bogatych górali i oddawał biednym. Zajrzymy do huculskiej sypialni i kipiącej kuchni. Będzie też okazja, żeby poobserwować życie starych Hucułek palących przed chatą fajki. Michał Kruszona proponuje podróż w czasie w tak oryginalne miejsce, że aż trudno uwierzyć, że istniało w naszym kraju.
Huculszczyzna mnie interesuje. Zafascynowała mnie "Prawda starowieku" Vincenza. Chętnie sięgnę po książkę Kruszona...
OdpowiedzUsuńNie czytałam, ale temat wydaje się bardzo ciekawy.
UsuńJeszcze jedna podróż w czasie...
Vicenz jest podobno dość trudny w odbiorze, książka Michała Kruszony wydaje się więc dobrym wprowadzeniem w temat. :)
OdpowiedzUsuń