ULICE PAMIĘCI
Cicha, Pełesza, Kamińskiego, Sapieżyńska – tych i innych ulic już nie ma, bo przecież nie ma już i Stanisławowa, trzeciego po Krakowie i Lwowie miasta w Galicji. Jest wymyślony przez Chruszczowa Iwano-Frankiwsk (chociaż Iwan Franko wcale nie był stanisławowianinem), ale pamięć jest silniejsza niż sztuczna ukraińska nazwa, a zresztą wciąż to, co dawne, pozostaje tam najpiękniejsze.
Cicha, Pełesza, Kamińskiego, Sapieżyńska – tych i innych ulic już nie ma, bo przecież nie ma już i Stanisławowa, trzeciego po Krakowie i Lwowie miasta w Galicji. Jest wymyślony przez Chruszczowa Iwano-Frankiwsk (chociaż Iwan Franko wcale nie był stanisławowianinem), ale pamięć jest silniejsza niż sztuczna ukraińska nazwa, a zresztą wciąż to, co dawne, pozostaje tam najpiękniejsze.
Tadeusz Olszański (rocznik 1929), który miasto swego urodzenia opuścił pod koniec wojny i po raz pierwszy odwiedził je dopiero w 1998 roku, z nostalgią wędruje śladami dzieciństwa; najpierw sielskiego, a po 1939 roku wpisującego się w dramat polskich losów na kresach Rzeczypospolitej. Wraz z nim poznajemy piękno stolicy Pokucia i odczuwamy grozę kolejnych wojennych okupacji, które udało się przetrwać w dużej mierze tylko dzięki polsko-węgierskim związkom rodzinnym. Aż szkoda, że do tej mapy pamięci wydawca nie dodał planu ulic przedwojennego Stanisławowa, by dzisiejszemu czytelnikowi wspomnień o ołowianych żołnierzykach przybliżyć topografię miasta. Jego opis ilustrują natomiast zdjęcia z prywatnych zbiorów.
Ze względu na rodzinę (matka autora była Węgierką) jest to również opowieść o madziarskiej obecności na naszych Kresach – i przy okazji o kresach Królestwa św. Stefana – oraz o przyjaźni polsko-węgierskiej, która wytrzymała wojenną próbę. Pokazanie ogromnej różnorodności narodowościowej i bogactwa kulturowego dawnego województwa stanisławowskiego (Rusini, Żydzi, Ormianie, Huculi, Rumuni, Niemcy, Czesi) stanowi z pewnością jeden z walorów książki.
Jak zawsze przy czytaniu wspomnień warto sprawdzać ludzką pamięć. Odzyskanie Zaolzia przez Polskę nastąpiło w październiku 1938 roku, a nie w listopadzie 1939 (s. 90), błędnie też podano pisownię niektórych nazw osobowych (np. powinno być Stepan, a nie Stiepan Bandera, s. 119) i geograficznych (właściwie Wynohradiw, nie Vinohrady, s. 163). Inaczej też niż przed wojną piszemy dziś słowo „patriarchat” (vide s. 69).
ANDRZEJ W. KACZOROWSKI (recenzja ukazała się w numerze 1/2009 „Wiedza i Życie”)
Tadeusz Olszański, „Kresy Kresów – Stanisławów”, Iskry, Warszawa 2008.
Bardzo chętnie poczytałabym sobie o Stanisławowie. Poszukam tej książki.
OdpowiedzUsuńStanisławów tym bardziej mnie ciekawi, iż czytam teraz pamiętniki Franciszka Karpińskiego (tego od "Laury i Filona"). No i on też rodem spod Stanisławowa, a w samym Stanisławowie chodził do szkoły.