sobota, 21 lutego 2015

Zdzisław Skrok, Podolska legenda





ZAGUBIONE TROPY KRESOWEJ ARKADII

„Omijaliśmy z premedytacją miejsca znane, łatwe do odnalezienia, wpisane do marszruty coraz liczniejszych na Podolu polskich wycieczek” – pisze we wstępie Zdzisław Skrok. I zaraz daje opis swoich wrażeń z... Kamieńca Podolskiego. A na okładce mamy oczywiście twierdzę kamieniecką. To zresztą jedyna ilustracja w całej książce, oprócz zdjęcia autora.

Cel był „konkretny i jasno określony: odnaleźć, opisać i sfotografować zabytki tamtejszej architektury (...), której fundatorami i użytkownikami w większej części byli niegdyś Polacy. (...) Przyjechaliśmy, aby zobaczyć, co z tej spuścizny pozostało jeszcze po wojennych zawieruchach i porządkach nowej władzy”. Niestety, na kilku reportażowych wrażeniach opowieść się urywa.

Dalej następuje zbiór kilkunastu esejów na temat geografii, przyrody i historii Podola pod wspólnym hasłem „W kołowrocie dziejów”, co zajmuje większą część całego dzieła. Zadziwia brak jakiejkolwiek mapki przy rozważaniach o położeniu i granicach polskiej ziemi obiecanej (i w ogóle w całej książce). Rezultat łatwo przewidzieć, bo dowiadujemy się na przykład, że Słowacki był „rodowitym Podolaninem” (sic!, s. 27). Chciałoby się krzyknąć: „Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie”, a gdzie Zbrucz?!...

Jak na archeologa przystało, referując powstanie polskiego Podola, Skrok sięga aż do łowców mamutów i ludności ceramiki malowanej. Szczęśliwie opis dalszych, niezwykle burzliwych dziejów ziemi podolskiej – ukraszony mnogimi cytatami kronikarzy, pamiętnikarzy, historyków, poetów, pisarzy (vide Trylogia) – jest bardziej wiarygodny niż tamtejsze wykopaliska, ale widoczna fascynacja przeszłością Podola to mimo wszystko trochę mało.

Deklarowanym celem podróży miało być przecież „odszukiwanie zagubionych śladów”. Na drugą, dużo skromniejszą część książki – z mylącym tytułem „Pamiątki polskiego Podola” – składają się kolejne eseje dostarczające obfitą porcję cytatów z bogatej literatury; wśród licznych ciekawostek nie brak tu rozmaitych nieścisłości (autor nie wie na przykład, że twórca chasydyzmu urodził się w Okopach Świętej Trójcy). Najkrócej autor pisze o wołających o pomstę do nieba losach naszych kresowych nekropolii; jak zauważa, na upamiętnienie wciąż czekają zbiorowe mogiły ofiar ukraińskich nacjonalistów.

Na „Wspomnienia i zabytki”, czyli ocalałą z dziejowej zawieruchy podolską Atlantydę i odkrywanego tu „ducha dawności”, zostało tylko niespełna 30 spośród ponad 200 stron. Skrok wymienia ogółem 29 mniej lub bardziej znanych miejsc z Kamieńcem Podolskim na czele, ale wiedza, którą przekazuje, jest pełna luk, błędów i dezinformacji. Jeden przykład: Jazłowiec. Bynajmniej nie leży ani nad „urwistym zakolem Strypy”, ani „w widłach Dniestru i Jazłowczyka” (obie wersje na s. 178), już od 15 lat nie nosi sowieckiej nazwy Jabłoniwka, również siostry niepokalanki dawno powróciły do historycznej siedziby, prowadząc dom rekolekcyjno-pielgrzymkowy i opiekując się sanktuarium bł. Marceliny Darowskiej (pochowanej w zakonnych katakumbach). Dane, które serwuje swym czytelnikom Skrok, są zwyczajnie i po prostu nieaktualne. Nigdzie w książce nie podaje daty swej podróży, ale na spotkaniu autorskim przyznał, że ostatni raz przebywał na Podolu… 10 lat temu. Brak informacji na ten temat uważam za karygodny, bo te 10 lat na Ukrainie to epoka.

Są jednak w tekście Skroka gorsze rzeczy, których nijak nie da się wytłumaczyć. Pisząc na przykład o Dunajowcach Krasińskich (s. 175), twierdzi, że poeta i dramaturg Zygmunt „podobno tu się urodził”, o czym świadczy podpis Napoleona Ordy pod rysunkiem pałacu, w którym jakoby nasz trzeci wieszcz przyszedł na świat „d. 23 lutego 1811”; również niektórzy obecni mieszkańcy Dunajowiec wiedzą, że urodził się tu „jakiś polski poeta”. Oczywiście, to piramidalna bzdura, co łatwo sprawdzić (Zygmunt Krasiński urodził się 19 lutego 1812 roku w Paryżu). Po raz pierwszy podróżował na Podole w maju 1822 roku z ojcem; generał Wincenty Krasiński pokazał wówczas synowi Kamieniec Podolski i Okopy Świętej Trójcy (w których rozgrywa się akcja „Nie-Boskiej komedii”), a wyjazd ten Skrok pomylił z drugą podróżą Zygmunta na Podole w towarzystwie guwernera jesienią 1825 roku.

Książkę autor poświęcił Romanowi Aftanazemu – „strażnikowi kresowej pamięci Polaków”, a rozmowa z nim (z 1992 roku) stanowi końcowy dodatek do „Podolskiej legendy”; sylwetka tego badacza nie została nawet opatrzona datami życia (1914–2004). Autor monumentalnych „Dziejów rezydencji na dawnych kresach Rzeczypospolitej” z pewnością przewraca się teraz w grobie.

Brakuje indeksu nazwisk i skorowidza nazw geograficznych. Irytuje niechlujna korekta, a o redakcji lepiej nie wspominać.

Książka otrzymała Nagrodę Warszawskiej Premiery Literackiej za lipiec 2007 roku.


ANDRZEJ W. KACZOROWSKI
(w: „Wiedza i Życie” 10/2007)
 

Zdzisław Skrok, „Podolska legenda. Powstanie i pogrzeb polskiego Podola”, Iskry, Warszawa 2007.

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...