Truskawiec, Jaremcze, Worochta, Skole, Morszyn… Czy mówią Wam coś te nazwy? Może nie, a może przywołują opowieści z dalekiej przeszłości snute przez dziadków i pradziadków, dla których te miejsca były synonimem wypoczynku w dawnych dobrych czasach. Profesor Nicieja w drugim tomie swojego kresowego dzieła przywołuje pamięć o tych właśnie miejscach oraz o ludziach z nimi związanych.
II Rzeczpospolita to okres niezwykłego rozwoju turystyki i co za tym idzie prywatnych i państwowych inwestycji w rozwój polskich sanatoriów, zwłaszcza tych położonych we wschodniej części kraju, mocno zaniedbanej cywilizacyjnie, dla których turystyczny boom mógł być jednym ze sposobów walki z bieda. Obywatele odrodzonej Rzeczpospolitej często decydowali się na odpoczynek w kraju jakby ciesząc się, że mogą korzystać z uroków przyrody w swoim kraju.
Profesor Nicieja w swoim cudownym stylu zabiera nas w podróż do świata przedwojennych uzdrowisk położonych na Kresach Wschodnich. Pokazuje nam piękno tamtych stron, ludzi, którzy tam mieszkali, tworzyli swój świat brutalnie zniszczony w 1939 r. Autor dotarł do nieznanych szerzej wspomnień i fotografii. Lektura książki sprawia, że przenosimy się do tamtego świata, przeżywamy ludzkie historie, które kryją się za zdjęciami w sepii. Do najbardziej znanych epizodów opisanych przez profesora Nicieję należy niewątpliwie historia pobytu Rity Gorgonowej w Truskawcu. Możemy zobaczyć zdjęcie, na którym stoi razem ze swoim chlebodawcą i jego córką Lusią, o której zabójstwo zostanie oskarżona kilka lat później. Nie miejsce tu na przypomnienie tej niezwykłej historii, jednej z najsłynniejszych spraw kryminalnych Polski przedwojennej, ale to zdjęcie jest przypomnieniem tej tajemniczej sprawy. Z kolei ze Skolem nierozerwalnie związana jest rodzina Groedlów, właścicieli uroczego pałacyku, gospodarzy najsłynniejszych polowań II RP. Jako przedsiębiorcy kierowali się własną ligiką, która ujawnia się w poniższej anegdocie:
„Do legendy przeszły stosunki panujące między pracownikami i pracodawcami w kompleksie zakładów produkcyjnych braci Groedlów. Ilustruje to historia pilarza ze Świętosławia, który pracując w tartaku, zabrał do domu bez powiadomienia właściciela kilka desek. Po otrzymaniu takiej wiadomości Groedel wezwał go do swego biura i zapytał: "Czy ja ci źle płacę? Potrzebujesz może pożyczki?”. "Nie” – odpowiedział pilarz. "To dlaczego zabrałeś te deski? Idź do pracy i nie wystawiaj mi już więcej złego świadectwa, że niedostatecznie ci płacę i dlatego musisz kraść mi drewno”.
Wiadomość o tej rozmowie rozeszła się wśród wszystkich pracowników tartaków braci Groedlów. I nie zaistniał już drugi przypadek kradzieży desek. Warto wiedzieć, że pracownicy Groedlowa, ponad tysiąc osób, otrzymywali bezpłatnie drewno na opał. Mieszkania remontowano im na koszt firmy. Robotnik, któremu urodziło się dziecko, otrzymywał becikowe oraz w dniu chrztu dziecka darmowy przejazd fabrycznym fiakrem do kościoła, cerkwi lub synagogi.” (s. 170)
Oczywiście nie zawsze było tak różowo, Autor „Kresowej Atlantydy” przytacza również bardziej kontrowersyjne historie, ale zagłada majątku Groedlów to tylko jeden z licznych przykładów katastrofy polskich Kresów Wschodnich jako miejsca na styku kultur Wschodu i Zachodu, miejsca, gdzie ludzie, których różniło wiele, potrafili żyć obok siebie i wzajemnie się szanować.
Opisując drugą książkę z cyklu „Kresowa Atlantyda” mam poczucie swoich ograniczeń. Bo jakież nowe przymiotniki mogę wybrać, aby opisać, jak bardzo mnie ta książka ujęła i jak wielką przyjemnością była jej lektura? No, nie da się, więc będzie krótko. :)
Profesor Nicieja ze znawstwem i lekkością otwiera przed nami skarbiec; skarbiec opowieści, ludzkich historii, niezwykłych miejsc zatrzymanych w kadrze ocalonych z zagłady fotografii. Jego wiedza i przystępny styl pozwala nam przenieść się w czasie i mieć choć przez chwilę poczucie, że byliśmy tam z wizytą…
II Rzeczpospolita to okres niezwykłego rozwoju turystyki i co za tym idzie prywatnych i państwowych inwestycji w rozwój polskich sanatoriów, zwłaszcza tych położonych we wschodniej części kraju, mocno zaniedbanej cywilizacyjnie, dla których turystyczny boom mógł być jednym ze sposobów walki z bieda. Obywatele odrodzonej Rzeczpospolitej często decydowali się na odpoczynek w kraju jakby ciesząc się, że mogą korzystać z uroków przyrody w swoim kraju.
Profesor Nicieja w swoim cudownym stylu zabiera nas w podróż do świata przedwojennych uzdrowisk położonych na Kresach Wschodnich. Pokazuje nam piękno tamtych stron, ludzi, którzy tam mieszkali, tworzyli swój świat brutalnie zniszczony w 1939 r. Autor dotarł do nieznanych szerzej wspomnień i fotografii. Lektura książki sprawia, że przenosimy się do tamtego świata, przeżywamy ludzkie historie, które kryją się za zdjęciami w sepii. Do najbardziej znanych epizodów opisanych przez profesora Nicieję należy niewątpliwie historia pobytu Rity Gorgonowej w Truskawcu. Możemy zobaczyć zdjęcie, na którym stoi razem ze swoim chlebodawcą i jego córką Lusią, o której zabójstwo zostanie oskarżona kilka lat później. Nie miejsce tu na przypomnienie tej niezwykłej historii, jednej z najsłynniejszych spraw kryminalnych Polski przedwojennej, ale to zdjęcie jest przypomnieniem tej tajemniczej sprawy. Z kolei ze Skolem nierozerwalnie związana jest rodzina Groedlów, właścicieli uroczego pałacyku, gospodarzy najsłynniejszych polowań II RP. Jako przedsiębiorcy kierowali się własną ligiką, która ujawnia się w poniższej anegdocie:
„Do legendy przeszły stosunki panujące między pracownikami i pracodawcami w kompleksie zakładów produkcyjnych braci Groedlów. Ilustruje to historia pilarza ze Świętosławia, który pracując w tartaku, zabrał do domu bez powiadomienia właściciela kilka desek. Po otrzymaniu takiej wiadomości Groedel wezwał go do swego biura i zapytał: "Czy ja ci źle płacę? Potrzebujesz może pożyczki?”. "Nie” – odpowiedział pilarz. "To dlaczego zabrałeś te deski? Idź do pracy i nie wystawiaj mi już więcej złego świadectwa, że niedostatecznie ci płacę i dlatego musisz kraść mi drewno”.
Wiadomość o tej rozmowie rozeszła się wśród wszystkich pracowników tartaków braci Groedlów. I nie zaistniał już drugi przypadek kradzieży desek. Warto wiedzieć, że pracownicy Groedlowa, ponad tysiąc osób, otrzymywali bezpłatnie drewno na opał. Mieszkania remontowano im na koszt firmy. Robotnik, któremu urodziło się dziecko, otrzymywał becikowe oraz w dniu chrztu dziecka darmowy przejazd fabrycznym fiakrem do kościoła, cerkwi lub synagogi.” (s. 170)
Oczywiście nie zawsze było tak różowo, Autor „Kresowej Atlantydy” przytacza również bardziej kontrowersyjne historie, ale zagłada majątku Groedlów to tylko jeden z licznych przykładów katastrofy polskich Kresów Wschodnich jako miejsca na styku kultur Wschodu i Zachodu, miejsca, gdzie ludzie, których różniło wiele, potrafili żyć obok siebie i wzajemnie się szanować.
Opisując drugą książkę z cyklu „Kresowa Atlantyda” mam poczucie swoich ograniczeń. Bo jakież nowe przymiotniki mogę wybrać, aby opisać, jak bardzo mnie ta książka ujęła i jak wielką przyjemnością była jej lektura? No, nie da się, więc będzie krótko. :)
Profesor Nicieja ze znawstwem i lekkością otwiera przed nami skarbiec; skarbiec opowieści, ludzkich historii, niezwykłych miejsc zatrzymanych w kadrze ocalonych z zagłady fotografii. Jego wiedza i przystępny styl pozwala nam przenieść się w czasie i mieć choć przez chwilę poczucie, że byliśmy tam z wizytą…
Tekst oryginalny ukazał się na blogu Notatnik Kaye
Podobno na Kresach pozostało 200 polskich miast i je właśnie opisuje Nicieja. O tych 200 miastach pisał ostatnio Marcin Hałaś w miesięczniku "Historia UWażam RZE", jest tam recenzja piątego tomu "Kresowej Atlandyty" Niciei, który - wg Hałasia - pracuje niczym stachanowiec, tak szybko te tomy wypuszcza.
OdpowiedzUsuńMam na półce wszystkie dotychczas wydane tomy, ale przeczytałam dopiero dwa. Wiele dobrego przede mną. ;)
UsuńHej dopiero zobaczyłam Twój wpis na moim blogu. Oczywiście możesz zamieścić moją recenzję "Zielonej sukienki" :-)
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
Usuń