piątek, 2 października 2015

Małgorzata Szumska, Zielona sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii




„Zielona sukienka” jest reportażem podróżniczym, po który zapewne bym nie sięgnęła, gdyby nie… program kulinarny.

W jednym z odcinków
„Ugotowanych" na obiad do swojego domu zapraszała autorka książki, Małgorzata Szumska. Od razu ją polubiłam, bo wydała mi się przyjaznym, niespokojnym duchem i tzw. „babą z jajami”. Opowiadała, jak samotnie podróżuje po świecie i na jakie szalone pomysły wpada. Na przykład wyjechała kiedyś do Chin na trzy dni, a spędziła tam dwa tygodnie, śpiąc w pociągach i na dworcach, a odżywiając się głównie lodami. Innym razem wyjechała na Filipiny, by prezentować teatr lalek dzieciom, które przeżyły przejście tajfunu Yolanda. Wspomniała też, że napisała książkę…

„Zielona sukienka” okazała się zapisem podróży autorki przez Rosję i Kazachstan, śladami jej dziadków zesłańców. Opowieść zaczyna się współcześnie. Babcia Szumskiej ma 82 lata, mieszka na trzecim piętrze i nie może już chodzić po schodach. Wnuczka Małgorzata odwiedza ją, by porozmawiać o swojej planowanej wyprawie. Zamierza sama pojechać na Syberię, by na własne oczy zobaczyć, gdzie jej dziadkowie zostali zesłani w młodości.

Wkrótce też poznajemy historię dziadków, rozdzielonych przez wojnę na wiele lat. Najpierw dziadek (za działalność w AK) został zesłany na 25 lat do Kargału w Kazachstanie. Pół roku później babcia została wywieziona w głąb Syberii, w zupełnie inne miejsce. Ostatnie słowa jej ukochanego, kiedy się rozstawali, brzmiały: „Nie czekaj, ja nigdy nie wrócę”. Jak się skończyła ich historia i co ma z nią wspólnego zielona sukienka, nie zamierzam zdradzać. Dość na tym, że są to naprawdę fascynujące losy dwojga kochających się ludzi, skazanych na wojenną tułaczkę.

Historia ta zatacza koło, bowiem 60 lat później ich wnuczka podąża tymi samymi śladami… Jak sama przyznaje, trasa tej współczesnej podróży została wyznaczona przez Stalina i życie. Zaczyna się na Wileńszczyźnie (skąd pochodzą dziadkowie), prowadzi przez Moskwę i Syberię, by zakończyć się w Kazachstanie. A po drodze wiele się dzieje... Autorka jedzie mało komfortową koleją transyberyjską, uczy się rosyjskich przekleństw, spotyka kazachskich dziadków, a nawet uczestniczy w szamańskim obrzędzie wylewania wódki w ofierze bogom.

Szumska nie jest typową podróżniczką. Wędruje „bez mapy, bez towarzystwa, bez pomyślunku i bez planów”. Mam wrażenie, że wyznaje tym samym zasadę „co ma być, to będzie” i poddaje się chwili. Jest bardzo otwarta na spotkania z drugim człowiekiem. Nie ocenia Rosjan przez pryzmat polityki, za to uważnie przygląda się ich codzienności, rejestrując najciekawsze różnice kulturowe.

Nie znajdziecie tu nudy ani dłużyzn, bo swoje przygody z podróży autorka przedstawia bardzo lekko i z humorem. Do tego okrasza je sporą dawką sentymentu i samogonu (inaczej bimbru) :). Książkę czyta się dosłownie jednym tchem, raz się śmiejąc, raz płacząc. Dlatego już nie mogę się doczekać kolejnej książki Szumskiej - tym razem o podróży z pomocą humanitarną na Filipiny.

Tekst oryginalny ukazał się na blogu Niebieska zakładka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...