wtorek, 27 października 2015

"Oto baśń, w której wszystko wydarzyło się naprawdę". O Krzemieńcu i Zygmuncie Janie Rumlu




Z godną podziwu pieczołowitością i ogromnym czarem ukazała Barbara Gorska atmosferę międzywojennego Krzemieńca, dzieje tamtejszego Liceum, a na tym tle sylwetkę Jana Zygmunta Rumla. Wołyńskie miasteczko, którego sercem i centrum kulturalnym była znakomita szkoła, pod piórem tej autorki odżywa wszystkimi swoimi barwami, dźwiękami i zapachami. Na podstawie kwerendy przedwojennej prasy i innych źródeł udało się autorce ułożyć pasjonującą opowieść poecie, którego dziś określa się nie bez powodu mianem "Baczyński Wołynia", oraz o Atenach Wołyńskich: jej twórcach, kadrze nauczycielskiej, metodach kształcenia i wychowania oraz najsłynniejszych uczniach. Choć Barbara Gorska podaje olbrzymi materiał faktograficzny (wiele nazwisk i dat), to jednak czyni to w tak zniewalającym stylu, że ani przez moment nie byłam znudzona. Autorka świadomie nadała swojej opowieści sztafaż baśniowy, by wzbudzić w czytelniku zachwyt i emocje. Wskazują na to już pierwsze słowa książeczki:

 Oto baśń, w której wszystko wydarzyło się naprawdę.


Wydana po raz drugi przez Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich publikacja podzielona jest na trzy części. W pierwszej - największej objętościowo - autorka opowiada dzieje wyjątkowego Gimnazjum, a potem Liceum Wołyńskiego. W drugiej części Barbara Gorska prezentuje sylwetkę Rumla jako człowieka przede wszystkim i społecznika, opierając się (jak sama to ujmie) na swego rodzaju archeologii, gdyż poruszała się wśród białych plam oraz dysponowała niewieloma dokumentami, publikacjami i wspomnieniami na temat przedwcześnie zmarłego poety. W ostatniej zaś części poznajemy go jako poetę. Jego skromna twórczość wskazuje na duży talent, który jednak nie zdążył w pełni wybrzmieć... Wszystkie rozdziały harmonijnie łączą się ze sobą, tworząc niezwykle pociągający obraz Kresów jako zagłębia wszelkich talentów na przykładzie Krzemieńca i poety, którego charakter i światopogląd ukształtowała kulturotwórcza atmosfera miasteczka położonego w malowniczym jarze, otoczonym siedmioma wzgórzami.

Barbara Gorska przywołuje wiele ciekawostek na temat przedwojennego życia jego mieszkańców, skrupulatnie odtwarza dużo szczegółów i to w taki sposób, że można usłyszeć choćby dźwięk dzwonów kościoła licealnego czy dzwonka nawołującego do nauki (bo miasto "miało wspaniałe naturalne warunki akustyczne") albo poczuć zapachy Krzemieńca! W maju pachniało miasteczko bzem i azalią pontyjską. Autorka podejmuje też dialog z czytelnikiem, czasami nawet wyraźnie polemizuje z dzisiejszymi reformatorami polskiej edukacji, na przykład gdy słusznie stwierdza:




Kiedy się dziś zastanawiamy nad kolejnymi reformami edukacji, a sięgniemy do niezwykłej historii Gimnazjum, a potem Liceum Wołyńskiego, do ich programów, idei wychowawczej, zasad organizacyjnych, aż chce się ze zdumieniem zawołać: co tu można nowego i bardziej "nowoczesnego" wymyślić, przecież myśmy już to wszystko mieli! Bieda w tym, że "myśmy wszystko zapomnieli".

Warto zapoznać się ze znakomicie opisanymi przez Gorskę dziejami tej wyjątkowej szkoły i "małego Paryża", jak zwano w czasach Tadeusza Czackiego Krzemieniec. Znakomicie autorka pokazała, jak to miejsce uformowało intelekt, postawę wobec życia, osobowość i system wartości Zygmunta Jana Rumla.

Jaki był Rumel? Na tego poetę, zamordowanego w 1943 roku przez ukraińskich banderowców, nie musimy już patrzeć przez pryzmat jego męczeńskiej śmierci właśnie dzięki książce Krzemieńczanin oraz wydanego osobno zbioru jego wszystkich odkrytych i ocalałych wierszy. Jak zauważa autorka biografii:



Historia już dokonała heroizacji tej postaci "podług miary Fidiasza". Śmierć rzutuje na odczytywanie życia. Jej okoliczności mogą niefortunnie poprowadzić w kierunku hagiografii.


Wbrew obawom udało się Barbarze Gorskiej, mimo szczątkowych informacji i źródeł, ukazać Rumla jako żywego człowieka, z jego poglądami, zaletami i wadami, wyborami i zainteresowaniami. Miał naturę żywiołową i pełną optymizmu. Był otwarty na ludzi i typem społecznika (należał do Wołyńskiego Związku Młodziezy Wiejskiej), a w swoich artykułach publicystycznych odważnie polemizował z Ksawerym Pruszyńskim, ponadto wyrażał zaniepokojenie antysemityzmem i pogarszającymi się stosunkami polsko-ukraińskimi. Unikał raczej środowiska poetów konspiracji i powstania warszawskiego, trzymał się na uboczu. W okresie okupacji pochłonięty był działalnością konspiracyjną. W 1941 roku poślubił o jedenaście lat starszą Kunekundę Annę z Wójcikiewiczów, która była aktorką w zespole Reduty. Autorka biografii przytacza interesujące w tym kontekście wspomnienie jej koleżanki z konspiracji, Zofii Załęskiej, o odbywających się na ulicy Hożej w Warszawie tak zwanych polskich nocach, w trakcie których kobiety czytały poezję lub śpiewały, by w ten sposób zapomnieć o wojennym koszmarze:



Hania Rumlowa, wychowanka szkoły przy teatrze Reduta, prowadzonej przez Osterwę, śpiewała nam długo w noc piosenki.



Od jesieni 1941 roku do wiosny 1942 Zygmunt Rumel działał jako emisariusz Batalionów Chłopskich na Wołyń. Opracowywał trasy kurierów, a do zespołu łączniczek należała między innymi jego żona. Na początku 1943 roku Rumel został mianowany komendantem okręgu VIII Batalionów Chłopskich, obejmującego województwo wołyńskie. W tym czasie zaczęły się już zorganizowane napady banderowców na ludność polską w powiatach krzemienieckim, sarneńskim i kostopolskim. W lipcu 1943 roku Rumel został jako pełnomocnik Delegata Rządu na Wołyń wysłany na rozmowy pojednawcze z dowództwem UPA do Kustycz. Pojechał wtedy w polskim mundurze, ale bez zbrojnej obstawy, gdyż jej nie chciał, choć mu proponowano. Wierzył, że jego misja pokojowa będzie udana. Autorka biografii odtwarza okoliczności śmierci Rumla, powołując się na trzy źródła, które uważa za wiarygodne. Od nocznych świadków wiedzano, że trzej posłańcy pokoju: Rumel, Krzysztof Markiewicz i Witold Dobrowolski, zostali storturowani, a następnie rozerwani końmi. Po latach Jarosław Iwaszkiewicz, wspominając śmierć młodego poety, napisał:


Był to jeden z diamentów, którym strzelano do wroga. Diament ten mógł zabłysnąć pierwszorzędnym blaskiem.

 
W ostatniej części książki Barbara Gorska analizuje wiersze Rumla i czyni to w równie pasjonującym stylu. Stara się do nich tak podchodzić, aby nie zabić poezji, czyli nie powiedzieć za dużo. Bo, jak humorystycznie stwierdza, interpretatorzy poezji popadają z jednej skrajności w drugą, sytuując się przeważnie na dwóch biegunach. To spostrzeżenie tak mi się spodobało, że muszę je w całości przytoczyć:



Na jednym zasiadł Bladaczka, który bełkocze ex cathedra: "wielki poeta, Juliusz Słowacki, wielki poeta, kochamy Juliusza Słowackiego i zachwycamy się jego poezjami, gdyż był on wielkim poetą". Drugi zajęła, bardziej niebezpieczna, bohaterka "Epizodu w bibliotece" Herberta: "Jasna dziewczyna pochyliła się nad wierszem. Ostrym jak lancet ołówkiem przenosi na białą kartkę słowa i zamienia je na kreski, akcenty, cezury. Lament poety wygląda teraz jak salamandra objedzona przez mrówki". A my między tymi dwojgiem - jak na huśtawce. [...] Od Bladaczki można uciec - samemu sprawdzić, czytając Słowackiego. Przed uczoną panienką nie ma ratunku - obrzydzi poezję na całe życie.


Jako zachętę do poznania życia i twórczości "Baczyńskiego Wołynia" zamieszczam jeszcze poniżej jeden z utworów Zygmunta Jana Rumla (cała odnaleziona dotąd scheda literacka obejmuje 51 wierszy i 4 poematy):







PIEŚŃ (II)

O twej krasie słyszałem dumy i smutne jak dumy pieśni,
ziemio szeroka wołyńska w jasny rzucona przedwieczerz,
– ale dziś sercem i dłonią chcę nową pieśń ucieleśnić,
pieśń może prostą, tak prostą, jak chleb nasz codzienny i pacierz.

Prawda, żeś z innych ziemio najbardziej bujna i piękna,
na harfie grająca barwy każdej dostałej jesieni,
albo pachnąca oparem wiosennym, mgłą miękka,
i latem z przyzb się śmiejąca – Ładę słowiańską – Ksieni.
[...]



To wszystko jest szatą jeno – jej barwą, światłem i cieniem,
i tą tęsknotą, co z piękna pełnego kształtu się rodzi,
ale dziś – dłonią i sercem chciałbym odnaleźć to drżenie,
które, nim jabłoń wyrosła, szczepiło jej pęd w ogrodzie.





(fragment Pieśni podaję za tomikiem Dwie Matki opracowanym przez Ewę Kaniewską, a wydanym w stulecie urodzin poety przez Stowarzyszenie Rodzin Osadników Wojskowych i Cywilnych Kresów Wschodnich)



 
Recenzja ukazała się na blogu Szczur w antykwariacie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...