Zwany "małym Konstantynopolem" Lwów odcisnął niezatarte piętno na
osobowości Zbigniewa Herberta. Poeta urodził się w najbardziej
patriotycznym i najbardziej europejskim mieście Polski, w mieście, które
ze względu na swoją urodę było samo w sobie dziełem sztuki. Mały
Zbigniew, spacerując jego ulicami, uczył się dobrego smaku, elegancji
oraz wielkiej polskiej tradycji. Został ochrzczony w kościele św.
Antoniego na Łyczakowie w 1924 roku. Był to kościół parafialny
Herbertów, którzy mieszkali w jego najbliższym sąsiedztwie, a babcia
Herberta, przenajświętsza babcia, Maria z Bałabanów, Maria Doświadczona,
należała do trzeciego zakonu franciszkańskiego i właśnie do św.
Antoniego chodziła się modlić. W 2002 roku odsłonięto w tym kościele
tablicę upamiętniającą chrzest przyszłego poety. Z tej okazji ks. kard.
Marian Jaworski powiedział wtedy, że twórczość Herberta jest
świadectwem wiary w porządek wartości, a zarazem ich obroną. Głosi ona
wartości nieprzemijające, które trzeba nam razem z nim odkrywać i
realizować [...] jego poezja, jego twórczość mają dlatego charakter uniwersalny, ukazują nam życie, które warto przeżyć − przekazują nam sens nieprzemijający. Na tablicy autorstwa warszawskiego artysty Marka Moderaua umieszczono fragment wiersza Moje Miasto:
... ocean lotnej pamięci
podmywa kruszy obrazy
w końcu zostanie kamień
na którym mnie urodzono
co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta...
Drugą tablicę odsłonięto na domu przy ul. Łyczakowskiej 55, w którym poeta się urodził i mieszkał w latach 1924−1933. Nie było mu dane przyjechać do ukochanego miasta, które opuścił z rodziną w 1944 roku i które przez całe życie będzie mu się stale śniło. Siostra poety Halina Herbert-Żebrowska, wspominając wspólne dzieciństwo, wraca myślą do Lwowa:
Piękne było nasze miasto − trzecia po Warszawie i Łodzi metropolia w II Rzeczypospolitej. Otoczone wieńcem wzgórz, na które wspinały się ulice. W sercu miasta zabytkowa starówka z Gotycką Katedrą, stare kościoły, świątynie innych wyznań. W Rynku zachowane kamienice w stylu i z czasów Odrodzenia. Miasto wielokulturowe, wielonarodowe z tradycjami Semper Fidelis dla Rzeczypospolitej. […]
Byliśmy dziećmi II Rzeczypospolitej, wychowywani w kulcie dla tychże Orląt. Od najmłodszych lat odwiedzaliśmy cmentarz, mauzoleum obrońców Lwowa, gdzie 1 listopada w rocznicę zrywu zbrojnego było szczególnie uroczyście. Dumni i szczęśliwi z odzyskanej niepodległości obserwowaliśmy defiladę w święta narodowe 3 maja i 11 listopada. W pochodzie szła żywa historia. Na czele weterani powstania 1863 r., dostojni, siwobrodzi jechali w dorożkach. Potem oddział Hallerczyków w błękitnych mundurach owacyjnie oklaskiwany, gdyż to oni przybyli na odsiecz w okresie walk o Lwów. Dalej ukochana formacja wojskowa Lwowa − ułani jazłowieccy na koniach z poszumem proporczyków.
Wiele miało do zaoferowania miasto Lwów swoim dzieciom. Piękne, faliste okolice, w zimie świetne tereny narciarskie. Przy dobrych warunkach śniegowych można było na nartach podjeżdżać pod dom na ulicy Łyczakowskiej. Lwowski Teatr Wielki przygotowywał dla dzieci spektakle bajkowe na wielkiej scenie w fascynującej inscenizacji. Najmłodszych szczególnie interesowało muzeum przyrodnicze Dzieduszyckich. Wreszcie zapierająca dech w piersiach pięknem i wspaniałością Panorama Racławicka.
Pierwsze trzypokojowe mieszkanie, w którym Zbigniew wychowywał się z siostrą Haliną i bratem Januszem, znajdowało się w kamienicy przy ulicy Łyczakowskiej 55. Mieszkali wspólnie z babcią, Marią z Bałabanów, z pochodzenia Ormianką. W 1932 roku państwo Herbertowie przeprowadzili się na ulicę Piekarską, potem zaś na Tarnowskiego, a tuż przed wojną na Obozową, niedaleko Parku Stryjskiego. Lato spędzali w wybudowanej przez siebie podmiejskiej willi w Brzuchowicach.
Fragment mojego tekstu poświęconego Zbigniewowi Herbercie, opublikowanego na wortalu Granice.pl.
Z wielką miłością wspomina poeta swoje miasto!
OdpowiedzUsuńW kulcie Orląt były wychowywane we Lwowie chyba wszystkie dzieci.
Łyczakowska to też ulica moich Dziadków i mojego Ojca,jak również wspomniany kościół św.Antoniego.I tak niedaleko już do dwóch słynnych nekropolii...
Bardzo ubolewam, że wciąż nie byłam we Lwowie, w ogóle nasze Kresy są mi jeszcze nieznane. A przecież tyle lektur za mną, sama też o nich pisałam wielokrotnie.
OdpowiedzUsuńKiedyś... na pewno.
Piękne wspomnienie o tym niezwykłym mieście, z którego wywodził się nasz wielki Poeta i wielu ludzi polskiej kultury.
OdpowiedzUsuń